Truman Capote mówił: Narodziny pomysłu na nowy tekst są trochę jak zdenerwowane lwiątko. Może i niegroźne, ale dopóki go nie oswoisz, sam
też chwili spokoju nie zaznasz.
Mogłabym się pod tym podpisać obiema rękami. Wygląda to mniej więcej tak: najpierw jest nieśmiała myśl. Kiełkuje powoli i tak jak kropla drąży skałę tak i ona wierci dziurę w głowie. Potem myśl mutuje i przestaje być tylko mglistym założeniem a staje się złożonym pomysłem, który nie daje człowiekowi spokoju i domaga się spisania, zanotowania. Pojawiają się postacie, które wręcz żądają by je urealnić. Mówią, śmieją się, mają kłopoty i własne charaktery. I wtedy nie pozostaje nic innego jak siąść do klawiatury i zacząć oswajać najnowszy pomysł. W mniej więcej taki sposób w moim życiu pojawiała się Antoinette. Wkrótce poznają ją też mieszkańcy Malowniczego.A w tej chwili chciałabym i wam przedstawić nową bohaterkę powieści noszącej tytuł: Bonjour Antoinette. Robię to z pewną nieśmiałością, bo książka będzie napisana nieco inaczej niż poprzednie. Poza tym będzie opowiadała nie tylko historię Antoinette, ale też Łucji, która zjawi się w Malowniczym w tym samym czasie co Antoinette. Jeżeli byście mogli zerknąć na ten fragment i podzielić się ze mną uwagami, spostrzeżeniami będę bardzo wdzięczna. A teraz poznajcie proszę oto Antoinette Polka z krwi i kości, która kocha Francję, ale nigdy jej nie odwiedziła i która jak na razie nie wie o tym, że już niedługo Malownicze stanie się jej domem.
Większość zwykła uważać, że zostać porzuconą jest o wiele gorzej niż porzucać. Antoinette nie należała do większości Antoinette oddałaby wiele żeby móc odwrócić niechlubną rolę, którą nawiasem mówiąc sama na siebie nałożyła.
- Cóż, ktoś z nas dwojga w końcu musi okazać się mężczyzną – mówiła do swojego lustrzanego odbicia nakładając tusz na rzęsy. A że nie przypuszczała żeby Grzegorz (który w innych sytuacjach był bardzo władczy i samczy) akurat w tej sprawie chciał przejąć inicjatywę siłą rzeczy musiała wziąć to na siebie.
Z drugiej strony, trudno było wymagać od Grzegorza żeby definitywnie zakończył związek, który w jego oczach był po prostu idealny. Mieszkali osobno (nowoczesność i samodzielność jak często powtarzał jest podstawą zachowania niezbędnej autonomii - zwykł do tego wracać, gdy podrywając się z łóżka po pospiesznym seksie, natykał się na jej pełen wyrzutu wzrok), obiady jadali u niej (wspólne posiłki integrują związek oparty na swobodzie i niezależności). Posiłki ofiarnie przygotowywała własnoręcznie, bo Grzegorz był miłośnikiem domowej kuchni i skoro już nie był singlem (słowo singiel okraszane było zwykle mnóstwem tęsknych westchnień) nie widział powodu, żeby nie dać Antoinette możliwości wykazania się w roli boginki domowego ogniska. Wieczory poza weekendami spędzali oddzielnie, bo jak radośnie twierdził Grzegorz już to, że pracują razem sprawia, że jest nasycony „swoim kochaniem”. Zresztą soboty i niedziele też zwykł wydzielać Antoinette nader skąpo.
- Sama kotku rozumiesz przyjaciele też są ważni a w tygodniu zwykle nie mają tyle czasu co ja – mówił zostawiając talerz na stole i posyłając jej z przedpokoju całusa. Zanoszenie naczyń do zlewu nie mówiąc już o zmywaniu uważał za czynności wybitnie niemęskie.
