Ewa Dafner
INKA, BZYZIO I CIAPLINKA.
Wieczór był wyjątkowo ciepły. Przez otwarte okno wpadały ostatnie promienie chowającego się za horyzontem słońca. W pokoju, którego ściany miały kolor zielony, siedziała na łóżku mała dziewczynka. Inka miała ciemne, długie włosy upięte fantazyjnie spinką z motylkiem i piękne błękitne oczy. Pochylała się nad starym zeszytem, który dostała od babci Marysi. Starsza pani zapisywała w nim różne różności i ozdabiała niesamowitymi rysunkami. Wyglądał zwyczajnie, na okładce miał białoszare paski i fioletowe kwiatki. Dziewczynka otworzyła go i zaczęła czytać…
Podobne do skrzatów, małe, pucate,
z uszami wielkimi, lekko włochate:
Ciaplinka i Bzyzio, stwory łagodne,
ubrane w bajkowe, dziwaczne spodnie.
Na spodniach kieszeni jest ze dwadzieścia,
na każdej miliony guziczków szczęścia.
Bzyzio na głowie ma czapkę niewidkę,
Ciaplinka nosi tęczową czuprynkę.
Podróżują magicznym Chicholotem,
ni to balonem, ni to samolotem.
Machina to dziwna i kolorowa,
okrągła jak bańka i odlotowa.
Napędza ją radość ziemskich dzieciaków,
jak wiatr porusza gromadę wiatraków.
Ciaplinka i Bzyzio sporo latają,
miejsca przeróżne ciągle odwiedzają.
Lecz gdy smutne dzieciaki spotykają,
do Chicholotu paliwa nie mają.
Szybko spadają na miejsce bez śmiechu,
szukają kryjówki w wielkim pośpiechu.
„Hop! Siup! Ciaplinko!” – Bzyzio wykrzykuje.
Chicholot się już miniaturyzuje!”
Pojazd staje się malutki jak kropka,
Bzyzio go chowa do kieszeni w portkach.
Do Chicholandii poszukują przejścia –
Ciaplinka już odkryła tajne wejścia.
Dla ludzi to prawdziwa tajemnica –
o Chicholandii prawie nikt nie słyszał.
Wszystkie Chichotniki tam zamieszkują,
w bańkach mydlanych często przesiadują.
Bzyzio już wskoczył do swojej banieczki,
Ciaplinka robi śmieszne kanapeczki.
„Już czas na guziczki szczęścia Ciaplinko!”
Bzyzio powiedział to z poważną minką.
„Pierwszy wyślemy do malutkiej Zosi,
jej buzia uśmiechy tak ładnie nosi.”
Ciaplinka już guziczek oderwała,
mocno go ścisnęła i powiedziała:
„Niechaj Chicholandii magia zadziała,
tak, żeby się wciąż mała Zosia śmiała!”
Guzik niesamowicie się nadmuchał,
zaczął głośno bzyczeć jak głodna mucha.
Nagle zniknął jak igła w stogu siana,
będzie u Zosi z samiuśkiego rana.
Do Śniegolandii w podróż się wybiorą,
tam Śniegoludy z dworca ich odbiorą.
Wielkie, radosne i futerko mają,
taką piosenkę codziennie śpiewają:
Trochę śniegu, wyobraźni,
tak powstaje świat fantazji!
Śniegolandia to kraina –
niczym śniegowa pierzyna!
W Śniegolandii śniegowanie,
buzie całe roześmiane!
Hi, hi, ha, ha, hi, hi, ha, ha!
Śniegolandia do was macha!
Śniegoludy tu mieszkają,
które śnieg wręcz uwielbiają!
tworzą z niego piękne rzeźby,
pracują bez żadnej przerwy!
W Śniegolandii śniegowanie,
buzie całe roześmiane!
Hi, hi, ha, ha, hi, hi, ha, ha!
Śniegolandia do was macha!
Cuda, cudeńka powstają,
wszystkich wokół zachwycają!
Śniegolandia skrzy się, mieni,
blask ze szlachetnych kamieni!
W Śniegolandii śniegowanie,
buzie całe roześmiane!
Hi, hi, ha, ha, hi, hi, ha, ha!
Śniegolandia do was macha!
Śniegoludy też śniegują,
wciąż śnieżkami atakują!
Śnieg wiruje w tej krainie,
w białym puchu wszystko ginie!
W Śniegolandii śniegowanie,
buzie całe roześmiane!
Hi, hi, ha, ha, hi, hi, ha, ha!
Śniegolandia do was macha!
Zosia i Śniegoludy już śniegują,
wszyscy przy tym zabawnie podskakują.
Magia Chicholandii tak zadziałała,
swoją tajemną moc wykorzystała.
Bzyzio i Ciaplinka w bańkach wirują,
kolejną porcję magii przywołują.
