wtorek, 26 sierpnia 2014

Ogarniam czyli kilka słów o tomiku

Przede wszystkim dziękuję Wam za tak wielkie zaangażowanie. Przy pisaniu opowiadań i przy głosowaniu. Emocje były wielkie i choć ja mogłam śledzić przebieg głosowania tylko z doskoku to i tak czuć było to napięcie i trzymanie kciuków:) Dziękuję też Asi z Siedliska pod Lipami za zrobienie korekty i za pomoc. Dziękuję w imieniu wszystkich uczestników, bo niewątpliwie korekta sprawi, że zbiorek będzie czytało się przyjemniej:) 
No a teraz moi kochani trochę konkretów.
Po pierwsze zliczanie głosów. W związku z tym, że jest ich tak ogromna ilość umawiamy się, że uporam się z tym do końca tygodnia. Prawdopodobnie uda mi się zrobić to wcześniej, ale, że mam trochę domowych i zawodowych spraw na głowie wolę podać bezpieczniejszy termin:)
Po drugie same głosy. Dużo głosujących to Anonimy. Bardzo mi przykro, ale głosy osób nie posiadających konta Google nie będą się liczyć. Czytałam argumenty, że Anonim podpisany to już nie Anonim, ale sami wiecie jak to bywa z podpisywaniem. Każdy może stworzyć sobie dowolną ilość tożsamości. Dlatego zrezygnowałam z ankiety w głosowaniu, choć jak się domyślacie byłoby to dla mnie dużo łatwiejsze. Oczywiście nie twierdzę, że część podpisanych głosów z kont Anonimowych nie jest prawdziwa. Ba, wiem skądinąd, że niektórzy głosujący to ludzie których znam osobiście ale nie mogę tego rozgraniczać.
Kolejny problem to dzielenie punktów. Głosy, które nie przyznały punktów pięciu tekstom nie będą się liczyć.
Ufff... To chyba najistotniejsze sprawy w kwestii głosowania.

Teraz okładki. Na dniach pojawią się trzy do wyboru. To Wy, czytelnicy i autorzy będziecie wybierać okładkę tomiku więc zapraszam serdecznie. To chyba tyle jeżeli chodzi o sprawy bieżące.

Jeszcze dzisiaj chciałabym napisać o Sopocie, o spotkaniu przy okrągłym stole, o inscenizacji pewnej potoczki partyzantów z Niemcami, o piosenkach które oddają mnie... Oczywiście nie dam rady zrobić tego wszystkiego na raz ale mam nadzieję, że choć jeden post jeszcze wstawię.

Tymczasem życzę Wam samych słoneczności! Tak na przekór temu co mamy za oknem:)

piątek, 22 sierpnia 2014

Właśnie wyruszamy:)

Wyruszamy do Sopotu na Literacki Sopot:) Jeżeli ktoś byłby w pobliżu serdecznie zapraszam! Spotkanie 22.08.2014  w godzinach 14:30 - 16:00 odbędzie się w Klubokawiarni 3siostry na ulicy Powstańców Warszawy 6. Buziak wielki!

niedziela, 17 sierpnia 2014

Głosowanie czas zacząć!!!!

Kochani rozpoczynamy głosowanie! Głosujemy od 17 do 23 sierpnia. Głosy przyznajemy za pomocą komentarzy i punktów. To znaczy pod tym postem zostawiamy komentarz z wytypowanymi tytułami opowiadań. Każdy z głosujących dysponuje 20 punktami do rozdzielenia pomiędzy 5 wybranych opowiadań. Pamiętajcie o tym, że opowiadania są w dwóch zakładkach! 
Nie można oddać całości punktów na jedno opowiadanie, trzeba wybrać 5. Anonimowe głosy nie będą się liczyć. 
Za momencik z prawej strony bloga pokaże się banerek z głosowaniem żeby potem nie było problemu z trafieniem do właściwego miejsca.  

Życzę Wam wszystkim powodzenia i trzymam kciuki!

sobota, 16 sierpnia 2014

Uwaga!!!!! Ważne!!!!

Nie wiem o co chodzi ale nijak nie mogę dodać reszty opowiadań do zakładki "Wydarzyło się w Malowniczem" Męczę się z tym już trzecią godzinę i nijak nie chce mi się aktualizować. W związku z tym powstała druga zakładka i tam jest opowiadań ciąg dalszy. To jedyne co przyszło mi do głowy, do Was mam tylko gorącą prośbę byście pamiętali również o tamtej drugiej zakładce!

No to już:)

No i dotarliśmy moi kochani do etapu, w którym śmiało można powiedzieć, że każdy z Was jest zwycięzcą:) Napisaliście, stworzyliście własną historię, powołaliście do życia własnych bohaterów! Serdecznie Wam gratuluję! 
Dzisiaj to tyle. Czytajcie, wybierajcie swoje typy, bo jutro zaczynamy głosowanie. Przesyłam Wam mnóstwo ciepła i dobrych myśli:)

Michalina Jusik

„Szkatułka pełna listów”

„Mama to miękkie ręce, Mama to melodyjny głos, to chuchanie na uderzone miejsce. Mama to samo dobro i sama przyjemność, coś, co dobrze jest mieć w każdej chwili życia koło siebie, dookoła siebie, gdzieś na horyzoncie.”
Melchior Wańkowicz „Ziele na kraterze”

Tyle pięknych słów powiedziano o matkach, tyle miłości kobiet ofiarowanej swoim dzieciom zupełnie bezinteresownie przemilczano. Swoje opowiadanie chciałaby zadedykować mojej mamie, za to, że zawsze jest mimo wszystko. I za to, że potrafiła pokazać mi czym znaczy być zwycięzcom, gdy ciało staje się mimowolnym wrogiem. Możliwe jest to tylko wtedy, kiedy ktoś czegoś bardzo się pragnie.


piątek, 15 sierpnia 2014

Opowiadań paczuszka druga:)

No to kochani kolejna partia. Ostatnie, zamieszczę jutro rano, Miłej lektury i dobrej nocy!


Maria Peplińska

UCIECZKA

Stary, zdezelowany autobus zatrzymał się tuż obok dworca kolejowego. Weronika, zorientowała się, że nie pojedzie dalej w momencie, w którym kierowca podniósł się z siedzenia       i huknął gromko w jej kierunku, że Malownicze jest ostatnim przystankiem na jego trasie. Ponieważ wyglądał na człowieka, któremu bardzo się spieszy postanowiła nie nadużywać jego cierpliwości. Chwyciła leżący na siedzeniu obok plecak, zdjęła z głowy czapkę z daszkiem i wysiadła. Mocne, sierpniowe słońce oświetliło jej twarz. Zamrugała chcąc przywrócić ostrość widzenia. Malownicze. Co to w ogóle za miasto? Co ją w ogóle podkusiło, żeby wybrać je na miejsce swojej ucieczki? Przecież każde dziecko wie, że w dużym mieście łatwiej jest zaginąć, zgubić się, po prostu zniknąć. A ona chciała zniknąć. Dlaczego? Po prostu, miała już wszystkiego dość. Koleżanek, których jedynym problemem był zakup nowej sukienki, korepetytora z matematyki, który na polecenie jej rodziców męczył ją w każdy wtorek zadaniami, w których królowały całki oraz ich samych. Matki    i ojca, którzy po raz kolejny zrezygnowali z urlopu na rzecz kolejnej sprawy sądowej, którą przecież musieli wygrać... W końcu, nic innego się dla nich nie liczyło. Tylko wygrana. A ona, Weronika nie chciała już wygrywać. Nie chciała słyszeć w radio o kolejnej wygranej rozprawie ojca, ani widzieć matki na szklanym ekranie telewizora. Chciała po prostu, tak jak jej koleżanki       z klasy, pojechać na wakacje. Wakacje podczas których mama będzie smażyć naleśniki, a ojciec wyciągnie talię kart i nauczy ją grać w pokera, tak jak obiecał w zeszłym roku w zimie. No, ale wspólne wakacje nie wypaliły. Kiedy po raz kolejny usłyszała magiczne słowo obóz, postanowiła uciec. W miejsce, malownicze, takie w którym nikt nie będzie jej szukał. Malownicze, roześmiała się sama do siebie. Chciałam malownicze, no i jestem w Malowniczym, powiedziała do siebie idąc w kierunku kościoła, którego dzwonnice zobaczyła jeszcze z okna autobusu. Doskonale wiedziała, że w miasteczkach takich jak to, kościół i rynek stanowią ścisłe centrum wokół którego toczy się życie.
- A panienka to na wakacje?

Dzień pod znakiem Malowniczego:)

Dzisiaj ostatni dzień, w którym można nadsyłać opowiadania. Odliczanie czas zacząć!  Na teksty czekam do północy. W związku z tym dzisiejszy dzień upłynie nam pod znakiem Malowniczego:) Na początek Wasze opowiadania, a przyszło ich w ostatnich dniach naprawdę sporo. I przy okazji prośba do tych, którzy jeszcze nie nadesłali tekstów. Pamiętajcie o tytułach i podpisach (imię nazwisko autora). Miłego i niezwykle malowniczego dnia Wam życzę!

Agnieszka Bruchal

W poszukiwaniu swojego miejsca          

Pociąg jechał już od kilku godzin, siedziała w przedziale z dwiema nastolatkami burzliwie opowiadającymi miniony pobyt nad morzem. Ich beztroskie wybuchy śmiechu przypominały Agacie czasy pełne radości i tego wszystkiego co już nigdy nie powróci. Nie żeby czuła się nieszczęśliwa. Miała pracę, a nawet mieszkanie, tylko gdzieś w tym wszystkim przestała odczuwać radość z kolejnego dnia. Właśnie to zawieszenie w próżni było bodźcem do zrobienia kilku kroków w przód. Nie miała zamiaru rzucić z dnia na dzień posady, ani sprzedać mieszkania by wyjechać w odległe zakątki świata. Po prostu zapragnęła wrócić do miejsc, które w jakże odległej dla niej przeszłości jawiły się niczym najwspanialsze. Dzwonek telefonu przywrócił kobietę do rzeczywistości – dzwonił Rudolf. Nie miała ochoty z nim rozmawiać. Kilka lat temu poznany na imprezie u wspólnych znajomych stał się jej kompanem żartów i wypadów do baru, mimo dobrych relacji nigdy nie łączyło ich nic poza wesołymi cmoknięciami w policzki na przywitanie. O ile Rudek sprawdzał się jako dusza towarzystwa i ogarniał swym poczuciem humoru każdego kto znalazł się w jego pobliżu, tak nie zdawał egzaminu na powiernika i pocieszyciela gdy było źle. Życie brał bardzo lekko, a ona Agata była w pewnym sensie rozmarzoną zagubioną w tym pędzącym do przodu świecie małą dziewczynką, która czasem potrzebowała wyżalić się w męską koszulę.  Kino i tańce nie zawsze były odpowiednim lekarstwem,  I teraz, kiedy postanowiła oderwać się od życia, które z pozoru ustabilizowane, a jednak nie będące spełnieniem jej marzeń, nie miała zamiaru odbierać połączenia z tamtym życiem, przed jej wewnętrzną przemianą. 

niedziela, 10 sierpnia 2014

Twórczy paraliż wakacyjny:) Czyli rzecz o Bolesławie Prusie.

Miała racje Kretowata pisząc, że recenzja zamieszczona w poprzednim poście jest autorstwa Bolesława Prusa. Prus to jeden z moich ulubionych pisarzy. Poczucie humoru a jednocześnie lekko ironiczne postrzeganie świata plus doskonałe umiejętności pisarskie tworzą smakowity koktajl i styl nie do podrobienia. Od jakiegoś czasu usiłuję skompletować wszystkie tomy "Kronik". Jeszcze trochę mi brakuje ale cierpliwości, za chwilę, może dwie będę miała wszystkie co do jednej. Wczorajszą recenzję dałam nie bez kozery. Bo kilka dni temu odwiedziłam Nałęczów i oczywiście pana Bolesława:) Przy okazji, zwiedzając muzeum Prusa dowiedziałam się od Pani pracującej tam, że pan Bolesław cierpiał na schorzenie, które sam zdiagnozował i na które cierpię i ja. Otóż choroba ta nazywa się twórczym paraliżem wakacyjnym a objawia się niechęcią do pisania w czasie wakacji:) Prusa zaatakowała w pewnym momencie tak mocno, że "Lalka", która ukazywała się w odcinkach nagle ukazywać się przestała, bo pan Bolesław zdjęty niemocą urlopową za nic nie mógł sobie z nią poradzić i miast pracowicie wystukiwać kolejne rozdziały na maszynie w ramach kuracji i radzenia sobie z chorobą wędrował po uliczkach Nałęczowa. W redakcji zapanował lekki popłoch i na biegu szukano materiału zastępczego. Ale cóż pretensji do Prusa mieć nie można:) W końcu choroba to choroba:) A na zakończenie kilka zdjęć. A czy Wam udało się odwiedzić Nałęczów? Mnie urzekł. Jest klimatyczny, zielony i bardzo, bardzo romantyczny.

z Panem Prusem
fot. jkordel

A tutaj trochę intymniejsza sytuacja:) Minę mam lekko niepewną:)
fot. jkordel.

Pzy biurku pana Prusa
fot. jkordel.

To dom w którym mieszkał i tworzył Pan Bolesław. Teraz znajduje się tam
przytulna kawiarnia.
fot. jkordel.

fot. jkordel.


Na cmentarzu odnaleźliśmy grób Michała
Andriollego.
fot. jkordel.

A ten nagrobek skojarzył mi się z Malowniczym:) Pewnie
niektórzy z Was pamiętają, że na malownickim cmentarzu
miał być grób nad którym czuwa anioł...
fot. jkordel.
 

sobota, 9 sierpnia 2014

Sienkiewicz. Ogniem i mieczem lekko krytycznym okiem.

Po prostu nie mogłam się oprzeć. Wprawdzie to tylko fragment ale trochę bałam się, że całość Was pokona. Jak Wam się podoba taka recenzja "Ogniem i Mieczem"? A czy ktoś z Was wie, domyśla się kto jest autorem?

"Powieść Ogniem i mieczem w najogólniejszych zarysach przedstawia dwie walki: jedną toczy Rzeczpospolita z Kozaczyzną, Wiśniowiecki z Chmielnickim o Ukrainę, drugą - oficer husarii Skrzetuski i jego przyjaciele z pułkownikiem kozackim Bohunem i jego przyjaciółmi o pannę Helenę Kurcewiczównę. Połączenie dwóch tematów: społecznego i ludzkiego jest znakomitym pomysłem. Ogarnia on tak szerokie pole, że może pomieścić wszystkie ludzkie zdolności - od siły fizycznej żołnierza do geniuszu wodza, i wszystkie uczucia - od głodu i strachu do ambicji i miłości ojczyzny.

piątek, 8 sierpnia 2014

W pierwszym rzucie Malownickie opowiadanie, w drugim... To się jeszcze okaże:)

Więc zaczynamy kolejną partię opowiadań:)


Malownicze

Malownicze położone jest w Sudetach, tam właśnie mieszkałam. Zapytasz kim jestem, po co Ci o tym opowiadam, czego od Ciebie oczekuje prawda ? Właściwie to chce Ci umilić tylko czas, no bo jak by na to nie patrzeć gdybyś nie miał innego zajęcia byś tego nie czytał znowu mam racje prawda ? Nie zacznę od razu się przedstawiać i opisywać siebie, o nie nie nie przykro mi. Dowiesz się i wywnioskujesz z czasem czy warto było. To nie będzie jakaś wielka opowieść, nie doczekasz się wielkiej i namiętnej miłości bogatych dzieciaczków, rozpieszczonych przez swoich wiecznie zapracowanych rodziców, bo niestety tak tu nie ma. Tu ludzi są zapracowani to prawda, ale przez to mają co włożyć do ust następnego dnia, nawet nie chodzi o nich, chodzi o ich dzieci, starają się aby one miały się jak najlepiej mimo, że nie mogą im wiele dać. Jak już pewnie czytelniku wywnioskowałeś jestem dziewczyną.  Wciel się we mnie teraz, żyj tak jak ja, czuj to co ja ! Bądź mną przez chwilkę. Wstaję wcześnie rano, jest środek wakacji a ja zamiast się wysypiać i spać jak najdłużej się da nie umiem. Może jednak nie będę taką zołzą, opowiem Ci trochę o sobie, co Ty na to ? Mam nadzieję, że się zgadzasz. Uznasz, że jestem dziwna co ? Bo każda książka co do tej pory przeczytałeś nie zaczyna się tak głupkowato, a jednak widzisz jestem inna, chce to wyróżnić nawet i tak. Dostrzegam piękno otaczającego nas świata, którego być może i Ty nie dowidzisz. Dlaczego ? bo nie zwracasz na te szczegóły uwagi. Zaprzeczasz ? To patrz teraz moimi oczami. Jest ranek, środek lata.

poniedziałek, 4 sierpnia 2014

Dla ducha, ciała i podniebienia

Tysiek szaleje:)
fot. jkordel
Coś dla ducha, ciała i podniebienia - jeżeli bym miała opisać pobyt w Darłówku w jednym zdaniu tak własnie by brzmiało. Było wspaniale. O ducha dbał Pan Arkadiusz Sip, organizator Darłowskich Spotkań Literackich. Z całą pewnością nie było kiedy się nudzić. Najpierw spotkanie z Panem Markiem Krajewskim. To był ten punkt programu, którego nie mogłam przegapić, bo jako miłośniczka serii o Breslau bardzo chciałam poznać autora. Nie będę tu opisywać szczegółów spotkania, ale już z niecierpliwością czekam na kolejną powieść pana Krajewskiego, bo mówił o niej bardzo interesująco. Poza tym już na pierwszy rzut oka widać było, że pan Marek jest stuprocentowym, eleganckim dżentelmenem.
Jeszcze tego samego dnia, wieczorem odbyło się kolejne, już prywatne spotkanie z Panem Arkadiuszem i dużą częścią ekipy związanej ze spotkaniami literackimi. Nareszcie poznałam kilka Pań ze Znaku, które do tej pory były dla mnie wyłącznie głosami płynącymi z telefonu:). Teraz mogę śmiało powiedzieć, że słowo stało się ciałem:)
Kolejnego dnia rejs jachtem zorganizowany przez niezmordowanego i niezawodnego pana Arkadiusza. Nigdy wcześniej nie miałam okazji wypłynąć na pełne morze więc przygoda była niewątpliwie ekscytująca. Fajnie bujało i bardzo to kołysanie przypadło mi do gustu. Tak zapewne musi się czuć dziecko w brzuchu u mamy:) Poza tym mając przed sobą bezkresną wodę i słuchając szumu fal doznałam uczucia ogromnego spokoju. Przez moment miałam wrażenie, że mogłabym tak płynąć i płynąć, i płynąć... I popłynęłam... tyle że do brzegu:) Czas był najwyższy bo zbliżała się godzina spotkania z Czytelnikami. Jak zwykle było inspirująco. Prowadzący Łukasz Wojtusik sprawił, że z miejsca pozbyłam się lekkiego uczucia onieśmielenia. Co więcej fajnie się z Nim rozmawiało, był gruntownie przygotowany. Widać było, że czytał książkę, przeglądał bloga, co nie zawsze jest tak oczywiste. Oby więcej było tak profesjonalnie przygotowanych

dziennikarzy.
 Chciałabym też korzystając z okazji podziękować wszystkim którzy przybyli na spotkanie. DZIĘKI!!! Zawsze wprawia mnie w zdumienie, że w różnych częściach Polski spotykam ludzi z terenów dolnośląskich. I tym razem miałam okazję spotkać Panią z Nowej Rudy:) Pogadałyśmy przez moment o miasteczku i Białej Lokomotywie - kawiarni jedynej w swoim rodzaju i jej właścicielu, panu Leszku, który parzy najlepszą kawę na świecie:) Było pięknie!  Sami przyznacie, że "duch" nie miał co narzekać:)
Jeżeli chodzi o "ciało" to plaża, słońce i morze sprawiły, że nawet najbardziej wymagające z ciał czuło się dopieszczone. Przynajmniej moje nie narzekało:) Nawet się opaliłam i to tak, że nos mam czerwony niczym... No nie wiem do czego mogę go przyrównać. Do czegoś najbardziej czerwonego na świecie:)
A teraz dochodzimy do ostatniego punktu. Do "podniebienia". To o czym teraz napiszę to moje odkrycie kulinarne lata 2014 r. Odkrycie nazywa się Cosa Nostra. Ta włoska restauracja w Darłówku przyprawiła mnie wręcz o dwa ataki rozpaczy. Pierwszy - bo gdy już raz tam poszliśmy nie mogliśmy zdobyć się na szukanie czegoś innego i, niestety, nie pobuszowałam po innych lokalach, drugi, bo musiałam wyjechać i pożegnać się z nią nawet jeżeli nie na zawsze to na czas dłuższy. Boże, ależ oni mieli jedzenie! Pizza przepyszna! Ciasto takie, że można śmiało o nim śnić po nocach, sos czosnkowy ze świeżym czosnkiem Tysiek wyjadał z miseczki zanim pizza pojawiła się na stole. Sałatki megalityczne, przepysznie doprawione, bogate w dodatki. No po prostu niebo w gębie! Obsługa miła, uśmiechnięta, pomocna i uprzejma. Wystrój ciepły, przytulny. Sączące się z głośników włoskie piosenki tylko potęgowały dobry nastrój. Jednym słowem tęsknię! Za Darłówkiem, atmosferą, jedzeniem, morzem.... I dziękuję tym, dzięki którym mogłam tam być i cieszyć się wszystkim dla ducha, ciała i podniebienia:)

A tutaj kilka fotek:)


fontanna w Darłowie, bardzo nam się spodobała
fot. jkordel

Tysiek konsumuje pizzę:)
fot. jkordel

Mimo podwinięcia spodni wylazłam z wody cała mokra:)
fot. jkordel

a to już spotkanie
fot. jkordel

zatopiony kuter
fot. jkordel


spotkanie ciąg dalszy
fot. jkordel

jak wyżej:) Panowie to Pan Arkadiusz i Pan Łukasz:)
fot. jkordel

A tu nasza Cosa nostra
fot. jkordel

Z Paniami ze Znaku:)
fot. jkordel

Tysiek zdobywca mórz:)
fot. jkordel

Tutaj z Paniami ze Znaku ujęcie II:)
fot. jkordel.

 

niedziela, 3 sierpnia 2014

Zapraszam po raz kolejny do Malowniczego:)

Kolejne opowiadania przybyły a Malownicze dzięki temu zyskało piękną legendę:) Pani Doroto - dziękuję! Nie sądzicie, że legenda pasuje do miasteczka jak ulał?

Dorota Pansewicz

Legenda

Było to bardzo, bardzo dawno temu, niedługo po stworzeniu świata. Kiedy Bóg przez sześć dni stwarzał niebo, ziemię, gwiazdy, słońce, księżyc, rośliny, zwierzęta i człowieka, w siódmym dniu odpoczął. Jednak w kolejnych dniach wciąż zastanawiał się nad tym, jak jeszcze upiększyć swoje dzieło, co zrobić, by stworzony przez niego świat był jeszcze piękniejszy. Wreszcie przyszedł mu do głowy pewien pomysł.
Wezwał do siebie dwóch aniołów, a kiedy ci stawili się przed nim, powiedział: