środa, 27 czerwca 2012

Czego w życiu nie powinnam robić.

Mam wrażenie, że świadomość czego nie powinno się robić jest równie ważna, jak wiedza o tym do czego ma się predyspozycje. Na przykład, gdy po ósmej klasie szkoły podstawowej trafiłam do szkoły zawodowej o profilu kucharz (wielka miłość przeszkodziła mi niestety w skupieniu się na nauce), przekonałam się czego tak naprawdę w życiu nie chcę robić. Otóż nie chciałam być kucharką. Na praktyki trafiłam do wielkiej stołówki szkolnej, gdzie kucharzyła i przewodziła wielka i potężna kuchara. Jej sztab znajdował się za stołem, za którym rozsiadała się co rano i stamtąd wydawała rozkazy i dowodziła. Po tygodniu wyszkoliła nas tak, że właściwie nie musiała już nic mówić. Wystarczyło, że znacząco patrzyła i wskazywała kuchenną ofiarę paluchem. Do tej pory wzdrygam się na samo wspomnienie tamtej wielkiej szkolnej kuchni. Kotły do gotowania były wielgaśne, przynajmniej dla kogoś kto ma 160 cm wzrostu, urastały do gigantycznych rozmiarów, szczególnie jak trzeba je było umyć. Jedynym wyjściem było wpuszczenie się do takiego kotliska. Oczkowanie ziemniaków odbywało się w nieogrzewanej sali, a ziemniaki leżakowały w lodowatej wodzie. Zimą praktykanci wychodzili stamtąd zsiniali i skostniali, szczękający zębami. Biorąc to pod uwagę, kuchara mogłaby swobodnie grać rolę złej królowej śniegu. Gdyby najpierw nieco schudła, bo bycie królową jednak do czegoś zobowiązuje. Właściwie to może i dobrze, że doświadczenia miałam takie a nie inne, bo po praktykach nagle zaczynało chcieć mi się uczyć. Ba, zdobywanie książkowej wiedzy było niemal miłym relaksem i wypoczynkiem. Tak więc po tych przeżyciach całą sobą wiedziałam, że kucharką nie będę. Po dzisiejszym porannym spacerze z psem wiem również, że nie nadaje się na agenta służb specjalnych. Jeżeli ktoś widział mnie w tej ponętnej roli, niestety muszę go rozczarować: nie będę! Brak predyspozycji. Ale rozsądnie zacznę od początku. Początek brzmi: rano wyszłam na spacer z psem. Do lasu. Byłam z lekka niewyspana. Pies za to był przytomny za nas oboje. On zażywał ruchu, a ja gdzieś tam wlokłam się niemrawo z tyłu. Pies ganiał za ptaszkami (bo nadal wierzy, że w końcu jakiegoś złapie, albo może że pofrunie, kto go tam wie), ja skupiłam się na tym żeby nie potykać się o korzenie, które jak na złość o poranku musiały powyłazić na leśną ścieżkę nie bacząc na to, że trudno je omijać z półprzymkniętymi oczami. I tak zupełnie znienacka wylazłam prosto na... Wielki, czarny i lśniący samochód. Jego widok z miejsca mnie rozbudził. Samochody w środku lasu są raczej rzadkością. Zza samochodu wyłonił się po chwili facet w czarnej skórzanej kurtce dzierżąc w dłoniach wielki czarny foliowy worek. Scena nadająca się na początek kryminału, w którym zapewne stałabym się ofiarą. W końcu niewygodnego świadka należy zlikwidować. Na całe szczęście tym razem miast mnie natychmiast zasztyletować facet obrzucił mnie niechętnym spojrzeniem, burknął coś pod nosem i udając, że mnie nie widzi rzucił worek obok ścieżki. Z worka nie wypadły rozczłonkowane zwłoki, za to wychynęły zużyte pampersy. Facet pomaszerował po kolejny wór. Ja tymczasem odzyskałam w końcu głos.
- A co pan tu robi? - zapytałam retorycznie.
- A w łeb chcesz? - zapytał równie retorycznie właściciel skórzanego wdzianka.
Nie chciałam. Ale jednocześnie zostawić tego też tak nie mogłam, bo mi się wszystko w środku przewracało na myśl że miałabym sobie pójść i nie zareagować. Pies na nieszczęście znów gdzieś przepadł w pogoni za wiewiórką, albo jakimś innym skrzydlatym żyjątkiem.
- A pan myśli, że się pana boję? Proszę to stąd zabrać, bo inaczej dzwonię na policję - odchrząknęłam wysuwając hardo podbródek do przodu - I  do straży miejskiej - dorzuciłam, bo w ostatnim momencie przypomniałam sobie, że w straży mam znajomego.
- Jak ja ci zaraz dam policję... - powiedział facet robiąc w moim kierunku krok, a mnie zmroziło. Byłam z nim sama, w środku lasu i mu groziłam. On mi też groził, ale w tej sytuacji miało to niewielkie znaczenie. Do obrony miałam jedynie materiałową smycz. Marnie mi to wyglądało. Facet widać doszedł do tych samych wniosków bo cały się w sobie spiął jakby szykując się do skoku. Ale w tym momencie za nim rozległo się głuche warczenie. To mój pies wrócił i wyraźnie nie spodobało mu się to co zobaczył. Zresztą szczerze mówiąc byłam na równi zaskoczona z facetem. Do tej pory moja psina szczekała jak ktoś wchodził do domu, ba nawet nie wpuszczała obcych do pokoju, najpierw trzeba było Pulet odwołać dopiero przybysz mógł wejść. Ale na dworze to była łagodna i grzeczna psina, a teraz ta psinka zamieniła się w bestię z wyszczerzonymi zębami i zjeżonym futrem. Nie wiem czy facet przestraszył się wyciągniętej komórki, czy bał się psów, ale w każdym razie zabrał swój worek i już nic nie mówiąc odjechał. A ja zostałam trzęsąc się jak osika. Pies nie miał takich problemów i natychmiast doszedł do siebie i pognał zajmować się swoimi sprawami. A ja uświadomiłam sobie, że wykazałam się wspaniałą postawą obywatelską i niewyobrażalną głupotą. Do tego wszystkiego nie zapamiętałam nawet numerów rejestracyjnych, bo w nerwach nie spojrzałam nawet na tablicę rejestracyjną. I dlatego moi drodzy nie będę nigdy tajnym agentem ani nikim podobnym. Nie nadaję się. Poza tym to strasznie stresująca praca, jeszcze nie daj Boże bym przedwcześnie osiwiałą, albo nie miała czasu na pisanie... Tak więc musicie się pogodzić, że ani zawodową kucharką, ani członkiem tajnych służb nie zostanę. Mam nadzieję że jakoś mi to wybaczycie. A tak nawiasem mówiąc nienawidzę ludzi którzy śmiecą w lesie. I trochę żałuje, że Pulet nie wygryzła mu portek.