Antoinette już jakiś czas temu zaczęła się zastanawiać jak do diabła wplątała się w ten układ. I jakim cudem wytrzymała z Grzegorzem prawie dwa lata. Nie znajdowała na to żadnego rozsądnego wytłumaczenia. Za to odgrywanie rozkosznej roli domowej boginki zaczęło jej ostatnio solidnie doskwierać i uznała, że czas coś z tym zrobić. Jedynym mankamentem chytrego planu zakończenia znajomości było to, że Grzegorz był jej szefem i właścicielem firmy, w której Antoinette pracowała jako tłumaczka języka francuskiego.
- Zobaczysz, jak go zostawisz to ci tak umili życie, że będziesz musiała zmienić pracę – przestrzegała ją jej przyjaciółka Klara. - Mówiłam ci, że romans z przełożonym to fatalny pomysł.
Cóż z perspektywy czasu trudno było nie przyznać jej racji. Ale w końcu szef - nie szef nie mogła do końca życia tkwić w chorym układzie.
Najwyżej mnie zwolni. Może to nie byłoby takie złe, utknęłam w tej firemce zupełnie jak w znajomości z Grześkiem. Szczerze mówiąc, już od dawna marzy mi się całkowita zmiana życia – pomyślała buńczucznie, wrzucając kosmetyczkę do torebki.
Biedna Antoinette zapomniała, że czasami warto być ostrożnym z wypowiadaniem życzeń. Bo niektóre marzenia dość nieoczekiwanie mogą się spełnić.
W biurze jak zwykle o tej porze panował spokój. Antoinette chyba po raz pierwszy odkąd tu pracowała zignorowała ogonek stojący do automatu z kawą i ruszyła prosto do gabinetu Grzegorza.
- Skoro już mam to zrobić, to nie ma na co czekać – mruknęła bezszelestnie otwierając drzwi do jego biura i stanęła jak urzeczona. Jej oczom ukazała się stojąca tyłem wysoka brunetka w megalitycznie wysokich szpilkach i prawie niewidocznej spódnicy.
- No to teraz poćwiczymy wyjmowanie dokumentów – usłyszała głęboki głos Grzegorza dochodzący gdzieś z głębi fotela stojącego na środku gabinetu. – Proszę mi podać te z najniższej szuflady – zadysponował.
- Ale tu nie ma żadnych szuflad – brunetka niepewnie rozejrzała się wokół siebie.
- Pani Goniu, to nieistotne. Proszę sobie wyobrazić, że są przed panią i wyjąć dokumenty z najniższej – wyjaśnił z pobłażaniem głos Grzegorza.
- A z najniższej – załapała w końcu Gonia i pochyliła się nad podłogą kręcąc zalotnie wypiętą pupą i udając, że otwiera nieistniejącą szufladę. – Te w zielonej teczce czy w niebieskiej? – zapytała pochylając się jeszcze niżej a przyczajona pod drzwiami Antoinette skręciła się od powstrzymywanego śmiechu. Gonia niewątpliwie miała talent! Ktoś kto potrafi odnaleźć dokumenty w nieistniejącej szufladzie i jeszcze widzi kolory teczek, w których leżą po prostu ma dar!
- Wspaniale, obie poproszę, myślę, że będzie pani doskonałą sekretarką – z zachwytem stwierdził Grzegorz wstając i poklepując panią Gonie po wypiętej pupie.
- Ja też tak uważam – powiedziała Antoinette z rozpędem otwierając drzwi i z satysfakcją patrząc na ich zaskoczone miny – Właściwie dobrze się stało, że właśnie teraz egzaminowałeś panią Gonię, bo niebywale ułatwiłeś mi sytuację. Odchodzę! I od ciebie i z pracy! – powiedziała, bo nagle z całą jasnością zdała sobie sprawę, że nie jest w stanie pracować razem z Grześkiem. Po co utrudniać sobie nawzajem życie?
- Ależ Antoinette, to naprawdę nie tak jak myślisz kotku… Nie ma powodów do tak radykalnych decyzji! – Grzegorz odchrząknął i gestem dał Goni znak żeby opuściła pokój. – To był po prostu test na wyobraźnię…
- No i pani Gonia zdała celująco – roześmiała się Antoinette. – Grzesiu nie oszukujmy się, to nie ma sensu. I tak ci miałam powiedzieć to, co powiedziałam, a pani Gonia sprawiła, że atmosfera jest o niebo milsza niż byłaby bez niej. Au revoir Grzesiu – dodała stanowczo i wyszła cicho zamykając za sobą drzwi. Szczerze mówiąc była niebywale zdziwiona, że nie czuje ani odrobiny żalu, że nie jest na Grześka wściekła. Zamiast tego rozpierała ją ulga przemieszana z rozbawieniem. A to niechybnie znaczyło, że podjęła słuszną decyzję.
