czwartek, 31 stycznia 2013

Jak dotarło do mnie, że nie jestem nowoczesna

o takim bukietem nigdy bym nie pogardziła:)
Podejrzewałam to od dawna, ale dopiero dziś nabrałam stuprocentowej pewności. Pomogła mi w tym znajoma. Ot taka, której dawno nie widziałam, spotkałyśmy się jakiś czas temu przypadkiem i na fali świeżo odnowionej znajomości umówiłyśmy się na kawę. U mnie. Na dzisiaj. Jako dość gościnny typ przemogłam swoje wrodzone lenistwo i upiekłam ciasto, cobyśmy nie siedziały o suchej kawie. Znajoma przyszła wcześniej niż byłyśmy umówione i w związku z tym nie zdążyłam ogarnąć zabałaganionego pokoju. Trudno - pomyślałam. Bałagan jeszcze nikogo nie zabił. Szybko zgarnęłam ze stołu sterty książek, wyjęłam z piekarnika ciasto zrobiłam kawę - wszystko pod czujnym okiem znajomej. Gdy już zasiadłyśmy przy stole moja koleżanka spojrzała na mnie znad talerzyka z ciastem i z westchnieniem stwierdziła: 
- Marnujesz się...
Spojrzałam na nią zdumiona, bo jakby nie było spotkałyśmy się po długiej przerwie, prawie nie rozmawiałyśmy, była u mnie może 15 minut i już stwierdziła, że się marnuję? Potem naiwnie pomyślałam  że może chodzi jej o ciasto, że niby takie dobre i miast siedzieć w domu i stukać w klawisze klawiatury powinnam na przykład zostać cukiernikiem... 
- Ale dlaczego? - postanowiłam się upewnić.
- Bo siedzisz w domu, gotujesz, sprzątasz i dajesz się podle wykorzystywać... - postawiła diagnozę dokładając sobie ciasta - Nawet to ciasto upiekłaś nie tylko dla nas ale i dla nieobecnych pasożytów... 
Tu mnie z lekka przytkało trochę ze zdziwienia ale przede wszystkim z oburzenia. Bo jak to tak w moim własnym domu o mojej własnej rodzinie ktoś będzie mówił w ten sposób??? 
- Hmm... Czyli twoim zdaniem to, że upiekłam to ciasto dla ciebie jest  zupełnie czym innym niż to, że upiekłam ciasto dla rodziny? - opanowałam się z dużym trudem, ale świadomość tego, że to ja tu jestem gospodynią była zobowiązująca.
- Oczywiście ja nie przyszłam z zamiarem wyssania z ciebie wszystkich sił, to pierwsze ciasto to tylko uprzejmość, a to drugie to obraz wyzysku i ciemnoty. Wybacz Magda ale twojej ciemnoty. Dopóki takie jak ty sobie tego nie uświadomią wyzwolenie kobiet nigdy nie osiągnie właściwych rozmiarów - stwierdziła (znaczy mniej więcej powiedziała coś takiego, bo jak się domyślacie nie miałam włączonego dyktafonu i nie mogę w stu procentach odtworzyć jej wypowiedzi, a szkoda, bo ja na pewno nie umiem oddać tego wszystkiego tak jak oddane być powinno) - Mogę się założyć - ciągnęła niezrażona