Na zdjęciu Puletka zimą:)

8 komentarzy:

  1. Jezzzzzzuuuuuuuu
    Dobrze, że ten kretyn nic Ci nie zrobił!!!!
    Totalnie szalona kobieta!

    Tak myslę, na furę stać, na pampersy stać, a na wysypisko śmieci nie?????

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wysypisko sobie zrobił swoje własne, prywatne. Fakt, dobrze, że zębów w tym lesie nie zostawiłam.

      Usuń
  2. Mam nadzieję, że Pies Dzielny Obrońca dostał jakąś nagrodę za wykazanie się obywatelską postawą :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, ogólnie urósł do rozmiarów bohatera:)

      Usuń
  3. o kurcze, aż mi krew w żyłach zmroziło.....
    no historia iście kryminalna, dobrze że ze szczęśliwym zakończeniem. Porządne głaski się dla obrońcy należą;-)
    co do pana od pampersów, mam tylko nadzieję że nie wjechał w inną alejke lasu i nie dokończył swojego dzieła.....

    co do kariery kucharsko - kryminalnej to ja tam się ciesze że nie wypaliła, bo pisanie doskonałych książek wychodzi Ci bardzo, a to bardzo dobrze;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też się zastanawiałam czy nie wyrzucił gdzieś dalej, ale mam nadzieję, że zrezygnował z występnej działalności. Choć znając życie tacy jak on łatwo nie odpuszczają.

      Szczerze mówiąc też wolę pisać niż kucharzyć albo kryminalnie czaić się w krzakach więc cieszymy się we dwie:)

      Usuń
  4. Brawo! Postępek może faktycznie niezbyt rozsądny, ale gdyby więcej było takich bohaterek, to może w lasach byłoby czyściej? Bo jest po prostu tragicznie! Ja też nienawidzę takich leśnych śmieciarzy, w okolicy mojej działki takich wysypisk jest multum, a najgorsze jest właśnie to, że to nie biedacy te śmieci w lesie wyrzucają, tylko tacy, których stać na wszystko, tylko na wywóz śmieci nie!

    OdpowiedzUsuń
  5. Ostatnio codziennie jestem w lesie (spacery z psem) i z przerażeniem patrzę na rosnące stosy. Ja już nawet nie wymagam żeby ci dranie wykupili pojemniki na śmiecie, ale czy nie mogą postawić tych swoich worów przy koszu powiedzmy na ulicy? I tak przecież by zabrali, a przynajmniej las by wyglądał jak las a nie jak wysypisko śmieci.

    OdpowiedzUsuń