Z niechęcią zerknął przez okno. Śnieg nadal sypał. W sumie nic w tym dziwnego. W końcu to grudzień. Jedyny miesiąc w roku, którego nawet pryncypialnemu starszemu panu nie udawało się skutecznie ignorować.
W tym roku Stefan postanowił udawać, że w ogóle nie dostrzega padającego śniegu. Mógł sobie na to pozwolić, bo przecież tak naprawdę jego życie skończyło się czternaście miesięcy, trzy dni i – zerknął na zegarek – cztery godziny temu.
Codziennie też prowadził swą prywatną rozgrywkę z panem Bogiem. Właśnie nadeszła pora na pierwszą rundę. Wsunął gołe stopy w rozdeptane bambosze i poczłapał do okna, po czym otworzył je na całą szerokość, zrzucając przy tym poduszkę białego puchu z parapetu.
- Jak można być takim skurczybykiem?! – zawołał, patrząc w niebo. – Cholerny egoista! – dodał i z rozmachem zamknął okno, ignorując zdumione spojrzenia przechodzących chodnikiem dwóch podfruwajek. – Co one wiedzą o życiu – mruknął do siebie. – Ledwo to to od ziemi odrosło, ma może ze czterdzieści lat, to i się dziwi wszystkiemu! – Z zadowoleniem spostrzegł, że wstrząsnął nim dreszcz.
Zapowiada się ciekawie. Czekamy na całą opowieść. Pozdrawiamy z Jeziorzan :)
OdpowiedzUsuńJuż czekam! Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńNo fajnie się prezentuje😊😊
OdpowiedzUsuńSuper, co będzie dalej.
OdpowiedzUsuńZima, ach zima.. Brakuje w Polsce prawdziwej zimy, takiej jak jeszcze kilka lat temu. Nie zapowiada się na to, żeby w tym roku coś się zmieniło. Ubolewam nad tym :(
OdpowiedzUsuńJa nigdy zimy nie lubiłem i pewnie tak mi zostanie do końca moich dni.Chyba że coś na starość u mnie się zmieni.Tego nie wiem.
OdpowiedzUsuńNa pewno tym blogiem zainteresuje się cała moja rodzina.Jestem tego pewny na 100 procent.
OdpowiedzUsuń