moim milczeniem - że ten pokój też ty sprzątałaś (tu w oszołomieniu popatrzyłam na wspomniany już wyżej bałagan i chciał nie chciał musiałam się zgodzić - widać, że ja sprzątałam, bo niewiele było zrobione:)) i że gary ty pozmywasz (chyba jej czujnemu spojrzeniu umknęła Florcia - nasza zmywarka) a potem niczym dobra matka Polka podasz obiadek i polecisz do komputera pracować. Zero emancypacji - zakończyła tryumfalnie. 
- Bo ja wcale  nie chcę - wyrwało mi się zanim zdążyłam przekonać samą siebie, że nie warto wchodzić w dyskusję.
- Czego nie chcesz? - zdumiona na moment przestała jeść.
- No tej twojej emancypacji - powiedziałam przewrotnie - Mnie tam nikt o zdanie nie pytał, nie zagadnął czy chciałabym raczej z tamborkiem w ręku w fotelu  czy na traktory - uśmiechnęłam się uprzejmie(przynajmniej mam taką nadzieję, że uprzejmie a nie z rządzą mordu w oczach) - bo gdyby zapytał stanowczo wybrałabym tamborek i szydełko. I gotowanie dla, jak ty to nazwałaś? Pasożytów? A ty wyszłaś za mąż? - nie mogłam się powstrzymać.
- Chyba żartujesz! -parsknęła - Nie każdy jest tak naiwny jak ty...
- A ile propozycji odrzuciłaś? - zapytałam niewinnie i zobaczyłam jak moja jeszcze znajoma czerwienieje.
- Nigdy do żadnej nie dopuściłam - powiedziała wyniośle i dość szybko się pożegnała, a ja poszłam niczym ta ofiara braku emancypacji posprzątać talerzyki ze stołu. I oddając się tej poniżającej czynności myślałam, że ja to mam naprawdę pecha. Już kiedyś spotkałam się z taką nawiedzoną pseudo feministką i zebrałam od niej burę za prasowanie, teraz sytuacja się powtórzyła. Los w niektórych wypadkach jest niebywale rozrzutny. Pomyślałam również, że ja rzeczywiście jestem nienowoczesna. Bo ja moi drodzy lubię być kobietą. Tak po prostu, zwyczajnie. Lubię jak mi jakaś silna męska dłoń pomoże przy ciężkich zakupach, lubię być przepuszczana w drzwiach, lubię jak facet ustąpi mi miejsca w autobusie, lubię dostawać kwiaty. Nie muszę obsługiwać wiertarki, wbijać gwoździ i sama przesuwać mebli żeby czuć się pełnowartościowym człowiekiem. Choć w swoim życiu i meble przesuwałam i gwoździe wbijałam:) Lubię ubrać się ładnie i czasem spojrzeć spod umalowanych rzęs na mężczyznę po to tylko żeby uchwycić spojrzenie pełne uznania. I z tym szydełkiem też czasem lubię posiedzieć i ciasto upiec... Więc rzeczywiście jestem nienowoczesna i dobrze mi z tym. 
A tak nawiasem mówiąc to kobiety kiedyś ławo nie miały. Pisałam już o tym, ale to było dość dawno temu więc pozwolę sobie jeszcze raz wrzucić ten tekst zatytułowany: 

Orzeł osieł niewiasta jednym trybem żyją:


Nasi przodkowie płci męskiej mieli kiedyś zaiste ciekawe życie. I ciekawe problemy do rozstrzygnięcia. Nie wiem czy uwierzycie, ale jedną z myśli, która spędzała im sen z powiek były wątpliwości dotyczące tego... Czy kobieta jest człowiekiem. Nie sądzicie, że to potwornie twardy orzech do zgryzienia?
I tak w 1690 r. ukazała się we Frankfurcie książka łacińska o sugestywnym tytule Kobieta nie jest człowiekiem, a w 1753 r. w Lipsku: Dowód że kobiety nie przynależą do rodzaju ludzkiego. Patrząc na daty ukazania się owych publikacji można by stwierdzić, że setki lat upłynęło od owego czasu i że poglądy w tej sprawie radykalnie się zmieniły. Tymczasem w 1934 r. ukazała się u nas w Polsce książka pod wdzięcznym tytułem Odbrązowienie kobiet. Studium mizoginiczne. Jej autor A. Drewicz  próbował udowodnić w niej niższość biologiczną kobiet i zwalczał zajadle emancypację. Oto kilka „złotych myśli” zaczerpniętych z owej publikacji:„Słabszy rozwój umysłowy kobiet jest zjawiskiem fizjologicznem […] uzdolnionych kobiet prawie nie widać mimo tylu studiujących. Ukończony bowiem uniwersytet nie potrafi zastąpić tych brakujących gramów tkanki mózgowej. Te spośród nich, które zajęły jakiekolwiek wyższe stanowisko wnoszą w swój zawód pretensjonalność, zarozumiałość, zbytnią pewność siebie, cechy, które czynią je niemożliwe do współżycia.” „Emancypacja jest wyrazem źle tajonej zazdrości i chęci dorównania mężczyźnie – jednak bez poczuwania się do własnych obowiązków.” „Koniec cywilizacji męskiej byłby zarazem końcem wszelkiej cywilizacji.”
Nic tylko pozazdrościć autorowi samooceny. Czytając dalej różne publikacje natknęłam się na coś równie ciekawego żeby nie powiedzieć ciekawszego. Otóż coby panowie się nie turbowali i nie musieli kombinować stworzono gotowe przepisy co z takim stworzeniem jak kobieta czynić. Oto kilka cennych przestróg i rad:
 „Orzech, osieł, niewiasta jednym trybem żyją.
Nic dobrego nie czynią, kiedy ich nie biją.”
Oprócz tego niejaki pan Paprocki stworzył Dziesięcioro przykazań mężowych i jedno z nich brzmi:
„Jedno kij, tę receptę miej na nią za pasem,
Będzie warcholiła, pogłaskaj ją czasem”
A oto jeszcze dokładniejsza instrukcja autorstwa tego pana:
„Bijże, a ręki nie żałuj,
Po lędźwiach ją smolno smaruj,
Wężowej jest natury,
Dosięgaj dziewiątej skóry”
Ale nie wszystkie opinie były aż tak krytyczne. Zdarzały się nie tylko łaskawe wypowiedzi, ale wręcz domagające się emancypacji kobiet. Szczególną sympatię wzbudził we mnie Andrzej Glaber (żyjący w XVI w.), który twierdził że mężczyźni odsuwają kobiety od wiedzy bojąc się by te ich nie prześcignęły. W swoich sądach powoływał się na słowa Arystotelesa, który twierdził że ludzie subtelnego ciała mają sprawniejszy rozum. Udowadniał również, że sam Pan Bóg pragnął mieć na świecie nie tylko samych mężczyzn, ale również kobiety. Co więcej Adama ulepił z niezbyt wytwornego tworzywa, bo z ziemi grubej, natomiast na stworzenie kobiety użył subtelnego materiału czyli kości białej.
Jedyne co przychodzi mi na myśl po przeczytaniu tego wszystkiego to, to, że nasze pra, pra babaki nie miały łatwego życia:) Chociaż zdarzały się i takie, które nieźle zalazły za tę dziewiątą skórę swoim mężom:) W każdym razie gdyby jednak ktoś jeszcze miał wątpliwości co do kobiet, to przypominam, że to kobieta została stworzona z delikatnej i subtelnej białej kości, a mężczyzna z przyciężkiej gliny. A kto jak kto, ale Bóg chyba wiedział co czyni… 
A poza tym jak wiedzą wszyscy oglądający Seksmisję nawet Kopernik był kobietą więc o czym tu w ogóle rozmawiać... 

15 komentarzy:

  1. W takim razie ja też nie jestem kobietą wyzwoloną, no i pech chce, że szczęśliwą. ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. No to Madziu, jeśli Cię to pocieszy, jesteśmy dwie takie... ciemnoty i marnujące się dla pasożytów :)
    No cóż, lubię i nie jest mi z tym źle :)
    A i nasze pasożyty też się dobrze dogadywały :P

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja też lubię być kobietą i posprzątanie ze stołu nie jest dla mnie wcale poniżające i uważam, że jest właśnie nowoczesne. Dawniej pani domu miała do tychże czynności gosposię. A teraz kobiety są wyzwolone i robią wiele rzeczy samodzielnie i nie biorą sobie w niewolę służącej.
    Świat idzie do przodu, tylko czy w dobrym kierunku ?...

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudną notkę wysmarowałaś, faktycznie się marnujesz kochana!!!
    Jakoś mi jednak żal tamtej znajomej, bo nie wiem, czy chciała przekonać Ciebie, czy samą siebie...

    OdpowiedzUsuń
  5. Zatem i ja w głębi duszy kompletnie nienowoczesna jestem. Bo - o zgrozo - lubię gotować, poprasowałam dzisiaj cała górę i tez doceniam dżentelmeńskie zachowanie. Jednakowoż - kobieta dwoistej jest natury - bo z pracami typowo męskimi radzę sobie znakomicie. Ale to nie znaczy, że nie jestem kobietą-)))
    Asia

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja jestem sama więc jeszcze nie posiadam swojego własnego pasożyta:) jednak nie widzę nic złego w gotowaniu czy sprzątaniu. Według mnie znajoma była poprostu zazdrosna! Pewnie z checia by sie zamieniła na rolę:)).
    Wspomnę o bukiecie...kocham tulipany! Dostać taka wiazanke, marzenie:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Matko jedyna, a ja tak lubię prasować i gotować! To znaczy, że jak robię lasagne, nie tylko dla siebie, ale jeszcze dla reszty rodziny to nie mogę tego zrobić z czystej chęci sprawienia im przyjemności?! Ale jakbym miała do czynienia z taką feministką to by mi piana z pyska poszła, oj byłby dym!

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja z wielką przyjemnością poświęcę się kiedyś w całości dla swojego prywatnego "pasożyta i pasożytniątek";-)
    Narazie na nich czekam i czekam i czekam....jakoś to przeznaczenie omija mnie szerokim łukiem;-(
    A gdyby to czekanie jednak nie miało szczęśliwego zakończenia, mam nadzieję że nigdy nie stanę się taką zgorzkniałą starą panną ukrywającą się pod przykrywką wyzwolonej feministki....

    Niech nam żyje nienowoczeność;-D

    OdpowiedzUsuń
  9. Koszmarny babiszon Cię odwiedził Magdo. I biedny, bo mu sie zycie nie udało a teraz chodzi po domach i wstawia swoje szpileczki, gdzie tylko się da.Oby los juz nie zsyłał Ci pod Twój dach takich "przyjemnych" psiapsiółek.A swoją drogą, gdybyś miała psa, to by ją pewnie ukąsił w łydkę. Pieski znają sie na ludziach i czasem robią to, na co ich właściciele maja ochote, ale jakoś im nie wypada...Zresztą i Ty ją nieźle "ukąsiłaś" tym pytankiem o odrzucone propozycje. Chapeaus bas!:-))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale ma psa, i to wrednego, ale pewnie go zamknęła :P a niepotrzebnie...
      A mój pupil? Morduś kochany jak na nią zareagował?

      Usuń
    2. To rzeczywiście szkoda, że piesek nie mógł wyrazić opinii:-))

      Usuń
  10. Ja pamiętam taką scenę na korytarzu w mojej pracy (a tam długie korytarze są): z jednej strony idę ja i taszczę Księżniczką na biodrze (miała może z 1,5 roku), z drugiej - moja koleżanka z w/w gatunku. Idziemy na wprost, ja się uśmiecham (jak prawie zawsze), a ona podchodzi i już-już mnie mija, a potem staje jak wryta i pyta:
    - To jest TWOJE dziecko?
    No zgłupiałam wtedy i tak mi do dziś zostało. A jaka jestem nowoczesna!;)))

    OdpowiedzUsuń
  11. Rozbawił mnie ten opis spotkania przy kawie!:)
    Niech żyją kobiety nienowoczesne!!

    OdpowiedzUsuń