Część z Was wie już, że prawie tydzień temu, w niedzielę napisałam słowo "KONIEC". Zadziwiające, ile takie jedno słowo może znaczyć. A w tym wypadku ni mniej ni więcej oznacza, że za chwilę znów coś się zacznie. Ale teraz, jeżeli pozwolicie, chciałabym zatrzymać się przy tym co już jest.
Tajemnica bzów nie pojawiła się tu przypadkiem :) Jeżeli ktoś tęsknił za Leontyną to już może zacierać łapki :) |
A tak już normalniej, to powieść pisała mi się niesamowicie. Zupełnie inaczej niż wszystkie do tej pory. Po pierwsze, pamiętacie posty nieoczywiste?
Tego zdania w ogóle nie będzie :) Ale ostatniego nie mogę Wam pokazać, bo bym zdradziła to czego zdradzać absolutnie nie powinnam :) |
Przychodził na pocztę
od ponad tygodnia. Siadał przy jednym ze stolików i udawał, że coś
zawzięcie pisze na rozłożonej kartce papieru, czasem szedł kupować znaczki albo
widokówki. Dla niepoznaki codziennie inaczej się ubierał. A to wcielał się
w eleganta starej daty w meloniku, okularkach i eleganckim
płaszczu, a to wkładał czapkę oprychówkę, sweter i lekko wymięte spodnie,
a raz nawet wyciągnął z czeluści szafy zapomniany, letni garnitur,
którego nie miał na sobie od lat. Gdy go włożył, z ukontentowaniem
stwierdził, że o dziwo pasuje. Wprawiło go to w dobry nastrój na cały
dzień. Z radością też zauważył, że mimo upływu lat nadal to potrafi.
Zmienić się nie do poznania albo wtopić w tło tak, że nikt nie zwracał na
niego uwagi. Wystarczyło zwyczajnie być naturalnym i jedną częścią siebie
uwierzyć, w to, co się robi, a drugą, tą odpowiedzialną za zadanie,
nakłonić się do wzmożonej uwagi. Wyostrzyć zmysły, ale tak by nikt inny tego
nie dostrzegł. Tak, jak robił to na poczcie. Kładł na stoliku koperty, żeby na
pierwszy rzut oka wyglądało, że jest zajęty pisaniem listu. I pisał, tyle
że na kartce pojawiały się przypadkowe słowa, które przepływały mu przez głowę bez
udziału jego woli. W tym czasie tak naprawdę skupiał się na rzucaniu
ukradkowych spojrzeń w stronę pracowników poczty. Po jakimś czasie znał
ich grafiki pracy na pamięć, wiedział, kto jest miły, a kto zgryźliwy, kto
wpada na ostatni moment, a kto przychodzi ze sporym wyprzedzeniem.
Zgryźliwi poszli na pierwszy ogień i zostali wykreśleni z listy
potencjalnych kandydatów na wspólnika. I tak przepadli: szpakowaty
mężczyzna z kozią bródką, który obsługiwał klientów poczty tak, jakby
robił im łaskę, nieuprzejma, blada kobieta z włosami przylegającymi do
czaszki i chuda paniusia z nieprzejednaną miną i mocno
zaciśniętymi ustami. Ci z całą pewnością się nie nadawali , nie wyglądali
na takich, co by się interesowali kimkolwiek innym poza nimi samymi. Po krótkim
namyśle odrzucił również tych superpunktualnych i superobowiązkowych. Te
skądinąd pożądane na co dzień cechy tym razem mogłyby tylko utrudnić sprawę.
Ktoś, kto ma duszę urzędnika i jest nadmiernie uporządkowany, zazwyczaj
nie ma ani grama fantazji i wyobraźni, a te przecież były mu tym razem
bardzo potrzebne. Po wstępnej selekcji została mu jeszcze gromadka trochę
nijakich i trudnych do zakwalifikowania oraz dwoje młodych:
dziewczyna i chłopak. Oboje z rozwichrzonymi młodością głowami,
z reguły wpadali do pracy na ostatnią chwilę, a jeszcze częściej się
spóźniali. I co najistotniejsze – oboje sprawiali wrażenie dość miłych.
Po krótkim namyśle z nijakich zrezygnował. Byli zbyt niecharakterystyczni i niepewni. Trudno by ich było przekonać do czegokolwiek, wciąż by się wahali. Wybór zawęził się więc do ostatniej dwójki. W końcu zdecydował się na dziewczynę. Wprawdzie młode to to było i zapewne myślące całkiem inaczej niż ktoś w jego wieku, no ale zawsze to jednak kobieta i jako taka dużo lepiej rozumie pewne rzeczy. Nawet takie siuśmajtki dopiero co od ziemi odrosłe z mlekiem pod nosem.
Pamiętacie? Posty nieoczywiste związane były z zabawą :) Otóż jutro podam zwycięzców i pierwszą część nagrody będzie można sobie wybrać natychmiast :) A na drugą trzeba będzie jeszcze poczekać do przyszłego tygodnia, aż wrócę i wyślę.
Bo wiecie, że rzucam wszystko i wyjeżdżam w Bieszczady 😛