piątek, 6 czerwca 2014

Matka wszystkich lalek - książka z klimatem

Kiedyś dawno, dawno temu była sobie kobieta, która prowadziła bloga. Obiecała swoim czytelnikom, że napisze recenzję pewnej książki. Ale dni, miesiące mijały a kobieta nie wywiązywała się z danej obietnicy. Patrząc na to Blogowa Wróżka  wpadała w coraz większą złość. Na co dzień była wcieleniem łagodności i dobroduszności ale jedną z rzeczy, która doprowadzała ją do szewskiej pasji było niedotrzymywanie słowa. Dlatego też któregoś ranka Blogowa Wróżka wypiła kawę, zjadła to co tam wróżki zazwyczaj jadają na śniadanie i postanowiła rozprawić się z niesłowną kobietą. Zamierzała zamienić ją w Anonimowego Złośliwego Potwora żyjącego po to by zostawiać na blogach okropne komentarze. Blogowe potwory były Wróżce bardzo potrzebne, bo to one sprawiały, że Blogowej Wróżce nie groziło przejście na bezrobocie...

Tak, tak, jakby ktoś miał wątpliwości to ja jestem ową niesłowną kobietą. Ale żeby uniknąć zemsty Blogowej Wróżki spieszę z dawno temu obiecaną recenzją "Matki wszystkich lalek" Moniki Szwai.
Książki pani Moniki lubię. Jedne mniej, drugie bardziej jest jedna, której nie przeczytałam bo mi się nie podobała. Ale jest też ta, która w szczególny sposób złapała mnie za serce. "Matka wszystkich lalek". Być może, dlatego, że w tej książce jest wszystko to co lubię. Jakby autorka doskonale mnie znała i wiedziała na co czekam i czego pragnę. Są moje ukochane Sudety, Krzeszów, Kamienna Góra, bar u Leszka, wszystkie te miejsca widziałam, pokochałam i wracam do nich nieustannie. Jest rękodzieło, Klara dzierga przepiękne swetry na drutach i robi biżuterię. Są korrigany, małe bretońskie duszki, są czasy wojenne przeplecione z współczesnością, jest zagmatwana historia Klary i Elżuni. Nie ukrywam, że losy tej ostatniej były dla mnie najbardziej frapujące.

Elżunię poznajemy jako małą dziewczynkę, w której bezpieczny i pełen miłości świat wkracza wojna. Ale zanim staną się rzeczy straszne, te które na zawsze zaważą na życiu najpierw małej Elżuni a potem dorosłej Elżbiety wydarzy się coś innego. Mała Elżunia dostanie od swojego taty - tacimka lalkę.

"Elżunia energicznie zdarła wstążkę, zdjęła pokrywkę i wydała okrzyk zachwytu. 
W pudełku leżała lalka. Przepiękna. Całkiem dorosła. Nie żaden celuloidowy golasek. 
Ubrana w elegancką seledynową sukienkę, na głowie miała koronkowy kapelusik budkę w 
tym samym kolorze. Zielone butki prunelki. Zajmowała jakieś dwie trzecie pudełka. Pozostałą jego część wypełniał kuferek z seledynowym płaszczykiem i takąż parasolką. 
Dziewczynka wydała pełen zachwytu pisk i rzuciła się ojcu na szyję. Uściskał ją jak 
zwykle. A może trochę mocniej. 
- Jak ma na imię? - spytała, wyjmując lalkę z różowych bibułek. 
- Wymyśl coś - uśmiechnął się. 
- Ja mam wymyślić... Dobrze. Coś się wykombinuje. Czekaj, tacimku, czekaj... Ona 
będzie... ona będzie... Lampucera! 
Nieopanowany wybuch śmiechu wszystkich obecnych w pokoju dorosłych (jakimś 
cudem zebrała się cała rodzina) nie tyle speszył Elżunię, ile dał jej do myślenia. 
- Nie może być Lampucera? Dlaczego? Mnie się podoba! 
Pierwszy spoważniał ojciec. 
- Kochanie, bardzo mi przykro, ale nie może. I proszę cię, nie mów tak nigdy, bo to 
brzydkie słowo. Gdzieś ty to usłyszała? 
- Babcia Hela tak mówiła o pani wójtowej - odrzekło prawdomówne dziecko, 
powodując kolejny ryk śmiechu rodziny. Babcia Hela trochę przy tym poczerwieniała, ale też 
nie mogła powstrzymać chichotu. 
Tacimek jakby trochę się nawet spłakał. 
Pierwszy oprzytomniał dziadek Józef. 
- Kochanie, twojej babci się wyrwało, ale naprawdę nie można tak mówić. Babcia też 
już nie będzie, prawda, żono? 
- Prawda, mężu... 
Elżunia była trochę zmartwiona. Słowo brzmiało godnie i bardzo jej się podobało. 
Skoro jednak starszyzna nalega, to pewnie coś w tym jest. 
- Ja tylko jeszcze ostatni raz sobie powiem, dobrze? LAMPUCERA. Koniec. 
Dorośli znowu prychnęli, ale już na krótko. 
- No to jak ja mam ją nazwać? Lampu... wam się nie podoba. To jak? 
- Może Matylda? 
- Eufrozyna? 
- Kunegunda? 
- Konferencja? 
- Paralaksa? 
- Rawalpinda? 
Okropna rodzinka znowu zwijała się ze śmiechu. Elżunia znała to zjawisko od 
urodzenia i wiedziała, że starszyzna jest niepoważna. Nie szkodzi. Ona już miała własny pomysł. 
- Cicho bądźcie! Dziecko pyta!
Zadziałało. Dorośli przestali chichotać, rżeć i porykiwać. Spojrzeli na dziecko, które 
chciało o coś spytać. 
- Mów, córeczko. 
- Elżunia to jest od Elżbiety? Taka mała Elżbieta? 
- Tak. To zdrobnienie. 
- Ale to to samo? Na pewno? 
- To samo. 
- To ja już wiem. Ona będzie miała na imię Elżbieta. 
- Tak jak ty? - Babcia Jania była trochę zdziwiona, podobnie jak reszta zebranych. 
- Bo to czasem będę ja - oświadczyła niedbale Elżunia, nałożyła lalce płaszczyk i 
zabrała ją na spacer, pokazać jej kury, gęsi i psa Prynca. 

