Avonlea |
Pierwszy zestaw: "Roztrzaskane życie" Kallos Stephanie i "Single" Goldstein Meredith
Drugi zestaw: "Winnica w Toskanii" Ferenc Mate i "Wino z Malwiną" Magdalena Kordel (z racji, że do tej ostatniej pozycji mam pewne prawa Wino z Malwiną będzie rzecz jasna z autografem:))
Roztrzaskane życie to jedna z moich ukochanych książek. Dlatego chciałabym się tą miłością z kimś podzielić:) Ale wracając do rzeczy pytanie brzmi:
Jakie miejsce w świecie chciałbyś odwiedzić lub już je odwiedziłeś ale marzysz by tam wrócić? Takie Twoje wielkie marzenie podróżnicze???
Właściwie podobne pytanie zadała mi Basia, ja je tylko zmodyfikowałam:) Bardzo bym prosiła o umieszczenie banerka o konkursie jeżeli oczywiście zechcecie to zrobić. Odpowiedzi i linki wklejajcie pod postem. W związku z tym, że każda podróż marzenie jest najpiękniejsza i nie można tak po prostu wybrać którejś z nich tradycyjnie Tysiek wskaże zwycięzców wyciągając ich imiona:) Konkurs trwa do 14 maja. Przy komentarzu napiszcie proszę czy wolicie zestaw pierwszy czy drugi:) Zapraszam!!!
Ja oczywiście nie biorę udziału w konkursie ale pozwolę sobie wkleić informację o mojej podroży marzeniu:) Tekst pochodzi z PINEZKI
Wyspa Księcia Edwarda
Bo i w tobie, gdzieś w zakamarkach duszy jest wolny, nieskażony ludzką stopą skrawek, czekający aż zawładnie nim polityka zagraniczna nowego terytorium. W lewej komorze mojego serca powiewa od dwunastu lat flaga Wyspy Księcia Edwarda – najmniejszej prowincji Kanady.
Są miejsca na świecie, jak ludzie – widzimy je po raz pierwszy i mamy wrażenie, jakby czekały właśnie na nas. Od zawsze. Stajesz w takim miejscu, rozglądasz się dookoła i mówisz z całym przekonaniem: jestem stąd. Bo i w tobie, gdzieś w zakamarkach duszy jest wolny, nieskażony ludzką stopą skrawek, czekający aż zawładnie nim polityka zagraniczna nowego terytorium. W lewej komorze mojego serca powiewa od dwunastu lat flaga Wyspy Księcia Edwarda – Najmniejszej prowincji Kanady.
PEI (Prince Edward Island) to wtulony w Zatokę Świętego Wawrzyńca patchwork zielonych farm, poprzecinanych pasmami łubinu i czerwonymi wstążkami dróg (drogi naprawdę są czerwone), oblamowany srebrzystobiałymi plażami i zanurzony w pianie Atlantyku. Do tego to niebo – jak wypucowane dla przyjezdnych! Nigdzie nie ma tak błękitnego nieba jak w Atlantyckiej Kanadzie.
Jeszcze kilka lat temu na wyspę można się było dostać jedynie promem z Cape Tormentine w Nowym Brunszwiku lub Digby w Nowej Szkocji. 40-minutowy rejs był dodatkową atrakcją, dawał czas na zwolnienie rytmu, szczególnie jeśli przejechało się prawie dwa tysiące kilometrów autostradą z Toronto. Na wodach cieśniny Northumberland czerwieniły się i żółciły kutry rybackie. Zachęcani przez pasażerów rybacy podpływali do promu, przechwalając się połowem. Potężne homary machały nam złowieszczymi szczypcami.
Dziś, odnotowuję z żalem, nie ma już promu. Na wyspę dostajemy się szybciej i odrobinę taniej (39 dolarów za osobowy samochód) imponującym Mostem Konfederacji wyrastającym z przylądka Jourimain. Most sam w sobie jest wart zobaczenia – 13 kilometrów szosy wsparte na potężnych filarach osadzonych w dnie oceanu. Ale trochę żal, szczególnie tym, którzy podróżują Hondą Civic i nie widzą wiele ponad półtorametrowymi, betonowymi zaporami chroniącymi ich wątłą blaszankę przed zmieceniem w otchłanie Atlantyku przez silne wiatry zatokowe. Do mostu zawieszonego 135 stóp ponad wodą nie podpłyną już poławiacze krabów. Ale ta 20-minutowa podróż między wodą a niebem pozwala nam odizolować się od świata rzeczywistego, od pracy, od niespłaconych kredytów i zjadliwego szefa.
