To już pewnego rodzaju tradycja, że w momencie gdy ma pojawić się moja nowa powieść piszę o niej tutaj, na blogu, specjalnie dla Was. Blog sprzyja innemu rodzajowi komunikacji niż facebook i instagram. Ostatnimi czasy bywałam tu rzadko. Ale to już kolejny post, który pisze i odpoczywam. Czuję się trochę tak jakbym wracała do przytulnego domu, w którym czekają na mnie przyjaciele. Wiecie, że jestem tu z Wami a Wy ze mną od 2012 roku? Pamiętam tremę z jaką siadałam przy komputerze pisząc pierwszy tekst na bloga. Pamiętam niepewność. I to jaka byłam zielona. Niczym szczypiorek na wiosnę. Przez te osiem lat wiele się nauczyłam. I wielu z Was towarzyszyło mi w tej drodze od początku. Część dołączyła w trakcie a jeszcze inni dopiero po raz pierwszy tu zajrzą. Ale te wszystkie lata, teksty, które napisałam a Wy przeczytaliście sprawiają, że w szczególny sposób zapisaliście się
w moim życiu. I pomimo tego, że nie wszystkich Was znam osobiście jesteście mi bliscy. Dziękuję Wam za te piękne chwile, które już spędziliśmy razem i za te dni, które dopiero nadejdą :)
I mam pytanie, zdradzicie mi od kiedy do mnie zaglądacie? I od której powieści zaczęliście sięgać po moje książki? A może to jeszcze przed Wami?
Może planujecie zacząć od najnowszej, która dopiero się pojawi, "W blasku słońca"?
Ta powieść początkowo miała mieć zupełnie inny tytuł, "Bocznymi drogami". I dlatego zaczyna się wierszem, który nadal, pomimo zamiany na "W blasku...", bardzo pasuje do całości. To ostania zwrotka:
Po wielu latach, z twarzą przez zmarszczki zoraną,
Opowiem to, z westchnieniem i mglistym morałem:
Zdarzyło mi się niegdyś ujrzeć w lesie rano
Dwie drogi; pojechałem tą mniej uczęszczaną ‒
Reszta wzięła się z tego, że to ją wybrałem.*
Te nieuczęszczane drogi i boczne trakty są przeznaczeniem obu bohaterek: Nicoletty i Leli. Gdybym miała określić je krótko i treściwie to napisałabym, że są jak ogień i woda. Ale pomimo wszystko obie muszą odnaleźć swoje miejsce w życiu, wybrać drogę, którą podążą. O Nicolettcie opowiem Wam w kolejnym wpisie a dziś chciałabym przedstawić Wam Lelę. Diabelnie upartą, narwaną i biorącą się z życiem za bary. To jest taki mały fragment z samego początku opowieści zanim Lela wyruszy w podróż na spotkanie swojego przeznaczenia :)
Jeżeli pokusicie się o przeczytanie to zobaczycie jutro jak bardzo różnić się będą bohaterki. A jednak, jednak coś je połączy, już moja w tym głowa :)
A teraz, uwaga! Oficjalnie przedstawiam Wam Lelę:
Siedziała przy barze i sączyła któregoś z kolei drinka. Po trzecim przestała liczyć, bo właściwie ilość nie miała większego znaczenia. Miejsce wybrała ze względu na klimat, tchnęło przedwojennym czarem i gdyby nie to, że część z bywalców tonęła wzrokiem w telefonach komórkowych, można by było przypuszczać, że czas się cofnął i że nagle znaleźli się w czasach, gdy paryskie uliczki przemierzali Hemingway, Picasso i Scott Fitzgerald.
‒ I gdy można było odurzyć się przyzwoicie mile otumaniającym absyntem ‒ mruknęła do siebie i skrzywiła się, patrząc na swojego drinka.
‒ Słucham, mówiła coś pani? ‒ Facet siedzący po jej prawej stronie nachylił się w jej kierunku.
