niedziela, 8 czerwca 2014

Najskrytsze tajemnice Magdaleny K, czyli co nieco o pracy:)

Dzisiaj dostałam  maila, w którym to pani pyta między innymi jak wygląda początek pisania książki. Z miejsca skojarzyło mi się z innym pytaniem, które dostałam dawno temu, na samym początku prowadzenia bloga. I właściwie na oba mogłabym odpowiedzieć tak samo:) Odnalazłam więc tekst i postanowiłam się nim posłużyć. Część z Was, tych którzy są ze mną od początku już go zna, ale myślę, że dla części będzie całkowitą nowością. Zapraszam serdecznie, oto odkrywam pierwszą przed Wami najskrytsze tajemnice:)

Jak nie napisać książki:)
Wczoraj odebrałam maila w którym czytelniczka pyta mnie jak napisać książkę. Szczerze mówiąc dość kłopotliwe pytanie sobie Droga Czytelniczko wybrałaś. Bo gdybyś zapytała mnie na przykład jak nie napisać książki, albo jak walczyć z chęcią pisania o tu bym mogła temat rozwinąć i ciągnąć go w nieskończoność. I jeżeli ktoś przypuszcza, że robię sobie żarty jest w błędzie. Uważam, że w temacie "jak nie pisać" jestem po prostu mistrzynią. W tym jak unikać komputera, mieć zerowy kontakt z klawiaturą i jeszcze dodatkowo jak to tłumaczyć osiągnęłam - nie wstydźmy się tego słowa -  perfekcję.
Ale nie jestem jedyna. Z rozmów z moimi koleżankami po fachu wynika, że mają tak samo. Zresztą pozwolę sobie przytoczyć tutaj fragment felietonu Stefani Grodzieńskiej:
"Moim zajęciem zawodowym jest pisanie. Byłabym ostatnia kabotynką, gdybym udawała, że nie lubię pisać. Lubią. A pomimo to chwila, w której siadam do pisania wyzwala we mnie źródło, co mówię! Niagarę energii. Oczywiście nie w kierunku pisania, broń Boże!
Odbywa się to zawsze jednakowo. Siadam do biurka z rozkoszną świadomością, że mam przed sobą kilka godzin spokoju i nareszcie będę mogła popracować. Prosty jednak gest wzięcia do ręki ołówka otwiera automatycznie tamę wyżej wspomnianym potokom energii.
Kilka tygodni temu zepsuł mi się suwak u spódnicy. Od tego czasu spódnicę spinałam agrafką, chwaląc sobie nawet ten system. Wystarczyło jednak  wziąć do ręki ołówek, aby chęć wszycia nowego suwaka stała się silniejsza niż wszystko. Rzucam ołówek. Szukam suwaka. Nie mam. Ubieram się pospiesznie. Wybiegam z domu. Staję w ogonku w Pasmanterii. Za mną starsza kobieta. Z uśmiechem ustępuję jej:
- Pani pewnie zmęczona, proszę niech pani załatwi, ja mogę postać.
Staruszka rozpromienia się:
- Są jeszcze ludzie....
Nie wie, że dzięki niej siądę do pisania jeszcze o trzy minuty później. Kupuje suwak. Wracam do domu. Wszywam starannie, nucąc wesoła piosenkę. Jest mi przyjemnie i lekko. Szkoda, że ten suwak ma tylko 18 centymetrów. I skąd ta legenda, że nie lubię szyć? Niestety. Wszystko co dobre kończy się. Przyszyłam.
Siadam. Biorę ołówek. Nareszcie będę mogła... Rozglądam się po pokoju. Pozornie czysty. Ale należy mu się szlif, o należy! Od czego by tu zacząć? Wydawałoby się, że kiedy postanawiam poukładać wszystkie książki w porządku alfabetycznym według nazwisk autorów - dzień pracy mam załatwiony. Ale i to nie jest takie proste. Przy Brandysie wpadam w  panikę: ja tu się  bawię, a co z robotą. Porzucam rozbebeszona bibliotekę, siadam i biorę ołówek do ręki. Przez okno widać, że sąsiedzi się wyprowadzają. Szybko rozważam: moja praca jest oczywiście ważniejsza niż uporządkowanie książek. Ale czy ważniejsza niż okazanie pomocy ludziom?