Wyspa Księcia Edwarda nie jest dla wielbicieli mocnych przygód, nie ma tu luksusowych kurortów, rozbłyskujących neonami kasyn i modnych dyskotek. Są za to plaże – srebrzyste pasma czystego piasku odbijające się od czerwieni urwiska ponad nimi. Są łagodne pagórki z wijącą się między nimi szosą. Przez Wyspę jedzie się z przyjemnością – między ciemniejszą zielenią lasu połyskuje w słońcu błękit jeziora i zatoki. W oddali bieleje latarnia morska na cyplu czerwonych skał.
Jaśniejsza zieleń pastwisk przepięknie kontrastuje z bielą wiejskich, drewnianych kościółków i jasnymi kreskami płotów, którymi otoczone są pastwiska. Biało-czarne plamy krów na trawie, jak ułożone (i wyszorowane) dla malarzy i turystów.
Po niedługiej podróży (na wyspie wszędzie jest blisko) dotrzemy do plaży – niektórzy rozłożą się z książką, niektórzy wybudują zamek z piasku, a jeszcze inni wypłyną kutrem z rybakami na "deep sea fishing". Za 20-30 dolarów od osoby można zmierzyć się z morzem. Można złowić potężnego tuńczyka, makrele lub nawet rekina. Dorsza trzeba będzie wypuścić – są pod ochroną.
Wyspa Księżnej Maud
Dla miłośników twórczości Lucy Maud Montgomery Wyspa Księcia Edwarda to przede wszystkim dom rudowłosej sieroty z Zielonego Wzgórza. Choć wielu mieszkańców Wyspy oburzyło się, kiedy uśmiechnięta buzia z rudymi warkoczami stała się oficjalnym symbolem wyspy na tablicach rejestracyjnych, to trzeba przyznać słynnej gadule z niepospolitą wyobraźnią, że to właśnie ona rozsławiła maleńką PEI na cały świat. Ania Shirley była postacią fikcyjną, ale jej zachwyt i miłość do wyspy były wyrazem duszy Lucy Maud Montgomery. Prawdziwa też była farma Margaret i Davida Macneil (kuzynostwa LMM), która posłużyła pisarce za pierwowzór Zielonego Wzgórza. Prawdziwa była Aleja Zakochanych, Jezioro Lśniących Wód i Las Duchów – urocze zaułki w maleńkiej wiosce na krańcu Kanady, bliskie sercom milionów czytelniczek na całym świecie. Dla nich jedyna stolica wyspy Księcia Edwarda to nie Charlottetown, ale rodzinna wieś Lucy Maud Montgomery – Cavendish. (Nie, LMM nie urodziła się w Avonlea). Każdy kto wychował się na powieściach LMM nie opuści Cavendish bez odwiedzenia trzech miejsc.
Pierwsze, to stare gospodarstwo dziadków pisarki – Lucy i Alexandra Macneil, w którym pisarka spędziła dzieciństwo i młodość. Niestety, nie ma już domu, który tak kochała, a z którego po śmierci dziadka tak gorliwie starał się ją wygryźć wuj John. Tu napisała Anię z Zielonego Wzgórza. Tu wracała (choć nigdy już nie przestąpiła progu tego domu), nawet gdy dziadkowie zmarli i nikt już nie witał jej w bramie. Zostały po nim tylko kamienne fundamenty. Ale pochylają się nad nimi te same stare jabłonie, pod którymi siadała młoda Maud, wokół biegną te same ścieżki. Tą samą aleją pod sklepieniem sosen i modrzewi biegła Maud do białego, drewnianego kościółka prezbiteriańskiego, w którym grała na organach. W ogrodzie spotyka się dwa rodzaje zwiedzających – jedni przechodzą szybko, czytają tabliczki informacyjne i popędzają drugi rodzaj. Ci drudzy poruszają się po posiadłości jak po świątyni, z namaszczeniem dotykają kamieni fundamentu, głaszczą korę drzew, ukradkiem chowają do kieszeni jabłko lub szyszkę. Na pamiątkę. Oglądają się znienacka, czy gdzieś nie wychyli się zza drzewa piegowaty duszek w sukience z bufiastymi rękawami.
Jeszcze tylko trzeba wstąpić do maleńkiej księgarni prowadzonej przez potomków Macneilów. Praprawnuk Lucy i Alexandra proponuje mi opowieść o życiu pisarki. Mnie?!
Miejsce drugie:
Z ogrodu wychodzimy aleją pod sosnami, przechodzimy za kościołem, wzdłuż łanów zboża i wchodzimy na uroczy wiejski cmentarzyk, gdzie pośród swych bliskich spoczywa Lucy Maud Montgomery. Nie ma pomników ani monumentów, jej miejsce spoczynku znaczy typowa pionowa płyta nagrobna. Na grobie rosną bratki, petunie, niecierpki - zwykłe kwiatki, które kochała. Ze wzruszeniem odczytuję na płytach cmentarza nazwiska znane mi z dzienników LMM – Macneill, Webb, Woolner, są mi bliscy jak rodzina. Zmawiam modlitwę za spokój jej udręczonej duszy. Dziękuję za jeden z siedmiu cudów mojego dzieciństwa – Anię z Zielonego Wzgórza.
