niedziela, 23 marca 2014

Ode mnie czternastoletniej do mnie czterdziestoletniej...

I kto wie o czym będzie? Kto tak jak ja dawno temu pod wpływem tej książki napisał list do samej siebie i zamknął go szczelnie w kopercie? Ja swój przechowałam w pudełku z różnymi drobiazgami z przeszłości. Podobnie jak Emilka, bo o niej tu mowa, pragnęłam wspiąć się na szczyt. Podobnie jak ona nie doczekałam czterdziestki i otworzyłam list przy okazji przeglądania urywków dawnych dni zamkniętych w kartonie. Listy od przyjaciółki, listy od chłopców, kartki od mojego męża, który wtedy jeszcze mężem nie był, stare fotografie, płatki ususzonych kwiatów... A wśród tego wszystkiego wspomniany wyżej list. Kto nie ma takiego kartonika ten czym prędzej powinien go zrobić... Zachować urywki mijających dni - bezcenne!
List zawierał przypuszczenie, że zapewne jestem już szczęśliwa, mam męża i zdobyłam wszelkie możliwe szczyty, napisałam wielką książkę mojego życia:) Cóż część się spełniła. Na szczyty wciąż się wspinam i jak przypuszczam będę się na nie wspinać do końca życia i nigdy nie zdobędę wszystkich. Zawsze będzie czekał na mnie jakiś kolejny majaczący w oddali... Wielką księgę mojego życia pojmuję teraz dwojako. Pierwsza to ta, którą samo życie pisze. To moja codzienność, mój dom, rodzina, ukochane książki, przyjaciele, zwierzęta. Smutki i radości przeplatające się ze sobą i tworzące nierozerwalny ciąg. Księga, która nigdy nie zostanie ukończona, bo nawet gdy mnie zabraknie będzie trwać i będzie się pisać dzięki mojej córce i synkowi, dzięki temu co tam w sercach innych się zachowa. Druga księga to moja praca. I tutaj też zapewne nigdy nie osiągnę tej jednej wielkiej wybranej. Podobnie jak z tymi szczytami zawsze będzie kolejna czekająca na napisanie...

piątek, 21 marca 2014

Wiosenny konkurs! Kto ma ochotę na Wymarzony dom? Zapraszam!!!

Moje dziecko się zestarzało!!!! Na sugestię, że dzisiaj dzień wagarowicza i może by tak zawagarowało rzuciło mi ciężkie spojrzenie i powiedziało, że ma dzisiaj francuski, kartkówki i dzień wagarowicza to jedno a obowiązki drugie! Szczęka mi opadła!
A teraz w związku z tym, że jest pierwszy dzień wiosny chciałabym zaproponować wam zabawę. Otóż zainspirowana pytaniem, które jakiś czas temu zadano mi na facebookowym portalu "Szuflada" ja pytam Was:
Jeżeli wiosna byłaby piękną dziewoją to co by czytała? I dlaczego akurat to? To taki wiosenny konkurs, który właśnie przyszedł mi do głowy. Z nadesłanych odpowiedzi wybiorę dwie i do dwóch osób powędruje książka Wymarzony Dom z autografem. Odpowiedzi proszę wpisywać w komentarzach. Konkurs trwa do 26 marca. Do 24:) A co niech będzie godzina duchów! No to jak? Kto się skusi?:)

Mój mąż, który właśnie zerka mi przez ramię twierdzi, że czytałaby Leśmiana:) No ja tam nie wiem:)

Już kocham cię tyle lat... Jakby ktoś miał wątpliwości dziś na tapecie miłość:)

Potwierdzam: będzie o miłości. Bo mam z nią problem. Nie jako ja, Magdalena Kordel, ale ja Magdalena Kordel mieszająca w życiu moich książkowych bohaterów. Otóż zostałam ostatnio zasypana mnóstwem wiadomości na temat miłości w książkach. Moich rzecz jasna, bo przecież nikt nie pisze ot tak sobie do mnie o problemach uczuciowych innych. Jedni są zadowoleni, bo ta miłość jest jakby trochę w tle, drudzy wręcz przeciwnie, chcą jej więcej, namiętniej. Pragną większych uniesień i patosu. I po każdej z takich wiadomości chodzę coraz bardziej rozbita. Bo tak jak wspomniałam mam z miłością solidny problem. Ale w związku z tym, że temat mnie gnębi jednocześnie skłania do przemyśleń. I oto co mi wyszło: miłość u mnie wygląda tak jak wygląda, bo ja osobiście właśnie tak ją pojmuję i jednocześnie po części obdarzam tym przekonaniem bohaterów. Brzmi mgliście ale już tłumaczę. Do tej pory (wolę zaznaczyć i zostawić sobie furtkę na przyszłość, bo kto wie co mi do głowy przyjdzie) w moich książka nikt drapieżnie się na siebie nie rzucał, nie mdlał, nie dostawał spazmów z miłości. Bo i ja jestem z tych nie spazmujących i nie mdlejących. Dla mnie miłość to przede wszystkim bycie ze sobą. Wspólne pasje, przeświadczenie, że ta druga najważniejsza osoba będzie koło mnie wtedy gdy będę szczęśliwa i wtedy gdy trzeba mi będzie podać rękę. I że ja będę też w tych wszystkich momentach koło tego kogo kocham. I nie to, że namiętność jest be, wręcz przeciwnie, namiętność jest potrzebna, ale to wszystko musi mieć właściwe proporcje. No i chyba wyszło, że jestem nieromantyczna, cholera a ja tak lubiłam myśleć o sobie jako o romantyczce:) Ale wracając do tematu to i moi układający sobie życie uczuciowe bohaterowie mają tak jak ja. No chyba, że ktoś jest ewidentnie zakapiorem i lekkoduchem. I lubi z kwiatka na kwiatek... Własnie o takim kimś piszę to wiem:) Kacper sporo namiesza w Malowniczym w kolejnej części a charakterek to on ma! Tak czy inaczej wszystkim solennie obiecuję, że miłości będzie ciut więcej, ale i tak nie będzie spazmów ani omdleń... Nic z tego. No może kiedyś jak ja zacznę mdleć i popadać w histerię to to opiszę:)
A dla was czym jest miłość? Zrywami, szaleństwem, czy może stabilnością i trwaniem? A jaka waszym zdaniem powinna być miłość Magdy i Michała z Wymarzonego Domu? Ha, ciekawa jestem czy kogoś uda mi się namówić na zwierzenia:)  

poniedziałek, 17 marca 2014

Malownicze - czy to najlepsza książka na wiosnę? Chciałabym...

Oj bardzo bym chciała. I tutaj gorąca prośba, jeżeli Wy też byście chcieli i mogli i w ogóle to poproszę o głos. Jak na razie Malownicze zajmuje drugie miejsce i aż szkoda nie powalczyć. Zagłosujecie? Kategoria powieści obyczajowe i romanse.
Tutaj podaję LINK i z góry dziękuję:)

czwartek, 13 marca 2014

O tym co mi od rana w głowie gra

Dzisiaj ledwo otworzyłam oczy w głowie mi zagrało. Nie wiem skąd, jakim cudem pojawiły się słowa dawno zapomnianej, niesłyszanej piosenki. Widać w nocy otworzyła mi się jakaś klapka odpowiadająca za wspomnienia muzyczne. I tak od momentu wstania z łóżka śpiewa coś we mnie głosem Gniatkowskiego:

Maleńka Ewo, 
nie mów tak żałośnie, 
że nie dla ciebie 
są żurnale mód. 
Do każdej z wystaw 
swój przylepiasz nosek, 
a od tych westchnień 
kamień zmięknąć by mógł...