Cóż trzeba będzie to uczcić jakimś winem, albo jeszcze lepiej szampanem. – Pomyślała zbierając z biurka swoje rzeczy i wrzucając je do pudła – I rozejrzeć się za nowa pracą. Ale to za kilka dni. W końcu nie miała urlopu od dwóch lat, a skoro i tak rzuciła pracę spokojnie może pobyć bezrobotną trochę dłużej. Rozmyślając wsunęła pudło pod pachę i radośnie machając koleżankom z sąsiedniego boksu opuściła swoje biuro z przyjemną świadomością, że jest tu po raz ostatni.
Niestety, jeżeli myślała, że uda jej się bez przeszkód odejść, była w błędzie. Ledwo wyszła na ulicę dogonił ją zasapany Grzegorz. Na jego widok Antoinette przewróciła oczami.
- Posłuchaj, nie możesz odejść! Ja ci nie dam porzucić pracy, nie mówiąc już… O nas! Jesteśmy dla siebie stworzeni, a tamten incydent…
- Test na rozbudzenie wyobraźni – podpowiedziała usłużnie z niezadowoleniem stwierdzając, że zaczynają im się przyglądać ludzie.
- To nic istotnego – dokończył Grzegorz usiłując złapać ją za rękę. – Nie sądziłem, że tak się przejmiesz. W końcu nowoczesny związek…
- Grzegorz, spadaj i nie rób scen – Antoinette zaczynała mieć dość. – To co widziałam w gabinecie tylko mnie utwierdziło w tym co i tak zamierzałam zrobić. Więc teraz z łaski swojej wracaj do biura i zachowuj się jak na szefa przystało. W innym wypadku zaczną cię wytykać palcami – dodała sugestywnie spoglądając w okna, z których ciekawie zerkali pracownicy Grześka – Za moment dostaniemy się na języki i o ile mnie to niewiele obchodzi, bo już tu nie pracuję, to ty zostajesz i zapewne nie będziesz zachwycony, że o tobie gadają. Jutro podrzucę ci wypowiedzenie.
- Wracam, ale to nie koniec. Nie oszukasz mnie. Po prostu jesteś dogłębnie zraniona i przerażona, działasz pod wpływem emocji. Nie dam ci odejść. Mnie się nie porzuca – rzucił mrużąc oczy i nonszalanckim ruchem chwycił Antoinette w pasie, wycisnął na jej ustach mocny pocałunek i pogwizdując ruszył z powrotem do biura zostawiając ją oniemiałą na środku chodnika.
Jeżeli myślała, że Grzegorz rzucał tylko czcze pogróżki popołudniu musiała zmienić zdanie. Właśnie szykowała się do wyjścia, gdy w drzwiach zachrobotał klucz. Antoinette ze złością przypomniała sobie, że sama mu wręczyła dodatkowy komplet. W ostatnim momencie zdążyła założyć łańcuch i dla pewności przyblokowała nogą drzwi.
- Antoinette nie będziesz chyba ciągnąć tego przedstawienia? - Grzegorz usiłował wsunąć głowę przez niewielką szparę – Już mi dałaś do zrozumienia, że jesteś niezadowolona, wystarczy. Teraz może dasz się przeprosić – dodał uwodzicielsko i w szparze ukazała się ręka z winem.
- Przyjmuje przeprosiny – powiedziała sięgając po butelkę, a drugą ręką usiłując bezszelestnie włożyć klucz do zamka – Nie gniewam się. A teraz do widzenia! – dodała błyskawicznie zabierając wino i zatrzaskując drzwi jednocześnie przekręcając klucz.
Z satysfakcją usłyszała jak Grzegorz szpetnie klnie usiłując włożyć klucz w zamek. Dla pewności przytrzymała ten po swojej stronie.
- Antoinette!!! Otwórz natychmiast!!! – wrzasnął Grzegorz i sądząc po dzikim rumorze kopnął z rozmachem w drzwi.
- Ani mi się śni – odkrzyknęła – A jak będziesz się awanturował wezwę policję! – zagroziła.
- Albo ja to zrobię! – usłyszała głos swojej sąsiadki, pani Basi – Co to za zwyczaje żeby się tak panience narzucać! I to w jaki sposób! Myśli taki jeden z drugim, że wystarczy założyć garnitur i już z chama zrobi się pan! Im jestem starsza tym więcej słuszności widzę w podziałach klasowych. Przynajmniej człowiek wiedział czego się spodziewać po mężczyźnie we fraku, a teraz byle chłop może zawiązać krawat i wpuszczać w maliny przyzwoitych ludzi – perorowała niestrudzenie, a Antoinette pożałowała całą sobą, że nie może zobaczyć miny Grześka, który nomen omen ze wsi pochodził i robił wszystko żeby tego nie ujawnić. Pani Basia niechcący trafiła w czuły punkt – pomyślała z rozbawieniem.
- A pani z jakiej racji się wtrąca?! – Głos Grzegorza aż drżał odwściekłości – To nie pani sprawa!
- To się mój dobry człowieku nazywa zainteresowanie bliźnim – powiedziała pani Basia rozeźlona – Ale po kimś takim – tu Antoinette zerkająca przez wizjer zobaczyła jak jej sąsiadka robi pogardliwą minę – trudno spodziewać się, że to zrozumie.
- Pani Basiu niech się pani nie denerwuje – krzyknęła nie odrywając oka od judasza – Ten pan już sobie idzie!
- Ja się dziecko nie denerwuję! Ja przeżyłam wojnę, Powstanie Warszawskie, Niemców się nie bałam to byle chłystka też się nie przestraszę – pani Basia wojowniczo wzięła się pod boki – Idzie pan czy mam zadzwonić do wnuka?
- A teraz dla odmiany będzie mnie pani straszyć rodziną? – Antoinette mimo usilnych starań nie mogła dostrzec Grześka. Na nieszczęście stał poza zasięgiem wizjera.
- Grzesiek, wnuk pani Basi jest policjantem, radziłabym ci zniknąć zanim się na ciebie porządnie rozeźli, bo z tego co mi wiadomo jest bardzo przywiązany do babci – poradziła mu zza drzwi.
- Idę, ale jeżeli myślisz, że się mnie pozbędziesz jesteś w błędzie! Posiedzę sobie w samochodzie pod blokiem. To chyba nie jest zabronione? – zapytał z przekąsem – Kiedyś w końcu będziesz musiała wyjść – rzucił w kierunku zamkniętych drzwi i Antoinette usłyszała tupot nóg na schodach.
- Możesz już dziecko otworzyć – usłyszała głos pani Basi, gdy na klatce zapanowała cisza – poszedł.
- Pani Basiu dziękuję – Antoinette z westchnieniem ulgi wyjrzała na klatkę – Nie wiem jak bym się go pozbyła bez pani pomocy. Obawiam się, że w końcu wyważyłby drzwi.
- E nie ośmieliłby się! To laluś! Na szczęście i ty nareszcie to zauważyłaś.
- Można tak to ująć – mruknęła Antoinette - Teraz nie pozostaje mi nic innego jak wymienić zamki… Mam nadzieję, że nie będzie próbował tu wrócić w czasie mojej nieobecności...
- W pierwszej kolejności to ty musisz zastanowić się jak masz wyjść, żeby on cię po drodze nie złapał. Zapowiedział przecież, że będzie siedział w samochodzie – przypomniała pani Basia przygładzając króciutko przycięte siwe włosy.
- O matko no tak! Zepsuje mi cały wieczór – jęknęła Antoinette - Nawet nie mam szans żeby wymknąć się niepostrzeżenie…
- To może ja jednak zawezwę wnuka – zaproponowała pani Basia – Przecież nie będzie robił scen przy policji, a on cię po prostu odwiezie tam gdzie będziesz chciała i już.