A ono, czyli trzeci przystanek, tuż za rogiem.
Pokoik Ani |
Biały dom z zielonymi facjatkami otoczony jest słonecznikami i malwami, dalej budynki gospodarcze. Farma kuzynostwa Maud, ktora posłużyła jej za pierwowzór Zielonego Wzgórza została odkupiona przez rząd Wyspy, uczyniono z niej muzeum Maud i Ani. Z chwilą gdy przekraczamy próg domu, znów rozpływa się gdzieś granica między rzeczywistością a fikcją – w salonie maszyna do pisania Maud, przez poręcz krzesła w pokoiku na poddaszu przewieszona jest sukienka z… bufiastymi rękawami, "najbufiastszymi na świecie". Naturalnym wydaje się pytanie małej dziewczynki: czy to w tym pokoju mieszkała Ania? Pelargonie w oknach, słoje w spiżarni – wszystko PRAWDZIWE. Opuszczamy domostwo w odpowiednim momencie, gwałtownie przywołani do rzeczywistości. Na podwórko zajechał właśnie autokar pełen japońskich turystów, za chwilę rozlegnie się klikanie i pstrykanie. Każdy garnek, każdy krzak pomidora zostanie na wieki utrwalony przez azjatyckich miłośników Ani Shirley i jej "rodzicielki". Młodzi mężczyźni i dystyngowane japońskie starsze panie ze wzruszeniem wstępują na ścieżkę, którą "biegała" ukochana Ania.
Boczną ścieżką uciekamy do Lasu Duchów, tędy gnała przed laty na skróty przerażona mała Maud, którą babka posłała na pożyczki do kuzynki. Tędy wysłała też po latach Anię na złamanie nogi. Las, choć niewielki, faktycznie sprawia wrażenie wymarłego. Wysokie, gęsto rosnące drzewa nie dopuszczają światła do poszycia, tylko połamane gałęzie i zszarzała ściółka. I może by nawet dało się w końcu dostrzec jakiegoś ducha, ale z oddali słychać klikanie i pstrykanie. Japończycy skończyli już zwiedzanie domu.
Za to przed nami spacer w balsamicznym powietrzu i magicznym klimacie Alei Zakochanych, której imienniczki można dziś znaleźć w Polsce, Korei, Finlandii – wszędzie, gdzie mieszkają małe dziewczynki o romantycznych sercach. Aleja to około półtora kilometra drogi przez las. Przed laty prowadzano tędy mało poetyczne krowy na pastwiska. Wzdłuż strumienia, który zapewne pamięta imiona wszystkich bohaterek książek Lucy Maud. Pastwiska zamieniono dziś w pola golfowe, a Aleję Zakochanych pozostawiono… zakochanym. Wymarzone miejsce na romantyczny spacer, ustronne ławeczki i pokryte mchem zwalone pnie aż kuszą, by poddać się czarowi miejsca i zapomnieć na chwilę o panujących tu wiktoriańskich obyczajach. Ale po chwili pogonią nas z miejsca dorodne kanadyjskie komary i Japończycy, którzy właśnie zakończyli inwentaryzację Lasu Duchów.
Czas i na nas, bo Cavendish to nie tylko Lucy Maud i Zielone Wzgórze (choć szczerze mówiąc, rudowłose lalki w każdym sklepie pamiątkowym nie pozwolą nam o tym zapomnieć ani na chwilę). To także zachwycający Park Narodowy, założony w 1937 dla uhonorowania więzi pisarki z jej rodzinną ziemią. Narodowy Park PEI rozciąga się na 40 km północnego wybrzeża wyspy i obejmuje rozsrebrzone, piaszczyste plaże chronione od cywilizacji przez rzeźbione wodą i wiatrem skały z czerwonego piaskowca. Po gorącym dniu na plaży pójdziemy na długi spacer drewnianą promenadą, ciągnącą się kilometrami przez wydmy porośnięte srebrnozieloną trawą i mokradła, zamieszkałe przez setki gatunków ptaków i zwierząt wodnych.
Przystajemy co jakiś czas, żeby wsłuchać się w niezwykłą muzykę przyrody wokół nas. Nasze zmysły przytępione łoskotem wielkiej aglomeracji potrzebują chwili, by wyłapać z otoczenia wieczorne nawoływania ptaków. Wokół nas z furkotem ścigają się ważki. Żaby przygotowują się do nocnego koncertu.
