Nie muszę Wam mówić co poczuliśmy. Rozżalenie, bunt i złość. Wybuchowa mieszanka. Potem przyszła ulga, bo nie rozbili przedniej szyby, nie dostali się do bagażnika (została tam walizka z ciuchami, plecak z książkami...). Zwinęli nawigację i okulary przeciwsłoneczne. A potem pomyślałam: będziemy musieli zawrócić, przecież tak nie da się jechać. Bo jak? Folię nalepić? Na autostradzie będzie można zwariować, a poza tym nawet jeżeli by jakoś się to udało to co potem? Zafoliowanego samochodu nigdzie by nie można było zostawić. A przecież mieliśmy zwiedzać. Odpoczywać. Grzać się w słońcu, pławić w zapachach. Dzieciom pokazać Florencję, oliwki i cyprysy i mnóstwo innych rzeczy... I co tak po prostu mam z tego zrezygnować? Poczułam, że wewnątrz mnie aż wrze. Niedoczekanie tego... Tu pojawiły się niecenzuralne określenia. No i zaczęliśmy wspólnie kombinować. Wyszło nam, że najlepiej by było zdobyć przezroczysty plastik. Pomysł dobry tylko z wykonaniem nieco gorzej. I wtedy spłynęło na mnie natchnienie. Oczami wyobraźni ujrzałam antyramę z pleksi. Dużą antyramę :) No i zaczęliśmy poszukiwana. W końcu po objechaniu centrów handlowych w jednym ze sklepów zdobyliśmy to czego szukaliśmy. Kuba (mój mąż) i Kuba (chłopak mojej córki) docięli z niej piękną szybę. Zamocowali w miejscu wybitej. Czesi patrzyli na nas jak na rodzinę Griswoldów. Całość została obklejona taśmą. Cud miód. Mówię Wam. Odjechaliśmy z parkingu z wyrazem zwycięstwa na twarzach. Wycieczka była uratowana. Ale żeby wrócić na trasę musieliśmy zawrócić na bardzo ruchliwej ulicy. Stanęliśmy na czerwonym świetle. Na pasie dla skręcających w lewo grzecznie czekając na zmianę. Po pięciu minutach (dodam, że inne światła zmieniały się co chwila, samochody jechały, wymijały nas a Czesi znów dziwnie się na nas patrzyli) poczuliśmy lekkie zaniepokojenie. Światło było nadal czerwone. Po kolejnych pięciu sytuacja nie uległa zmianie. Mnie uparcie nawiedzał obraz wspomnianej wyżej rodziny Griswoldów na wakacjach. I coraz trudniej było mi opanować głupawkę. W końcu się nie dało. Zaczęłam się śmiać tak, że ze śmiechu się popłakałam. Bo to wszystko w przewrotny sposób było zabawne. Śmiech jak to śmiech okazał się zaraźliwy. Biedni Czesi znów patrzyli na nas dziwnie, tkwiących na czerwonym, niezmieniającym się świetle i śmiejących się do rozpuku. W końcu dotarło do nas, że światło z niewiadomych powodów nie zamierza się zmieniać. Wbiliśmy się więc na drugi pas, zaliczyliśmy objazd i dotarliśmy do miejsca skąd powinniśmy wyruszyć. Niewątpliwie czekała na nas przygoda :)
Ciąg dalszy nastąpi :) Dziś dodam tylko, że podczas tej podróży dowiedziałam się, że Tysiek zamierza nazwać swoją córeczkę Hipoteka :) Uznał, że to nadzwyczaj piękne imię :)
Tysiek Wam mówi dobranoc :) |
eee...pisałam i zjadło-cóż :/
OdpowiedzUsuńW takim razie, nie pisze, tylko czekam na następną relację
Serdeczności zostawiam Ewa.
Mały Kubuś :D
OdpowiedzUsuńOh Magdziulek a to się Wam narobiło, dobrze że się dobrze skończyło ☺
OdpowiedzUsuńWow... taki krótki w sumie tekst, a ja zdążyłam się zdenerwować (wandalizmem i złodziejstwem) i pośmiać (wiadomo z czego). I cóż... zostaje nam liczyć na to, że nim Tysiek dorośnie - zmieni zdanie co do imienia pierworodnej. ;)
OdpowiedzUsuńPrzypomniała mi sie podobna przygoda z zepsutym światłem, też blisko 20 minut czekaliśmy autokarem pełnym ludzi kiedy zmieni się światło. Jednak wandalizm już mnie nie śmieszy. Za to pomysłowość godna podziwu Panowie zachowali się jak "pomysłowy Dobromil" była taka bajka. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńGrunt to nie dać się czarnym myślom. Ale jak czytałam, to zastanawiałam się, czy Wy powinniście wyjeżdżać, bo chyba ostatnio też mieliście jakieś przygody. ;) :)
OdpowiedzUsuń"Piękny" początek wakacji, nie ma co... Więc najpierw współczułam i się denerwowałam a potem... śmiałam :) No zaraziłaś tą śmiechową głupawką :D
OdpowiedzUsuńCzekam na cdn, bo zaczyna być pięknie! Nigdy nie odwiedziłam Toskanii...
jednym słowem historia z cyklu jak Ty to mówisz "piękna katastrofa";-)
OdpowiedzUsuńi dobrze że okropny złodziej nie zniszczył Wam wyprawy do końca.
To już się nie mogę doczekać dalszej części;-)
A Tysiek z wiekiem jeszcze bardziej staje się wierną kopią swego taty;-)
Pozdrawiam Cię serdecznie, przyszła babciu Hipoteki;-D
p.s. pomysłowość Twego syna niezmiennie mnie zadziwia i zachwyca;-)