sobota, 8 września 2012

Trochę konkretów i przemyśleń na temat mechaników dowcipnisiów

Pozwolicie, że zacznę od konkretów. Otóż niedługo będę miała swoje własne spotkania autorskie i bardzo chciałabym na owe spotkania Was zaprosić. Pierwsze ma się odbyć 18 września o godzinie 18 w Otwocku w bibliotece na ul. Matejki. Jeżeli ktoś zupełnie przypadkiem byłby w tym dniu w moim miasteczku i nie miał innych planów zapraszam! Drugie odbędzie się w Warszawie  4 października w wypożyczalni nr 48, ul. Grójecka 68. O godzinie... No i właśnie zorientowałam się, że nie wiem o której! No i klops! Dowiem się w poniedziałek i uzupełnię. Jest jeszcze jedna rzecz, którą chętnie bym się pochwaliła i podzieliła, ale to będę dopiero mogła zrobić 10 września. Teraz jedynie mogę powiedzieć, że ma to związek z Oknem z widokiem i dodam, że jestem z tego powodu bardzo szczęśliwa i dumna! Korzystając z tego, że jestem przy temacie spotkań bardzo bym chciała podziękować kamiennogórskiej księgarni Atena i tamtejszemu muzeum za zorganizowanie sierpniowego spotkania! Dziękuję bardzo serdecznie za miłą, ciepłą atmosferę, wspaniałe książki (szczególnie za tę o kapliczkach), słoneczny bukiet i przesympatyczne popołudnie.
Przed spotkaniem, pod księgarnią Atena z przemiłą panią Krysią.

W muzeum z panią Krysią, panią Beatą i przepięknym bukietem za który dziękuję raz jeszcze!

Jeszcze jedno: na blogu od przyszłego tygodnia pojawi się trochę więcej recenzji książek, które przeczytałam i przeczytam. Zawsze chciałam spisywać tytuły i wrażenia czytelnicze i pomyślałam, że skoro mam bloga to go do tego wykorzystam, a przy okazji podzielę się z wami swoimi przemyśleniami. Mam nadzieję, że będziecie i te posty książkowe chętnie podczytywać. 
I chyba jeżeli chodzi o konkrety to chwilowo byłoby na tyle.  Teraz mechanik. Szczerze mówiąc miało o nim być już wcześniej, ale w natłoku równych spraw (przeprowadzka, urlop, poprzeprowadzkowy bałagan) wypadło mi to z głowy. Ale na całe szczęście przypomniało mi się. Na szczęście, bo aż żal by było żeby ta historia zaginęła w otchłani mojej niepamięci. A tak może posłuży wam ku przestrodze. A sprawa miała się tak: jak już wiecie przeprowadzaliśmy się. Jak to w czasie przeprowadzek bywa nasz samochód zmienił chwilowo swoją funkcję i z samochodu wożącego nas, zamienił się w auto wypełnione po brzegi pudłami. No i właśnie w momencie gdy wyjechaliśmy takim zapudełkowanym kompletnie samochodem na ulicę stało się coś dziwnego. Drążek do zmieniania biegów przestał kompletnie funkcjonować. Jednym palcem można było nim majtać w dowolnie wybranym kierunku. Oczywiście zdenerwowaliśmy się okrutnie. Myślę, że nie muszę nikogo zbytnio przekonywać, że awaria w tym momencie była nam wybitnie nie na rękę. Dojechaliśmy jakoś do domu (bieg wrzucony był na jedynkę i na jedynce pozostał) i w tym stanie zostawiliśmy Edmunda (nasze auto) do następnego dnia. Rano Kuba umówił się z naszym kolegą, samochodową złotą rączką i Edek został poddany diagnozie. I cóż było przyczyną jego opłakanego stanu? Otóż nie mniej ni więcej tylko.... Cały pęk obwarzanków i jedna na wpół spleśniała kanapka. Nie obawiajcie się, nie zwariowałam, nie próbuję was też nabrać. Zaniepokojonych pragnę też uspokoić: nie mam w zwyczaju przechowywać żywności w dziwnych zakamarkach auta. Skąd więc wzięły się te wszystkie wiktuały w tunelu drążka do zmiany biegów i hamulca ręcznego? Tunelu, który nawiasem mówiąc na co dzień pozostaje szczelnie zakryty, bez możliwości dostania się do niego? Otóż moi drodzy jakiś czas temu nas samochód trafił do pewnego mechanika. Trzeba było coś tam w nim naprawić. Ale okazało się, że robota nie do końca zrobiona jest dobrze więc mój mąż pojechał z reklamacją. Pomijam już, że podczas naprawy mechanik ów nie dokręcił nam kół i dziwnie się telepały. W każdym razie mechanik wkurzony naszą roszczeniową postawą (naprawa na gwarancji? A kto o czymś takim słyszał?), zemścił się właśnie w ten oto dowcipny sposób i załadował nam do tunelu trochę jedzenia. W pewnym momencie obwarzanek dostał się pod coś tam pod spodem i drążek wyskoczył. Oczywiście piszę o tym własnymi słowami, bo w sprawie napraw i części do auta jestem kompletnym laikiem, ale jedno jest pewne: plan pana mechanika było z wszech miar szczwany. Wiedział, że w końcu skończy się to tak jak się skończyło. Skoro coś się zepsuło przyprowadzimy auto do warsztatu, a jak przyprowadzimy to będzie można nam wmówić wszystko. Chwała Bogu, że wśród naszych znajomych mamy takich, którzy znają się na przeróżnych samochodowych dolegliwościach. W każdym razie mechanik okazał się nie dość, że szczwany to jeszcze dowcipny, dziwne tylko tylko jest to, że ja jakoś szczególnie się nie ubawiłam, chociaż na pewno nie można odmówić mu pomysłowości. Tak więc moi drodzy jak wam coś  stanie się z drążkiem do zmiany biegów, a w aucie zacznie nieszczególnie pachnieć, sprawdźcie czy coś dziwnego nie kryje się w miejscach ukrytych i niedostępnych, bo jak widać na zamieszczonym obrazku różne niespodzianki mogą was spotkać.

9 komentarzy:

  1. Ale heca!!!! Mechanik z wyobraźnią. Muszę to opowiedzieć mojemu mężowi, który notabene jest mechanikiem i gardzi takimi typami:)
    Szkoda, że spotkanie tak daleko. Chętnie bym się wybrała:) Życzę więc miłych chwil z czytelnikami i pozdrawiam ciepło:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet wielką wyobraźnią! Opowiedz, opowiedz, bo to historia, która zadziwia wszystkich. Z lekka szokująca, szczerze mówiąc nadal nie mogę wyjść z podziwu dla pomysłowości tego pana:) Szkoda, żeście tak daleko, bo nie dość, że mogłybyśmy spotkać się na spotkaniu to jeszcze Edmund trafiłby w dobre i pewne ręce:)

      Usuń
  2. Mnie w analogicznej sytuacji (przeprowadzka, samochód wypełniony klamotami po brzegi) na skrzyżowaniu urwał się tłumik. nagle podczas jazdy "coś" zaczęło mi się obijać o asfalt. myślałam, że za chwilę mi koło odpadnie... zatrzymałam samochód, obeszłam go wkoło- wszystko w porządku. ruszam - rumot nieziemski. spieszy mi się jak diabli... dobrze, że po kilkudziesięciu metrach takiej jazdy wypatrzyłam warsztat samochodowy. mechanik postawił diagnozę "na słuch". do dziś jeżdżę do niego gdy tylko cokolwiek...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takie sytuacje zwykle zdarzają się w momentach gdy absolutnie zdarzyć się nie powinny. Pozdrowienia dla mechanika, który (wnioskuję z twojego opisu) mojego w niczym nie przypomina.

      Usuń
  3. szkoda że te spotkania tak daleko, ale jak tylko zagościsz kiedyś na podkarpackiej ziemi pierwsza ustawię się w kolejce po autograf na całym "malowniczym" komplecie książek;-)
    co do mechanika to trzeba mu przyznać że pomysłowy. Dobrze jednak, że są też uczciwi mechanicy na tym świecie;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj dobrze. Zresztą nie przypuszczam by istniało wielu podobnie uzdolnionych do tego naszego. Rozważałam nawet czy on po prostu nie stwierdził że trzeba nas odkarmić, ale odrzuciłam ten pomysł, bo co jak co ale ani mąż ani ja na zabiedzonych nie wyglądamy:)

      Usuń
  4. Mój mechanik to fajny chłopak, konkretny, rzeczowy choć młody... Ale ciekawiej jest co roku na przeglądzie technicznym na stacji diagnostycznej młody chłopak diagnosta (Rafał) znajdzie zawsze coś,żeby się przyczepić Kasinego Złomka(od bajki auta:):)) Gdyby kiedyś gościła Pani w Wielkopolsce bądź raz jeszcze w Szklarskiej Porębie chętnie po autograf przyjdę do "Sezonu na cuda" Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W Szklarskiej będę na pewno! Nie zdążyliśmy jeszcze wszystkiego złazić w okolicy i z całą pewnością wrócimy. Będę pisała i informowała o wyjazdowych planach. Kasiny Złomek, ładnie się nazywa:)Tysiek bardzo lubi auta więc Złomek jest u nas częstym gościem.

      Usuń
  5. Mechanicy samochodowi - temat rzeka. Trudno znaleźć takiego, który uczciwie stawia sprawę i potrafi przyznać się do tego, że
    czasem czegoś nie potrafi naprawić! Ale żeby w kulinarny sposób wywołać awarię... pozazdrościć wyobraźni. A który to, jeśli wolno spytać? Ja też z Otwocka (byłam na spotkaniu na Matejki ;) ) i chętnie poznam adres, coby go szerokim łukiem omijać. Pozdrawiam, Monika

    OdpowiedzUsuń