Teraz kolej na Marcinka smutnego,
Bzyzio ma dla niego coś specjalnego.
Guzik już w swojej małej rączce trzyma,
jego zaklęcie tak się rozpoczyna:
„Niechaj Chicholandii magia zadziała,
tak, żeby Marcinka radość porwała!
Guziczku podaruj mu przyjaciela,
niech go codziennie rano rozwesela!”
Guzik niesamowicie się nadmuchał,
zaczął głośno bzyczeć jak głodna mucha.
Nagle zniknął jak igła w stogu siana,
będzie u Marcinka z samego rana.
Chłopiec dostanie stwora niezwykłego,
posłuchaj o nim wierszyka krótkiego:
Kieszonkowe Rozśmieszaki –
to malutkie przytulaki!
Siedzą w kieszonkach schowane,
kolorowo są ubrane!
Śmieją się, chichoczą stale,
rozśmieszają doskonale!
Gdy ci smutno jest od rana,
mina twoja zatroskana:
Rozśmieszaka weź z kieszeni,
twoja buzia wnet się zmieni!
Wielki uśmiech cię dopadnie,
a smuteczek w mig przepadnie!
Marcinek już polubił przyjaciela,
Rozśmieszak go od rana rozwesela.
Magia Chicholandii tak zadziałała,
swoją tajemną moc wykorzystała.
Bzyzio i Ciaplinka w bańkach wirują,
kolejną porcję magii przywołują.
Ciaplinka trzyma następny guziczek:
„Moje magiczne zaklęcie wykrzyczę!
Oliwkę i Julkę rozweselimy –
siostry bliźniaczki z malutkiej mieściny.
Niechaj Chicholandii magia zadziała,
tak, by radość w ich sercach zamieszkała!”
Guzik niesamowicie się nadmuchał,
zaczął głośno bzyczeć jak głodna mucha.
Nagle zniknął jak igła w stogu siana,
będzie u dziewczynek z samego rana.
Do Śmiechutkowa obydwie pojadą,
razem z guzikiem, żółtą autostradą.
Dziwna to bardzo kraina Śmiechutków –
miniaturowych, żółtych krasnoludków.
Żółte jest wszystko w całym Śmiechutkowie,
to kolor radości – każdy to powie:
Żółty Śmiechutek smutnieje,
gdy jego kolor zbieleje!
Skacze on wtedy na chmury,
napić się pewnej mikstury:
soku z owoców tęczowca,
mieszanka – rozśmieszająca.
Tęczowce na tęczy rosną,
są żółte i pachną wiosną.
Śmiechutki sokiem częstują,
tych co się rzadko radują.
Dziewczynki w Śmiechutkowie soczek piją,
są radosne – ze śmiechu ledwo żyją.
Magia Chicholandii tak zadziałała,
swoją tajemną moc wykorzystała.
Bzyzio i Ciaplinka w bańkach wirują,
kolejną porcję magii przywołują.
Czas na nowy guzik! – Bzyzio pomyślał –
do domu dziecka swoje myśli wysłał.
Tutaj potrzeba guziczka specjalnego –
do zadań niezwykłych przeznaczonego.
Teraz pora wypowiedzieć zaklęcie,
Bzyzio je powie kręcąc się na pięcie:
„Niechaj Chicholandii magia zadziała,
tak, żeby dzieciaki radość porwała!
Guziczku weź ich do Miluśniakowa,
tam, gdzie prawdziwa zabawa się chowa!”
Guzik niesamowicie się nadmuchał,
zaczął głośno bzyczeć jak głodna mucha.
Nagle zniknął jak igła w stogu siana,
będzie u dzieciaków z samego rana.
Miluśniakowo to miasto Milusiów,
wszyściutko jest tutaj zrobione z pluszu.
Milusie wielkie kule z niego tworzą,
na które wskakują i tak gaworzą:
Pluszuj z nami i kulami,
machaj mocno kończynami,
potoczymy się w nieznane,
wszystkie buzie roześmiane.
To Milusie nadciągają,
które plusz bardzo kochają.
Na pluszowych kulach gnamy,
Kto jest chętny? Zapraszamy!
Dzieciaków nie trzeba było namawiać,
prędziutko zaczęły na kule wsiadać.
I tak się wielka przygoda zaczęła,
Miluśniakowo – radość ogarnęła.
Magia Chicholandii tak zadziałała,
swoją tajemną moc wykorzystała.
