środa, 19 lutego 2014

Jaka jestem zażenowana! Samą sobą, bo czytam!

Takie właśnie uczucia mną zawładnęły po przeczytaniu artykułu zatytułowanego: "Lista bestsellerów 2013 roku: "Sado-maso, Pan Bóg i pan Pierdziołka". Nie rozumiem czemu miał służyć ten tekst. Ulało się autorowi z zazdrości? Chciał wgnieść miałkiego czytelnika butem w ziemię? Czy może pokazać, że pisarz, który się dobrze sprzedaje to pisarz nic nie wart? Proszę bardzo oto kilka fragmentów tekstu:

"Kupujemy to, co już znamy. Na przykład Stephena Kinga, zwłaszcza że jego najnowsza powieść "Doktor Sen" (77 tys. egz.) jest kontynuacją słynnego "Lśnienia". Świetnie sprzedawał się również jego "Joyland" (64,5 tys. egz.) Polskim wydawcom w ubiegłym roku udało się wypromować właściwie tylko jednego nieznanego wcześniej powieściopisarza. "Wielka powieść", "przełom"- takimi epitetami zachwalał polski wydawca "Wyznaję" Katalończyka Jaume'a Cabrégo (60 tys. egz.). Tymczasem ta sprawnie opowiedziana powieść przygodowa z wielką historią w tle nie jest specjalnie nowatorska pod względem literackim (masa spadkowa po Joysie dostosowana do percepcyjnej wyporności czytelnika Zafóna) i nie zawiera odkrywczego rozpoznania europejskiej kondycji. Bo za takie nie uznamy przecież spojrzenia na historię jako na pasmo zbrodni, w którym średniowieczny inkwizytor okazuje się duchowym praszczurem hitlerowskiego zbrodniarza?"

"Sukces książki "Tańcząca Eurydyka. Anna German we wspomnieniach" Marioli Pryzwan (30 tys.) był pochodną germanomanii, jaka wybuchła w Polsce na fali rosyjskiego serialu wyświetlanego w TVP wiosną 2013 r., a "Niełatwy dzień" amerykańskiego marines piszącego pod pseudonimem Mark Owen (30 tys.) o zabiciu Osamy ben Ladena to odprysk popularności nurtu "komandoskiego"."

"Naprawdę nie pojmuję, dlaczego ta niemrawa i przewidywalna historia o jednodniowej wdowie nauczycielce, którą przywraca do życia przystojny architekt, tak się spodobała. Może uwierzyliśmy polecającym ją na okładce celebrytom? Gdy przeczytałem, jak Danuta Stenka pisze o "opowieści o przeznaczeniu zasłuchanym w szum morza", a Artur Żmijewski o "mistrzowskim spiętrzeniu wątków godnym pióra Agathy Christie", poczułem zażenowanie."

Cóż jak już wspomniałam nie wiem czemu miał służyć ten artykuł, ale w jednym się z autorem zgadzam: czuję się zażenowana. Sposobem w jaki tekst został napisany. Przeczytajcie, bo warto. Jest nawet kilka tytułów, które nie zostały przez autora wdeptane w ziemię:)
Oto LINK

7 komentarzy:

  1. Na początek nauczył by się pisać nazwisko Joyce:D zaraz przeczytam całość jego twórczości, ale sfrustrowany chyba był ogromnie jak to pisał. Nie czytamy źle, czytamy bestesellery źle, literatura babska źle, klasyka źle, no .... to co mamy się zamknąć na kulturę jakąkolwiek, bo zaraz nas ktoś skrytykuje, załamać się można. Podzielam Twe zażenowanie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dopiero teraz do mnie dotarło, że szkodzę naszemu czytelnictwu. Podbijam jakieś beznadziejne listy bestsellerowe. Biję się w piersi i w ramach pokuty przestanę czytać!
    Pozdrawiam Krysia

    OdpowiedzUsuń
  3. Właśnie sypię sobie głowę popiołem bo w tym miesiącu "zaszalalam" z książkami - a jeszcze tyle czeka....

    OdpowiedzUsuń
  4. Zaraz przeczytam. Potem się wypowiem.

    OdpowiedzUsuń
  5. Niestety, dostępny był jedynie fragment artykułu. Reszta (jak zwykle w tym piśmidle) za jakąś tam opłatą, której ani mi się śni uiszczać.
    Ale już te parę akapitów mi wystarczy. To nic odkrywczego, stwierdzić, ze bestselerami są te powieści, które dobrze się sprzedają. Niekoniecznie te, które są naprawdę coś warte. Tak przecież jest. Nie ulega jednak wątpliwości, że wśród tych dobrze wylansowanych też spotkać można prawdziwe perełki literatury. Są to, jak sądzę, kryteria współistniejące, a nie wykluczające się. Pięćdziesiąt twarzy kogoś tam? Nie, dziękuję, szkoda czasu.

    OdpowiedzUsuń
  6. Pusty, bezcelowy artykuł. Ani to podsumowanie, ani wyliczanka tych dobrych i tych złych - według własnego gustu oczywiście. Raczej chodziło o wzburzenie wody w szklance, żeby się wszystkim ulało. Ani w tym dowcipu, ani inteligentnej złośliwości. Nie bardzo też do końca wiadomo dlaczego niektórym się oberwało, a innym nie. Ale i tak wszystkie są winne, bo się sprzedały. No litości.
    Szczerze mówiąc takie rzeczy już mnie nawet nie irytują. Wzruszam nad nimi ramionami i idę czytać swoje wbrew recenzjom, polecankom i radiowym czytankom.

    OdpowiedzUsuń
  7. Nigdy nie zrozumiem też jaka jest granica pomiędzy grafomanią a literaturą. Wszyscy chętnie krytykują za grafomanię, ale kompletnie nie wiem, gdzie granica. Krytykować zawsze łatwo, ciekawe, czy autor artykułu umiałby napisać coś lepiej.

    OdpowiedzUsuń