tak wygląda droga fot. j.kordel |
Od wielu już lat tęskniło mi się do Bieszczad i Beskidu Niskiego... Wspominałam już kiedyś, że Beskid kojarzy mi się z moim tatą. Urodził się tuż pod Duklą, jeździliśmy tam do rodziny na wakacje, wiele moich wspomnień z dzieciństwa i nieco późniejszych czasów wiąże się właśnie z tamtymi miejscami. Z kuzynką Danusią, z którą bawiłyśmy się na strychu. Panował tam półmrok i tajemnicza atmosfera. Stały stare pudła ze skarbami, w których można było do woli grzebać i odkrywać coraz to nowe cudowności. Czasem w kącie leżała sterta ziarna, które cudownie było przesypywać przez palce. Mieniło się złotem. Prosto z domu cioci Marysi szło się w góry, pachniało tam... Wtedy bym tak tego nie określiła ale swobodą. Może dlatego w tej chwili gdy biorę głęboki oddech stojąc pośród łąk i pól zawsze mam poczucie wolności. Tak dla mnie pachną Bieszczady i Beskidy. Dzikością, nieskrępowaniem, wolnością i... Ojcem. Tam mi do niego najbliżej. Nie na cmentarzu, przyznam się szczerze, że ostatnio rzadko zaglądam, tylko tam. Wśród gór, ciszy i tego oszałamiającego zapachu polnych kwiatów i traw. Chyba wolę widzieć go właśnie tam, takim jakim go pamiętam, zadziornym, pełnym życia i planów. Z tym błyskiem w oku, którego bali się wszyscy chłopcy, którzy przychodzili do mojej siostry:). Uwierzycie, że odstawiali ją pod drzwi domu co do umówionej minuty? Bali się taty jak diabeł święconej wody i żaden nie zaryzykował spóźnienia.
a taki był początek fot. j.kordel |
fot. j.kordel |
Ale wracając do gór. Z roku na rok tęskniłam coraz bardziej. Tęsknota napierała, nie można już było jej zignorować. I udało nam się w tym roku pojechać. Na tydzień. Plan był prosty: chcieliśmy odetchnąć pełną piersią, odpocząć. To razem. Ja osobiście chciałam się zmierzyć ze wspomnieniami, bo ostatnio coraz częściej dopada mnie nostalgia. Wiedziałam, że będę chciała odwiedzić Duklę, Pustelnię św. Jana, wejść na Cergową... Ale w związku z tym, że zatrzymaliśmy się w Bieszczadach (w Gęsim Zakręcie, o którym będzie w całkiem innym poście) wypad do Beskidu mieliśmy zaplanowany precyzyjnie czyli na któryś dzień:) Nie pierwszy.
Natomiast wędrówkę zaczęliśmy od miejsca, które znalazłam gdy szperałam w internecie w poszukiwaniu interesujących miejsc. Znalazłam artykuł. Przeczytałam kilka zdań i już wiedziałam, że koniecznie musimy tam dotrzeć.
fot. j.kordel |
"Kobieta stanęła na gruzach domu. Drżącą dłonią dotknęła ziemi. Objęła pochyloną jabłoń, przytuliła do niej siwą głowę. To była jej modlitwa za spaloną wieś. Pierwsza po 60 latach.
Obrazek pierwszy. Na wyblakłej fotografii z 1924 r. widać drewnianą cerkiew z trzema kopułami i fragment dzwonnicy. Obok rosną chude brzozy pozbawione liści, pod nimi leżą żerdzie do grodzenia świątyni."
Po tych zdaniach wyobraźnia mi się rozszalała. Widziałam tę kobietę, jabłonkę, łzy w jej oczach. Chciałam pójść jej śladem.Wsiedliśmy do samochodu, dojechaliśmy do miejscowości Średnie Wielkie i stamtąd ruszyliśmy by zobaczyć, może bardziej poczuć atmosferę dawnej wsi Choceń. Wioska leżała w małej, trudno dostępnej kotlince. Miejscowi żyli z uprawy żyta i jęczmienia, hodowali owce, kozy. W międzywojniu tętniło tam życie. Wokół domów kwitły umajone sady, pachniało kwiatami, trawą, bujnym życiem. Na podwórzach bawiły się dzieci. A potem... Potem przyszłą wojna i jej konsekwencje. Nie ominęły też Chocenia. Wystarczyło kilka godzin i wioskę zmiotło z powierzchni ziemi. Mieszkańcom dano trzy godziny na spakowanie najbardziej potrzebnych rzeczy i wywieziono. Chaty częściowo strawił ogień. Wraz z nimi lata wspomnień, śmiech i łzy dawnych mieszkańców. Echo śmiechu dziecięcego, dawnych rozmów, planów można wyczuć tam do dziś. To miejsce ma specyficzną atmosferę. Nie ma już domów, ludzi ale gdzieniegdzie widać drzewa owocowe, zarośnięte wysoką trawą, skrzętnie ukryte śpią pozostałości domów, studni, piwnic...
Tutaj udało nam się odnaleźć fragment wśród traw. fot. j.kordel |
tu również fragmenty fot. j.kordel |
Właściwie wchodząc do malowniczej doliny spodziewałam się czegoś innego. Opisy w Internecie mówią o tym, że to jedna z nieistniejących wiosek, którą przywrócono do życia. Po części rzecz jasna. Ponoć kilka lat temu oczyszczono teren, odkryto dawne fundamenty, zaznaczono miejsca budynków... Teraz, w środku lata nie znajdziecie tam tego wszystkiego. Trawa miejscami była wyższa ode mnie. Wioska znów otuliła się zielenią, skryła przed ciekawskimi oczami... Ale za to pozostała atmosfera, taka głęboka cisza, szczególny szum wiatru. Chciałabym tam jeszcze wrócić. Na spokojnie usiąść i popatrzeć. Przymknąć oczy mając w głowie słowa :
"Tu był dom, tam spichlerz, widać znakomicie zachowane piwnice. Kawałek dalej na wzniesieniu zobaczymy fundamenty cerkwi i pozostałości cmentarza..."
I wtedy na pewno za naszymi plecami dawni mieszkańcy powrócą, rozszczekają się psy, zakwitną tamte kwiaty...
Wydaje mi się, że to zwalony pień starej czereśni fot. j.kordel |
z tyłu za nami większa od nas roślinność :) fot. j.kordel |
Wiadomości i cytowane fragmenty pochodzą STĄD i STĄD
Nie wiem jak to robisz ale mam wrażenie, że mogłabyś napisać o gotowaniu rosołu albo o robieniu na drutach, koszeniu trawników i czytałoby się jak najlepszą powieść.
OdpowiedzUsuńNorbert
Cieszę się, że są osoby, które mają taki dar ubierania w słowa każdej myśli, każdego widoku.
OdpowiedzUsuńDziękuje, że trafiłam na Pani książki, blog.