Wracamy o zachodzie słońca, w oddali zaczyna błyskać światło latarni morskiej. Wspominam kapitana Jima i zagubioną Margaret. Na tle ciemniejącej wody mokradeł dobranoc mówi nam majestatyczna sylwetka czapli.
Wyspa Dobrych Ludzi
Na werandach letnich domków zbierają się ludzie, zajdzie gospodarz, żeby spytać czy nie potrzebujemy dodatkowych koców. Noce na wyspie, nawet w środku lata, bywają chłodne.
Największym bogactwem naturalnym Wyspy Księcia Edwarda są jej mieszkańcy. Głównie farmerzy i rybacy, dorabiający sobie do niewielkiego dochodu wynajmowaniem kwater letnikom. Na wielu farmach stoi po kilka domków do wynajęcia. Zmęczony podróżnik może być pewien, że znajdzie w kuchennej szafce zapas kawy, herbaty i cukru.
Kiedy podczas mojej pierwszej podróży na PEI zatrzymaliśmy się, aby zapytać o nocleg, gospodarz wysłał nas, żebyśmy wybrali sobie domek, który nam będzie odpowiadał.
– A kiedy mamy zapłacić? – zapytaliśmy
– Jak będziecie wyjeżdżać. Gdyby mnie nie było, zostawcie klucz i pieniądze na stole w kuchni.
Tyle formalności. Można rozłożyć się na leżaku na ganku, wsłuchać w świerszcze cykające zupełnie za darmo. Za nami purpurowo-różowy zachód słońca, jak na świętym obrazku, w oddali fale oceanu obmywają z pomrukiem czerwone skały, a tuż przed nami żaby rozpoczynają koncert w… Jeziorze Lśniących Wód.
Ktoś powie – kicz.
Ja powiem – nic mi więcej do szczęścia nie trzeba.
Podróż - marzenie? O tak!Marzy mi się podróż do Toskanii. Ale nie do toskańskich miast, chociaż cuda Florencji też bym chciała zobaczyć. Moja wymarzona wyprawa to podróż szlakiem toskańskich winnic. Zobaczyć na własne oczy to, o czym czytałam w niezliczonych książkach. Przespacerować się wąskimi uliczkami średniowiecznych miasteczek. Poczuć tę atmosferę. Dotknąć murów i wyobrazić sobie jak przed wiekami żyli tam ludzie. https://www.google.pl/search?q=toskania&newwindow=1&rlz=1C1SKPC_enPL378PL393&source=lnms&tbm=isch&sa=X&ei=T45_UdWPMsSC4gSj2YDYBQ&ved=0CAcQ_AUoAQ&biw=1680&bih=931#imgrc=1oeksPkJGuWQ2M%3A%3Bt-xXFzYBSx2c5M%3Bhttp%253A%252F%252Fbi.gazeta.pl%252Fim%252F8%252F9874%252Fz9874368Q%252CToskania--Wlochy--Region-w-srodkowych-Wloszech-ze-.jpg%3Bhttp%253A%252F%252Fpodroze.gazeta.pl%252Fpodroze%252F56%252C114158%252C9874350%252CWlochy__Toskania___w_dolinie_Val_d_Orcia.html%3B620%3B412
OdpowiedzUsuńAsia
PS. Ale ja bez nagród, bo książki mam. Z obu zestawów:-)))
Chcę i ja! A wiesz jak myślałam o Włoszech, Francji to też właśnie najbardziej kuszą mnie małe miasteczka, wioski. One zachowały coś z tego dawnego klimatu. A miasta piękne są, ale jednak to.. No miasta:) I wszystko w temacie:)
UsuńSerdeczności.
Madziu, ja też bardzo bym chciała odwiedzić Wyspę Księcia Edwarda. :-) Kiedy byłam mała, to oglądałam taki serial "Droga do Avonlea", nakręcony na podstawie innej powieści Montgomery, bodajże "Historynki". Pamiętasz taki serial? On podobał mi się znacznie bardziej niż ekranizacja Ani, być może dlatego, że oglądałam go przed przeczytaniem książki. Kilka lat temu powtarzali ten serial na jednym z kanałów telewizyjnych i byłam nim zachwycona tak samo jak wówczas, gdy byłam małą dziewczynką.
OdpowiedzUsuńMadziu, w Twojej skrzynce mailowej jest wiadomość ode mnie, wysłałam ją kilka dni temu do Ciebie. Wiadomość ta uparcie domaga się odpowiedzi od Ciebie. ;-)))
"Drogę" widziałam, Historynkę czytałam. Ale dla mnie Ania jest tą najukochańszą, a po niej Emilka. W Emilce jest sporo wątków autobiograficznych Lucy. Karolciu mail widziałam tylko jeszcze się nie dosiadłam do poczty. Odpowiem jak najszybciej. Jak przeżyję do wieczora to zapewne jeszcze dziś:)
UsuńBuziaki.