‒ Że chętnie napiłabym się absyntu, ale takiego prawdziwego, z dawnych lat. Pełnego opium i z ogromną zawartością alkoholu ‒ podniosła głos, przekrzykując muzykę, którą ktoś nagle pogłośnił. ‒ Co niektórzy twierdzą, że Vincent van Gogh obciął sobie ucho właśnie wtedy, gdy za dużo go sobie chlapnął ‒ dorzuciła, przysuwając szklankę do siebie.
‒ No proszę, interesuje się pani sztuką. ‒ Odwrócił się do niej z zainteresowaniem.
‒ Niestety, pudło. Interesuję się jedzeniem, a w tej chwili, jak widać na załączonym obrazku, głównie piciem ‒ mruknęła. ‒ Zresztą pan też za kołnierz nie wylewa. Wiem, bo przyszedł pan tuż po mnie, najpierw nie zamawiał niczego, potem powoli pił jednego drinka, a potem poszedł na całość. Barman nie nadąża z napełnianiem pana szklanki. A z tego wynika…
‒ Widzę, że zostałem poddany wnikliwej analizie ‒ przerwał jej, przekrzywiając zabawnie głowę i uśmiechając się lekko jednym kącikiem ust. ‒ I co pani ustaliła, pani doktor? ‒ zapytał kpiąco.
‒ Że wystawiła pana do wiatru. Nie przyszła ‒ dodała, unosząc kieliszek do góry. ‒ Jej zdrowie!
‒ Zadziwiające łączenie faktów, jestem pod wrażeniem! ‒ Zmarszczył brwi i spojrzał na nią uważnie. Wyraz kpiny zastąpiło zaciekawienie. ‒ Zakładając, czysto teoretycznie oczywiście, że ma pani rację, to czemu miałbym wznosić toast na cześć kogoś, kto mnie olał? ‒ zapytał po chwili, przerywając przedłużającą się ciszę.
‒ Z prostej przyczyny, mogła to zrobić, powiedzmy, po czterech latach, ot przyjść, usiąść przed tobą… Przepraszam, nie jesteśmy na ty ‒ zreflektowała się.
‒ Wiem, jak temu zaradzić. Pierre. ‒ Wyciągnął do niej rękę.
‒ Mirela, albo Lela, jak wolisz. ‒ Uścisnęła mu dłoń.
‒ I już możemy bez przeszkód kontynuować. Skończyłaś na „usiąść przed tobą” ‒ przypomniał jej, jednocześnie sugestywnie potrząsając pustą szklanką w kierunku barmana.
‒ A tak, usiąść przed tobą i powiedzieć ci, że to jednak nie to i że się pomyliła. Mogłaby jeszcze dodać, że jest jej przykro i że jest ci wdzięczna za wspólnie spędzony czas ‒ dokończyła i jednym haustem dopiła drinka. ‒ I zmarnowałbyś cztery lata, a skończyłbyś tak samo. Pijąc w barze i wymyślając sobie od kretynów. Więc jak najbardziej na miejscu jest wypicie jej zdrowia.
‒ Rozumiem, że w ten przewrotny sposób opowiedziałaś mi właśnie swoją historię. Zostawił cię po czterech latach, tak?
‒ Tak jakby. A ja w związku z tym mam dzień, a właściwie noc użalania się nad sobą. Zauważyłeś, że w każdym filmie o miłości, jak facet zostawia dziewczynę i ona idzie do knajpy, taka wiesz, spłakana, opuchnięta i wyglądająca jak „idź stąd”, to i tak z miejsca znajduje się jakiś samarytanin gotowy ją utulić, pocieszyć, zabrać do łóżka i zaproponować cudowne życie u swojego boku? Zadziwiające!
‒ Czemu? ‒ Pierre popatrzył na nią mętnym wzrokiem.
‒ Jak to czemu? A uprawiałbyś teraz ze mną gorący seks? ‒ wypaliła.
‒ O Boże, nigdy w życiu. ‒ Nieomal się zatchnął, a na jego przystojnej twarzy pojawił się wyraz popłochu. ‒ Znaczy nie zrozum mnie źle, po prostu yyy… Nie znam cię i tak dalej…
‒ Daruj sobie. ‒ Machnęła lekceważąco ręką. ‒ To, że mnie nie znasz, nie ma żadnego znaczenia. Natomiast to, że wyglądam, jak wyglądam, już tak. Zanim tu przyszłam, porządnie się zryczałam, więc na pewno mam spuchniętą górną wargę z czerwoną otoczką, co upodabnia mnie do świnki, pod oczami pojawił mi się czerwony rzucik…
‒ Nie, pod oczami masz jedynie takie wielkie czarne maziaje ‒ sprostował słabo.
‒ Spokojna głowa, to tylko tusz mi spłynął, a rzucik jest na swoim miejscu, tylko go nie widać. Tak samo zresztą jak kolejki potencjalnych adoratorów gotowych służyć mi chusteczkami do otarcia łez oraz szeroko otwartymi ramionami, w które mogłabym się rzucić i wypłakać. Dlatego nie znoszę filmów romantycznych. Ani tych o odnajdywaniu nowego miejsca do życia, w koniecznie nowym-starym domu, gdzie czeka na bohatera… No zgadnij, Pierre, co tam na niego, a właściwie nią, bo zwykle to kobiety wpadają na takie pomysły, czeka?
‒ A bo ja wiem? Martwa staruszka w piwnicy z truchłem kota na kolanach? ‒ Widać było, że usiłuje sprostać jej oczekiwaniom i wymyśleć coś nietuzinkowego.
‒ O rany, nie wiem, co ty pijesz, ale w następnej kolejce chcę to samo. ‒ Popatrzyła na niego zafascynowana. ‒ A poza tym widać, że czytasz i oglądasz raczej kryminały i horrory niż nie romansowe historie. Nie, mój drogi, na staruszkę to nawet ja bym się połaszczyła! Nie mówiąc już o struchlałym kocie. Ale tam na nie czeka wielka, prawdziwa miłość! Zawsze i obowiązkowo!
‒ Cóż, może ona jednak istnieje, tylko my do tej pory nie mieliśmy szczęścia. Może ona chodzi bocznymi drogami, a my idziemy zawsze wygodnym i utartym traktem. ‒ Zamyślił się. ‒ Moja babcia mówiła, że nic, co ważne i najbardziej kochane, nie przychodzi łatwo. Że zawsze wymaga wysiłku. Może coś w tym jest, że czasem warto rzucić wszystko…
‒ Taa… i wyjechać w Bieszczady ‒ przerwała mu.
‒ Gdzie? ‒ Wbił w nią nic nierozumiejące spojrzenie.
‒ Nieważne, jesteś Francuzem, i tak nie załapiesz… To taki nasz polski koniec świata. ‒ Machnęła ręką.
‒ Aha. ‒ Po tonie, jakim to wypowiedział, wywnioskowała, że końce świata nie leżą w jego sferze zainteresowań. ‒ W takim razie, wracając do tematu, to właściwie czemu on cię zostawił? Ma inną?
‒ Właściwie, Pierre, to, czy ma inną, nie ma znaczenia. Zostawił mnie, bo go nie kochałam ‒ powiedziała, nagle smutniejąc.
‒ I to on cię zostawił, a nie ty jego? ‒ Potrząsnął głową. ‒ Za dużo alkoholu i nic z tego nie rozumiem!
‒ Kochany, uwierz, że na trzeźwo byłoby tylko gorzej ‒ mruknęła.
‒ Taaa, to skomplikowane, lepiej będzie, jeżeli przestaniemy drążyć ten temat. W zamian proponuję ci spełnienie twojego marzenia. No może nie całkowicie, ale częściowo ‒ powiedział, wyjmując portfel. ‒ Starego, przedwojennego absyntu nie mogę ci zaoferować, bo jeszcze nie nauczyłem się cofać w czasie, ale znam lokal, gdzie nadal się go pija. Chodź, dzisiaj zafunduję ci lokalne wydanie „O północy w Paryżu” ‒ dodał i podtrzymał ją, gdy zsuwała się ze stołka, a potem uiścił rachunek.
