czwartek, 2 kwietnia 2015

Opowieści Lwowskie. Kluczyki czyli kilka słów o Lwowie i lwowskiej Wielkanocy.

Pisząc Leośkę siłą rzeczy przeczytałam sporo pozycji o dawnym Lwowie. Zaczynałam z myślą, że skoro podjęłam się tego tematu, to muszę jak najlepiej poznać tamto miasto, jego klimat i mieszkańców. Podchodziłam do tego hmm... Jakby to określić? Poważnie? To chyba dobre słowo. Bo chciałam by Ci, którzy sięgną po książkę, poczuli się w dawnym Lwowie, jak u siebie. By został odczarowany. By nikt nie musiał mówić:
"A Lwów to dla mnie zagranica"
Znacie tę piosenkę? Jeżeli nie to wysłuchajcie jej proszę. Od początku do końca. Jest piękna od słów poczynając na wykonaniu kończąc.

Ale żeby temu sprostać najpierw ja musiałam się z Lwowem zapoznać. I im więcej czytałam, słuchałam, oglądałam, tym bardziej miasto, w którym Leontyna przeżyła swoje dzieciństwo mnie oczarowywało. W końcu doszło do tego, że Lwów mnie omamił, zaczarował i rozkochał w sobie. I to na amen. Do tego stopnia, że było mi żal go opuszczać. I tak praca nad Leośką sprawiła, że do moich licznych miłości i tęsknot doszła jeszcze ta jedna: lwowska. Tym gorętsza i bardziej paląca, że nie do zrealizowania. Wszak tamtego dawnego Lwowa już nie ma. Nie będzie można go dotknąć, powąchać posmakować. Więc jednak trochę zagranica... Zmiotła go z powierzchni ziemi wojna. Ale można o nim pamiętać wraz z tymi, którzy o miłości do tego miasta pisali, mówili i o nim śpiewali.
Pojutrze już Wielkanoc. We Lwowie przygotowywano się do niej z ogromnym wyprzedzeniem. Trzeba było nie tylko upiec baby i mazurki, ale także wszystko wysprzątać, wyczyścić, wyprasować. Dom miał pachnieć pastą do podłóg, ciastem i... kwiatami. Właśnie tak, bo symbolem nadchodzącej Wielkanocy był nie tylko cukrowy baranek (często zakupowany w cukierni Zalewskiego, cukierni jedynej w swoim rodzaju, czy wiecie, że codziennie rano wylatywał ze Lwowa samolot dostarczający słodkie cudowności Zalewskich do Warszawy i Paryża? Ale o tym kiedy indziej, bo mam coś co chciałabym Wam pokazać, coś co z cukiernią jest bezpośrednio związane), ale też kwiaty. Bukieciki fiołków, przylaszczek, prymulek zdobiły lwowskie domy. Pomyślcie sobie o Wielkanocy pachnącej fiołkami... Albo o barwach prymulek na świątecznym stole... Z tymi ostatnimi wiąże się sporo opowieści. Ponoć Święty Piotr pewnego razu zgubił klucze od bramy do raju i odnalazł je tylko dlatego, że z upuszczonych kluczy wyrósł pęk prymulek.
Wierzono także, że przypięte do sukni mają moc przyciągania mężczyzn i uwaga! Otwierania ich serc i budzenia ciepłych uczuć. Może stąd wzięła się ich ludowa nazwa "kluczyki"?
W każdym razie prymulki gościły na lwowskich stołach i parapetach. W Wielki Piątek Lwowianie wyruszali w odwiedziny na Boże Groby. Już od godziny 14 ulice wypełniały się ludźmi spieszącymi od kościoła do kościoła i podziwiającymi artystycznie wykonane Boże Groby. Pani Janina Augustyn - Puziewicz w swoich wspomnieniach zawartych w książce "Lwów wspomnienie lat szczęśliwych" tak pisze o tej tradycji:
"Zgodnie z być może tylko naszą domową tradycją należało odwiedzić dwanaście kościołów. Mój wiek nie był przyczyną do złagodzenia zwyczaju.Toteż wędrowaliśmy ręka w rękę, od kościoła do kościoła, od grobu do grobu. W każdym kościele Boży Grób był inny, co jeden to piękniejszy. Wszystkie tonęły w tiulach, muślinach, powodzi świateł i kwiatów. Hiacyntów i hortensji było najwięcej. Majestat cierpienia i śmierci sprawiał, iż charakter tych uroczystości był jedyny w swoim rodzaju".
Pozwolicie, że nie będę opisywać całej wędrówki, ale zacytuję jeszcze jeden fragment:
"Po odwiedzeniu Bożego Grobu w kościele OO. Bernardynów odwiedzaliśmy Boży Grób w kościele OO. Karmelitów na górce i schodziliśmy do kościoła OO. Jezuitów. W tym kościele był zawsze ogromny tłok. Przyczyną były maluchy, których nie sposób było od Bożego Grobu odciągnąć. Tu śpiewały kanarki! Chyba wolno latające. Kwiaty i ptaki sprawiły, że ten Boży Grób był dla mnie zawsze najpiękniejszy i taki, choć w mglistych wspomnieniach, pozostał. Hiacyntów było przy tym Bożym Grobie tak dużo, że cały kościół nimi pachniał. Były nie tylko w kolorach, ale każdy kolor był w odcieniach od najciemniejszego do najjaśniejszego."
Wyobrażacie sobie kościół tonący w kwiatach, dzieci nie mogące oderwać oczu od kanarków? Tłumy ciągnące od kościoła do kościoła? Ci którzy nie zdążyli odwiedzić Bożych Grobów w piątek mogli dokończyć wędrówkę w sobotę do godziny 18...
Jutro u nas też nastanie Wielki Piątek. Duża część z nas spędzi go na zakupach, pieczeniu, gotowaniu... A może ktoś z Was da się skusić i w czasie ostatnich zakupów sięgnie również po doniczkę z kwitnącymi prymulkami? I pomyśli o tym, że kiedyś w  wielu domach one kojarzyły się z wiosną, Wielkanocą i świętami. Może dacie się namówić i w ten sposób ocalicie kawałek pachnącego, barwnego Lwowa? Bo ja na pewno ulegnę temu pragnieniu.