To była piosenka, którą moja siostra przed laty śpiewała podczas kąpieli, a ja mały szkrab siedziałam pod drzwiami łazienki i śpiewałam razem z nią. Znaczy w naszym pojęciu śpiewałyśmy, bo patrząc obiektywnie na zdolności wokalne naszej rodziny przypuszczam, że przypominało to raczej opętańczer wycie. Rodzice wtedy zamykali się w swoim pokoju, ale i tak współczuję im katuszy jakie musieli przeżywać. I za tą piosenką przyszły kolejne... Zakochani są wśród nas, Być kobietą, Tylko mnie poproś do tańca, Mały biały domek, Chodź na Pragie... O przy tej ostatniej to łazi mi po głowie dłuższy fragment:

Jesteśmy z tamtej strony Wisły, z naprzeciwka. 
Mamy swój fason i swój własny szyk. 
Gdy nam na wódkę brak, lubimy popić piwka. 
W tem nie dorówna nam warszawski żaden łyk 

Rzuć bracie blage i choć na Prage 
Weź grube lage, melonik tyż 
Zobaczysz Prage, dziewczynki nagie! 
Każda na wage, ma to co wisz. 
Byle łamage i Babe Jage 
U nasz się bierze pod żeberko i za kark. 




Tego wszystkiego słuchało się u nas z adapteru. Płyty trzeszczały, chrypiały, niekiedy się zacinały, ale wszyscy spędzaliśmy przy nich długie godziny. I jakiż to miało smak i ile uroku! Nie mówiąc już o płytach z bajkami. Czy ktoś z Was przypadkiem słuchał Króla Bula? To była opowieść! Do tej pory pamiętam większość piosenek, a piosenka kota jest po prostu boska. Mój mąż śmieje się, że właściwie to ze mnie czasami wyłazi takie kocisko:

Jestem królewskim kotem
I robię to, co chcę.
Ja nie narzekam,
Mam łatwą robotę.
Gdy mam ochotę
Piję mleko,
Gdy mam ochotę
To sobie śpię. 

Sami widzicie, że dzisiaj mnie naszło na wspominki. I zrobiło mi się jakoś tak miękko dookoła serca... A czego wy słuchaliście jak byliście mali? Są jakieś melodie, które ewidentnie kojarzą wam się z domem rodzinnym?   

środa, 12 marca 2014

Jakby co to u mnie też jeszcze śpi:)


Zabójczy pan Czesio i recepta na dobry humor

Wspominałam Wam już kiedyś, że pasjami wielbię Stefanię Grodzieńską. Jakiż ta kobieta miała dowcip! Jak umiała pisać! W każdym razie, gdy rano potrzebuję motywacji i poprawy humoru sięgam na półkę wybieram którąś z jej książek i otwieram na chybił trafił. Dzisiaj trafił mi się tekst o plaży, lecie i zabójczym panu Czesiu:) I tak sobie pomyślałam, że może ktoś z Was też potrzebuje odrobiny uśmiechu. Jeżeli tak to serdecznie zapraszam na opowieść pani Stefanii:)

Na urlopie
W tym roku dobrze wybrałam miejscowość na wczasy, bo na plażach w innych miejscowościach wala się kupa takich ohydnych ładnych kociaków, a tu bardzo przyzwoicie: wszystkie kobiety są tłuste, a tych kilka chudych ma krzywe uda. W dodatku tłuste kobiety są wbite w modne rozciągane kostiumy, które wyciskają cały tłuszcz na zewnątrz, a chude noszą bikini i wyglądają jak abstrakcyjne malarstwo: ani śladu kształtów.
Co do mężczyzn, to ukrywają się oni po pokojach i grają w brydża. Gdzieniegdzie tylko widnieje grono kilku bab, otoczone przez jednego chłopa. Czy raczej - jeżeli sądzić z budowy - inteligenta twórczego.
W tych okolicznościach trudno się dziwić, że kiedy zobaczyłam pana Czesia, to o mało nie padłam trupem. Pan Czesio bowiem tworzy bardzo dekoracyjną całość: jest umięśniony jak buldog, opalony na brąz i ostrzyżony na idiotę. Więc kiedy podszedł do mnie i nasypał mi piasku na głowę w formie dowcipu, cała plaża się ożywiła. Wszystkie włożyły ciemne okulary i patrzyły, co będzie. A pan Czesio podrapał się mokrym palcem lewej nogi w mokrą prawą łydkę (bo tacy mężczyźni jak pan Czesio na plaży nigdy nie są susi, zawsze własnie wychodzą z wody). I pan Czesio powiedział do mnie dowcipnie (bo tacy mężczyźni jak pan Czesio są zawsze dowcipni):
- Dosyć gnicia. Sie idzie do wody. Pływa pani?
- Możliwe - mówię - nie próbowałam.
- Szkodzi nic - powiada pan Czesio - żadna sztuka, każda jedna głupia potrafi. Nauczę panią w try miga.
Położył się na brzuchu i pokazał ruchy. Te mięśnie to mu tak chodziły pod skórą, jakby myszy pod prześcieradłem biegały. Wszystkie patrzyły z zazdrością, a pan Czesio wił się na tym brzuchu i wołał:
- Trzeba tylko koordynować!
I kazał mi się szamotać na piasku razem z nim. Myślałam, że umrę ze wstydu, ale żona jednego faceta, co ma Mercedesa, i tylko dlatego za niego wyszła, myślałam, że w dzisiejszych czasach w ludowym państwie taka rzecz jest nie do pomyślenia, więc ta żona tylko czekała, żeby pan Czesio się do mnie zniechęcił, no to się szamotałam.
Kiedy na piasku miałam już ruchy skoordynowane, pan Czesio powiedział:
- Sie idzie do wody. Niech pani śmiało wali za mną.
I poszedł do wody, a ja śmiało waliłam za nim.  Woda była zimna i mokra, a pan Czesio miał plecy owłosione jak czarny baran, ale ja waliłam i waliłam, bo cały czas wiedziałam, że ta od męża z Mercedesem siedzi i tylko czeka, żeby pan Czesio się do mnie zniechęcił.
Pan Czesio jest znacznie wyższy ode mnie, więc kiedy jemu woda sięgała do ramion, to ja już byłam utopiona ze wszystkim.. Zrobiło mi się trochę nieprzyjemnie, bo według moich pobieżnych obliczeń we mnie musiało już być więcej wody niż naokoło mnie, tymczasem naokoło wcale nie robiło jej się mniej. Zrozumiałam beznadziejność sytuacji, kiedy sobie uprzytomniłam, ile metrów sześciennych morza naszego morza musiałabym wypić, żeby to wywołało jakąkolwiek różnicę w moim położeniu. Spróbowałam podskoczyć, żeby przedyskutować to z panem Czesiem, ale przy tej okazji siedzenie okazało się lżejsze od głowy i wypłynęło na powierzchnię. W ten sposób pan Czesio mnie odnalazł. Złapał mnie za kostium tam, gdzie wystawałam, i wyciągnął z wody. I proszę sobie wyobrazić, że było zupełnie płytko! Okazało się, że moje siedzenie przypłynęło z powrotem do brzegu, pociągając za sobą cała resztę ciała.
- Klawissimo - pochwalił pan Czesio - będzie z pani atomowa baba ryba.
I wrzucił mnie z powrotem do Bałtyku, naszego okna na świat. Ja sobie tonęłam i tonęłam, a on łapał mnie coraz to za co innego i krzyczał:
Koordynować, tylko koordynować!
Było mi wszystko jedno. Myślałam tylko o tej z Mercedesem - mogę jeszcze zrozumieć, że kobieta się połaszczy na tytuł naukowy, na urodę, na sławę, ale w państwie socjalistycznym żeby się sprzedać za samochód, zresztą dobrze jej tak, bo mąż skąpy i żałuje na benzynę, dużo ona ma z tego Mercedesa - więc myślałam  o tej od Mercedesa, która rozpuszcza plotki, że mnie już można zobaczyć tylko z własnym mężem. 
Kiedy byłam prawie zupełnie utopiona, pan Czesio wyrzucił mnie na brzeg i sobie poszedł.
Po chwili odzyskałam przytomność i zobaczyłam, że pan Czesio topi Mercedesową. Wypływały jej na powierzchnię coraz to inne części ciała, a kiedy to akurat była twarz, to wyraźnie na niej można było odczytać, że ona sobie tylko myśli, że ja tu siedzę i tylko myślę, żeby pan Czesio się do niej zniechęcił.

Tekst pochodzi z książki Stefania Grodzieńska "Spotkanie ze mną".

wtorek, 11 marca 2014

Pięknie było!!!

Już po spotkaniu. Kochani, bardzo Wam dziękuję za to że byliście, było pięknie, dzięki Wam:) A takie piękne kwiaty dostałam na spotkaniu. Ja to tylko dodatek:)
Jeszcze raz pięknie wszystkim dziękuje!!!

Dzień dobry z kawową nutą

Właśnie przed momentem zrobiłam sobie wielki kubek kawy podsypanej obficie imbirem. Kiedyś na imbir w kawie robiłam sugestywne i głośne: bllleeee, a teraz nie wyobrażam sobie kawy bez imbirowego dodatku. A poranka bez kawy:) Według Savarina - tego, który napisał "Fizjologię smaku" należę do grupy, która jest senna przez cały dzień jeśli nie dostanie swojej filiżanki kawy z rana. Rzeczywiście rano najskuteczniej z łóżka wyciąga mnie zapach kawy. Jeżeli ktoś z was kiedyś będzie musiał mnie budzić warto o tym pamiętać:) Swoją drogą Savarin dość ciekawie przedstawia w swojej książeczce właściwości kawy. Oto kilka fragmentów idealnych na okraszenie poranka:)

"Dawniej tylko osoby dorosłe piły kawę; teraz piją ją wszyscy i może za przyczyną tej podniety, niczym uderzenie bicza działającej na umysł, ogromny tłum oblega wszystkie drogi prowadzące na Olimp i do świątyni Pamięci.
Pewien szewc, autor tragedii La Reine de Palmyre, którą cały Paryż słyszał przed kilku laty, pił bardzo dużo kawy; toteż wyniósł się wyżej od stolarza z Nevers, który był tylko pijakiem.

Kawa jest likworem o działaniu znacznie mocniejszym, niż się na ogół przypuszcza. Człowiek tęgiej konstytucji może żyć długo, pijąc dwie butelki wina dziennie. Ten sam człowiek nie zniósłby przez ten sam czas podobnej ilości kawy; stałby się idiotą albo umarłby na uwiąd."

Myślę, że wszyscy tęgiej konstytucji powinni to sobie wziąć do serca i zdecydować się jednak na te dwie butelki wina:) Choć z drugiej strony istnieje ryzyko, że dokonując takiego wyboru  zostaną niczym ten stolarz z Nevers li i jedynie zwykłymi pijakami:)

A i jeszcze przestroga dla rodziców:

"Jest obowiązkiem wszystkich ojców i matek na świecie zabronić surowo kawy dzieciom, jeśli nie chcą żeby uschły, skarłowaciały i stały się starcami w wieku dwudziestu lat. To ostrzeżenie dotyczy zwłaszcza paryżan, których dzieci nie zawsze są obdarzone takim zdrowiem i siłą, jak urodzone w pewnych departamentach, na przykład w Ain"

Co niektórzy już w Odysei Homera dopatrują się wzmianki o kawie. Oto fragment o Helenie:

Pijącym przymięszała czar taki do wina,
Że gniewów, smutków, zgryzot przeszłych zapomina
Każdy, co go skosztuje z zaprawnego kruża.
W dzień ten nigdy łza w oku nie stanie mu duża, […]
Taki to czar był, napój niezrównany z niczem!

Dopatrzono się tutaj działania kawy, bo kofeina działa na gruczoły łzowe i poprawia humor. W sumie jest prawdopodobne, że Helena znała kawę bowiem Achajowie prowadzili interesy handlowe z Egiptem, do którego karawany przywoziły towar aż z Nubii. Jednak z mojego punktu widzenia dużo bardziej interesującą historię przedstawiają Turcy. Otóż ich zdaniem pierwsza filiżanka kawy została podarowana zmęczonemu modłami  prorokowi Mahometowi przez samego anioła Gabriela. Po wypiciu jej zyskał tyle energii, że zdołał wysadzić z siodła czterdziestu mężczyzn i uwaga!!! Uszczęśliwić czterdzieści kobiet... To dopiero było coś! Nie wiem tylko jak to uszczęśliwianie kobiet zniósł biedny Gabriel.

A wy jak zaczynacie poranek? Pijecie kawę? Jeżeli tak to jaką?


poniedziałek, 10 marca 2014

Szokująco erotyczna i sado masochistyczna Ania

Pamiętacie burzę jaka wybuchła po artykule o rzekomych homoseksualnych skłonnościach bohaterów "Kamieni na szaniec"? Jakby ktoś nie pamiętał, nie wiedział umknęło mu, to podaję link. W każdym razie wspominam o tym wcale nie dlatego, że do kin weszła ekranizacja "Kamieni". ani też nie dlatego, że pragnę to jeszcze raz roztrząsać ale dlatego, że znalazłam własnie dość zaskakującą informację dotyczącą Lucy Maud Montgomery. A raczej jej powieści. I tutaj wcale a wcale nie będę zaskoczona jak zapytacie co ma piernik do wiatraka? Bo na pierwszy rzut oka nijak tematy się nie łączą. Gdzie Montgomery a gdzie Kamiński? A jednak moi drodzy jest tu mały wątek wspólny. Otóż pani profesor, która wysnuła homoseksualne wnioski na temat więzi łączących chłopców nie była pierwsza. Ani nawet nowatorska. Bo i, teraz uwaga, takowe wnioski wysnuto także na temat Ani i Emilki. Znaczy nie to, że Ania i Emilka coś razem ze sobą, bo rzecz jasna nigdy się nie spotkały, ale to wcale nie szkodzi by miały takie a nie inne pragnienia w miłości. Oczywiście to nie są moje wnioski. Bo ja mimo tego, że i Anię i Emilkę czytałam wielokrotnie nigdy nie dostrzegłam tam tego typu wątków. Ale być może jestem czytelniczką naiwną, nie umiejącą dostrzec drugiego dna. W przeciwieństwie do pani Laury Robinson, autorki referatu noszącego tytuł, (tutaj wielbicielki Ani niech przygotują się na wstrząs)  "Serdeczne przyjaciółki: Lesbijskie pragnienia w książkach o Ani autorstwa L.M. Montgomery". Referat ten miał być wygłoszony w 2000 roku na corocznym Kongresie Nauk Społecznych i Humanistycznych. Pani Laura przestudiowawszy dokładnie wątek różnorakich przyjaźni Ani doszukała się w relacjach najpierw Ani z Dianą a potem Anny z Ewą Moore wyraźnych sygnałów, które to miały świadczyć o tym, że Ania wyznaje zasadę "żeby życie miało smaczek...".  Gdzie te pikantne szczegóły? zapytacie zapewne. Cóż ja bym nie umiała ich wskazać, na całe szczęście niezawodna pani Laura przychodzi nam w sukurs i stwierdza, że w powieściach Montgomery tylko dziewczęta mają skłonność do przytulania, całowania, wyznawania sobie uczuć, trzymania się za ręce. Tutaj moja wyobraźnia zaczyna działać i zastanawiam się, czy w momencie gdy Ania po raz pierwszy nocowała u Diany już miała na nią chrapkę... Może też można by było wciągnąć w to ciotkę Józefinę, której było nie było dziewczęta wpakowały się do łóżka.... Ale wróćmy do pani Laury. Twierdzi ona, że poparciem jej tezy jest również scena gdy Ania z Ewą zachwycają się synkiem Ani. Ponoć pani Laura dopatrywała się też erotycznego napięcia pomiędzy Emilką i panną Royal.
Tak czy inaczej tekst owego referatu trafił najpierw do Toma Spearsa, redaktora gazety Ottawa Citizen i ukazał się jeszcze przed jego wygłoszeniem. Tekst pod zdjęciem filmowej Ani i Diany głosił: "Przyjaźnie bohaterki z Zielonego Wzgórza pełne homoerotycznych, sado-masochistycznych aluzji - usłyszą dziś uczestnicy konferencji".
Artykuł wywołał rzecz jasna burzę protestów. Zresztą dzięki Bogu, bo to jednak daje pewną nadzieję, że nie wszyscy wokół zwariowali. Pytano na przykład ironicznie czy autorka nie wypiła przypadkiem zbyt dużo nalewki porzeczkowej Maryli:) Cóż w sumie też zapytałabym o to samo... Nie sądzicie, że świat jednak zmierza w dziwnym kierunku? Co więcej teraz tak sobie myślę, że powinnam solidnie zastanowić się sama nad sobą... Wielokrotnie zachwycałam się dziećmi moich przyjaciółek, a one moimi. Będąc dziewczęciem spacerowałam z przyjaciółką za rączkę... Zupełnie jak Ania... I teraz nie wiem co mam o sobie myśleć... W związku z tym pójdę poszukać w kredensie jakiejś miłej naleweczki. Bo cóż mi innego pozostaje?

Źródło: Anatomy of a 'National Icon': Anne of Green Gables and the 'Bosom Frends' Affair - Cecily Devereux 
Korzystałam ze strony LINK


   

Na dobry początek tygodnia:)

Wpadłam na chwilkę przywitać się z wami i życzyć wszystkim pięknego tygodnia. Przy okazji chciałam powiadomić wszystkich, którzy czekają na jakiekolwiek wysyłki ode mnie, że w tym tygodniu listonosz do Was zapuka. Z niektórymi rzeczywiście miałam problem, dość długo czekaliście, przepraszam. Tak wyszło, nie zawsze wszystko idzie tak jak byśmy chcieli.
To było po pierwsze. Po drugie chciałam zaprosić wszystkich, którzy mieszkają w okolicy na jutrzejsze spotkanie autorskie, które odbędzie się w otwockiej bibliotece. Będzie mi bardzo miło Was gościć:)
A  na koniec chciałabym podzielić się z Wami filmikiem. Dla mnie bomba i jak pięknie pokazuje przyjaźń:)


poniedziałek, 3 marca 2014

Konkurs na LC

To wiadomość dla tych, którzy chcieliby przeczytać "Wymarzony dom". Na Lubimy Czytać do 6 marca trwa konkurs i do wygrania jest 5 egzemplarzy Malowniczego. Kto ma ochotę wziąć udział zapraszam TUTAJ 
A tak przy okazji Wymarzony dom Wymarzonym domem, a co powiecie na wymarzone okno? Bo mnie takie właśnie się marzy:
 Ma w sobie to coś taki romantyczny urok:)

Marzeń, słów i wytrwałości!

Z okazji dnia pisarza wszystkim i tym piszącym do szuflady i tym, którzy zmagają się z szukaniem wydawcy i tym wydającym i tym, którzy właśnie siedzą przed pustym otwartym dokumentem Worda życzę lekkiego pióra, pomysłów i wiary we własne siły i marzenia:) Oby słowa płynęły wartkim strumieniem i nigdy przenigdy ich nie zabrakło!