- To nie przejdzie. Grzegorz to może i laluś, ale za to uparty. Sceny może nie zrobi, ale z całą pewnością za nami pojedzie i jak tylko pani wnuk zniknie z pola widzenia będę go miała na karku. Chyba nie pozostaje mi nic innego jak zostać w domu. W końcu znudzi się czatowaniem i zrezygnuje.
- Za szybko się poddajesz moje dziecko – mruknęła pani Basia – Obróć no się kochana – zadysponowała i okręciła zdziwioną dziewczynę w kółko – Przy odrobinie pomocy powinno się udać – zawyrokowała.
- Ale co powinno się udać? – zaniepokojona Antoinette przestąpiła z nogi na nogę.
- A to za chwilę zobaczysz. Jesteś już gotowa do wyjścia?
- Prawie, muszę tylko wziąć torebkę…
To bierz i chodź za mną – zadysponowała ożywionym głosem starsza pani i nie oglądając się za siebie zeszła na dół.
A oto druga bohaterka, zajrzyjcie i do niej:)
Łucja stała przy oknie. Czoło oparła o chłodną szybę i z wysokości pięciu pięter przyglądała się osiedlu. Nie różniło się zbytnio od innych: trawnik, piaskownica, huśtawki. Nic szczególnego. Najgorzej wyglądało wczesną wiosną. Trawnik zamieniał się wtedy w błotniste bagno, poprzetykane gdzieniegdzie fragmentami poszarzałego śniegu. Na całe szczęście pod koniec czerwca marcowo - kwietniowa brzydota była tylko wspomnieniem. Trawnik pysznił się świeżą zielenią i nawet odrapane huśtawki w blasku słońca wyglądały prawie przyjemnie.
Po pochmurnym maju Łucja zachłannie wychwytywała każdy słoneczny dzień. Słońce wracało jej ochotę do życia. Widać ciągnąca się niemiłosiernie zima i dżdżysty kwiecień i maj wyczerpały i tak niewielkie zapasy hormonów szczęścia, które trudno było odbudować.
- Powinnaś iść na solarium – mówiła jej przyjaciółka. – Dostałabyś takiego kopa energetycznego, że nie wiedziałabyś co masz ze sobą zrobić.
Łucja wzruszała tylko ramionami. Doskonale wiedziała, że złym samopoczuciem nie musi się przejmować. Było uciążliwe, ale już tak bywa, że w ludzkim życiu wszystko ulega zmianie. Jednego dnia ma się ochotę umrzeć, a drugiego nagle odnajduje się kontakt z życiem. Trzeba tylko cierpliwie czekać, a czego jak czego, ale cierpliwości Łucja nauczyła się już dawno.
- Cóż – mruknęła, odrywając czoło od szyby – coś musze ze sobą zrobić. W końcu mam wakacje.
Ojciec chyba jeszcze tego nie zauważył, co rano więc z pełną premedytacją wychodziła z plecakiem ciekawa kiedy dotrze do niego, że rok szkolny się skończył. I że ma w domu świeżo upieczoną maturzystkę.
Dzisiaj wyjątkowo nie chciało się jej włóczyć pół dnia po mieście. Pokręciła się tylko po kuchni, żeby ojciec usłyszał, że szykuje się do wyjścia, a potem cicho zamknęła za sobą drzwi od pokoju. Oczywiście zdawała sobie sprawę, że jej wysiłki są pozbawione sensu, bo Gaspar i tak nie interesował się tym co robiła. Ale cóż szkodziło udawać, że jest inaczej? W końcu życie to swoisty teatr, a Łucja odgrywała w nim prywatną sztukę pod tytułem „Normalność”. Czyli coś na co w realnym świecie Łucji nie było miejsca.
Rumor w przedpokoju spowodował, że poderwała się od biurka i łokciem strąciła kubek z kawą. Syknęła z niezadowoleniem, patrząc na fusy rozpełzające się po białym dywanie i z niechęcią wyjrzała zza drzwi swojego pokoju. Spodziewała się zobaczyć ojca z jakąś panną. Taki obraz nie byłby niczym szczególnym. Gaspar lubił kobiety. Na początku myślała, że chce sobie ułożyć życie i szuka kogoś kto by do niego pasował. Później zrozumiała, że ułożone życie ojca to właśnie mnóstwo nowych panienek. Pojawiały się i znikały. Jedne godziły się z odstawieniem natychmiast, inne usiłowały walczyć. Jedne milczały, inne wściekały się i krzyczały. Jedna zdemolowała im nawet część mieszkania przewracając szafki i wieszakiem tłukąc lustro. Teraz też myślała, że to jakaś porzucona złośnica rzuca czymś żeby dać upust wściekłości. Jednak w przedpokoju zastała tylko ojca, który ze swojej sypialni wynosił właśnie ogromny plecak i z hurgotem stawiał go na podłodze. Obok drzwi leżała już sportowa torba.