23 komentarze:

  1. Po tym tekście nie mam wielkiego wyboru. Nawet gdyby jutro wiało, padało i grzmiało nie pozostaje mi nic innego jak kupić prymulki. Żeby jak to Pani napisała ocalić kawałek pachnącego, dawnego Lwowa.
    Pozdrawiam Krysia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż... Mam nadzieję, że pogoda będzie łaskawa, ale nawet gdyby padało itd. to i tak się cieszę, że udało mi się kogoś zarazić lwowską miłością:)
      Serdeczności.

      Usuń
  2. Madziu serdecznie Ci polecam tego kwiatka! Nazwa skądś mi się kojarzyła, wygooglowałam i... to kwiat, który razem z mamą kupiłyśmy tydzień temu w kolorze czerwonym i niebieskim (niebieski daliśmy babci). Ma fenomenalny zapach! Kojarzy mi się z róża! I jest wieloroczny, można go później wsadzić w ziemię w ogródku. Cudny zapach <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli już masz i będzie ci pachniał Wilkanocnie i lwowsko:) Ja też mam ale jeszcze dokupię żeby było kolorowo :)
      Całus wielki.

      Usuń
  3. Bardzo lubię wszystkie wiosenne kwiaty a prymulki mają cudownie intensywne kolory :-) A po takim wpisie muszę je kupić.
    Zaostrza Pani apetyt na książkę ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pani Sylwio w takim razi poproszę zdjęcie prymulek na maila. Zrobimy prymulkową galerię. A kuszenie? Cóż jeżeli mi się udaje choć trochę kusić to bardzo się cieszę :)
      Ciepłe uściski przesyłam

      Usuń
  4. Pani Magdo, Pani zamiar odczarowania Lwowa wyszedł Pani znakomicie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo Pani, Pani Paulo dziękuję. Ten Lwów zagrał mi w duszy i wkradł się w serce i tk bardzo bym chciała zarazić nim innych:)
      Pozdrawiam serdecznie

      Usuń
  5. Też nie oprę się prymulkom. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anno wiedziałam, że na kogo jak na kogo ale na Ciebie mogę liczyć :)

      Usuń
  6. Ja już chyba nie będę nigdzie na tyle daleko, by kupić prymulki a na osiedlu nie mam gdzie.
    Ale Lwów pierwsza klasa i w poście i w Bzach :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ejotku dzięki wielkie! I za słowa o Lwowie i za recenzję. Pięknie napisałaś o Leośce! Dziękuję.