Hm… Chciałabym znaleźć guziczek szczęścia – pomyślała Inka i odłożyła babciny zeszyt do drewnianej skrzynki. Często jestem smutna, ale nie tak często jak moja mamusia. Tak bardzo chciałabym sprawić, żeby zawsze się uśmiechała i była szczęśliwa…
Tata Inki zmarł kilka lat temu i od tego czasu jej mama nie była tak radosna jak kiedyś. Rzadko na jej twarzy gościł uśmiech, który Inka tak lubiła. Dziewczynka cicho westchnęła i położyła się do swojego łóżeczka. Zasypiając myślała o magicznych miejscach, które opisywał wierszyk. Następnego dnia obudziła się dość wcześnie. Była sobota. Inka lubiła soboty, ponieważ mama miała wtedy dużo czasu tylko dla niej. Szybciutko się umyła, ubrała i poszła do kuchni, do której zwabił ją cudowny zapach. Na stole stał talerz pełen naleśników z owocami, ale nie było mamy. Nie było jej też w innych pomieszczeniach. Może gdzieś wyszła i zapomniała o mnie? – zmartwiła się dziewczynka. Nagle dostrzegła obok talerza mały, okrągły przedmiot. To guzik! Srebrny, błyszczący guzik! Przypomniała sobie o guziczkach szczęścia i ciarki przeszły jej po plecach. Niemożliwe, przecież takie rzeczy się naprawdę nie zdarzają – pomyślała. Sięgnęła po guzik i gdy tylko jej ręka go dotknęła, Inka poczuła, że dzieje się coś niesamowitego. Malutki guziczek zaczął puchnąć, stawał się coraz większy i większy, aż sięgnął sufitu. Pojawiły się na nim okrągłe drzwi z okrągłą klamką. Inka stała i nie mogła wydusić z siebie słowa, bardzo się bała, ale postanowiła pociągnąć za klamkę. Uchyliła delikatnie drzwi i dostrzegła w środku kolorową mgłę, która kształtem przypominała zjeżdżalnię, taką jaka często jest w aquaparkach. Nad zjeżdżalnią był napis utworzony z białej mgły: Zjeżdżalnia do Chopsiupkowa. Hmm… Co to jest Chopsiupkowo? – zaczęła zastanawiać się dziewczynka – Nie znam takiego miejsca. I wtedy przypomniała sobie o tych wszystkich dziwnych krainach, do których Bzyzio i Ciaplinka wysyłali smutne dzieci. A może oni jednak istnieją? Muszę to sprawdzić. Zostawię tylko liścik dla mamy, żeby się nie martwiła. Zaraz… Tylko co ja napiszę? Że zjechałam do Chopsiupkowa? Mama pomyśli, że zwariowałam. Inka nie miała pojęcia co zrobić i wtedy jeszcze raz spojrzała w kierunku kuchennego stołu. Leżała na nim mała koperta, której wcześniej Inka nie zauważyła. Dziewczynka sięgnęła po nią – w środku znajdowała się okrągła karteczka, na której ktoś kolorowymi literkami napisał: Inko! Twoja mama jest w Chopsiupkowie. No to teraz już muszę tam zjechać – pomyślała mała Inka i wskoczyła na zjeżdżalnię. Przejazd był krótki i po chwili dziewczynka wylądowała na czymś kolorowym. Było to coś w rodzaju ulicy, ale miało na powierzchni bąble. Dookoła stały domy, też całe z bąbli, drzewa zamiast liści miały bąble, chmury były utworzone z bąbli, a słońce było jednym, wielkim bąblem. Niesamowite miejsce, wszystko wygląda tak jakby było zrobione z baniek mydlanych poprzyklejanych do siebie – Inka nie mogła wyjść z podziwu – Ciekawe kto tutaj mieszka? Postanowiła poznać to tajemnicze miejsce. Chodziło się niełatwo, ponieważ wszystko było półokrągłe i wystające. Inka potykała się co jakiś czas, lecz upadanie na kolorowe bańki sprawiało jej dużą przyjemność i niesamowicie ją bawiło. Łatwiej było skakać, jak na trampolinie, niż chodzić, co też dziewczynka zaczęła robić. W Chopsiupkowie było coś jeszcze, co wywoływało radosne wspomnienia w Ince – pachniało naleśnikami i czekoladą. Zapach naleśników przypomniał jej o tym, że jest głodna. No tak, nie zjadłam śniadania, wszystko przez ten guzik. – pomyślała i skakała dalej. Właśnie szykowała się do kolejnego skoku, gdy z bąblastej chmury zeskoczył kolorowy stworek. Miał dużą, okrągłą głowę, ręce i krótkie nogi z wielkimi, okrągłymi stopami. Na jego buźce gościł promienny uśmiech i widać było małe, bielutkie jak śnieg, zęby.
- Chcesz naleśnika z czekoladą? – zapytał dziwny stwór.
- Kim jesteś i dlaczego mnie straszysz? – krzyknęła przerażona Inka.
- Wcale nie straszę. Jestem chopsiupkiem, lubię skakać, a na imię mam Tin! A ty jesteś pewnie Inka, do której Bzyzio i Ciaplinka wysłali guzik? Zgadza się? – stworek miał przyjemnie brzmiący głos.