Gaspar zauważył ją gdy sięgał po kurtkę i czując na sobie jej wyczekujące spojrzenie zamarł z ręką zawieszoną w powietrzu.
- Myślałem, że już wyszłaś – powiedział w końcu i niezgrabnym ruchem opuścił rękę. – Nie powinnaś być w szkole?
- Wyjeżdżasz? – z rozmysłem zignorowała pytanie.
- Tak. Muszę.
- Nie zmierzałeś mi powiedzieć?
- Zostawiłem kartkę. W kuchni.
- I co? To już wszystko? Zostawiłeś kartkę i już?
- Łucjo, naprawdę muszę się wyrwać.
- Na ile tym razem? Miesiąc, dwa? - Łucja wbrew woli poczuła, że zbiera jej się na płacz.
- Nie wiem. Może dłużej – powiedział uciekając wzrokiem w bok i zdecydowanym ruchem chwycił długie uszy spakowanej torby.
-…
- No przecież jesteś już duża córko – mruknął zakłopotany przedłużającą się ciszą i wyszedł zatrzaskując mocno drzwi.
Dużo bardziej wolałaby żeby powiedział, że będzie tęsknił. Ale nie zapytał jej o zdanie. Nie miał tego w swoich zwyczajach, do których niewątpliwie należało niespodziewane znikanie.
Kartka zostawiona na kuchennym stole zawierała niezbędne informacje potrzebne do utrzymania Łucji przy życiu.
Punkt pierwszy brzmiał: Łucjo wyjeżdżam. Nie martw się o mnie – te parę słów miało uchronić ją od śmierci ze zmartwienia i niepokoju.
Punkt drugi: Na konto przelałem ci pieniądze. Pamiętaj o czynszu – to z kolei miało zapobiec wyrzuceniu jej z mieszkania i śmierci głodowej.
Punkt trzeci: Kocham cię. Tata.
Tej ostatniej linijki wcale tam nie było. Łucja dopisała ją trzęsącą się ze złości ręką. Gdzie on do diabła znów pojechał? Jakim prawem zostawiał ją samą na całe wakacje? Żałowała, że nie zrobiła mu dzikiej awantury, nie zażądała wyjaśnień. Może zdołałaby się chociaż dowiedzieć… Właściwie czego? Uzyskanie od Gaspara odpowiedzi na pytania dotyczące przeszłości było niemożliwe. A przecież matka musiała wiedzieć, że to ważne skoro w ostatnim liście jaki w życiu napisała i który Łucja znalazła w pudełku, w którym
zgromadzone były wszystkie pamiątki po niej było napisane:
„Jeżeli jeszcze tego nie zrobił to zmuś go by uporał się z przeszłością. By pozałatwiał te wszystkie niedokończone sprawy i uzyskał przebaczenie lub przynajmniej cień zrozumienia. W innym wypadku nie będzie mógł normalnie żyć, a Łucja razem z nim. Krystyna powinna móc mu w tym pomóc. Biedna Krysia!!! Ale mniejsza z tym. Tylko tak możesz mu pomóc. Niech wyjaśni moja kochana, niech to wszystko wyjaśni…”
List był zaadresowany do babci Łucji. Biedna mama nie wiedziała, że babcia przeżyje ją zaledwie o dwa miesiące. Łucja nie wiedziała czy babcia kiedykolwiek znalazła ten list. Ale jedno było pewne: matka bała się, że ojciec czegoś nie zrobi. Czegoś co miało mieć wpływ nie tylko na niego ale i na nią. Czego? Łucja nie wiedziała. List znalazła dopiero niedawno kiedy czuła się tak bardzo samotna, że chcąc poczuć się bliżej mamy przytargała z piwnicy starą rozklekotaną drabinę i ryzykując połamaniem nóg wdrapała się po niej do pawlacza i wyciągnęła pudełko z pamiątkami, w którym jak jej się wydawało unosił się jeszcze słodkawy zapach zasuszonych kwiatów, brzmiał śmiech i szepty postaci widocznych na czarno – białych zdjęciach i można było wyczuć uczucie miłości i ciepła. Przeglądając pożółkłe kartki, notesy z numerami telefonów, widokówki przysyłane od znajomych, znalazła kopertę, a w niej ten list. Mama musiała już być bardzo słaba gdy go pisała, bo pismo było niewyraźne. Słowa chybotały się i biegały po papierze jakby dłoń, która trzymała długopis nie miała siły nad nimi zapanować. I od tamtego dnia nie wiedziała co zrobić z tymi niewielkimi fragmentami wiedzy. Nie miała bladego pojęcia kim jest Krysia i komu Gaspar miałby coś wyjaśniać.