Po chwili przenoszę sąsiadom lampę, pilnuję dzieci, podaje doniczki z kaktusami.
- mój Boże pani dla nas tyle czasu traci, dziękujemy, ale pani ma przecież robotę...
- Droga pani, nie można zawsze tylko o sobie myśleć... Gdyby każdy był takim egoistą...
I podaje te doniczki z dobrym ludzkim uśmiechem.
Celowo nie wspominam tu o normalnych zajęciach, które następują po wzięciu ołówka do ręki: skubanie brwi, lakierowanie paznokci, a przede wszystkim wszelakie obcinania: grzywki, rękawów u sukien, frędzli u kilimów, poszczególnych pasków u letnich pantofli. Ale na pewno godne jest zanotowania, że po wzięciu ołówka celem zaczęcia felietonu dla radia pojechałam pomagać przy żniwach, a przy monologu dla "Wagabundy" pobiegłam do szpitala, aby zgłosić się na bezinteresownego krwiodawcę" 
Od siebie dodam, że właśnie pracuję nad powieścią i jeszcze nigdy w życiu w domu nie miałam tak lśniącego parkietu*, wyszczotkowanego psa, porządku w szafkach itd. itd.
Oczywiście można zwalić ten zapał do różnorodnych zajęć zastępczych na brak natchnienia. Ale i tu niestety nie mogę się z tym zgodzić, bo prawda o natchnieniu jest taka, że natchnienia po prostu nie ma. Pisanie to głównie żmudne uderzanie w klawisze z dość zaskakującymi efektami. Bo w czasie pracy książka zaczyna żyć własnym życiem, po prostu mutuje. King powiedział, że pisanie jest jak odkrywanie skamieliny, nie wiadomo co kryje się za kolejną warstwą. I rzeczywiście często w zaplanowanej fabule pojawiają się zupełnie nieplanowane postacie, wydarzają się zaskakujące dla samego autora zdarzenia. Najzwyczajniej w świecie książka robi nam psikusa. Bardzo często postacie, które tak bezpardonowo wepchną się do naszej własnej książki sprawiają, że powstaje pomysł na kolejną powieść.
I właściwie od tego powinnam zacząć. Od pomysłu. Jak się go już ma i jak już ów pomysł wykiełkuje, rozwinie się , a nawet wypączkuje... To wtedy należy zasiąść do klawiatury, albo chwycić z a ołówek - przedtem jednak upewnić się należy, czy wszystko jest przyszyte, wyczyszczone, wypolerowane. Oczywiście jeżeli Droga Czytelniczko jesteś pomysłowa to i tak nie ustrzeże cię to od różnych przedziwnych wymówek, które skutecznie oddalą cię od klawiatury... Ale zawsze wtedy można z dumą pomyśleć o tym:Jak wiele da się zrobić, byle nie robić tego co się powinno.   

*To było kiedyś, obecnie podłoga poszła w odstawkę za to piekę jak szalona:) Ciasta, ciastka, babeczki... Do wyboru do koloru:)

7 komentarzy:

  1. ...a jeżeli chodzi o moją skromną osobę, to... początki mojej twórczości... czy to powieści, czy to krótkich opowiadań były - są zawsze takie same: Cała historia wyświetla mi się w mym umyśle jak film, po czym siadam i piszę a raczej opisuję to co sam wymyśliłem.
    Niestety przez większość życia byłem pisarzem "niepiszącym" i wiele ciekawych (albo nie ciekawych) pomysłów przepadło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale na całe szczęście teraz już zapewne spisujesz wszystko:) Ja też zaczęłam zapisywać pomysły, bo z czasem nawet te najlepsze uciekają. Pamięć mam dobrą ale krótką więc posiłkuję się zeszytem:)
      Pozdrawiam ciepło.

      Usuń
  2. Wspaniała odpowiedź na pytanie. Dawno nic mnie tak nie uśmiechnęło. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń