Uroczysko to pełna humoru, ciepła opowieść o tym, jak malownicze miasteczko w Sudetach odmieniło życie pewnej warszawianki. Porzucona przez męża Maja, mama piętnastoletniej Marysi, właścicielka
dwóch psów i kota, myśli, że limit przypisanych jej nieszczęść został
już wyczerpany. Wkrótce przekonuje się, że to zaledwie początek.
Nieszczęścia, jak to mają w zwyczaju, chodzą nie tylko parami, ale wręcz
stadami. Paradoksalnie jednak to co złe prowadzi do zmian na lepsze. I
tak Majka - pomimo zmagań z samotnym rodzicielstwem i mężem, który
niczego nie ułatwia - znajduje w sobie siłę, o której istnieniu
wcześniej nie miała pojęcia. Pobyt w Sudetach, w domku należącym kiedyś
do jej ciotki, daje początek zmianom, które odmienią egzystencję całej
jej rodziny. A wszystko to w malowniczej scenerii gór i lasów,
przesycone ciepłem nowych i starych przyjaźni oraz okraszone humorem,
którego nigdy nie powinno zabraknąć ani w książce, ani w życiu.
Praca nad Uroczyskiem była odtrutką. Od kłopotów, których wtedy mieliśmy mnóstwo i od rzeczywistości, która nas nieubłaganie dopadła i od tego, że rosół zamarzał w przedpokoju... Ci którzy czytali pierwszą książkę o Majce na pewno kojarzą ten fragment, ale nie wiedzą, że to akurat rosołowo - mroźny wątek autobiograficzny:). Malownicze zaś było miasteczkiem, do którego tęskniłam tak samo zresztą jak do gór, które chyba rzeczywiście mam w genach. Nawiasem mówiąc tęsknię tak do dziś i z niecierpliwością wyczekuję momentu, gdy będę mogła zaprosić Was wszystkich do mojego małego uroczego pensjonatu... Kto wie - może Uroczyska?
W każdym razie Uroczysko to książka, która pomogła mi przetrwać i ugruntować w sobie poczucie, że trzeba wierzyć, bo skoro wiara czyni cuda - trzeba wierzyć, że się uda! I Majce się udało, a mnie razem z nią. Niniejszym uspokajam wszystkich, że rosół mi już nie zamarza, chyba że własnoręcznie wstawiam go do zamrażalnika...