środa, 9 lipca 2014

Tajemnica Szkoły dla panien, czyli o tym czy znalazłam to czego szukałam

Właśnie skończyłam czytać. Piszę więc na gorąco. Zanim jednak rozwinę temat pokażę Wam okładkę.



I teraz część z Was już wie co mnie skusiło w tej książce. Zdjęcie jest intrygujące. Kryminał retro brzmi obiecująco. Lata dwudzieste to moje ulubione czasy. Nie mogłam się oprzeć... I czy po skończonej lekturze jestem usatysfakcjonowana? I tak, i nie.
Nazywanie tej powieści kryminałem to spore nadużycie. Owszem są zbrodnie. Pierwsza już na samym początku. W szkole dla panien zostaje odnaleziony trup jednej z uczennic. Podejrzewa się samobójstwo. Chociaż podkomisarzowi Ratajczakowi coś tam w tym samobójstwie nie pasuje to jednak dla świętego spokoju (swojego i innych mieszkańców) postanawia zbagatelizować przesłanki mówiące o tym, że być może to zabójstwo. Za chwile jednak pojawia się kolejny trup i już hipoteza samobójstwa wydaje się naciągana. Jak widać zbrodni nie brakuje (to nie jedyne trupy w powieści). A jednak stanowią one zaledwie tło. Zresztą jako kryminał książka wypada blado. Brak jej napięcia, tego charakterystycznego czegoś, co sprawia, że nie możemy doczekać się rozwiązania sprawy. Akcja płynie zbyt ślamazarnie, jakoś tak się rozmywa. Tak samo zresztą jak Podkomisarz Ratajczak. Ani go nie mogłam polubić, ani znielubić, był lekko mdły.
Natomiast jeżeli popatrzeć na książkę jako powieść obyczajową z wątkami kryminalnymi wygląda to dużo lepiej. Wprawdzie miłośnicy romantycznego ducha lat dwudziestych raczej go w "Tajemnicy" nie znajdą, ale nie można odmówić autorce, że dobrze oddała charakter tamtych czasów. Ciekawie pokazany jest problem radzenia sobie z dopiero co odzyskaną niepodległością, z biedą i nędzą. Dość wyraźnie zaznaczona jest przepaść pomiędzy biedotą i bogaczami, niektóre sceny są naprawdę mocne, jak chociażby ta z wytapianiem smalcu z psów. Zabawnie wypada też ukazanie grona pań, które usiłują działać charytatywnie i polepszać warunki higieniczne oraz poziom moralności mieszkańców miasteczka. Choć tutaj będę się czepiać. Bo z jednej strony są to sceny zabawne, z drugiej wydaje mi się, że mocno przerysowane i dość prześmiewcze. Tak samo zresztą jak pokazanie emancypantek jako rozhisteryzowanych panien nie mogących znaleźć męża. Można by było po lekturze wysnuć wnioski, że wszystkie emancypantki to histeryczki i wariatki, a panie działające w kółkach charytatywnych to nudzące się matrony szukające rozrywki i znajdujące ją w pomaganiu biednym.
Ale żeby nie było, książkę czyta się bardzo dobrze. Ma kilka zaskakujących momentów, historia jest ciekawa, miasteczko i mieszkańcy budzą... No, nie sympatię, ale zainteresowanie.
Mam wrażenie, że autorka chciała przybliżyć czytelnikowi jak trudno było ludziom dwudziestolecia odnaleźć się w zmieniającej się błyskawicznie rzeczywistości. Niepodległość o której się mówiło to jedno, a ta, z którą trzeba się było zmierzyć w praktyce to drugie. To samo tyczy się emancypacji. Wydaje mi się, że przerysowując charaktery pani Joanna chciała pokazać, że zmiana w postępową i światłą kobietę też wcale nie była prosta. Rozumiem ten zabieg, ale jak na mój gust jest za bardzo karykaturalny. Czy polecam tę lekturę? W sumie tak, ale na pewno nie jako powieść kryminalną, a obyczajową. Miłośnicy kryminałów mogą bowiem poczuć się zawiedzeni.        

9 komentarzy:

  1. Sama nie wiem. Z jednej strony bym przeczytała z drugiej nie wiem czy warto... I mam dylemat.
    Pozdrawiam Krysia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najlepiej spróbować i samemu ocenić, bo wiadomo, że o gustach się nie dyskutuje. Tym bardziej, że książka ma niewątpliwie dużo zalet:)
      Serdeczności przesyłam

      Usuń
  2. o widzisz ja tę książkę mam, dostałam od koleżanki w gratisie jakiś tydzień temu i jak skończę nowego Kopra to się zabieram za czytanie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A to jestem ciekawa i to niezmiernie czy nasze opinie będą zbieżne:) Czytaj kobieto, czytaj w takim razie a potem szybko pisz! O i zobacz przynajmniej raz ja mogłam popędzić kogoś do pisania:)

      Usuń
  3. Jako fanka kryminału to pewnie byłabym rozczarowana, jeżeli chodzi o tematykę to czemu by nie?;) tak wiec może kiedyś, ale trup za trupem ciekawe o co chodziło?;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sumie warto spróbować. A z trupami to chodziło dokładnie o to.... Żart:) Oczywiście, że nic nie powiem:)

      Usuń
  4. Podoba mi się recenzja :) i przyznaję rację - okładka skupia uwagę czytelnika. Dla wzrokowca takiego jak ja to bardzo, bardzo ważny element :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się:) A okładka rzeczywiście świetna. Ma w sobie to coś co nie pozwala jej nie zauważyć.
      Pozdrawiam serdecznie

      Usuń
  5. Czytałam niestety. faktycznie - okładka to najmocniejszy punkt tej książki. Panie z biblioteki szybko ucieszyły się z darowizny

    OdpowiedzUsuń