Zacytowałam ten fragment, bo jest on niezwykle istotny dla całości. "Bo to czasem będę ja - oświadczyła niedbale Elżunia" jest kluczowym zdaniem. Rzeczywiście czasami Elżunia była lalką Elżbietą. Aż do momentu gdy wyjechała na kolonie organizowane przez Niemców i już nie wróciła do swojego domu. Gdyby nie była śliczną blondyneczką zapewne dramat by się nie wydarzył. Ale blond włosy, niebieskie oczy sprawiły, że wywieziono ją i oddano nowej niemieckiej rodzinie. Od tego momentu Elżunia przestała być Elżunią a stała się Lieschen. Od nowych rodziców dostała kolejną lalkę,i nazwała ją swoim nowym imieniem. Każda kolejna, która przybywała do jej kolekcji była jakby symbolem nowego etapu jej życia. Tyle tylko, że Elżunia - Lieschen zapomniała kim jest i stała się taką swoistą lalką i jednocześnie matką lalek...
Dramat Elżuni, cała jej historia, sposób w jaki pokazano jak zniszczono życie nie tylko dziecka ale i dorosłej kobiety poruszył mnie dogłębnie.

Tak jak wspomniałam poza Elżunią poznamy też Klarę. Powędrujemy z nią po Francji a potem po Karkonoszach. Odkryjemy jej historię rodzinną, będziemy świadkami rodzącej się powoli miłości, poznamy ciepłych i ciekawych ludzi. Wśród niewątpliwych indywidualności jest para przezabawnych bliźniaków, Kinia i Minio. Kto czytał Musierowicz "Kłamczuchę" i pamięta Romcie i Tomcia ten może sobie wyobrazić co to za gagatki, bo Kinia i Minio bardzo przypominają tamtą parę:).

Jednym słowem książka ma klimat, ma wciągającą słodko - gorzką historię, trochę humoru, garść historii i bardzo, bardzo ciekawych bohaterów, których bardzo chętnie wpuściłam do siebie do domu i goszczę do dzisiaj. I mam wrażenie, że zadomowiliby się oni i u was jeżelibyście tylko na to pozwolili...  


A tak przy okazji teraz już wiecie po co istnieją złośliwe anonimy:) Blogowe Wróżki też muszą żyć:)

9 komentarzy:

  1. Do tej pory tej autorki przeczytałam tylko "Anioła w kapeluszu. Bardzo mi się podobał i już widzę, że "Matka" to lektura dla mnie. Na całe szczęście nie wszystkie anonimy są złośliwe.
    Pozdrawiam Krysia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Matkę wszystkich lalek" polecam z całego serca. A anonim anonimowi nierówny:) Tutaj mówimy tylko o tych z ciemnej strony mocy:)
      Serdeczności.

      Usuń
  2. Jedna z najlepszych książek Szwai, piękna, wciągająca i trochę smutna. Przeczytałam w jeden dzień:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja do niej wracam od czasu do czasu. Też uważam że "Matka" jest najlepsza:)

      Usuń
  3. Ja kocham większość książek Moniki Szwai, czytuje je wybiórczo co jakiś czas w ramach odstresowywania ;). Nie przepadam tylko za jedną - ciekawe czy myślimy o tej samej???

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja poległam przy "Romansie". Jakoś do mnie nie trafił. A Tobie która nie podeszła?

      Usuń
    2. "Artystka wędrowna". Jak czytam sobie cykl telewizyjny to z niej wybieram tylko fragmenty z Wiką

      Usuń
  4. A myślałam, że znam wszystkie książki Pani Szwai, a tu proszę niespodzianka, o tej nie słyszałam.

    OdpowiedzUsuń
  5. Czytałam wszystkie książki pani Moniki i bardzo je lubię, ale nie podeszłą mi jedna "Zapiski stanu poważnego"

    OdpowiedzUsuń