Gdzieś jest, lecz nie wiadomo gdzie
Świat, w którym baśń ta dzieje się,
Maleńka pszczółka mieszka w nim
Co wieść chce wśród owadów prym.
Tę pszczółkę, którą tu widzicie, zowią Mają,
Wszyscy Maję znają i kochają.
Maja fruwa tu i tam
Świat swój pokazując nam. (...)
Myślicie, że skoro mi się pokojarzyło właśnie z tym to jestem potwornie stara? Dziś chyba już mało kto pamięta starą, dobrą Maję i Gucia i pajęczycę Teklę ... Oho, no i odpłynęłam, ale już wracam na właściwy kurs, czyli do Antolki i murku i Janka i zachodu słońca w Kalu... I tutaj właśnie mamy odpowiedź. Murek istnieje (dowód na zdjęciu)
a w powieści wszystkie miejsca, w których będzie Antolka będą autentyczne, wymienione i całkowicie do zlokalizowania.
Tak żeby Wam przybliżyć klimat powieści wstawiam zdjęcia :) Możecie zerknąć na to, co widziała Antolka.
A poniżej mały fragment, ten jest trochę nostalgiczny, ale nie dajcie się zwieść. Antolka nie jest panienką, która zbyt często popada w taki nastrój, ale tym razem jej się zdarzyło :)
Buziaki dla Was kochani!
A właśnie okładka Antolki pojawi się trzeciego lipca :) Czyli już nie licząc dzisiejszego, za osiem dni :)
Z "Pięknego Brzegu" wracali na jacht krętą, wąską ścieżką, z obu stron malowniczo przyozdobioną kwitnącymi dzikimi różami i głogami, które jeszcze gdzieniegdzie pomiędzy liście wplatały ostatnie płatki kwiatów.
- Pięknie tutaj. – Antolka przystanęła i rozejrzała się dookoła. – Zobacz, ile tu rośnie zdziczałych jabłonek! Szkoda, że już przekwitły!
- A jakie dają jabłka! Tego się nie da opisać. Słodycz nagrzana słońcem i smakująca wspomnieniem lata. – Uśmiechnął się Janek. – Właściwie chciałbym tu wrócić jesienią i znów zobaczyć jabłonki pochylone pod ciężarem owoców, głóg, który tak pięknie odznacza się purpurą na tle ciemnozielonych liści. Bo teraz ta zieleń jest jeszcze młoda, niepoważna a później, we wrześniu, październiku staje się głębsza, dojrzalsza. Ale to chyba nie jest w dobrym tonie podczas wiosny tak jawnie tęsknić za jesienią. – Roześmiał się. – Lepiej skupić się na tym, co jest tu i teraz. Chodź, pójdziemy kawałek pod górę, pokażę ci coś naprawdę wyjątkowego. – Uśmiechnął się i jak gdyby nigdy nic, wziął ją za rękę.
To tylko zwykły, miły gest – przekonywała sama siebie, usiłując nie zwracać uwagi na bijące w oszalałym tempie serce. Pewnie robi tak z każdą dziewczyną, którą tutaj zabiera. Ot tak po prostu, zamyka jej dłoń w swojej ręce, żeby im się przyjemniej szło. No i rzeczywiście jest miło… Ale czy jakoś nadzwyczajnie? Usiłując nie dać się ponieść wyobraźni, zajęta swoimi myślami, z oczami wbitymi w ziemię, nie zauważyła, że doszli na szczyt wzgórza.
- Chciałem, żebyśmy dotarli tu tuż przed zachodem słońca, i się udało. To magiczne miejsce, jedno z moich ulubionych – powiedział, podprowadzając ją do kamiennego muru, za którym rozciągał się stary cmentarz wojenny.
Dookoła niego zasadzono sosny, które zupełnie nie przypominały Antolce tych mazowieckich, długich i strzelistych. Te były niższe, bardziej rozgałęzione, sprawiały wrażenie, jakby wcale im nie zależało na tym, by piąć się do słońca, raczej skupiły się, żeby otulić swoimi pochylonymi ramionami śpiących snem wiecznym wojaków.
- Leżą tu żołnierze wrogich armii – powiedział cicho Janek. – Niemcy, Rosjanie. Jak popatrzysz na nagrobki uważnie, to zobaczysz też i polskie nazwiska. Kiedyś zastanawiałem się, czy teraz, gdy już wreszcie wszystko skończone, umieją dogadać się między sobą.
- Mnie się wydaje, że się całkiem nieźle dogadują – szepnęła nagle wzruszona Antolka, podchodząc do ogromnego, drewnianego krzyża. – Tu jest taki głęboki spokój, taka cisza pełna znaczeń, że inaczej być nie może. To się czuje w powietrzu, że oni już nie są na wojnie, że im tam gdzieś, gdzie teraz są, jest dobrze i spokojnie. Pewnie siedzą na drewnianych ławeczkach, stojących pod bielonymi ścianami domów, i opowiadają swoje wojenne dzieje dzieciom, których nie zdążyli mieć. I nie pozwalają swoim synom nawet myśleć o wojnie. Palą fajki, a wieczorami piją koniak dla kurażu… – Zamilkła, nagle zawstydzona tym, że głośno wypowiedziała to wszystko co w tej chwili ją przepełniało.
Zerknęła spod oka na Janka, ale w jego twarzy nie było niczego, czego się obawiała. Ani śladu kpiny czy zdziwienia. Za to oczy miał pełne ciepła i zrozumienia. I właśnie w tym momencie dotarło do niej, że oto zupełnie nieoczekiwanie spotkała kogoś, kto po prostu ją rozwiązał jak krzyżówkę, i to mimo tego, że miała tak potwornie trudne hasła. Przed Jankiem nie musiała niczego udawać. Wystarczyło, że jest taka, jaka jest. Ot, po prostu, zwyczajnie.
- Chodź, bo to jeszcze nie koniec, to jest jedno z tych miejsc, których nie można pominąć, będąc na Mazurach, nie tylko ze względu na to wszystko. – Janek znacząco powiódł wzrokiem wokół siebie, jeszcze mocniej ujął jej dłoń i pociągnął za sobą w stronę murku. – Zamknij oczy i otwórz dopiero, jak powiem. Jeszcze moment, zrób krok, no nie bój się, przecież cię trzymam i nie puszczę. – W jego głosie słychać było czułość i pewność. – Teraz spójrz! – Antolka otworzyła oczy i znieruchomiała.
Już odliczam dni do ukazania się książki. A wyobraźnia wyostrzyła się i snuję domysły jak będzie toczyła się akcja. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńŚwietne ;)
OdpowiedzUsuńBardzo ładny zachód słońca.
OdpowiedzUsuńDzień dobry, chciałabym się dowiedzieć czy będzie dalszy ciąg Uroczyska? Kolejne książki po za seriami też nas cieszą, ale tęsknimy do mieszkańców Malowniczego.Bardzo prosimy o kolejną książkę z tej serii.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńBardzo fajny blog, mega mi się podoba.
OdpowiedzUsuń