środa, 30 stycznia 2013

Rzecz o przekornym Prusie i Ogrodzie Saskim

Do tej pory wydawało mi się, że stosunkowo niedawno zaczęliśmy walczyć o ochronę zielonych fragmentów naszych miast.  Bo to zwiększyło się zanieczyszczenie środowiska, kasztany nam pożera szrotówek kasztanowcowiaczek, który nawiasem mówiąc wygląda bardzo niewinnie i jest całkiem ładnym motylkiem, coraz to nowe bloki i inne hipermarkety wypierają drzewa i krzewy. Nic dziwnego, że w obliczu tego wszystkiego zaczęliśmy się niepokoić i jakby większą uwagę zwracać na te zielone niedobitki którym jeszcze udało się przetrwać. Od razu mówię, że nie jestem znawczynią tematu i być może to co mnie zainteresowało i było w pewien sposób nowością, dla was nią wcale nie będzie. A chodzi o aferę wokół warszawskiego Ogrodu Saskiego. Aferę z 1888 roku, w której to czynny udział wziął nie kto inny ale Bolesław Prus. Ogólnie rzecz biorąc im więcej czytam o Prusie tym bardziej jawi mi się on jako dość hmmm.... Uparta i przekorna postać. Z poczuciem humoru ale jednak dość wkurzająca. Ale zacznijmy od początku. Czyli od tego co tak wzburzyło mieszkańców Warszawy. A wzburzenie było niesamowite, ponoć nawet najstarsi mieszkańcy tego miasta nie pamiętali takiej awantury. Dotyczyła ona zmiany oblicza miasta. Zmiana ta miała przede wszystkim dotknąć Ogród Saski.  Otóż chodziło o przeprowadzenie dwóch ulic przez jego teren. Tutaj należy dodać, że po ogrodzie można było do tej pory poruszać się wyłącznie pieszo, a po zapadnięciu zmroku nawet piesi musieli obchodzić go dookoła, bo bramy na noc zamykano. Nic też dziwnego, że na wieść o tym, że oto ta oaza spokoju ma niebawem zamienić się w ruchliwe i tłoczne miejsce, wielu warszawiaków postanowiło zaprotestować. Coby sytuacja była całkiem jasna dodam, że projekt przeprowadzenia ulic miał dwa cele. Jeden to ułatwienie życia mieszkańcom i udogodnienie komunikacji (żeby już nie tylko piesi mogli korzystać z przejścia). Druga kwestia dotyczyła przeprowadzenia rur kanalizacyjnych, nazywanych przez warszawiaków "kanałami Lindleyowskimi". Tutaj szeptano, że takie rozwiązanie ma być zastosowane by nie zakłócać wygody mieszkającego w Pałacu Błękitnym hrabiego Zamoyskiego, który nie chciał mieć kanałów pod swoim ogrodem... Hmm... Jakoś tak odnoszę nieodparte wrażenie, że od tamtych czasów niewiele się zmieniło i że dość często podejmuje się decyzje, które mają nie denerwować i nie utrudniać życia co niektórym ludziom:)
Zwolennikiem tego projektu okazał się nie kto inny tylko Bolesław Prus. Prus ogólnie był zwolennikiem wszelkich nowinek prowadzących do postępu technicznego. I tu nie bacząc na protesty mieszkańców nie omieszkał wyrazić swojego zdania. Właściwie to jego Kronika tygodniowa rozpętała całą dyskusję. A napisał w niej:
"Dla ułatwienia budowy kanałów (tych Lindleyowskich) i dla uproszczenia komunikacji potrzeba naruszyć Ogród <<ozdobę miasta>>. Potrzeba mianowicie odciąć co najmniej szóstą część Ogrodu (tylko szóstą) i przez niego przeprowadzić dwie nowe ulice. Jedna łączyłaby Marszałkowską z Żabią, druga Wierzbową i Kotzebuego z Żabią. Na całym świecie dano by pierwszeństwo czystości nad ozdobą, kanałowi nad aleją, ułatwionej komunikacji ludzi pracujących nad spacerami próżniaków. Ale my, warszawiacy, mamy oryginalną logikę - i z tego powodu gotowiśmy nawet poświęcić zasadę kanalizacji zasadzie nienaruszalności  Saskiego Ogrodu <<którym dotychczas nawet cudzoziemców chlubimy się>>
