piątek, 31 maja 2013

O włoskim wyzwaniu, weekendowych planach i o tym jak można zostać wybranym przez psa

I tak po kolei:
Dziękuję Wam za przystąpienie do mojego włoskiego wyzwania:) Już założyłam zakładkę Włochy w recenzjach. Jeszcze założę kolejną na ciekawe włoskie linki i jak przyjdą przepisy, albo coś o podróżowaniu dodam następne:).
A jak u Was weekendowe plany? Wyjechaliście gdzieś? Ja spędzam wolne dni w towarzystwie dobrych francuskich win, wędruję po francuskiej prowincji a jak już się zmęczę, przerzucam się na "Wrześniowe dziewczynki":) Jednym słowem oddaje się rozpasanemu czytelnictwu:) Francję zwiedzam z Agnieszką Kumor i jej książką "Nie tylko Paryż". Subiektywny przewodnik wiedzie mnie po krętych uliczkach, oprowadza po zamkach, przybliża podania i legendy francuskich ziem. A Wrześniowe dziewczynki też mnie wciągnęły:) Tak więc długi weekend zapowiadał się spokojnie, miło i leniwie. Ale... No właśnie. Wczoraj byliśmy u
znajomych na grillu. Fajnie było. Akacje pachniały, po drzewach przemykały wiewiórki, piwo było odpowiednio chłodne, a towarzystwo bardzo sympatyczne. W doskonałych humorach wracaliśmy do domu, gdy nagle zauważyliśmy, że mamy towarzystwo. Za nami dreptał szczeniak. Dodreptał tak aż do naszego domu i oczywiście chwilowo u nas został. Szczeniak jest szczeniakowaty jak tylko szczeniaki potrafią być. W ruch poszły ścierki, ze schowka wyciągnięty został kocyk. Dodatkowy lokator jest niebywale pocieszny, Pulet bawi się z nim, a właściwie z nią jak szalona. Rozpytujemy wśród znajomych czy nie wiedzą do kogo mała może należeć, podpytujemy też, czy ktoś właśnie nie chce zająć się małym psiakiem. Na odnalezienie poprzednich właścicieli nie mamy zbyt dużej nadziei, bo wygląda na to, że Gabana (tak ją nazwaliśmy) została po prostu wyrzucona. Ale może ktoś z Was chciałby się nią zaopiekować i zapewnić jej ciepły i dobry dom? Jeżeli byście coś wiedzieli dajcie znać. No i napiszcie jak wy spędzacie długi weekend i czy nie przytrafiły się Wam jakieś niespodziewane przygody, typu zostaliście wybrani przez psa:)
A oto zdjęcia Gabany, która pilnie szuka domu:



środa, 29 maja 2013

Na uśmiech:)



Włoszczyzna i wyzwanie Dolce vita

Zdaje mi się, że już wielokrotnie wspominałam, że mam włoskiego fisia. Bo niewątpliwie mam. A oto dowód:

To są książki, które albo są o Włoszech, albo w jakiś sposób do nich nawiązują. Brakuje tu jeszcze kilku które zostały pożyczone:) "Słodkich pieczonych kasztanów" chwilowo mam dwie sztuki, jedną, którą pożyczyłam od Sabinki i drugą, którą sobie zakupiłam, bo oczywiście nie mogłam się oprzeć:)

A teraz coś co chyba popularnie nazywa się wyzwaniem, zapraszam do wklejania linków pod tym postem związanych z Włochami. Recenzji książek, opisów podróży, przepisów na dania włoskie. To mój pierwszy eksperyment z wyzwaniem i mam nadzieję, że się powiedzie:) Wyzwanie jest bezterminowe, banerek zaraz się pojawi i bardzo bym prosiła o umieszczenie go u siebie (tak to się chyba robi???) A wyzwanie startuje pod hasłem: Dolce vita. Zapraszam! A jeszcze jedno, ja trochę inaczej zamierzam zrobić, bo chcę stworzyć zakładkę na górze i tam wklejać Wasze teksty w całości. Linki linkami, a tekst tekstem. Być może jeżeli będzie spore zainteresowanie  i chęć z Waszej strony, stworzę osobny blog o Włoszczyźnie? A tak ogólnie to ten pomysł i wyzwanie dedykuję Asi z życzeniami, żeby jej marzenie się spełniło:)

A tutaj lista moich włoskich tytułów:

1 Słodkie pieczone kasztany Autor: Aleksandra Seghi
2 Sekrety Rzymu - Augias Corrado Autor: Augias Corrado
3 Włochy - przewodnik opracowanie zbiorowe
4 Ten taki co tytułu nie widać to słownik:)
Stoją od lewej strony:
5 Moja Toskania! Vito Casetti Autor: Witold Casetti, Agata Jakóbczak
6 Toskania i okolice Autor: Grzegorz Lindenberg, Anna Maria Goławska
7 Bella Toskania Autor: Frances Mayes
8 Pod słońcem Toskanii Autor: Frances Mayes
9 Codzienność w Toskanii Autor: Frances Mayes
10 Rok w podróży. Dzienniki pasjonatki Autor: Frances Mayes
11 Za dużo słońca Toskanii. Opowieści o Chianti Autor: Dario Castagno
12 Za dużo wina Toskanii Autor: Dario Castagno
13 Dzień w Toskanii Autor: Dario Castagno
14 Moje rzymskie wakacje Autor: Kristin Harmel
15 Toskańska trattoria Autor: Jenny Nelson
16 W miasteczku długowieczności. Rok przy włoskim stole Autor: Tracey Lawson
17 Życie zaczyna się we Włoszech Autor: Julia Blackburn
18 Apetyt na Italię. VESPAniała podróż kulinarna Autor: Matthew Fort
19 Na przekór Toskanii. Nasze cudowne lata we Włoszech Autor: Phil Doran
20 Amore, Amore! Miłość po włosku Autor: Maria Carmen Morese
21 Lekcje włoskiego Autor: Peter Pezzelli
22 Każdej niedzieli Autor: Peter Pezzelli
23 Kuchnia Franceski Autor: Peter Pezzelli
24 Villa Mirabella Autor: Peter Pezzelli
25 Ostatnia wieczerza Autor: Rachel Cusk
26 W niebie na agrafce Autor: Iwona Grodzka-Górnik

Druga półka
Leżą:
27 Włochy - przewodnik pascala
28 Blondynka na językach
29 Słowniki i Włoski kurs podstawowy
Stoją:
30 Smaki południowej Italii Autor: Marlena de Blasi
31 Dziennik toskański Autor: Tessa Capponi-Borawska
32 Dolce vita po polsku Autor: Anna J. Dudek
33 Mądrość Toskanii Autor: Ferenc Máté
34 Winnica w Toskanii Autor: Ferenc Máté
35 Wzgórza Toskanii Autor: Ferenc Máté
36 Włochy. Podróż na południe Autor: Anna Maria Goławska
37 Neapol, moja miłość Autor: Penelope Green
38 Rzymskie dolce vita Autor: Penelope Green
39 Na północ od Capri Autor: Penelope Green
40 W stronę Toskanii. Mój młyn pod Cortoną Autor: Marianna Pilot
41 Włoskie sekrety Autor: Małgorzata Yildirim
42 Amore i amaretti. Opowieści o miłości i jedzeniu w Toskanii Autor: Victoria Cosford
43 Toskania dzień po dniu Autor: Małgorzata Matyjaszczyk
44 Mój pierwszy rok w Toskanii Autor: Małgorzata Matyjaszczyk
45 Dolce Vita. Opowieść o oliwnym gaju we Włoszech Autor: Cathy Rogers, Jason Gibb
46 Lavinia i jej córki. Toskańska opowieść Autor: Marlena de Blasi
47 Tysiąc Dni w Orvieto Autor: Marlena de Blasi
48 Tysiąc dni w Wenecji Autor: Marlena de Blasi
49 Tysiąc dni w Toskanii Autor: Marlena de Blasi
50 Jedz, módl się, kochaj Autor: Elizabeth Gilbert
51 W krainie oliwek Autor: Annie Hawes
52 Extra Virgin Autor: Annie Hawes
53 Sekrety Włoskiej Kuchni Autor: Elena Kostiukovitch

W wyzwaniu udział biorą:
anetapzn
www.pasje-fascynacje-mola-ksiazkowego.blogspot.com/2013/03/z-pustymi-rekami-valero-varesi.html
pasje-fascynacje-mola-ksiazkowego.blogspot.com/2011/12/smierc-i-sad-donna-leon.html
pasje-fascynacje-mola-ksiazkowego.blogspot.com/2012/04/zgubne-srodki-donna-leon.html
pasje-fascynacje-mola-ksiazkowego.blogspot.com/2012/04/okropna-sprawiedliwosc-donna-leon.html
pasje-fascynacje-mola-ksiazkowego.blogspot.com/2013/03/sekretna-ksiega-dantego-francesco.html