      Usuń
    2. Ja? Nie... Ty pięknie napisałaś jej historię, ja tylko skomentowałam :) [Ale dziękuję za miłe słowo o recenzji] To kiedy kolejna książka? :P

      Kurczę usiłuję kupić resztę Twoich książek i nie mam jak... nigdzie nie ma :( Udało mi się w jakimś antykwariacie złowić "48 tygodni". Ale "Uroczysko" i "Sezon..." też bym bardzo chciała... Nie wiesz gdzie można zdobyć? :)

      Usuń
    3. Kolejna ma być napisana do jesieni a więc wydanie pewnie w zimę :) A "Uroczysko" i "Sezon" rzeczywiście nie do zdobycia, ale... Jedyne co mogę powiedzieć to jeszcze chwilka cierpliwości :) Już niedługo :)

      Usuń
  7. LWÓW to dla mnie magiczne miasto. Znam je z opowiadań mojej mamy, która
    urodziła się we Lwowie i przez 91 lat swojego życia kochała go całym sercem.
    W czasie wojny przyjechała do koleżanki - i nie mogła już tam wrócić Tam są groby
    całej rodziny ze strony mamy. W 1980 r. żyła jeszcze ostatnia ciocia i zaprosiła moją
    mamę i mnie do Lwowa /wtedy jeździło się tylko na zaproszenia, inaczej nie było szans
    na dłużej/. Moja mama po 37 latach zobaczyła swoje miasto. Chciała pokazać mi jak
    najwięcej - pytałam czy dużo się zmieniło - nazwy ulic z polskich na rosyjskie, ale ciocia
    mieszkała przy Słowackiego /nie zmieniono/.
    Kocham Lwów bo przez całe swoje życie żyłam jego magią.
    Pozdrawiam Ania

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cudownie Pani o tym napisała. Lwów ma w sobie coś szczególnego, coś co sprawia, że zupełnie inaczej się za nim tęskni. To musi być magia. I zapewne pięknie było mieć ją w domu na co dzień. Pozdrawiam serdecznie
      MK

      Usuń
    2. PS. Widziałam smutek w oczach mamy, jak w dowodzie osobistym /starym/
      w miejscu urodzenia było napisane Lwów - ZSRR . Moja mama ur. w 1918 r.
      /jaki ZSRR?/ - było jej przykro.
      Wszystkiego najlepszego na drugi dzień Świąt życzy Ania

      Usuń
  8. I ja Kocham Lwów, i mnie to miasto zaczarowało, i piszę już o nim kolejnego posta...
    Cudownych Świąt.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z miejsca do Pani pobiegłam i poczytałam i zostanę na dłużej :) Oczywiście jeżeli Pani pozwoli :)
      Również życzę świąt pełnych magii
      i ciepłe uściski przesyłam

      Usuń
  9. Nie byłam we Lwowie, ale moje myśli często tam wędrują. Moja św. pamięci Mama mieszkała tam przed wojną, Kiedy zmarł Jej pierwszy mąż w 37 r. wróciła na Kujawy, a z prymulkami była na ty. U mnie wywołują odczyn alergiczny. Dzięki Pani prowokacji moje myśli będą krążyły wokół zapamiętanych wspomnień Mamy.
    Życzę radosnych Świąt :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pani Jadwigo bardzo się cieszę, że rozbudziłam wspomnienia, trochę na to liczyłam pisząc ten tekst :) Lwów ma w sobie os tajemniczego i pobudzającego wyobraźnię i tęsknotę.
      Życzę spokojności, radości i miłości.
      MK

      Usuń