‒ Jesteś tysiąc razy lepszy niż stado samarytanów i ich obleśne łóżkowe propozycje ‒ wyznała, lekko się zataczając. ‒ A wiesz, że ktoś powiedział, że picie absyntu jest jak wywoływanie duchów ‒ nigdy nie wiadomo, co cię opęta. ‒ Zabawnie zmarszczyła nos.
‒ Brzmi ciekawie ‒ parsknął śmiechem i podał jej lekką narzutkę, którą miała przewieszoną na oparciu krzesła. ‒ A wiesz, ja z kolei powiem ci, w nawiązaniu do tych pocieszycieli, że do łóżka to niekoniecznie mi się pali, ale chętnie się z tobą zaprzyjaźnię ‒ uśmiechnął się.
I coś mi się wydaje, że w tym właśnie leży mój problem ‒ pomyślała, idąc za Pierre’em. Że to zawsze będzie tylko przyjaźń. I żadne utarte trakty ani boczne drogi mi tu nie pomogą.
* Wiersz Roberta Frosta, tłum. Stanisław Barańczak.
Strony
- Strona główna
- 48 tygodni
- Uroczysko
- Sezon na cuda
- Okno z widokiem
- Wino z Malwiną
- Malownicze. Wymarzony dom.
- Wymarzony czas
- Tajemnica bzów
- Nadzieje i marzenia
- Anioł do wynajęcia
- Kontakt
- Świąteczny zakątek
- Telefon zapytania
- Seria Uroczysko - kolejność czytania
- Seria Malownicze - kolejność czytania
- Poza serią - moje książki
- Serce z piernika
- Jak zostać pisarką
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Pani Magdaleno dziękuję za Pani książki. Przeczytałam wszystkie i kupuję każdą nową, która się pojawi :-)
OdpowiedzUsuńA swoją przygodę z Panią zaczęłam od serii "Malownicze" i Wymarzonego domu !
Pozdrawiam serdecznie i czekam ciągle na nowe. W Blasku słońca jeszcze nie miałam okazji zakupić, ale już się nie mogę doczekać kiedy złapię w swoje ręce.
Pani Anno, jak bardzo mi miło! Mam nadzieję, że kiedyś uda nam się zobaczyć na jakimś spotkaniu autorskim i wtedy osobiście Panią uściskam. Wszystkiego co najlepsze, dobrego weekendu!
UsuńTo się już "prawie stało" . Spotkała się Pani z moją córka na spotkaniu autorskim 9 grudnia 2019 we Wrocławiu a ja dzięki temu dostałam książkę "Nieświęty Mikołaj" z Pani dedykacją i autografem :-)
UsuńMam wszystkie dotychczas wydane, a ta nowość serce mi zauroczyła tytułem i okładką. Tyle słońca i radości...Tak, to będzie najpiękniejsza opowieść tego lata.
OdpowiedzUsuńPani Grażynko, gdy po raz pierwszy zobaczyłam okładkę to pomyślałam: chciałabym być tam razem z tą dziewczyną :) To chyba była dobra wróżba :) Cieszę się, że ta okładka ma w sobie tyle słońca i ciepła. Chyba wszystkim nam tego bardzo potrzeba. Dziękuję za ciepłe słowa i moc uścisków przesyłam.
UsuńPani Magdo, to będzie hit :)na pewno sobie ją kupię pozdrawiam
OdpowiedzUsuńPani Ewelko, dziękuję! Mam nadzieję, że wzruszę i rozbawię i otulę, własnie z takim przesłaniem pisałam tę powieść :) Buziaki!
UsuńOmg��ja chce jeszcze wiecej tekstu No fragment super z tej Leli Mireli to niezla giganciara. Dialogi sa obledne swietne no usmialam sie do lez. Och ten Pierre Gentelmen i te uniwersalne poglady jego babci
OdpowiedzUsuńTekst powyzej zapomnialam sie podpisać��
OdpowiedzUsuńJa również czytam wszystko, co wyjdzie spod Pani pióra i czekam z niecierpliwością na każdą kolejną historię. Nic tak nie poprawia mi nastroju jak Pani powieści. A pierwsze było "Uroczysko", Majka i jej z lekka zakręcone otoczenie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko i życzę nieustającej weny twórczej.
Przeczytałam wszystkie Pani książki są świetne:)Swoją przygodę zaczęłam z publikacją ,,Sezon na cuda" Majeczka jest cudowna, dawno się tak nie śmiałam:) No i zamarzył mi się autograf. Czytam Patrzę a Tu Autorka mieszka bardzo blisko mnie:) szok. Zaplanowałam że pojadę w maju na spotkanie autorskie po swój wymarzony autograf. No i peszek Pandemia:( Szkoda. Widocznie nie było mi dane. Wszystkiego dobrego:) Cudowności:)
OdpowiedzUsuńO i już jest interesująco! Po takim fragmencie na pewno sięgnę po tę powieść.:) Zaczęłam od "48 tygodni" - a jakiś czas potem bibliotekarka z miejskiej zaprosiła mnie na spotkanie autorskie z panią (w Kwidzynie). Poszłam, było przesympatycznie, a przedtem przeczytałam wszystkie Pani powieści, które były w bibliotece. I tak od tamtego czasu (to było kilka lat temu) przeczytałam resztę, w kolejności wydania.:) Ściskam serdecznie!
OdpowiedzUsuńja się cieszę że te 8 lat jestem z Tobą i strasznie mocno Ci kibicuje :-)
OdpowiedzUsuńjak wspominałam Ci ostatnio na spotkaniu na targach w Rzeszowie, że dokładnie 8 lat się wszystko zaczęło w tej galerii właśnie gdzie były targi, w lutym 2012 w ciemno kupiłam w jednej z księgarni trzy Twoje książki jakie były wtedy dostępne i przepadałam na lata.
Potem spotkanie na targach w Krakowie w październiku 2012, gdzie stałaś zaraz na pierwszym niemal stoisku tuż przy wejściu i większość przechodziła nie wiedząc kim jesteś, a ja przyjechałam właśnie dla Ciebie, żeby Cię poznać. Ja nieśmiała z natury kiedyś i ciągle, podchodzę do obcej mi osoby i mówię że cieszę się że się widzimy. Ale jakoś podskórnie czułam że jestem bardzo ciepłą i wspaniałą kobietą, dobrym człowiekiem i się nie pomyliłam :-)
Ostatnie krakowskie targi na jakich Cię widziałam w 2016 już miałaś miejsce przy stoisku jednego z największych polskich wydawców, a ja stojąc w dłuuuugiej kolejce do Ciebie, wśród Twoich wiernych fanów w duchu cieszyłam się ogromnie że Ci się udało, że od tego 2012 tak się to wszystko potoczyło i ciągle toczy, że tyle Twoich książek już mam na półce i ciągle chcę więcej :-)
Trzymam mocno kciuki za sukces kolejnej i do zobaczenia w wirtualnym i oby kiedyś znów realnym świecie ;-) serdeczności posyłam :-)
Ja uwielbiam dwie Pani książki Uroczysko i Sezon na cuda. Przeczytałam je kilka razy i stoją sobie dumnie na półeczce z moimi ulubionymi książkami. Ja też kocham Włochy, ich zabytki, potrawy, cudownych ludzi i melidyjny język. Nawet zaczęłam się go sama uczyć. Toskania jest w moim serce, mam więc dużą ochotę na Pani nową powieść. Pozdrawiam serdecznie i życzę bestsellera 🌷💙
OdpowiedzUsuńPo takim wstępie, wiem już, że będę musiała przeczytać kolejną książkę.
OdpowiedzUsuńA pytanie od kiedy zaglądam, oj szmat czasu doliczyłam się 6 lat, a czytać zaczęłam od Malowniczego, wznowionego Uroczyska, mam zresztą z dedykacją. i tak już dalej poszło. Pozdrawiam serdecznie i wiosennie.
Ja swoją przygodę z Pani książkami zaczęłam kilka lat temu od "Anioła do wynajęcia". Teraz mam już wszystkie książki i z niecierpliwością czekam na każdą następną. Wszystkie mają w sobie coś magicznego, co przyciąga i chce się je czytać i czytać... ❤
OdpowiedzUsuń