Oto argumentacja echt warszawska... Ludzi trapią tyfus, błonica, ospa itp. choroby, które przez skanalizowanie miasta można by zmniejszyć. Dokucza im utrudniona komunikacja z przyczyn Saskiego Ogrodu, który dziś potrzeba okrążać. Lecz mimo to... nie dotykajcie Saskiego Ogrodu, gdyż on jest <<ozdoba miasta>>, którą <<dotychczas wobec nawet cudzoziemców słusznie chlubiliśmy się>>. "
Te słowa były niczym iskra rzucona na proch. Na głowę Prusa i Kuriera Codziennego posypał się grad protestów i listów. Prusa nazwano nawet człowiekiem przekornym (z tym i ja się zgadzam:)), który zawsze będzie bronił sprawy przeciwko  opinii publicznej, a jego Kroniki nazwano "kopalnią źle bronionych paradoksów". Warszawiacy zaczęli nazywać sprawę: "Zamachem na Ogród Saski" i nie wiadomo jak rzecz by się skończyła gdyby rozstrzygnięcie sprawy nie było po myśli tak zaciekle broniących swego miejsca do wypoczynku mieszkańców miasta. Kurier Codzienny, oczywiście nie w kronice Prusa doniósł, że kanał przejdzie ulicą Żabią omijając posesję hrabiego Zamoyskiego. Rzec by można, że w tym wypadku zastosowano się do powiedzenia: Żeby wilk był syty i owca cała.... ale tak czy inaczej jak donosił Kurier "sprawę poćwiartowania Ogrodu Saskiego, jak na teraz, należy uważać za skończoną". A ostatnie słowa pod tym artykułem brzmiały: "Chwała Bogu!"
A jeżeli ktoś myśli, że Prus po tym wszystkim spuścił głowę to oczywiście się myli:) Pan Bolesławie nie był z tych którzy spuszczają uszy  po sobie:) Zakończył  całą sprawę w swej kronice odwracając kota ogonem:
 "A co?...
Nie mówiłem, że <<zamach>> na Saski Ogród nie uda się i że ocalony zostanie ten <<rezerwoar świeżego  powietrza >>, ten <<letni salon>>, ten nasz <<pokoik dziecinny>>?..."
Następnie stwarza fikcję jakoby opowiadając się za zniszczeniem Ogrodu miał bardziej podburzyć ludność do jego obrony. Wielbiciele Prusa śmiali się serdecznie czytając jego słowa:
"Żadna jeszcze sprawa nie poruszyła tak Warszawy, jak kwestia oszpecenia Saskiego Ogrodu. Przeciw podobnemu wandalizmowi zaprotestowało <<całe miasto>>, nie tylko emeryci, bony, niańki, ich wielbiciele i ci, którzy majowe noce spędzają pod ławkami naszego <<salonu>>, ale wszyscy... nawet ci, którzy z powodu ubogiej garderoby są odpędzani od bram <<rezerwoaru świeżego powietrza>>, nawet ci, którzy dopiero w maju roku przyszłego będą mogli w objęciach mamek spacerować po Saskim Ogrodzie"
Trzeba przyznać Prusowi, że umiał posługiwać eis ironią i niewątpliwie miał dystans do tego co się wokół niego działo i do swojej osoby także. Świadczą o tym przytoczone przez niego fragmenty listów, które otrzymywał, a które dotyczyły sprawy obrony Ogrodu. Między innymi radzono mu w nich "bić się w piersi", "wleźć pod ławę i odszczekać", grożono (a groźby pochodziły od pań), że jeżeli Ogród zostanie zniszczony to "protegująca go płeć piękna" obije autora, a nawet sugerowano, że Prus brał łapówki od hrabiego Zamoyskiego.
Ten odcinek Kroniki zakończył Prus poważnymi wywodami i argumentami ( popartymi liczbami i wyliczeniami) wskazującymi na to jak poważne  straty poniesie Warszawa po upadku tego projektu.
Całą dyskusję  w prasie zakończył Świętochowski podsumowując ją tak:
" Burza z powodu zamachu na Ogród  Saski, która uniosła Prusa (niby trąba powietrzna ptaka) w krainę humoru arytmetycznego... uspokoiła się."
Miłośnicy Ogrodu mogli od tego dnia spać spokojnie:)
Jestem ciekawa co by się dziś działo gdyby ktoś chciał zrobić coś takiego... Czy pojawiłyby się protesty? I czy ktoś liczyłby się z niezadowoleniem mieszkańców. Jak myślicie?
W jednym z najbliższych wpisów będzie o darze dla Sienkiewicza od samego... Wołodyjowskiego. Zapraszam, zaglądajcie:)

11 komentarzy:

  1. No proszę nie pomyslalabym,że Bolesław Prus był takim jakby to nazwac maciwoda;)) jakże sie pięknie obronił od własnych słów:D
    co do dzisiekszych czasie w obronę parku uderzyliby nasi wspaniali "zieloni" czyli ekolodzy:)) ach szkoda,ze nie ma już takich ludzi jak Pan Prus... byłoby bardzo ciekawie!;))
    p.s
    czekam na Sienkiewicza i mojego ulubionego Wołodyjowskiego:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prus jest świetny:) Choć mam wrażenie, że zadziora z niego była niezła i niejednemu napsuł krwi:)
      Wołodyjowski będzie już niedługo:)

      Usuń
  2. Kolejny intrygujący post przypominający interesujące, choć zapomniane fragmenty burzliwej historii naszego kraju! Gratuluję i czekam z niecierpliwością na notkę poświęconą mojemu ulubionemu pisarzowi - Sienkiewiczowi. Na marginesie droga Autorko, gdzie wyszukujesz takie perełki?
    Pozdrawiam
    Magda Kasprzak

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zależy, post o matce Tuwima kosztował mnie trochę kopania w książkach, te tutaj rzeczy cudnie opisuje Karolina Beylin. A Sienkiewicz z kolei to niedługo wrzucę listę książek o nim, bo mam całą stertę:)

      Usuń
    2. Już sobie zamówiłam Dni powszednie Warszawy i teraz czekam na przesyłkę:) Z pewnością z zainteresowaniem przejrzę listę pozycji o Sienkiewiczu.
      Pozdrawiam
      Magda

      Usuń
  3. Cicha woda z tego Bolka była:) Świetny post, jak zwykle:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bolek jest świetny i szczwany:) Aneta cieszę się, że jesteś i że się choróbsku nie dałaś:)

      Usuń
  4. Skąd ty to wszystko bierzesz? Ale rozumiem,że tym razem Prus jest na tapecie i sterta książek na jego temat zawala stół:) Chyba sama zacznę czyta o tych naszych pozytywistach bo to takie niepozorne się wydawało, a widzę, że mieli pomysły co najmniej na miarę Słonimskiego, Tuwima i spółki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z książek li i jedynie:) Karolina Beylin to kopalnia wiedzy, polecam:) Prus na razie nie doczekał się własnej sterty to tylko na podstawie książki Karoliny, ale za to Sienkiewicz ma naprawdę pokażną część mego stołu przeznaczoną tylko dla siebie:)

      Usuń
  5. O mamo, a ja dopiero teraz zauważyłam, ze u ciebie na blogu już wiosna, jakie cudne, optymistyczne tło i jakie zdjecie-jaka laska na nim:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo ja chcę wiosny i w ramach buntu przeciwko temu co za oknem przynajmniej na blogu sobie wiosnę zrobiłam:) Z zdjęcie brdzo lubię to taka cała ja z bałaganem w głowie i na też:)

      Usuń