Asia i Wojtek
http://www.francesmayesbooks.com/
http://www.winoispiew.com/WinoiSpiew/WINO_I_SPIEW.html

Anna Gut
http://natanna-mojezaczytanie.blogspot.com/2012/10/kazdemu-co-sie-nalezyod-mafii-leonardo.html

Anna
http://markietanka-mojeksiazki.blogspot.com/2013/05/dziennik-badante-czyli-italia-pod.html
http://markietanka-mojeksiazki.blogspot.com/2012/09/romans-po-wosku-annalisa-fiore.html
http://markietanka-mojeksiazki.blogspot.com/2012/08/zycie-zaczyna-sie-we-woszech-julia.html
http://markietanka-mojeksiazki.blogspot.com/2012/06/amore-i-amaretti-victoria-casford.html
http://markietanka-mojeksiazki.blogspot.com/2012/04/na-ponoc-od-capri-cz3-penelope-green.html
http://markietanka-mojeksiazki.blogspot.com/2012/03/sodkie-pieczone-kasztany-aleksandra.html

Fryty Rity

http://traversaia.wix.com/frytyrity?from_fb=1&_escaped_fragment_=sycylijskie-sardele-zdreszczem%2Fcgxj&fb_action_ids=614552085240216&fb_action_types=og.recommends&fb_source=timeline_og&action_object_map=%7B%22614552085240216%22%3A141803166003360%7D&action_type_map=%7B%22614552085240216%22%3A%22og.recommends%22%7D&action_ref_map=%5B%5D

http://traversaia.wix.com/frytyrity?from_fb=1&_escaped_fragment_=mios-trzech-pomaraczy%2Fc1h8r&fb_action_ids=608799745815450&fb_action_types=og.recommends&fb_source=timeline_og&action_object_map=%7B%22608799745815450%22%3A351108418323392%7D&action_type_map=%7B%22608799745815450%22%3A%22og.recommends%22%7D&action_ref_map=%5B%5D

http://frytyrity.blogspot.com/2012/11/smaki-palermo.html#links


Magda K-ska

http://stulecieliteratury.blogspot.com/2013/05/dom-na-sycylii-rosanna-ley.html
http://stulecieliteratury.blogspot.com/2013/03/konklawe-fabrizio-battistelli.html
http://stulecieliteratury.blogspot.com/2013/03/niewidzialne-kolegium.html
http://stulecieliteratury.blogspot.com/2013/03/sekretna-ksiega-dantego.html
http://stulecieliteratury.blogspot.com/2013/02/z-pustymi-rekami.html
http://stulecieliteratury.blogspot.com/2013/02/krwawe-igrzyska.html
http://stulecieliteratury.blogspot.com/2012/12/opinia-nie-recenzja.html
http://stulecieliteratury.blogspot.com/2012/12/smaki-poudniowej-italii.html
http://stulecieliteratury.blogspot.com/2012/10/smaki-ponocnej-italii-kulinarna-podroz.html
http://stulecieliteratury.blogspot.com/2012/10/pokoje-do-wynajecia.html
http://stulecieliteratury.blogspot.com/2012/10/pokoje-do-wynajecia.html
http://stulecieliteratury.blogspot.com/2012/09/la-dolce-vita.html

dawny_basik
http://mozaikazycia.blogspot.com/2013/06/rzym-oczami-dziecka.html?showComment=1370495055195#c6626988003707581039

http://mozaikazycia.blogspot.com/2013/06/rzym-oczami-dziecka-cd.html?showComment=1370540647088#c5452273306350433484

poniedziałek, 27 maja 2013

Na toskańskim szlaku

Dzisiaj pierwszy post z cyklu "Podróż marzeń". W komentarzach pod konkursem zostawiliście mnóstwo szlaków i miejsc do odwiedzenia. Pierwsza była Asia z Siedliska pod Lipami, pod której marzeniem podróżniczym sama chętnie się podpiszę:)
Asia napisała tak:
Podróż - marzenie? O tak!Marzy mi się podróż do Toskanii. Ale nie do toskańskich miast, chociaż cuda Florencji też bym chciała zobaczyć. Moja wymarzona wyprawa to podróż szlakiem toskańskich winnic. Zobaczyć na własne oczy to, o czym czytałam w niezliczonych książkach. Przespacerować się wąskimi uliczkami średniowiecznych miasteczek. Poczuć tę atmosferę. Dotknąć murów i wyobrazić sobie jak przed wiekami żyli tam ludzie.
Powędrujmy razem z nią  toskańskim szlakiem. A może wy coś dorzucicie? Co byście zobaczyli w Toskanii?  Czego byście z całą pewnością nie ominęli i za nic nie przegapili? Piszcie, a teraz głos oddaję Asi:)


Val d'Orcia

Włochy, Toskania, dolina Val d'Orcia/Shutterstock
Krajobraz Val d'Orcia, zdominowany przez rozległe pola poprzecinane winnicami, uprawami oliwek i słoneczników oraz rzędami cyprysów, wraz z niesamowitą barwą spalonej ziemi (tak unikatowej, że doczekała się osobnego określenia w malarskiej palecie - siena palona), mało chyba kogo mogą pozostawić obojętnym. Pejzażu dopełniają kamienne miasta na wzgórzach i samotne posiadłości (wille) zadziwiająco naturalnie wkomponowujące się w krajobraz. Cała dolina rzeki Orcia w 2004 roku została wpisana na Listę UNESCO. Tak uzasadniono tę decyzję: "Pejzaż Val d'Orcia był hołubiony przez malarzy szkoły sieneńskiej, rozkwitającej w okresie renesansu. Obrazy Val d'Orcia, a w szczególny sposób przedstawienia jej pejzaży, które pokazują jak człowiek może w harmonii żyć w zgodzie z naturą, stały się ikonami renesansu i w istotny sposób wpłynęły na sposób myślenia o pejzażu w późniejszych latach". Rzeczywiście, wygląd doliny nie wiele zmienił się od tamtych czasów.

Abbadia San Salvatorepoprzednie

Obecnie Abbadia San Salvatore to popularny kurort narciarski, niegdyś - osada górnicza, specjalizująca się w wydobyciu cynobru, z którego potem pozyskiwano rtęć. Dziś ślady tej dawnej aktywności można odnaleźć w miejscowym Museo Minerario, w którym wizyta obejmuje przejście także 300 m dawnej kopalni (rozciągającej się niegdyś na 35 km). Abbadia San Salvatore bierze swą nazwę od opactwa (wł. abbadia) św. Salwatora, wokół którego powstała w średniowieczu.
Miasto Abbadia San Salvatore zachowało nienaruszoną zabudowę z ciemnego kamienia trachitowego pamiętającą czasy średniowiecza i renesansu.

Bagno Vignoni

Bagno Vignoni to malutka miejscowość, której centrum stanowi ogromny kamienny basen zachowany jeszcze z czasów rzymskich. Otaczają go budynki miejskie, w tym portyk św. Katarzyny, która miała tu ponoć na starość zażywać kąpieli. Oryginalna sceneria miasteczka zachwyciła Andrieja Tarkowskiego, który to tutaj osadził akcję swojego filmu Nostalgia. Tutejsze wody mają podobno właściwości lecznicze, do dziś zresztą jest to chętnie odwiedzane centrum termalne.

Montalcino

Montalcino to niewielkie miasteczko słynne z produkcji świetnego i luksusowego wina - Brunello di Montalcino. Zostało założone jako osada etruska, a w średniowieczu także ono rozkwitało dzięki przebiegającej w okolicy Via Francigena. Znajdowało się w zasięgu wpływów Sieny i to tutaj w 1555 r., po klęsce zadanej Sienie przez Florencję, uciekło 650 sieneńskich rodzin. Utworzyli oni Republikę Sieny w Montalcino i przez cztery następne lata udało im się zachować własne prawa i rządy oraz niezależność od Medyceuszy. Później jednak Montalcino weszło w skład Królestwa Toskanii.

Miasto do dziś pozostaje otoczone murami, których częścią jest forteca (rocca); to w niej niegdyś schronili się sieneńczycy. Można wejść na jej mury i wieże, skąd roztacza się ładny widok (wstęp: 4 EUR). Wcześniej przechodzi się przez sale wystawowe z czasowymi ekspozycjami.

Centrum miasteczka to Piazza del Popolo z XIII-wiecznym Palazzo dei Priori. W dawnym konwencie San Agostino znajduje się Museo Civico e Diocesano d'Arte Sacra, które gromadzi dzieła mistrzów ze szkoły sieneńskiej: Sana di Pietro, Simonego Martiniego, Ambrogia Lorenzettiego oraz cenny krucyfiks z brązu autorstwa Giambologni.

San'Antimo

Godną polecenia jest wycieczka do zagubionego wśród przepięknych pól i winnic Val d'Orcia bardzo starego opactwa Sant'Antimo. Ufundowane zostało ono prawdopodobnie przez Karola Wielkiego ok. 800 r. i w średniowieczu było ważnym i bogatym klasztorem, usytuowanym na prowadzącej do Rzymu Via Francigena. Trzynawowy kościół powstał ok. roku 1118, a elementem zachowanym z poprzedniej konstrukcji jest mała kaplica karolińsko-ottońska z absydą na południe od chóru. W XV w. klasztor podupadł i dopiero w XIX w. znów zamieszkali w nim mnisi (benedyktyni).


Pienza

Pienza jest malowniczym miasteczkiem zagubionym wśród zieleni i ochry toskańskich wzgórz. Najciekawszy pod względem artystycznym ośrodek doliny Orcia został wpisany na Listę UNESCO już w 1996 r. Swój obecny kształt, a także nazwę, zawdzięcza urodzonemu tu Eneaszowi Silviowi Piccolominiemu, poecie i humaniście ogłoszonemu w 1458 r. papieżem Piusem II. To on bowiem kazał całkowicie przebudować pasterską osadę Corsignano zgodnie z założeniami renesansowego "miasta idealnego".

Większość zabytków Pienzy skupia się przy centralnym placu - Piazza Pio II, zaprojektowanym przez architekta Rossellina. Stoi tu renesansowa katedra z trawertynu, wzniesiona na podstawie planów Rosselliniego w latach 1459-62. Wewnątrz znajdują się obrazy Vecchietty (Wniebowzięcie) i Giovanniego di Paolo. Częścią katedry jest Museo Diocesano, przechowujące zbiory malarstwa z XII-XVII w. (otwarte: 10.00-13.00 i 15.00-17.00, wt. zamkn.; wstęp: ok. 4 EUR).

Plac otacza także szereg renesansowych pałaców: Palazzo Comunale (z portykiem), w którego Sali del Consilio znajduje się XV-wieczny fresk nieznanego autora ze szkoły sieneńskiej (w pałacu działa też biuro informacji turystycznej, tel.: +39 0578 749905), Palazzo Vescovile (pałac Biskupi), Palazzo Borgia i Palazzo Piccolomini - dawna rezydencja papieska, dziś muzeum z bogatym zbiorem antyków (otwarte: wt.-nd. 10.00-12.30 i 15.00-18.00; wstęp: 3,50 EUR); dziedziniec tego pałacu otoczony jest dwoma rzędami renesansowych arkad, rozciąga się tu też niewielki, choć typowy, renesansowy ogród.

 Warte zobaczenia jest także Romitorio, centrum kultu znajdujące się niedaleko poza centrum starego miasta.

San Quirico d'Orcia

To niewielkie miasteczko o etruskim rodowodzie w średniowieczu było ważnym centrum handlowym i przystankiem na prowadzącym do Rzymu szlaku pielgrzymkowym Via Francigena, i to obecność zatrzymujących się tu po drodze pielgrzymów zapewniła mu rozwój.
Do dziś zachowały się otaczające San Quirico XV-wieczne mury, a także jedna zabytkowa brama - Porta Cappuccini z 1473 r.
Główną świątynią miasta jest Collegiata San Quirico e Giulitta, zbudowana na miejscu wcześniejszej świątyni z VIII w. Późnoromański kościół powstał w XII w. i w kolejnych stuleciach był rozbudowywany. Głównym budulcem był trawertyn z okolic Bagno Vignoni, który nadaje fasadzie niezwykły blask. Wspaniałe są przede wszystkim portale kolegiaty, a szczególnie ten o dwóch kolumnach wspierających się na dwóch lwach, którego autorem jest Giovanni Pisano (XIII w.)
Obok znajduje się Palazzo Pretorio z siedzibą biura informacji turystycznej oraz XVII-wieczny Palazzo Chigi-Zonzadri, dziś siedziba władz miasta.
Podążając główną ulicą miasteczka - Via Dante Alighieri, mijamy kolejny kościół: Chiesa di San Francesco, położony przy centralnym placu - Piazza della Libertà. Idąc dalej tą samą ulicą dochodzimy do trzeciego kościoła w tym niewielkim miasteczku - Santa Maria Assunta, niewielkiej i surowej romańskiej świątyni z XI w. Naprzeciwko znajduje się Spedale della Scala - dawne schronisko dla pielgrzymów podążających Drogą Frankijską (Via Francigena). Na dziedzińcu zachowały się loggia i ładna fontanna z XV w. Za kościołem znajduje się wejście do ogrodu róż, który stanowi część dużego ogrodu w stylu włoskim, zwanego Horti Leonini, który powstał ok. 1580 r.

Zdjęcia i tekst pochodzą STĄD

sobota, 25 maja 2013

Brzydkie słowa...

Wstawiając dzisiaj opowiadanie nad którym umieściłam napis: tylko dla dorosłych naszło mnie pytanie: skąd w ogóle wzięły się brzydkie słowa. Powszechnie narzekamy w tej chwili na to, że wulgaryzmy rozpowszechniły się w sposób niekontrolowany, że kiedyś było inaczej. Sama byłam o tym przekonana, bo przecież kiedyś tak się nie klęło... Wiecie co teraz nastąpi? Pewnie, że wiecie:) Przynajmniej ci którzy do mnie zaglądają domyślają się co robiłam przez ostatnią godzinę. Oczywiście szukałam wiadomości na ten temat:) Szukać nie musiałam długo. Internet to wspaniała rzecz, wpisujesz i masz. I oto co wykopałam:
Otóż już dawno, dawno temu gdy rycerze błądzili po świecie na polach bitew obrzucano się obelgami.

"Wulgaryzmy, bluzgi i złorzeczenia były wstępną bronią bitewną i powinnością rycerza. Wyzwiskami tak samo zadaje się razy jak mieczem, stąd obraza, obrazić, obrażony – czyli taki, który odniósł obrażenia."

Tak samo jak w różny i nie zawsze ładny sposób nazywano narządy płciowe:

"W sympatycznych czasach renesansu, nieskażonego romantyczną fałszywą wstydliwością, używano innych nazw genitaliów. Kutas, jako wulgaryzm, jeszcze nie przywędrował do nas z języka tureckiego. Aż do czasów Mickiewicza oznaczał on to, co ładne i zwisające – ozdobę. Natomiast nieznanym dziś określeniem na penisa było mądzie (jądra nazywano mądami), a także pyje. Daniel Naborowski w końcu XVI wieku pisał: „Brudne pyje przy gaciach koleńskich (z Kolonii) ujść może, ale kpu pleśniwemu i strój nie pomoże”. Cóż to jest ten kiep, niezwykle renesansowe i popularne określenie? Oznaczało ono kobiecy srom i funkcjonowało podobnie jak dzisiejsza cipa, na określenie mężczyzny zniewieściałego, a także pewnego stanu ogłupienia. Okpić kogoś to tak, jak byśmy dziś powiedzieli „wyruchać kogoś”, wystrychnąć na dudka.
Współczesne słowo „ocipienie” oddaje nieco stan umysłowy kpa. Od tego pochodzi też przymiotnik kiepski. Jan Andrzej Morsztyn w XVII wieku w genialnej fraszce „Nadgrobek kusiowi” pisał wprost: „Kuś umarł, kpy w sieroctwie (...) [na oznaczenie smutnych sromów – przyp. J.W.]: płacze jurna Hiszpanka, co sobie kiep goli (...) płacze Włoszka, u której miewał dwie piwnice (...) i jebliwa Litewka roztrachana bieży”. Ale już Jan Kochanowski wieloznacznie używał kpa (np. „gdzie kiep powozi, a w chomącie mądy” – czyli gdzie żona furmanem, a mąż koniem) oraz Wacław Potocki (np. „między kolany u niewiasty kiep” – o mężczyźnie zdominowanym przez kobietę, który jest jak koń prowadzony kolanami jeźdźca). Za czasów panowania Jana III Sobieskiego część szlachty opozycyjna wobec tego monarchy mówiła o nim kiep. Przed oskarżeniami o nielojalność broniono się tłumacząc, że jest to skrót oznaczający „Król Ian Europy Pan”."

A co z używanym często i gęsto ch...m? Proszę bardzo:

"chuj" pochodzi od słowiańskiego "choj", czyli tyle co "stojący prosto". Stąd bliskie pokrewieństwo ze słowami "choinka" czy "chojrak".

A słowo "kobieta"? Otóż i tu nie jest najlepiej.

"Samo słowo kobieta nie ma chwalebnych początków. Od XVIII wieku poczęto rugować z polszczyzny „niewiastę”, ale znana jest literaturze od renesansu. Marcin Bielski pisząc w 1586 roku, wyraźnie zaznaczał, że „kobieta” to nazwa obelżywa. W jego „Sejmie niewieścim” skarżą się panie: „Męże nas zową białogłowy, prządki, ku większemu zelżeniu kobietami nas zową,/mogąć męże przezywać żony kobietami, ale też nie do końca mają rozum sami”."

"Słowo „kobieta” pochodzi albo od „koby” – kobyły, albo od „kobu” – czyli chlewa. Chów świń należał do obowiązków gospodyni, więc byłaby to taka nieobyta świniareczka. Pamiętajmy, że kobiety nie chodziły wówczas do szkół i często pozostawały analfabetkami. Nieobycie mężczyzn, zwłaszcza nieszlachciców, oddaje przymiotnik „chamski” – czyli należący do innej rasy, pochodzący od Chama, syna Noego, wyklętego za sprośność."

A zdarzało wam się nazwać kogoś małpą? No to proszę bardzo, możecie zaczynać mieć wyrzuty sumienia:

"Jedna z fraszek XVI wieku zaczyna się tak: „Sameś sk...syn, k..wa twoja żona, tak się ty diabłu godzisz jak i ona”. Mało kto zaś obrazi się dziś o małpę. Tymczasem właśnie małpa z rozwartym pyskiem („Maul Affe”) była synonimem k..wy i prowadziła usługi w zamtuzie, czyli niegdysiejszym burdelu (sama nazwa przyszła wraz z wracającymi z włoskich uczelni renesansowymi studentami). 
O małpach pisał też wiele Kochanowski, np. „Z wieczora na cześć księdza zaproszono, ale mu na noc małpę przywiedziono, trwała tam chwilę ta miła biesiada, aż ksiądz zamieszkał i mszej i obiada”"

A tak przy okazji w czasie grzebania znalazłam też inne ciekawe rzeczy. Na przykład powiedzenie "kląć jak szewc" wzięło się stąd, że kiedyś szewcy mieli do czynienia ze szkodliwymi substancjami służącymi do wykonywania obuwia i substancje te wywoływały napady szału. Ale najbardziej interesujące okazało się wytłumaczenie określenia "rogacz". Wiąże się ono z prawem pierwszej nocy:

"Za doprowadzenie świeżo poślubionej żony do łożnicy pana danych ziem małżonek uzyskiwał przywilej upolowania łosia lub jelenia w lasach należących do pana. Zwyczaj ten szybko upadł, gdyż mąż decydujący się na taki krok stawał się pośmiewiskiem danej społeczności. Pozostałością tamtych czasów jest nadal używane miano „rogacza” na określenie męża zdradzanego przez żonę."

I tym optymistycznym a nawet jeżeli nie do końca to przynajmniej interesującym akcentem kończę:) A wam wrzucam piosenkę o rogaczu, co to hoduje piękne rogi:)
Wiadomości pochodzą STĄD i STĄD

piątek, 24 maja 2013

Uwaga!!! Ważne!!!

Słuchajcie posypały się pytania odnośnie naszego książkowego konkursu. Odebrałam dziś kilka maili. Większość normalnych, ale jeden sugerujący, że mam zamiar kogoś oszukać, wykorzystać. Biorąc to pod uwagę chciałabym dodać kilka zdań:
Po pierwsze konkurs jest zabawą.
Po drugie wysyłanie opowiadania jest równoznaczne ze zgodą na umieszczenie go w zakładce, a potem na wydrukowanie (nieodpłatnie) go w zbiorku. Dla jasności kochani ja  nie czerpię z tego żadnych korzyści materialnych. Jeżeli ktoś nie będzie chciał zamieścić w zbiorku opowiadania niech da znać.
Po trzecie prawa autorskie należą do autora opowiadania! Nie zamierzam podstępnie ich przejmować - to mogą poświadczyć wszyscy uczestnicy poprzedniej zabawy.
Ufff brzmi to wszystko sucho i strasznie i nie po mojemu, ale dla jasności musiałam to zrobić.

Życie zupełnie niecodzienne

Mimo tytułu książki państwa Łozińskich "W Przedwojennej Polsce. Życie codzienne i niecodzienne" to dla mnie osobiście było ono zupełnie niezwykłe. Nawet to codzienne nic z naszą współczesną codziennością nie miało wspólnego. Bale, bankiety, kabarety, wyprawy automobilem za miasto, podróże koleją, rodząca się dopiero co niepodległość, rozgrywki sportowe o tym wszystkim opowiada "Życie..." . A że jak już wspomniałam autorami są Maja i Jan Łozińscy to daje nam gwarancję, że książka będzie się czytać jak najlepsza powieść. Państwo Łozińscy bowiem mają ogromny dar opowiadania historii tak, że bez żadnego wysiłku zapada ona w pamięć. Ileż ja bym dała żeby kiedyś wziąć do ręki podręcznik do historii ich autorstwa... Ech... Na przykład takie odzyskanie niepodległości. Moja córka uczyła się o tym ostatnio w szkole. Wkuwała daty, nazwy i nudziła się śmiertelnie. A gdy przeczytała pierwszy rozdział "Życia.." to stwierdziła, że nareszcie te daty ożyły. Bo poza tym, że wiedziała co, gdzie i kiedy to jeszcze uzmysłowiła sobie czym dokładnie była ta niepodległość. Połączenie się Polski, zlikwidowanie zaborów nagle nabrało czysto ludzkiego charakteru. Do tej pory uczono ją głównie o walce, a przecież obok wygranej i likwidacji zniszczeń wojennych jednym z ważniejszych zadań było złączenie rozbitego państwa w jeden sprawnie funkcjonujący organizm. Istotne było zlikwidowanie różnic panujących pomiędzy poszczególnymi częściami kraju i przekonanie ludzi, że ktoś z odrębnej części Polski nie jest już obcym. Bo niby wszyscy tęsknili za scaleniem Polski w jedno i za własnym krajem, ale lata podziału zrobiły swoje. Państwo Łozińscy opisują też warunki panujące w największych polskich miastach. Zabierają nas w podróż do ówczesnej Warszawy,Krakowa, Lwowa, Wilna, Poznania i Gdyni. Przez moment przenosimy się do odbudowywanej stolicy, gdzie po ulicach turkoczą dorożki, podróżni spieszą z jednego dworca na drugi, a za Solcem i ulicą Dobrą  przewijał się półświatek stolicy. Na krakowskim rynku,karmi się gołębie, pije kawę w kawiarenkach i ubija wszelkie interesy z przekonaniem, że tutaj czas płynie wolno i zupełnie inaczej. W Lwowie spaceruje się po parku Kilińskiego "To najbardziej romantyczny zakątek świata. I oczywiście wesoły, bo kawiarenek tu było, cukierni, knajpek, huśtawek, Boże ty mój!" - wspominał lwowianin , Jerzy Janicki. W podobnym duchu i stylu prowadzą nas Łozińscy przez pozostałe miasta. A potem zabierają na biedną wieś polską, wprowadzają w progi dworów, uchylają drzwi pałaców z ich arystokratycznymi mieszkańcami. Opisy balów i zabaw momentami są tak sugestywne, że ma się wrażenie jakbyśmy sami w nich uczestniczyli. Szczególnie przypadły mi do gustu opisy bali sfer artystycznych. "Zostawcie w domu fraki i szelki, strój byle jaki. a grunt to butelki" nawoływał afisz zapraszający na jedną z takich imprez:) I rzeczywiście bawiono się tam zgoła inaczej niż w dworach i pałacach. Zwykle obowiązywało przebranie, a jak ktoś nie daj Boże nieroztropnie pojawił się we fraku zostawał natychmiast schwytany, marynarkę i frak mu odwracano, twarz malowano we włosy wtykano różne ozdoby i dopiero tak wystrojonego delikwenta wpuszczano na salę:) "Włodzimierz Bartoszewicz zapamiętał studenta, który "ubrał się" w blaszany piecyk, tak zwaną kozę, 'tak nałożony, że drzwiczki wypadały w miejscu, na którym normalnie ludzie zwykli siadywać... Na drzwiczkach przyklejony był napis "Nie otwierać!". To wystarczyło, by sporo ciekawskich te drzwiczki otwierało, zamykając je zaraz z pośpiechem..." Jak widać młodzież bawiła się z iście ułańską fantazją:).
Sporą część książki obejmują też opisy podróży i środków lokomocji. Dużo dowiadujemy się o podróżowaniu koleją. Ponoć pociągi kursowały z taką dokładnością, że można było według ich przyjazdów nastawiać zegarki. Co jednocześnie nie znaczyło, że spóźnialski nie mógł liczyć na poczekanie na niego. Dość często bowiem zdarzało się tak, że wiedząc o tym, że ktoś na pociąg się spóźnia czekano na niego, a potem maszyniści nadrabiali stracony czas w trasie:). W dwudziestoleciu zaczęto również podróżować automobilami, choć drogi były bardzo kiepskie (to chyba taka nasza domena:)) i podróże te bywały trudne. Dla mnie dużym zaskoczeniem była wiadomość o samochodzie skonstruowanym przez hrabiego Stefana Tyszkiewicza. Do tej pory nie słyszałam o tym aucie. To fragment znaleziony na ten temat w internecie.
Może i was zaciekawi:

"Następną próbę - już znacznie poważniejszą - podjął hrabia Stefan Tyszkiewicz. W latach 1924 - 1928 skonstruował on bardzo udane podwozie samochodu osobowego, specjalnie przystosowane do użytkowania za złych polskich drogach. Między innymi zaletą tego samochodu marki "Ralf-Stetysz" była możliwość blokowania mechanizmu różnicowego ułatwiające jazdę w grząskim terenie. Samochód ten był wyposażony w 4 lub 6 cylindrowy silnik amerykańskiej firmy "Continental" cenionej w świecie ze względu na niezawodność. Początkowo samochody te były produkowane we Francji a potem w Warszawie przy ul. Fabrycznej 3. Niestety - w pewnym momencie z nieustalonych przyczyn w fabryce wybuchł pożar który strawił urządzenia do produkcji jak również gotową już - przeznaczoną do sprzedaży - dużą serię samochodów. Straty były olbrzymie i hrabia Tyszkiewicz nie zdołał niestety przekonać akcjonariuszy o opłacalności odbudowania fabryki i produkowania samochodów. Zniechęcony, przeniósł swe zainteresowania na handel samochodami zagranicznymi biorąc udział we wprowadzeniu do Polski samochodów koncernu FIAT i MERCEDES. Łączna liczba wyprodukowanych samochodów "Ralf-Stetysz"  w Polsce i we Francji wyniosła ok. 200 sztuk." (Fragment pochodzi STĄD)
Zdjęcie pochodzi STĄD

Po lekturze "Przedwojennej Polski" został mi jak zwykle pewien niedosyt i żal, że ten świat minął bezpowrotnie. Ale dzięki Państwu Łozińskim bogatsza jestem o nowe wiadomości i mam znów za czym tęsknić. A poza tym odkryłam źródło niepowodzenia naszych piłkarzy:) Otóż kochani moi to już taka nasza polska tradycja, a jak wiadomo z tradycja się nie dyskutuje. Na poparcie mojej tezy proszę bardzo fragment:
"Jednak największą widownię gromadziły mecze piłki nożnej w tej bodaj najpopularniejszej dyscyplinie sportu dwudziestolecia, o mistrzowski tytuł rywalizowały krakowskie Wisła i Cracovia, lwowska Pogoń. śląski Ruch Chorzów. Niestety, w rozgrywkach międzynarodowych polska piłka nie liczyła się wcale".
I teraz już wszystko jest jasne:) Tak mamy i już:)

czwartek, 23 maja 2013

Pierwsze opowiadanie jest!!!

Przyszło o trzeciej nad ranem! Nie wiem co wy ludziska robicie w nocy, ale na pewno nie śpicie:) Tak jak mówiłam na górze już pojawiła się zakładka "Wczoraj spotkałam..." i możecie zaczynać lekturę:) Ja przy czytaniu bawiłam się świetnie:) Tak sobie pomyślałam, że może i ja bym napisała... Tyle tylko, że poza konkursem, ot tak dla towarzystwa. Nie będzie wam to przeszkadzało? Mam pewien pomysł i chęć by go wykorzystać:) A i jeszcze jedno, dawajcie opowiadaniom tytuły. Swoje własne, bo nie mogą wszystkie być zatytułowane Wczoraj spotkałam/spotkałem, bo to by nieco utrudniło głosowanie:) W związku z pytaniami dodam jeszcze, że postać, która ma się pojawić w opowiadaniu może być dowolnie stara, nawet biblijna jeżeli chcecie:)  I tak moi kochani edycja 2 została oficjalnie otwarta pierwszym tekstem! A właśnie, z boku za moment pojawi się banerek bezpośrednio kierujący do opowiadań. Coby było prościej. No i jeszcze raz proszę o info u Was na blogach. Żeby nas zbiorek wyglądał okazale, jednym słowem był wypasiony i obszerny:) Ależ jestem ciekawa, co będzie w kolejnych opowiadaniach i kogo wy spotkacie...

środa, 22 maja 2013

Kto napisze ze mną książkę edycja 2

Jakoś tak ostatnio mi się nudzi. Moja babcia mówiła zawsze, że w takim  wypadku najlepiej zrobić coś mądrego. Nie wiem dlaczego, ale na takie podejście do sprawy z miejsca miałam ochotę na jakieś szaleństwo:) I tak sobie myślę, że moglibyście poszaleć ze mną. To co piszemy książkę? Coś takiego jak nasz Pejzaż Świąteczny na przykład...Tyle tylko, że temat opowiadań byłby inny, bo przecież nie bożonarodzeniowy:) Mam nawet pomysł:) Otóż opowiadanie może być dowolne w tematyce. Może być o miłości albo erotyczne, albo kryminalne i co tam kto chce, ale... Warunkiem jest, że ma się zaczynać od zdania: Wczoraj spotkałam... i tu wstawiacie sobie kogokolwiek i, że ma się  w nim pojawić postać sprzed 1950 roku:) Specjalnie nie piszę żyjąca, bo wcale nie musi żyć:) Może to być bohater książki  albo pisarz, albo aktor. Może się tylko przewinąć, albo być głównym bohaterem jak tam sobie kto wymyśli. Ja tam bym z miejsca upchała Ordonkę i Tuwima i Hemingwaya, choć chyba nie wszystkich w jedno:) Gdy dostanę pierwsze opowiadanie stworzę zakładkę i będę umieszczać tam kolejne, które przyjdą. Opowiadania będą umieszczane anonimowo żeby oceny były jak najbardziej obiektywna. Na opowiadania czekam do 30 czerwca 2013.  Potem do 7 lipca głosujemy, za pomocą ankiety,  na to które wam się najlepiej podobało. 5 z najwyższą liczbą  głosów zwycięży a autorzy otrzymają 2 egzemplarze książki w nagrodę. Pozostałych uczestników opowiadania też zostaną umieszczone w książce. Jeżeli chodzi o sprawy złożenia, wydrukowania, zaprojektowania okładki i tym podobne to biorę to na siebie, a raczej jak to zwykle w takich wypadkach na męża:) Bardzo proszę o to byście w miarę możliwości wstawili banerek i info na wasze blogi. Proszę o to bardzo, bardzo, bardzo, bo to jedyna metoda, by dowiedziało się o akcji jak najwięcej ludzi, a jak wiadomo im nas więcej tym ciekawiej:)

Konkretyzuję: Opowiadanie ma być nie dłuższe niż 8 stron (jedna strona=1800 znaków) Oczywiście jeżeli wyjdzie dziesięć słów więcej nikt nie będzie robił z tego tragedii:), teksty proszę przesyłać na mojego maila. Gdy dostanę pierwsze opowiadanie stworzę zakładkę i je tam wkleję i kolejne też tam trafią. Tematyka Opowiadania dowolna, ale ma zaczynać od zdania Wczoraj spotkałam... i ma się w nim znaleźć postać sprzed 1950 roku (patrz wyżej). Opowiadanie nie może być już publikowane.Teksty przesyłamy do 30 czerwca do 24:00.  
Dodatkowo:
Po pierwsze konkurs jest zabawą.
Po drugie wysyłanie opowiadania jest równoznaczne ze zgodą na umieszczenie go w zakładce, a potem na wydrukowanie (nieodpłatnie) go w zbiorku. Dla jasności kochani ja  nie czerpię z tego żadnych korzyści materialnych. Jeżeli ktoś nie będzie chciał zamieścić w zbiorku opowiadania niech da znać.
Po trzecie prawa autorskie należą do autora opowiadania!


Jeżeli ktoś ma jakieś uwagi, pomysły, zastrzeżenia proszę pisać. To co zaczynamy? Wchodzicie w to?  

A to nasza poprzednia książka! A raczej Wasza:)
Ciekawa jestem czy tym razem też wyłowimy pisarskie talenty:)

wtorek, 21 maja 2013

A gdy panie wzdychały...

No własnie gdy panie wzdychały do Gary Coopera, Rudolfa Valentino i pana Gable panowie zajmowali się zupełnie inną stroną wzdychania. Jak to panowie:) Komentarz zbędny:)


Mam nadzieję, że wybaczycie mi te treści erotyczne na blogu:)
 Tak właśnie wyglądała w owych czasach pornografia:) Po prostu porno i duszno:)
Zdjęcia pochodzą (STĄD i STĄD)

Kogo pani wybierze?

Na początku bardzo dziękuję Magdzie K za piękną poranną niespodziankę:) Zobaczcie co zobaczyłam gdy weszłam do niej na bloga (TUTAJ). I to był znak, że dzień będzie udany, bo sami wiecie, że jaki początek tak się musi dalej rozwijać:) A teraz mam nadzieję, że i ja zrobię Magdzie przyjemność, bo wiem, że tak samo jak i ja lubi ona dwudziestolecie międzywojenne:) Właśnie gdybyście żyły, albo na moment zawitały w tamte czasy to ciekawa jestem do kogo byście wzdychały? Pytanie pojawiło się w mojej głowie pod wpływem przedwojennego czasopisma "AS", które sobie podczytywałam przy porannej kawie. Właśnie w nim był artykuł pod tytułem: "A kogo pani wybierze". Z drugiej strony jestem ciekawa co powiedziałyby panie z dwudziestolecia gdyby nagle  znalazły się na naszych ulicach. Obawiam się, że umarłyby z przerażenia. Wnioskuję to  z wypowiedzi, które w owym artykule się pojawiają. Proszę bardzo oto wypowiedź Artystki - rzeźbiarki: 
"Piękność mężczyzny - równie jak kobiety - nie polega tylko na rysach twarzy, lecz obejmuje całego człowieka. Jestem może jednostronna i nieco uprzedzona, bo na piękność mężczyzny patrzę oczami artystki, a nie kobiety. Twierdzę stanowczo, że zwracamy się dzisiaj ku klasycznej piękności. Mężczyzna piękny jest wysoki, smukły i wytrenowany, ale jego piękność ma pewien rys cierpkości, twardości, skupionej woli. Dzisiejszemu mężczyźnie brak antycznej gracji i tego - właściwego Rzymianom - opanowania ciała. Stał się on przyciężki. Najczęściej taki typ spotyka się między robotnikami fizycznie pracującymi, którzy najwięcej wykonują zdrowych ruchów. Twarz pięknego mężczyzny powinna wyrażać moc i harmonię, może być nieregularna, ale daleka od słodkawej, "mydełkowatej" piękności, która z mężczyzny czyni - przebrana kobietę. Jego swobodny niewymuszony chód nie może przypominać tak lubianego przez starszych panów, sztywnego chodu. Piękność mężczyzny nie zależy także od stroju, jednakże musi on go umieć nosić..."   

Jeżeli tamtejszym mężczyznom było brak antycznej gracji to nie wiem co mamy powiedzieć o dzisiejszych:) Stąd moje obawy: wyobraźcie sobie taką panią, która na współczesnych ulicach widzi powyciągane podkoszulki, spodnie z krokiem w kolanach i tak dalej i tak dalej. Toż jej cały poukładany świat runąłby na łeb na szyję! Bardzo podoba mi się ten fragment: "jego piękność ma pewien rys cierpkości, twardości, skupionej woli." Piękny też jest początek: "na piękność mężczyzny patrzę oczami artystki, a nie kobiety."
Ach te artystki!:) I to stwierdzenie, że piękność nie zależy od stroju, ale przecież musi go umieć nosić:) Jest też wypowiedź kobiety w typie stenotypistek. Swoją drogą to jaki to typ? Nie mogę tego rozszyfrować. W każdym razie pani ta jest bardzo niezdecydowana:

"Och! Przecież wielu jest pięknych mężczyzn! Mnie osobiście np. byłoby trudno wybrać sobie ulubieńca między artystami filmowymi. Wszyscy są tak wytworni, piękni, bez zarzutu, wypielęgnowani, że ciężko rozstrzygnąć. Czyż nie prawda, że jeszcze nigdy nie było tylu pięknych mężczyzn, jak w naszych czasach? Moja matka, która ongiś była bardzo piękna - to samo twierdzi. Sądzę, że u pięknego mężczyzny bardzo ważną rzeczą jest ubranie... Powinien mieć sympatyczne ręce, nie być zbyt młodym. Najlepiej podobają mi się lekko przyprószone skronie i melancholijny, a la Menjou uśmiech; ani zbyt kobiecy, ani zbyt męski. Piękne zęby, miły głos, to bardzo ważne rzeczy u pięknego mężczyzny."

Tak to widziały tamte dziewczęta. A wy moje panie kogo wybieracie? Proszę bardzo oto popularne typy z tamtych lat:

Gary Cooper: typ energicznego, stuprocentowego mężczyzny



Rudolf Valentino: donżuan i uwodziciel. Po jego śmierci zrozpaczone fanki popełniały samobójstwa:






Clark Gable: jeden z najprzystojniejszych artystów, wdzięk, szyk i tysiące złamanych serc:


poniedziałek, 20 maja 2013

Ostatnie lato pani Z

Książka na pierwszy rzut oka wygląda bardzo niepozornie. Cieniutka - niewiele ponad 160 stron, sprawia wrażenie szybkiej lektury. Okładka pogodna, lato, ogród. Przeczytawszy jednak tekst na tyle wiedziałam, że ta sielskość to tylko ułuda. Bowiem "Ostatnie lato" Vighy Cesarina to książka o umieraniu. A raczej o życiu, tyle tylko, że ze świadomością rychłego końca. Bohaterka wie, że umrze. Oczywiście wszyscy mamy tę świadomość, ale zupełnie czym innym jest wiedzieć o śmierci, która nastąpi kiedyś tam, w dalekiej nieodgadnionej przyszłości, a czym innym jest świadomość, że nadejdzie ona lada moment. Pani Z. jest chora. Z jednej strony błogosławieństwem jest  to, że choroba zabrała jej wprawdzie możliwość normalnego chodzenia i mówienia, ale pozostawiła zdrowy, sprawnie funkcjonujący mózg i zdolność myślenia. Z drugiej strony to błogosławieństwo zamienia się momentami w przekleństwo i niewyobrażalną mękę, którą bohaterka sama sobie  zadaje. Sprawnie funkcjonująca głowa i świadomość tego co się dzieje z własnym ciałem i do czego to nieuchronnie prowadzi to zestawienie tworzące niebywale sprawnie działające narzędzie tortur, które nigdy nie ustaje. Nawet sen z rzadka uwalnia od niego, bo pani Z cierpi na bezsenność z powodu cierpienia właśnie. Ale jasność myśli pozwala też na wejrzenie w siebie, uporządkowanie pewnych rzeczy, wybaczenie i to takie kompleksowe: i innym i sobie. "Ostatnie lato" pokazuje, jak świadomość tego, że za chwilę już nas nie będzie wyostrza zmysły, pozwala na stoickie, obiektywne wejrzenie w przeszłość. Bo książka opowiada o całym życiu pani Z. I to bez znieczulenia. Czasem bywa wręcz okrutna, ale w tym okrucieństwie jest niewątpliwie prawda o tym jak wygląda życie. Różne odcienie cierpienia, decyzje za które trzeba płacić, smutek i radość, ironia i poczucie humoru, które do ostatniej strony towarzyszą bohaterce. To bardzo mądra, wzruszająca i o dziwo momentami zabawna powieść. Pierwszy raz zetknęłam się z taki podejściem do końca życia. Podejściem tym cenniejszym, że autorka sama cierpiała na tę samą chorobę, co jej bohaterka. "Ostatnie lato" to nie tylko odkrycie przed nami ostatnich dni pani Z, to autentyczna opowieść o kobiecie, która odchodzi i ma odwagę o tym opowiedzieć.
Tak jak wspomniałam na początku książka jest niezbyt gruba. Ale nie dajcie się temu zwieść, to nie jest szybka lektura. Czyta się ją wolno, ze smutkiem przemieszanym z lekkim uśmiechem. Z wrażeniem, że czytamy w czyjejś duszy i że to co tam widzimy zostaje po części i w nas.

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu M i Pani Dorotce.

Siekiera motyka w wykonaniu Super Duo

Oglądałam i umarłam ze śmiechu. Popłakałam się (ze śmiechu rzecz jasna) jak... Sama nie wiem jak kto lub co. Kto ogląda "Ranczo" ten wie o czym mówię. Uważam, że Jola i Pietrek są nie do pokonania:

A poniżej ich pierwszy występ. Ja jak patrzę na miny gości (pana Cezarego Żaka, młodego księdza i wójta) nadal się śmieję, choć widziałam to już kilka razy. Ogólnie rzecz biorąc uwielbiam "Ranczo" Ma w sobie tyle humoru i jednocześnie tyle prawdy i patrzy na życie z przymrużeniem oka, czyli tak jak ja:)

niedziela, 19 maja 2013

Na uśmiech:)




W dzień targowy, ale nie na straganie:)

A na targach było tak:
Od lewej: Iwona Grodzka-Górnik Renata Kosin Kasia Bulicz-Kasprzak Magdalena Kordel Agnieszka Gil Aga Lingas-Łoniewska Kasia Michalak, Katarzyna Enerlich
Było oczywiście więcej spotkań, podpisywania książek, nawiązanie nowych znajomości. Pogaduszek z koleżankami po piórze. No po prostu fajnie było! Dziękuję wszystkim dzięki którym wczorajszy dzień był wyjątkowy:)  

piątek, 17 maja 2013

Sierotek wylosował!

Tysiek dokonał losowania i tak:
Zestaw pierwszy trafi do Basi, bo tylko ona była chętna na jedyneczkę:)
Zestaw drugi natomiast dzięki rączkom Tymka powędruje do Agiii006.
Serdecznie Wam gratuluję dziewczynki i poproszę o adresy (Basi mam więc niekoniecznie:)). Post z podróżami wkrótce ogarnę. Natomiast spis matron idzie pełną parą i uwaga! Mamy już nawet jednego matrona! Brawa dla pana Marka:) Z boku dodałam banerek można nadal wpisywać się pod postem i deklarować się jako matrony bądź matroni.
Życzę wam dobrej nocy i równie dobrego poranka.
A zapomniałabym: Tysiek przekazuje, że fabryka cukierków była słodka... Nie wiem dlaczego ale zupełnie mnie to nie dziwi:)

Słów kilka o spisie matron i o sierotce, która mi umknęła

Odpowiadając na apel Natalii, który wygłosiła pod wczorajszym postem ogłaszam niniejszym spis matron. W męskim i żeńskim wydaniu.Tym, którzy nie są jeszcze pewni czy matronami są polecam przeczytanie wczorajszego tekstu i określenie się:) Jeżeli chodzi o wyznania miłosne to też możemy sobie wpisywać. Swoje własne lub z książek  takie, które zrobiło na Was wrażenie. Kto wie może któreś z młodych gniewnych skorzysta z takiego gotowca i oszczędzi uszy wszechobecnych matron przed więdnięciem. To po pierwsze. Po drugie powinny być już wyniki konkursu o podróży marzeń, ale sierotek odpowiedzialny za losowanie umknął mi do przedszkola. I nie to żebym nie chciała żeby losował. Tysiek po prostu ma dziś wycieczkę do fabryki cukierków i od szóstej był gotowy do wyjścia dręczony strasznym przeświadczeniem, że nie zdąży. Na moją delikatną sugestię, że mógłby wyciągnąć los odpowiedział tonem starca:
- Mamo nie widzisz, że ja zaraz wychodzę? Później ci pomogę w tych papierkach!
Sami widzicie, że nie pozostaje nam nic innego tylko czekać do popołudnia, kiedy to mój syn powróci nacukierkowany i chętny do papierkowej roboty:)
Tak więc do popołudnia, a do tego czasu wszystkie matrony łączcie się! Ja zaraz dam dobry przykład i się wpiszę:)

czwartek, 16 maja 2013

Jak okazało się, że jestem matroną

Cóż wydawało mi się, że sporo jeszcze czasu upłynie zanim i ja wzorem wszystkich dostojnych matron wygłoszę to nieśmiertelne zdanie: za naszych czasów... Ale od wczoraj niezbicie wychodzi mi, że nie wiedzieć kiedy i jak stałam się ową starszą damą (z tą dostojnością mam pewne wątpliwości). Tę straszną prawdę uświadomiła mi para nastolatków. Mijaliśmy ją wracając z niespiesznego wieczornego spaceru. Już to, że szliśmy z Kubą wolniutko, rozkoszując się rześkim powietrzem i urodą nadchodzącej nocy powinno było mi dać do myślenia. Toż tak własnie chodzą ci starsi z sentymentem patrzący w lata swej młodości! A więc szliśmy. Młodości nie wspominaliśmy, ale to niedopatrzenie kładę na karb tego, że jeszcze nie byliśmy świadomi, że w naszym wieku to już należy bezwzględnie czynić. Wspomniana wyżej para siedziała na murku patrząc sobie miłośnie w oczy. Widok był nawet miły, bo to przecież maj, pierwsze miłości i trzepotanie serc. I bardzo żałuję, nawet nie umiem wyrazić jak strasznie, że na tym miłosnym patrzeniu nie poprzestali i zdecydowali się zwerbalizować swoje uczucia. Otóż dziewczę nie zwracając zupełnie na nas uwagi powiedziało do swego wybranka:
- No to kurwa Mareczku jesteś kurwa mój!
- Kurwa jeszcze nie taki twój! - odparł zakochany młodzian biorąc dziewczę za rękę.
No i muszę wam powiedzieć, że własnie wtedy dotarło do mnie, że za naszych czasów jednak było lepiej. I ładniej. I stanowczo wolę naszą formę zalotów. Tak, tak zalotów! Skoro już jestem matroną co to wyrzeka na obecne czasy to przynajmniej niech coś z tego mam i niech mi będzie wolno używać staroświecko brzmiących zwrotów, które zawsze mnie urzekały! Tak więc od dziś kto chce może się do mnie zwracać, mateczko, albo dobrodziejko, albo pani ładna... Wybór pozostawiam wam:)

środa, 15 maja 2013

Spotkanie z panią MK


I to wcale nie ze mną mimo, że inicjały mogły to zasugerować:) Jakiś czas temu obiecywałam, że napiszę o spotkaniu z panią Małgosią Kalicińską, w którym miałam przyjemność uczestniczyć. Wprawdzie miałam to zrobić bodajże w tamtym tygodniu, ale jak widać na zamieszczonym obrazku plany planami, a czas czasem:) Ale w tym wypadku nie ma to wielkiego znaczenia, bo to co napiszę nie wymaga dotrzymania żadnych terminów. Bo przede wszystkim zamierzam pisać o emocjach. A pod tym kątem było to spotkanie bardzo szczególne. Pani Małgosia okazała się bowiem wulkanem dobrej energii. I to takiej, która nie wiedzieć kiedy i jak spływała także na innych. Ale zacznijmy od początku, czyli od "Fikołków na trzepaku". Nawiasem mówiąc gdy "Fikołki" pokazały się w zapowiedziach oko mi się chyba omsknęło i czytałam tytuł jako ":Fiołki na trzepaku". I tak dla mnie Fikołki pozostały Fiołkami. I od nich właśnie zaczęła się cała dyskusja. Fikołki to książka o dzieciństwie pani Małgosi. Ale mogę się założyć, że każdy czytelnik (oczywiście mówię tu o dorosłych) znajdzie tam echa ze swoich szczenięcych lat. I nie ma to wielkiego znaczenia czy urodziliśmy się 50 czy 30 lat temu. W tej książce jest coś takiego, co wyzwala w nas dawno zapomniane wspomnienia. Ale w tej chwili już mnie to nie dziwi. Sama pani Małgosia jest osobą, której obecność sprawia, że człowiekowi się chce. Chce się pracować, chce się śmiać, chce się wierzyć w ludzi. Widać jaki autor taka książka. Nic dziwnego, że po Fikołkach chce się wspominać:) A wspominać rzeczywiście powinniśmy. Pani Małgosia dużo mówiła o tym, że świat wokół nas cały czas się zmienia. Ten dobrze nam znany z dzieciństwa, młodości jest dla naszych dzieci i wnuków czystą abstrakcją. Ale jednocześnie jest też ich częścią i nawet jeżeli w tej chwili wydaje im się, że ich to nie obchodzi to w pewnym momencie zacznie im brakować tego umocowania w przeszłości. Zaczną być ciekawi świata, który odszedł wraz z ich pradziadkami,dziadkami, rodzicami. I dlatego ważne jest by zostawić naszym dzieciom historię rodzinną. Takie własne i osobiste "Fikołki". Piszę o tym, bo ta część dyskusji zrobiła na mnie niesamowite wrażenie. Nawet po wyjściu ze spotkania cały czas siedziało mi w głowie pytanie: a co ja wiem o mojej rodzinie? Co wie Zuza i ile będzie w przyszłości wiedział Tysiek? Ile pustych miejsc zostanie w mojej życiowej układance i co mogę zrobić by było ich jak najmniej? Oczywiście poza tym spotkanie obfitowało w mnogość innych tematów, było sporo śmiechu, zadumy i takiego zdrowego pełnego sympatii podejścia do świata i ludzi. Nie obeszło się bez pytań o "Rozlewisko" i o serial. Sporo też dyskutowano o "Lilce", której ja jeszcze nie czytałam i wiem, że muszę koniecznie to nadrobić.
Do zeszłego tygodnia nie znałam osobiście pani Małgosi ale teraz za Anią z Zielonego Wzgórza mogę powtórzyć, że chyba trafiłam na pokrewną duszę:)  Wracałam do domu z głową pełną pytań, pełna dobrych uczuć do bliźnich i całego świata. Humor mi się poprawił, chciało mi się pracować i w ogóle za sprawą pani Małgosi poczułam, że cudnie jest żyć. Tak więc jeżeli autorka "Domu nad Rozlewiskiem" będzie gdzieś w Waszej okolicy nie przegapcie okazji by ją poznać. Gwarantuję, że wyjdziecie z takiego spotkania przepełnieni dobrą energią.

Zdjęcia pochodzą STĄD

poniedziałek, 13 maja 2013

Zapraszajka, przypominajka donoszajka:) Niekoniecznie w tej kolejności.

Czas mnie goni dziś niesamowicie więc wybaczcie skrótową formę:)

Po pierwsze: ostatnimi czasy przez blogi przetoczyła się dyskusja na temat propagowania czytelnictwa. Była tam wzmianka o tym, że bohaterowie seriali mogli by na przykład coś czytać, a tu ani widu ani słychu. Otóż ja donoszę uprzejmie, że w "M jak miłość" pojawił się wątek z książką, a dokładniej rzecz biorąc z Sienkiewiczem:) Czyta go Lucjan wnukowi. Ba nawet mówi, że kto czyta żyje wielokrotnie, czy jakoś tak. W każdym razie sens podobny. Tak więc może to pierwszy krok i nasze seriale odtąd będą wypełnione postaciami posiadającymi bogate biblioteki:)

Po drugie: przypominam o konkursie podróżniczym (TUTAJ). Trwa do 16 maja, zapraszam wszystkich. A i proszę o podawanie numerów zestawów książek  bo w niektórych odpowiedziach ich brakuje. Swoją drogą piękne macie marzenia, do niektórych chętnie bym się podpięła:)

Po trzecie:
Serdecznie zapraszam wszystkich, którzy będą mieli możliwość i ochotę 18 maja na Stadion Narodowy w Warszawie na Stoisko drukarni Opolgraf 194/D18 o godzinie 15. Będę tam tylko dla Was:) Oczywiście cała impreza to Targi książki, ale o tym przecież wiecie:) 


czwartek, 9 maja 2013

Podziękowania i słów kilka o wielkości wiewiórek:)

Kochani moi bardzo Wam dziękuję za wszystkie pomysły! Jesteście niesamowici! Co ja bym bez Was zrobiła??? Myślałam i myślałam i czułam, że nic z tego! Po prostu jedna wielka czarna dziura. A tu pomysły posypały się jak z rękawa:) Najbardziej przypadł mi do gustu pomysł Asi: "La Roussannette" , bo powiązane z imieniem i z winem i w ogóle tak ładnie brzmi:) Asiu jesteś WIELKA!!!! Dzięki serdeczne! 
A teraz z innej beczki. Właśnie wróciłam ze spaceru. Pogoda jest cudna, w lesie ptaki śpiewają tak, że dech zapiera i dotarłam do domu z przekonaniem, że świat jest piękny. Pulet (pies) też miała na pysku wypisane  zziajane, zdyszane szczęście. A, właśnie dzisiaj zaobserwowałam psią mimikę. I proszę mi tu nie mówić, że psy jej nie posiadają, bo to absolutna nieprawda! A było tak: weszłam do lasu. Szłam wzdłuż strumyczka, w którym zwykle nie ma wody. Nie wiem dlaczego, bo jak byłam mała w środku lata rodzice urządzali sobie tam pikniki i woda płynęła. Teraz zazwyczaj pojawia się wąska strużka w okolicy kwietnia a potem wysycha na wiór. Ale w tym roku jest inaczej. Natomiast Pulet pomna, że tam zwykle sucho wgalopowała dziś prosto do wody. I trzeba było zobaczyć wyraz jej pyska! No po prostu zdumienie i szok w jednym! Dla mnie mina  bezcenna:) Zresztą to nie jedyna przygoda, która przeżył mój pies. Co więcej ta druga ubawiła mnie do łez. Otóż ni mniej ni więcej ale mojego było nie było sporego i odważnego  owczarka belgijskiego śmiertelnie przeraziła i pokonała... Wiewiórka. Siedziało to sobie beztrosko na sośnie, rude i łyskające oczkami czarnymi jak paciorki i zażerało się szyszkami, które potem spuszczało na ziemię. I właśnie owe szyszki zaintrygowały Pulet i doprowadziły do konkluzji, że na drzewie siedzi coś rudego, małego i z puszystą kitą. Wypisz wymaluj owczarek belgijski w miniaturze! Tylko dlaczego na drzewie? Mój pies postanowił owo coś zachęcić do zabawy skacząc i powarkując i został ni mniej ni więcej ale zbombardowany szyszkami, które wiewióra niezwykle szybko i celnie w niego ciskała. Pulet doszedłszy widać do jakiś ważnych i z całą pewnością przerażających wniosków umknęła stamtąd jak najdalej. I w tym momencie żałowałam całą sobą, że nie wzięłam z domu aparatu. Obserwując małe rude doszłam do wniosku, że nie zdziwię się jak wiewiórki zawładną światem, a już na pewno owczarkami belgijskimi:) A teraz znikam, bo praca czeka. A właśnie, wczoraj byłam na spotkaniu z panią Małgosią Kalicińską. Postaram się dziś jeszcze wrzucić parę słów o tym, bo spotkanie było bardzo, ale to bardzo udane.

  

środa, 8 maja 2013

Pomysł potrzebny od zaraz!

zdjęcie pochodzi STĄD
Potrzebny, potrzebny i to jak najszybciej:) Kojarzycie "Pod słońcem Toskanii" Frances Mayes i jej wille Bramasole? Od początku się zakochałam i w książce i w filmie i w nazwie domu. I teraz owa prośba: moja bohaterka Antoinette musi wymyślić nazwę swojego domu. Powinna być urokliwa, chwytająca za serce i duszę. Musi w niej odbijać się klimat Francji, pachnieć lawenda, migotać rubinowo wino... Sami wiecie ma być taka Bramasolowa właśnie. Macie pomysły? Może być po polsku albo po francusku. Oby z klimatem.  Jeżeli coś wam przyjdzie do głowy piszcie proszę! W innym wypadku osiwieję bo jak na razie nic mi nie przychodzi do głowy.  
Wasza zrozpaczona M.
 

Wiosna, wiosna, wiosna ach to ty!!!

Dzisiaj post do popatrzenia. Zobaczcie jaka wiosna jest cudna! Wszystkie fotki pochodzą z naszych spacerów i wszystkie zdjęcia robił mój mąż osobisty:)


Ta panienka wygrzewała się w słońcu i
nawet nie za bardzo zwracała na nas uwagę:)
Nie sądzicie, że jaszczurki z bliska rzeczywiście przypominają smoki?


Cmentarz Żydowski w Otwockim Anielinie. 

właściwie podpis zbędny, ale co tam: las:) 
Zaskroniec w czasie śniadania... Hmmm dla żaby to nie był dobry dzień.

Jak co roku parka łabędzi dotarła. Ciekawe ile młodych się doczekają tym razem.

Zapach wiosny: konwalie i fiołki. Fiołków brak,
ale konwalia się znalazła.