Kocham Emilkę :) , że się tak wtrącę ;)
UsuńJa wiem,że wspaniale by się było znaleźć gdzieś wspaniałych ciepłych krajach i takie tam, sama mam marzenie pojechać do Egiptu, ale nie traktuje tego jako celu, jeżeli się uda to wspaniale. Jednak tęsknie za pewnym miejscem, tutaj u nas w Polsce, mój kochany Hel ... uwielbiam to miejsce, czuję niedosyt po wakacjach sprzed dwóch lat. Z chęcią bym tam pojechała w tym roku ale czy się uda??
OdpowiedzUsuńTo jest moje marzenie, chyba nie mam zbyt wielkich wymagań, po prostu pojechać jeszcze raz i posiedzieć na cyplu..:)
http://www.gohel.pl/innova/assets/PICT0081.JPG
na tym drugim zdjęciu tam na wydmie się opalałam :)
http://piesmorski.pl/wp-content/uploads/2013/04/aaaaaaa_resize.jpg
Mam sporo prywatnych zdjęć ale nie wiem czy pokazywać;)
P.s mnie by jedna książka Twoja Madziu wystarczyła, drugą mogłabym się z kimś podzielić:))
OdpowiedzUsuńBardzo chciałabym wybrać się wraz z moimi dziećmi w polskie góry, to nasze wspólne marzenie od kilku już lat, mam nadzieję, że kiedyś uda nam się je spełnić... Poza tym zawsze marzyłam, by zwiedzić Italię, ale ta podróż już za mną, choć jestem pewna, że jeszcze do Włoch wrócę, ponieważ szalenie podobały mi się zabytki... wzruszyłam się też mocno na cmentarzu polskich żołnierzy na Monte Cassino, wszystko zwiedzaliśmy zbyt szybko i stąd mój niedosyt. Marzył mi się również pobyt w romantycznym Paryżu, ale rzeczywistość wcale taka, jak myślałam nie była, tłumy ludzi, choć zabytki piękne... Jeszcze zeszły rok i Chorwacja, w której można spotkać wielu Polaków, ja przede wszystkim zapamiętałam z tej wycieczki oznaki dawnej wojny, zniszczone przez pożary tereny, ale żeby nie było tak smutno, bardzo smakowało mi jedzenie, naprawdę jak w żadnym innym kraju, poza Polską oczywiście.
OdpowiedzUsuńTak się rozpisuję, jak zwykle zbaczając z tematu... Jeżeli chodzi o książki, to brakuje mi Wina z Malwiną do kolekcji, ponieważ część pierwszą już mam, ale i o Toskanii z chęcią bym przeczytała... Bardzo chciałabym też zwiedzić Anglię, Irlandię, te wichrowe wzgórza, specyficzne i romantyczne, ale i Twoje wymarzone miejsca chętnie bym odwiedziła... Tak naprawdę to każde miejsce jest ciekawe, i do Biskupina naszego lubię jeździć z dziećmi, i do zoo, i do dinozaurów, które mój Kamil uwielbia, i do stolicy, gdzie bardzo nam się podobało w Centrum Nauki Kopernik, czy Muzeum Powstania Warszawskiego, chciałabym każde z tych miejsc zobaczyć jeszcze raz...
http://th.interia.pl/51,b86c6c8cc3319493/DSC246.jpg
Usuńhttps://www.facebook.com/photo.php?fbid=417212811701284&set=a.417210578368174.1073741825.100002377074287&type=3&theater
https://www.facebook.com/photo.php?fbid=417214598367772&set=a.417210578368174.1073741825.100002377074287&type=3&theater
https://www.facebook.com/photo.php?fbid=418304214925477&set=a.417623054993593.1073741830.100002377074287&type=3&theater
DODAŁAM LINK I OBRAZEK, pozdrawiam serdecznie!
UsuńOch, miejsc, które chciałabym zobaczyć jest całe mnóstwo. Począwszy od zobaczenia całego świata z orbity, a skończywszy na fiordach jedzących mi z ręki :)
OdpowiedzUsuńW ogóle marzą mi się chłodniejsze rejony - Kanada, Skandynawia wzdłuż i wszerz, Islandia, Grenlandia... Na pewno taką podróżą życia będzie dla nas kiedyś podróż po USA od Wschodniego do Zachodniego Wybrzeża. Ale i w Polsce jest całe mnóstwo miejsc, które chciałabym zobaczyć. Właściwie, gdybym miała podróżować tylko po Polsce, to nie byłoby mi aż tak żal tych wszystkich zagranicznych cudów. Na moim ukochanym Dolnym Śląsku wciąż mam całe mnóstwo szlaków do przejścia, kopalni do odwiedzenia i miast do obejrzenia.
Jest jednak takie miejsce. Jedno miasto, w którym już byłam i w którym się zakochałam. Miasto, które wryło mi się w pamięć. Niezbyt dalekie. Ale żeby do niego dotrzeć trzeba przejechać trzy granice. Miasto, do którego na pewno wrócę prędzej, czy później, może jeszcze w tym roku, może w przyszłym. Bo Budapeszt skradł me serce, upił mą głowę Tokajem, oczarował oczy rozświetloną nocą i zawładnął wyobraźnią :) Widziałam wiele pięknych stolic i miast, wiele mnie zachwyciło, bo, jak nie zachwycać się Wilnem, Lwowem, Wiedniem... ale Budapeszt... to była miłość od pierwszego wejrzenia. Zdarzyło mi się to już raz, dawno temu na widok Wrocławia, ale o Wrocławiu już nie muszę marzyć :) i zawsze będzie on na pierwszym miejscu.
Dorzucę jeszcze link do zdjęć z Budapesztu :)
http://ylvanqa.deviantart.com/gallery/30055524
A zestaw wybieram z winem, Malwiną i autografem autorki :)
Madziu ale pytanie, rozmarzyło mnie na maxa, jest tak wiele miejsc do których chciałabym pojechać, mogłabym wymieniać i wymieniać, ale ... tak, ale jest jedno miejsce, kraj, kontynent gdzie chciałam pojechać od dzieciństwa, to takie moje marzenie od kiedy przeczytałam książkę "Tomek w krainie kangurów" - wiesz już :) - tak, to Australia, i od dzieciństwa w tek kwestii nic się nie zmieniło - moja podróż życia - Australia
OdpowiedzUsuńhttp://pl.wikipedia.org/wiki/Plik:Sydney_Opera_House_-_Dec_2008.jpg
http://australiana.pl/wielka-rafa-koralowa-w-australii/
https://www.facebook.com/SeeAustralia?fref=ts
mogę powiedzieć że zestaw drugi bardzo mnie interesuje :)
Pozdrawiam
O, tak... miejsce gdzie mieszkała Ania też bym chętnie zobaczyła :)
OdpowiedzUsuńDo konkursu się zgłaszam :) wybieram zestaw drugi oczywiście :D Baner już w zakładce Konkursy. Zdjęcia wyślę na maila.
Kilka lat temu miałam specjalną listę krajów-marzeń, które chciałabym odwiedzić... Jednak nie zawsze marzenia się spełniają... Chciałam odwiedzić Japonię z charakterystyczną urbanistyką, zjeść lody w cieniu Opery w Sydney, marzyłam o zobaczeniu Muru Chińskiego czy ciekawych miejsc Tajlandii. Wodospad Niagara, Big Ben, Statua Wolności - to też sfera pragnień. Póki córcia jest mała, pozostaje marzyć... może kiedyś.
Ale piękne miejsce, w którym byłam w 2010 roku i do którego chciałabym wrócić to Egipt. Niesamowite uczucie w chwili dotknięcia ogromnych piramid, odwiedzenia Doliny Królów i Sfinksa, rejs po Nilu, zwiedzanie meczetów a do tego piękna plaża, leżak pod prawdziwą palmą, drink z parasolką i pomarańcze na drzewkach w hotelowym patio... ech...
A moim marzeniem jest pojechać do Petersburga zwanego Wenecją Północy. To magiczne miasto z cudnymi zabytkami. Bardzo interesuje mnie historia ostatniego cara Rosji a Petersburg to miejsce bardzo z nim związane. Zobaczyć Pałac Zimowy, Carskie Sioło, Ermitaż,Peterhof, znaleźć się w tych wspaniałych wnętrzach. No i oczywiście pojechać tam w okresie białych nocy...Oj rozmarzyłam się :)
OdpowiedzUsuńhttp://sankt_petersburg.lovetotravel.pl/
Mi się marzy Złota Świątynia w Amritsarze :)
OdpowiedzUsuńByłam tam kilka lat temu, mieszkałam na jej terenie, mogłam obserwować w dzień i w nocy obrzędy i pielgrzymów. Magiczne, niepowtarzalne miejsce. Zanosi się, że za 3 miesiące moje marzenie się spełni :).
Mało jest informacji w sieci, jedynie znalazłam to:
http://www.wykop.pl/ramka/1492883/sikh-znaczy-uczen-zlota-swiatynia-w-amritsarze/:
Obrazy dla tego miejsca, które mówią same za siebie:
https://www.google.pl/search?q=amritsar&client=firefox-a&hs=9au&rls=org.mozilla:pl:official&tbm=isch&tbo=u&source=univ&sa=X&ei=_mOCUZPqD8TBPIDZgJgB&ved=0CEUQsAQ&biw=1280&bih=625
Też oczywiście 2 zestaw :)
Usuńcieszę się bardzo, że moje pytanie zainspirowała tak ciekawy temat i konkurs;-)
OdpowiedzUsuńo marzeniach podróżniczych napiszę oczywiści, przed końcem konkursu się wyrobię z moją wypowiedzią;-)
pozdrawiam majowo;-)
Lista moich marzeń podróży po świecie jest już od paru lat bardzo dobrze sprecyzowana i jest to taka lista której realizacja jest na granicy niemożliwości i chyba mi to nie przeszkadza, bo fajne jest samo marzenie o zobaczeniu: Wielkiego Kanionu w Kolorado, spacer po Wielkim Murze w Chinach, wdrapać się na Machu Picchu w Peru, by na własne oczy zobaczyć prastare budowle Inków, poczuć bryzę Wodospadów Iguan leżących na granicy Argentyny i Brazylii i na koniec marzenie które budzi największe zdziwienie wśród moich znajomych (bo co może być fascynującego w tygodniowej jeździe pociągiem) chciałabym obryć podróż Koleją Transsyberyjską – z Moskwy do Władywostoku;-D
OdpowiedzUsuńLudzki losy są niezbadane i kto wie, a nóż któreś z tych marzeń się kiedyś ziści, ale nawet jeśli miało by pozostać tylko marzeniem sama myśl o tych miejscach daje radość;-)
No to teraz o podróżach bardziej realnych i wydających się takich na wyciągnięcie ręki bo ze swojego podwórka;-)
Marzy mi się zobaczyć polskie morze i nie chodzi mi o wygrzewanie się na piasku, wystarczyłby mi jeden piękny zachód lub wschód słońca nad Bałtykiem, i jedna kamienista plaża, bo nadmorskie kamienie takie okrągłe i kolorowe to taki mój bzik;-)
O drugim marzeniu już kiedyś wspominałam, chciałabym odwiedzić Wrocław co by odnaleźć i uwiecznić na zdjęciach wszystkie wrocławskie krasnale;-)
No i ostatnie, choć moja kondycja po wyższych górach jest można rzec tragiczna, ale chciałabym wdrapać się na Giewont;-)
Jako że do marzeń nie ograniczyłam się do jednego miejsca, więc ograniczę się jeśli chodzi o strony w których byłam i w które chce wrócić.
Dokładnie rok temu zrealizowałam swoje marzenie które snułam i oczy w internet wypatrywałam prze niemal cztery lata, a w tamtym roku się udało zobaczyć Rytro – Kordowiec i Poczekaj;-)
Całkiem niedaleko i całkiem zwykły – niezwykły Beskid Sądecki, a jakże wielkie wrażenie na mnie wywarł i żyję wielką nadzieją że będę tam wracać;-)
Tam gdzie szkołą pod obłokami, w której to teraz można się zatrzymać spędzić nocleg wśród drewnianych ścian bielonych na niebiesko, gdzie cudna muzyka buków, wspaniały widok z okna, gdzie w końcu kurna chata na polanie z ciszą dookoła, gdzie wszystkie życiowe troski zdają się nieistnień…….ach marzenia;-)
http://www.garnek.pl/marcysi/20620859/poczekaj
http://www.garnek.pl/marcysi/20640261/a-jesli-dom-bede-mial-to-bedzie
P.S z zestawów książek wybieram pierwszy, a zdjęcia z wyprawy w Beskid podeślę na e-maila;-)
Przepiękna opowieść o Ani, idealna na maj. Potwierdzająca tezę o niewymiernych korzyściach wynikających z czasu poświęconego lekturom. Nie mogę ruszyć się z domu, z miasta. Unikam rozdrapywania do krwi wspomnień, marzeń o dalekich podróżach. Te odbywane z ksiązką muszą wystarczyć za odwiedzanie wyśnionych miejsc. Nie z każdą książką, "Król szczurów" się nie sprawdzi, choć niekiedy przydaje się, gdy obiad nieudany.
OdpowiedzUsuńDziękuję, Madlen, za wzruszającą przechadzkę, pięknie opisaną. Okazuje się, że literackie wycieczki, a także wyprawy w głąb siebie, mogą ukoić, zainspirować. Przywołać dawne odczucia towarzyszące radości czytania - nadziei, pewności lepszego jutra.
