Wspominałam Wam już kiedyś, że pasjami wielbię Stefanię Grodzieńską. Jakiż ta kobieta miała dowcip! Jak umiała pisać! W każdym razie, gdy rano potrzebuję motywacji i poprawy humoru sięgam na półkę wybieram którąś z jej książek i otwieram na chybił trafił. Dzisiaj trafił mi się tekst o plaży, lecie i zabójczym panu Czesiu:) I tak sobie pomyślałam, że może ktoś z Was też potrzebuje odrobiny uśmiechu. Jeżeli tak to serdecznie zapraszam na opowieść pani Stefanii:)
Na urlopie
W tym roku dobrze wybrałam miejscowość na wczasy, bo na plażach w innych miejscowościach wala się kupa takich ohydnych ładnych kociaków, a tu bardzo przyzwoicie: wszystkie kobiety są tłuste, a tych kilka chudych ma krzywe uda. W dodatku tłuste kobiety są wbite w modne rozciągane kostiumy, które wyciskają cały tłuszcz na zewnątrz, a chude noszą bikini i wyglądają jak abstrakcyjne malarstwo: ani śladu kształtów.
Co do mężczyzn, to ukrywają się oni po pokojach i grają w brydża. Gdzieniegdzie tylko widnieje grono kilku bab, otoczone przez jednego chłopa. Czy raczej - jeżeli sądzić z budowy - inteligenta twórczego.
W tych okolicznościach trudno się dziwić, że kiedy zobaczyłam pana Czesia, to o mało nie padłam trupem. Pan Czesio bowiem tworzy bardzo dekoracyjną całość: jest umięśniony jak buldog, opalony na brąz i ostrzyżony na idiotę. Więc kiedy podszedł do mnie i nasypał mi piasku na głowę w formie dowcipu, cała plaża się ożywiła. Wszystkie włożyły ciemne okulary i patrzyły, co będzie. A pan Czesio podrapał się mokrym palcem lewej nogi w mokrą prawą łydkę (bo tacy mężczyźni jak pan Czesio na plaży nigdy nie są susi, zawsze własnie wychodzą z wody). I pan Czesio powiedział do mnie dowcipnie (bo tacy mężczyźni jak pan Czesio są zawsze dowcipni):
- Dosyć gnicia. Sie idzie do wody. Pływa pani?
- Możliwe - mówię - nie próbowałam.
- Szkodzi nic - powiada pan Czesio - żadna sztuka, każda jedna głupia potrafi. Nauczę panią w try miga.
Położył się na brzuchu i pokazał ruchy. Te mięśnie to mu tak chodziły pod skórą, jakby myszy pod prześcieradłem biegały. Wszystkie patrzyły z zazdrością, a pan Czesio wił się na tym brzuchu i wołał:
- Trzeba tylko koordynować!
I kazał mi się szamotać na piasku razem z nim. Myślałam, że umrę ze wstydu, ale żona jednego faceta, co ma Mercedesa, i tylko dlatego za niego wyszła, myślałam, że w dzisiejszych czasach w ludowym państwie taka rzecz jest nie do pomyślenia, więc ta żona tylko czekała, żeby pan Czesio się do mnie zniechęcił, no to się szamotałam.
Kiedy na piasku miałam już ruchy skoordynowane, pan Czesio powiedział:
- Sie idzie do wody. Niech pani śmiało wali za mną.
I poszedł do wody, a ja śmiało waliłam za nim. Woda była zimna i mokra, a pan Czesio miał plecy owłosione jak czarny baran, ale ja waliłam i waliłam, bo cały czas wiedziałam, że ta od męża z Mercedesem siedzi i tylko czeka, żeby pan Czesio się do mnie zniechęcił.
Pan Czesio jest znacznie wyższy ode mnie, więc kiedy jemu woda sięgała do ramion, to ja już byłam utopiona ze wszystkim.. Zrobiło mi się trochę nieprzyjemnie, bo według moich pobieżnych obliczeń we mnie musiało już być więcej wody niż naokoło mnie, tymczasem naokoło wcale nie robiło jej się mniej. Zrozumiałam beznadziejność sytuacji, kiedy sobie uprzytomniłam, ile metrów sześciennych morza naszego morza musiałabym wypić, żeby to wywołało jakąkolwiek różnicę w moim położeniu. Spróbowałam podskoczyć, żeby przedyskutować to z panem Czesiem, ale przy tej okazji siedzenie okazało się lżejsze od głowy i wypłynęło na powierzchnię. W ten sposób pan Czesio mnie odnalazł. Złapał mnie za kostium tam, gdzie wystawałam, i wyciągnął z wody. I proszę sobie wyobrazić, że było zupełnie płytko! Okazało się, że moje siedzenie przypłynęło z powrotem do brzegu, pociągając za sobą cała resztę ciała.
- Klawissimo - pochwalił pan Czesio - będzie z pani atomowa baba ryba.
I wrzucił mnie z powrotem do Bałtyku, naszego okna na świat. Ja sobie tonęłam i tonęłam, a on łapał mnie coraz to za co innego i krzyczał:
Koordynować, tylko koordynować!
Było mi wszystko jedno. Myślałam tylko o tej z Mercedesem - mogę jeszcze zrozumieć, że kobieta się połaszczy na tytuł naukowy, na urodę, na sławę, ale w państwie socjalistycznym żeby się sprzedać za samochód, zresztą dobrze jej tak, bo mąż skąpy i żałuje na benzynę, dużo ona ma z tego Mercedesa - więc myślałam o tej od Mercedesa, która rozpuszcza plotki, że mnie już można zobaczyć tylko z własnym mężem.
Kiedy byłam prawie zupełnie utopiona, pan Czesio wyrzucił mnie na brzeg i sobie poszedł.
Po chwili odzyskałam przytomność i zobaczyłam, że pan Czesio topi Mercedesową. Wypływały jej na powierzchnię coraz to inne części ciała, a kiedy to akurat była twarz, to wyraźnie na niej można było odczytać, że ona sobie tylko myśli, że ja tu siedzę i tylko myślę, żeby pan Czesio się do niej zniechęcił.
Tekst pochodzi z książki Stefania Grodzieńska "Spotkanie ze mną".
Buhahaha! Naprawdę super się czyta :-)
OdpowiedzUsuń:)))))
OdpowiedzUsuń