Teraz żałowała, że nie rzuciła mu tego listu w twarz i nie zażądała wyjaśnień. Z bezsilną wściekłością uderzyła pięścią w stół i zdecydowanym krokiem poszła do pokoju ojca. Zrobiła to przed czym długi czas się wzbraniała. Przeszukała rzeczy Gaspara. Wywaliła wszystko z szuflad komody, przejrzała papiery na biurku, przekopała nawet szafę. Nie znalazła nic interesującego. Zresztą trudno coś znaleźć gdy nie wiadomo czego właściwie się szuka. Pokój wyglądał jakby przeszła nad nim trąba powietrzna. I właśnie gdy Łucja zastanawiała się czy posprzątać od razu, czy zostawić sobie tę wątpliwą przyjemność na później, na dnie szuflady zauważyła zdjęcie, które na całe szczęście było podpisane i opatrzone adresem. Z fotografii uśmiechała się młodziutka dziewczyna, a z wyrazu jej twarzy można było odczytać, że ten uśmiech w całości był przeznaczony dla tego kto trzymał aparat. Łucja wyjęła je, obejrzała i obrzucając bałagan niewidzącym spojrzeniem poszła do przedpokoju i wyciągnęła z szafy plecak. Stwierdziła, że najwyższy czas wziąć sprawy w swoje ręce.
No to teraz siadaj, kochana do klawiatury i pisz. Bo najchętniej czytałabym po prostu dalej, a że normalną ( jakieś 300 stron ) książkę łykam w godzinę - tym bardziej będę się niecierpliwić, bo czytanie nowej, fajnej książki to dla mnie przyjemność krótka, acz intensywna. Z Twoich dwóch bohaterek bardziej zafrapowała mnie Łucja i tajemnica jej ojca, za to Antosia jest bardzo sympatyczna:-)))
OdpowiedzUsuńCzekam na ciąg dalszy...
Asia
Matko ale masz tempo kobieto! Chciałaby pisać tak szybko jak ty czytasz:) W takim razie chyba nie pozostaje mi nic innego jak przyrosnąć do klawiatury, co niniejszym postaram się uczynić:)
UsuńKobieto do roboty od razu! Ja chcę dalszy ciąg:) Antoinette jest genialna (ja jestem romanistycznie niespełniona, ale frankofilem pozostałam), Panią Basię już kocham (ach te podziały klasowe), a Łucja gwarantuje tajemnicę do rozwiązania (co jako wielbicielka kryminałów bardzo lubię). Trzymam kciuki!
OdpowiedzUsuńPani Basia ma charakterek, oj ma:) Ja też jestem frankofilem, jak tu nie być jak Francja taka urocza i romantyczna:)
UsuńPozdrawiam i dziękuję za kciuki!
