sobota, 6 sierpnia 2016

O tym, że chciałabym zaprzyjaźnić się z Lucy Maud Montgomery i o tym, że skończyłam :)


Podczytuję dziennik Lucy Maud Montgomery. I utwierdzam się w przekonaniu, że to była wspaniała i wrażliwa kobieta. I zapewne byłaby cudowną przyjaciółką. Poza tym wiele nas łączy. Na przykład to pisanie w upale :) Też miałam wrażenie, że na moim uroczym poddaszu wyzionę ducha. Mogłabym się założyć, że mój mózg przybierał momentami postać płynną. A przypomnę, że pisałam ni mniej ni więcej opowieść bożonarodzeniową :) Skończyłam i mam nadzieję, że jednak część moich szarych komórek ocalała i nie wszystkie wyparowały :) Powieść jak zwykle nieco mnie zaskoczyła. Bo co innego planowałam a co innego wyszło. Jest o miłości. Takiej szeroko rozumianej. O wybaczeniu i szukaniu szczęścia. O cudach, które tak naprawdę są na wyciągnięcie ręki. I o miłości... Tak wiem, że już o tym wspominałam, ale w tej książce jest jej dużo. I jest też taka klasyczna. Cud odnalezienia. I o tym czym tak naprawdę powinno być Boże Narodzenie. I o pustym miejscu przy stole i zbłąkanym wędrowcu i tęsknocie i dziewczynce bez zapałek i... Mogłabym tak długo ale przecież już niedługo sami się przekonacie.
A teraz powróćmy do Lucy. Mały fragment a jak wiele o niej mówi. Też czujecie, że moglibyście się z nią zaprzyjaźnić?

23 sierpnia 1901
(...) Całe lato spędziłam pracowicie i nienagannie. Pisałam opowiadania i listy, czytałam powieści, dzieła historyczne i encyklopedie, i sumiennie uczęszczałam do kościoła. Zbierałam jagody, zajmowałam się kobiecymi robótkami i fotografią, piekłam ciasta i przyrządzałam puddingi, chodziłam z wizytą i przyjmowałam wizyty. Przygrywałam do tańca i tańczyłam gdy inni grali. Śmiałam się i płakałam, popadałam w radosne uniesienie i jęczałam z rozpaczy - i jestem tym wszystkim zmęczona, zmęczona, zmęczona. Chciałabym usnąć "na wiek lub dwa". Ale to byłaby, mimo wszystko, rozrzutność. Osiem godzin snu wystarczy w zupełności - i obudzę się rano w pełni sił, gotowa do wyścigu.
A moje zajęcia? Pisanie listów? Cóż, piszę je. Nie potrafię się powstrzymać., chociaż w wielu wypadkach, wolałabym tego uniknąć - po cóż bowiem pisać listy, jeśli nie wkłada się w nie ani odrobiny serca? Albo czytać je z taką samą obojętnością?
Są listy, które bardzo lubię pisać. Mam w nich wiele do powiedzenia, a pióro sunie gładko po papierze, wyrażając moje myśli i tworząc epistołę, której nie wstydzę się podpisać własnym imieniem. Ale są również listy, które wstydzę się podpisywać, z uwagi na ich bezmyślność. Nienawidzę pisania podobnych i wyduszam je z siebie machinalnie, odpisując ludziom, z którymi przestałam już mieć cokolwiek wspólnego,lecz nie chciałabym całkowicie zrywać znajomości.
A kościół? Czasami pytam sama siebie, dlaczego mimo wszystko, uczęszczam na nabożeństwa tak regularnie. Cóż, przyczyn jest bardzo wiele, niektóre nader szlachetne, inne błahe i wstydliwe. Tak po prostu wypada - to jedna z błahych przyczyn - i gdybym nie chodziła do kościoła napiętnowano by mnie jako czarną owcę. Ponadto w naszej cichej, spokojnej okolicy kościół jest istotnie jedynym miejscem spotkań towarzyskich, i to regularnych. Wychodzimy z domu, spotkamy znajomych i przewietrzamy odświętne stroje, które w innym przypadku byłyby zdane na łaskę moli i wilgoci.
O, cóż to za żałosne uzasadnienia! Znajdźmy lepsze!
Chodzę do kościoła ponieważ sądzę, że dobrze jest w pewnych chwilach odciąć się od świata i spojrzeć memu duchowemu ja prosto w oczy. Myślę, że należy wszędzie szukać prawdy, nawet jeżeli nigdy jej nie w pełni nie odkryję; a ponadto kościół i msza dobrze na mnie wpływają i wydobywają na powierzchnię to, co najlepsze - wspomnienia dawnych dni, przyjaciół, dziecięce dążenia do piękna i świętości. Wszystko to powraca jak krople duchowego błogosławieństwa - i dlatego chodzę do kościoła.

mapa Avonlea

A prócz tego czytam - o, to mój stary, niezawodny klucz do krainy czarów! Czytam powieści - niektóre są tak zachwycające, że nie usnę póki ich nie skończę. Przysuwam stół do łóżka, okładam się poduszkami i śledzę przygody bohaterów do samego końca, po czym wracam raptownie do rzeczywistego świata i uświadamiam sobie, że nafta już się dopala, bolą mnie oczy i jestem bardzo senna.
Nie czytam jednak wyłącznie beletrystyki. Rozkoszuję się książkami historycznymi i biografami, a także encyklopedią, której dwa lub trzy tomy wypożyczam raz w miesiącu i wertuję w poszukiwaniu rozmaitych informacji. Gdy łaknę słowa pisanego, nawet cała encyklopedia jest lepsza niż nic!
A gdy mowa o moim własnym pisaniu, trudziłam się w pocie czoła przez całe lato i wyciskałam z siebie opowiadania i wiersze w dni tak upalne, że obawiam się, iż mój kręgosłup zupełnie się roztopi, a szare komórki wyparują bezpowrotnie. Ale kocham tę pracę! Kocham wymyślanie fabuł i przesiadywanie przy oknie, gdy moje ulotne fantazje przybierają poetycką formę. Tego lata wiodło mi się dobrze i mogę dopisać do mojej listy kilka nowych czasopism. Każde ma inny charakter i muszę się dostosować do ich odrębnych  wymagań. Piszę mnóstwo opowiadań dla młodzieży. Lubię to, ale wolałabym nie wplatać morałów we wszystkie historie. Nikt jednak nie kupi opowiadania bez morału. A ja chciałabym napisać - a także przeczytać, choć raz - jakąś pyszną, wesołą opowiastkę, napisaną zgodnie z zasadą "sztuka dla sztuki" - a raczej "zabawa dla samej zabawy" - bez morału, dorzuconego podstępnie, niczym łyżka konfitury. Lecz redaktorzy, dbający o "młodego czytelnika", traktują siebie nazbyt poważnie i uważają, że morał jest niezbędny - w jego węższym bądź szerszym znaczeniu, co już zależy od charakteru danego czasopisma.
W przyszłym miesiącu wybieram się do Halifaksu na Wystawę. Czuję, że przyda mi się krótki wypoczynek przed nadchodzącą zimą.


A to Ania i Gilbert. UWIELBIAM!!!


11 komentarzy:

  1. Uwielbiam Montgomery i Kordel. I mam wrażenie, że z obiema paniami mogłabym się zaprzyjaźnić. Pokrewne dusze po prostu.
    Pozdrawiam Krysia

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziennik L.M.M. to jedyna pozycja, jakiej nie czytałam. Muszę zapolować na książkę, bo pozostałe uwielbiam i czytam kilkakrotnie niektóre.
    Moim marzeniem jest zobaczyć na własne oczy Wyspę Księcia Edwarda i wszystkie te miejsca związane z twórczością pisarki.
    Ostatnio odkryłam bloga, na którym mogę sobie chociaż wirtualnie pooglądać Zielone Wzgórze i resztę:
    http://kierunekavonlea.blogspot.com/
    Przepraszam jeśli linkowanie jest źle widziane :)

    Na koniec mam jeszcze jedno pytanie: kiedy planowana premiera opowieści zimowej?! Już tuptam z niecierpliwości :)
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Moglabym sie z nia zaprzyjaznic, pieknie pisala w swoim pamietniku, a Anie KOCHAM!!!, bedac kilka lat temu w Kanadzie owiedzilam domek Ani, moglabym tam zamieszkac, pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Uwielbiam Lucy Maud Montgomery. Również czytałam jej biografię, kochała kwiaty tak jak ja. Dokładnie wczoraj powiedziałam mojej 18-letniej córce,ze planuję obejrzeć wszystkie sfilmowane części Ani. Jej mina była bezcenna, mówiąca, ze jestem godna politowania mniej więcej. Mimo wielu prób nie udało mi się zarazić córki miłością do Ani. Niedawno przeczytałam po raz pierwszy "Błękitny Zamek". Cudna. Serdecznie pozdrawiam. Iwona

    OdpowiedzUsuń
  5. Madzia a kiedy i w jakiej formie będzie do poczytania ta opowieść na BN? 😃

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja również mogłabym się zaprzyjaźnić z Panią Lucy :) mam podobne zainteresowania :) np. fotografia i czytanie :))) czasem też chciałabym usnąć na wiek lub dwa ;) ;) ponieważ przyznaję się - jestem śpiochem :) :) ale tak jak Lucy opisała.. nie da się spać trzeba żyć :) pozdrawiam serdecznie :) Ania R.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja tez nie czytalam jej dzienników. Moze gdzies znajdę :-)

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja tez nie czytalam jej dzienników. Moze gdzies znajdę :-)

    OdpowiedzUsuń
  9. czuję, że i ja z Panią Lucy mogłabym się zaprzyjaźnić;-)
    serdeczności sierpniowe zostawiam;-)

    OdpowiedzUsuń
  10. cudowności!! Moja ulubiona autorka z dzieciństwa...:)

    OdpowiedzUsuń
  11. Moja przyjaźń z Maud trwa już 26 lat!

    Aga z "Pokrewnych dusz"

    OdpowiedzUsuń