A ja gdybym tylko miała możliwość rzucić wszystko i pojechać na drugi koniec świata, wybrałabym Australię. Od zawsze ten kraj mnie fascynuje i przyciąga. Może w poprzednim wcieleniu mieszkałam tam razem Aborygenami. Muszę tam pojechać, żeby to sprawdzić :)
OdpowiedzUsuńhttps://www.google.pl/search?hl=pl&q=australia&bav=on.2,or.r_qf.&bvm=bv.46226182,bs.1,d.ZWU&biw=1280&bih=685&um=1&ie=UTF-8&tbm=isch&source=og&sa=N&tab=wi&ei=HUeJUcjGGMa_PLn9gOAN#imgrc=7SnhqQelRs1M6M%3A%3B27sUjtR0KS0zbM%3Bhttp%253A%252F%252Fwww.travelmodule.co.uk%252Fdata%252Flanding_images%252FAustralia-Kangaroo.jpg%3Bhttp%253A%252F%252Fwww.theinternettraveller.com%252Fmulti_centres%252Fmc-australia_and_new_zealand.asp%3B2560%3B1555
Drugim miejscem, które ostatnio bardzo mnie zaciekawiło jest Chartres we Francji, a dokładnie znajdująca się tam Katedra. Jest tam średniowieczny labirynt, a każdy kto nim przejdzie podobno znajduje odpowiedzi na najtrudniejsze pytania!
http://www.lessons4living.com/chartres_labyrinth.htm
Wybieram zestaw drugi :)
UsuńNie jestem typem podróżnika. Wręcz przeciwnie - jestem strasznym domatorem i najchętniej wcale nie ruszałabym się z domu. Wyjątkiem są Tatry - ciągle to jeszcze Polska, dość blisko do domu i najpiękniejsze w świecie widoki :)
OdpowiedzUsuńCzasem jednak nachodzi mnie chęć zobaczenia czegoś nowego.
Oczywiście są to tylko marzenia, bo na podróż mnie nie stać, a i ... strach przed nieznanym nie jest tu bez znaczenia.
Czasem leżąc sobie w zupełnej ciszy, z głową nieobciążoną żadnymi myślami odkrywam nowe wspaniałe miejsca. Nie są to gorące wyspy (choć słońce jest najlepsze), nie są to zatłoczone, wielkie miasta z perłami architektury, ani te, których bogactwo i kultura sięgają setki lat wstecz.
Kocham naturę i cudne widoki ładują moje życiowe akumulatory, napawają optymizmem i wypełniają nadzieją na lepsze jutro. Nie wiem dlaczego tak jest, ale na mnie tak działa właśnie dzieło natury. Dlatego podróżą mojego życia byłby wyjazd na Islandię. Te wspaniałe zielone wzgórza otulone ciszą i spokojem. Malownicze jeziora i wodospady. Urocze domki, sprawiające wrażenie jakby miały ze sto lat. I ta wszechobecna tajemnica...
Tylko ten wiatr i chłód...
Najlepsza byłaby wycieczka objazdowa dookoła wyspy:
http://podroze.gazeta.pl/podroze/1,114158,11991132,Islandia_wycieczki___informacje_praktyczne.html
Czy mogą być piękniejsze widoki?
http://islandii.blogspot.com/p/galeria.html
Jest jeszcze jedno miejsce... do tego chciałabym wrócić. To Rudniki k/Wielunia. Wieś mojego dzieciństwa. Miejsce, w którym mieszkali moi dziadkowie, a ja miałam to szczęście spędzać u nich każde lato. Było najpiękniejsze na świecie.
http://cms.netkoncept.com/php/strona.php3?cms=cms_rudni&lad=a&id_dzi=59&id_dok=135&id_men=11&powrot=1&slowo_szuk=&gdzie_szuk=&id_men_szuk=0
(Zdjęcie ze słonecznikami zrobiono na podwórku mojej nieżyjącej już Babci.)
Niestety od kilku lat Rudniki prężnie się rozwijają, powstają nowe drogi asfaltowe, z poboczy zniknęły drzewa, by położyć chodniki z pięknej kostki brukowej :( Mieszkańcy nie żyją już tak jak kiedyś, teraz Rudniki bardziej przypominają miasto... nie jest to już to samo miejsce.
Więc nawet gdy kiedyś tam wrócę (siostra w lipcu wychodzi za mąż za chłopaka z Rudnik i razem tam zamieszkają) to i tak nie będzie to "moje miejsce".
Wybieram zestaw nr 2.
Kocham polskie góry. oj widzę, że więcej jest takich jak ja co chcą zobaczyć Toskanię i Prowansję to moje bezgraniczne marzenie i te piękne wybrzeża nad morzem śródziemnym...
OdpowiedzUsuńhttp://wiedzzm.blogspot.com/2013/05/miejsce-ktore-pokochaam.html
Gdyby mi się udało to poproszę zestaw nr 2 :D
Wróciłam, by ponownie przeczytać wpis, Madlen.
OdpowiedzUsuńWarto było, te same wzruszenia. Uważam go za jeden z Twoich piękniejszych.
Gratuluje dobrze wykonanej i ciekawej strony! Pozdrowienia dla autorów oraz wszystkich
OdpowiedzUsuńodwiedzających.
Feel free to visit my homepage ... spis stron