Imię Antoinette jest gwarantem dobrej książki. Zaczęłam czytać fragment i się utopiłam... Pranie w pralce czekało na rozwieszenie, koty miauczały bo chciały jeść, do furtki dzwonił listonosz a ja czytałam... Nie ważne pranie bo zdążę je rozwiesić. Koty z głodu nie umrą a listonosz (miły chłopak, z którym tak się umówiłam) zostawił mi przesyłkę za furtką podpisując się za mnie. Kochana autorko. Pisz i nawet na chwilę się nie odrywaj od pisania. Poproszę o Twoją książkę bo jestem ciekawa tych kobiet i tajemnicy, którą będzie kryła książka póki jej nie przeczytam. A przyznam, że jak dotąd nie przeczytałam ani jednej Twojej książki bo: nie dałam rady "Uroczysku" i "Sezonowi na cuda" ale chyba sięgnę po "Wino z Malwiną" i "Okno z widokiem". Mam nadzieję, że się nie zawiodę a czas szybko minie i będę mogła poznać o czym traktuje "Bonjour Antoinette"... Fragmenty zachęcające i czekam z niecierpliwością :)
OdpowiedzUsuńAż mam wyrzuty sumienia, głównie z powodu kotów:), ale też jestem z siebie troszkę dumna, skoro tak udało mi się Cię wciągnąć. Do przeczytania Okna i Malwinki, zapraszam serdeczni i też żywię nadzieję, że się nie zawiedziesz.
UsuńPozdrawiam.
Ja pierdziele! Ja chce więcej!!!! Dlaczego Ty nam to robisz!???Pokusiłaś i poszłaś :(
OdpowiedzUsuńNo pisać poszłam, a kuszenie mam we krwi, toć ja pełnokrwista kobieta jestem:)
Usuńno no no....toś nam narobiła smaku;-)
OdpowiedzUsuńobie bohaterki zapowiadają się intrygująco, przeczytałam z zapartym tchem, to się będzie działo, już się nie mogę doczekać. I teraz zarówno Antoinette i Łucja będą żyć w naszych głowach, będziemy sobie myśleć co będzie dalej, a potem skonfrontujemy z tym co narodzi z Twojej i jestem pewna że się nie zawiedziemy;-)
szczególnie podoba mi się Antoinette, coś mnie z nią łączy, bo jak ona zakochana jest we Francji i nigdy tam nie była, tak ja ostatnio zafascynowana jestem Toskanią, oczy wypatruje w internetowe zdjęcia tej pięknej krainy i nie ustaję w zachwycie.
To oswajaj Kochana to "lwiątko" niech rośnie w siłę. Ja mocno kibicuje i już robię miejsce obok "Wina..." na Twoje nowe "dziecko";-)
Basieńko dziękuję Ci bardzo, za to miejsce i ciepłe słowa. Swoją drogą jestem niebywale ciekawa jak byś Ty pokierowała losami Łucji i Antośki. Teraz to mi to chodzi po głowie i ciekawość mnie zżera:) I cóżeś kobieto narobiła?
UsuńCałusy przesyłam:)
hihihihi....to jesteśmy kwita, bo mnie jeszcze większa ciekawość zżera co tym razem w Malowniczym będzie się działo, co też nowego wymyślisz ku radości czytających;-)Jak już Ci raz pisałam, z książki na książkę jesteś coraz lepsza i tak trzymaj, bo wiadomo, apetyt rośnie w miarę czytania.
UsuńA potem skonfrontujemy swoje wyobrażenia;-D
Ja też chcę więcej :) muszę zdobyć Twoje poprzednie książki i przysiąść do czytania. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńBędzie mi niezmiernie miło, jak sięgniesz po którąś z moich książek. Więcej się pisze (gdyby to tak chciało samo się pisać:)).
UsuńPozdrawiam serdecznie.
Książka jest jak wino jak posmakuje się odrobiny, by czuć jego swoisty smak chce się go więcej!!! Więc droga pani Magdaleno chcę więcej tej książki, gdyby mi ją podarował ktoś dziś pewnie czytałabym do ostatniej strony tej książki:) Fragment jest czarujący i obie dziewczyny świetne!
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję! To niesamowicie podnosi na duchu gdy się czyta, że komuś podoba się to co piszę. Od razu chce mi się pracować:) Jeszcze raz dziękuję i pozdrawiam!
UsuńMakbecik już dostał mój głos, zresztą zagłosowałam na niego z pełnym przekonaniem! Teraz czekam na wyniki i trzymam kciuki za wygraną!
OdpowiedzUsuń