- No, tak, jestem Inka. Szukam mamy, która tu podobno jest… – w głosie Inki słychać było wahanie.
- To dobrze trafiłaś! Twoja mama jest w cukierni „Pod Bańką Mydlaną” i czeka na ciebie. Zaprowadzę cię do niej, a potem ja i inne chopsiupki wyczarujemy dla was cudowną niespodziankę. Teraz złap mnie za rękę i nabierz dużo powietrza, tak, żeby twoje policzki zrobiły się podobne do baloników. Inka zrobiła tak jak powiedział chopsiupek i poczuła, że pod nogami wyrosła jej wielka bańka, która zaczęła podskakiwać. Dziewczynka piszczała z zachwytu – skoki na bańce, w towarzystwie nowego znajomego, były fantastycznym przeżyciem. Podskakiwali aż po same chmury, o które obijali się głowami. W oddali pojawiły się inne skaczące chopsiupki – większe i mniejsze, każdy miał inny zestaw kolorów na sobie. Chopsiupki miały skórę w łatki, a ich malutkie, okrągłe brzuszki śmiesznie podskakiwały w trakcie wykonywania skoków. Inka i Tin dołączyli do nich.
- To jest Inka, której mamę już znacie. Musimy się postarać, żeby obydwie przeżyły niezapomnianą przygodę w Chopsiupkowie – powiedział Tin do pozostałych. Wszyscy w poskokach oddalili się w stronę żółtopomarańczowej budowli. Budynek okazał się cukiernią „Pod Bańką Mydlaną”. Inka nigdy nie widziała takich ciastek w żadnej ziemskiej cukierni. Przez bańkową szybę można było dostrzec mnóstwo okrągłych półek, na których leżały najpiękniejsze wypieki na świecie. Przy okrągłym stoliku, nakrytym obrusikiem w czerwone serduszka, siedziała mama Inki. Dziewczynka weszła do środka i pobiegła w jej stronę.
- Mamo, mamo, jesteś! Świetnie się bawiłam skacząc na bańce! Tutaj jest tak pięknie! Pachnie czekoladą! I te chopsiupki takie niezwykłe! – Inka nie kryła radości i ściskała mamę najmocniej jak potrafiła.
- Córeczko, tak się cieszę, że cię widzę! To prawda, to cudowne miejsce i takie niezwykłe, a chopsiupki to chodząca, a właściwie skacząca, słodycz! A ta cukiernia to prawdziwy raj dla łasuchów! – zachwycała się mama Inki.
Do cukierni weszły też chopsiupki, rozsiadły się przy stolikach i zaczęły ucztować. Niezwykle kolorowe ciastka zagościły na talerzykach i każdy chopsiupek z ochotą zabrał się do pałaszowania słodkości. Natomiast Tin przyniósł dla mamy i córki dwa kawałki tortu z kremem w kolorach tęczy. To jest specjalność naszej cukierni – powiedział – tort „Tęczowe zapomnienie”. Dzięki niemu przeżyjecie coś niezwykłego. – Tin mówił z wielkim przejęciem – Zabierzemy was na plac zabaw, który na pewno wam przypadnie do gustu. Po takiej zachęcie Inka i jej mama wzięły po kawałku ciasta i zaczęły jeść…
- Mamo! Mam dziwne ciało! Jest jakieś takie miękkie! Jak ptasie mleczko! Ja chyba jestem ptasim mleczkiem! I mam ubranie z czekolady! Jak to komuś w szkole opowiem to nikt mi nie uwierzy! – krzyczała Inka i klepała się po puszystym brzuszku.
Mama Inki też wyglądała dziwnie – jak kłębek waty cukrowej, miała swoją twarz, ręce, nogi, ale reszta ciała nie była podobna do ciała człowieka.
- O! Widzę, że przemiana się dokonała! Zabieram was na plac zabaw, jakiego nie znacie! – krzyknął Tin – Chodźcie za mną! Wybiegli z cukierni i udali się w kierunku bańki w kolorze czerwonym. Wskakujcie! – Tin otworzył małe drzwiczki, za którymi nie było nic widać. Inka i jej mama wskoczyły do środka i wylądowały na przyjemnej, miękkiej piance o zapachu truskawkowym. Tin znalazł się tuż obok.
- To jest trampolina zrobiona z kremu truskawkowego. Zaraz przylecą bezowe chmurki, będziemy z nich skakać do tej masy! – zakomunikował chopsiupek. Zabawa była przednia – Inka wykonała chyba setki skoków do truskawkowego kremu, a jej mama zrobiła ich chyba z dwieście. Kolejną atrakcją był gigantyczny tort, w którym obie drążyły korytarze, jak dżdżownice. Inne chopsiupki też tam były i któryś wymyślił zabawę: Kto pierwszy znajdzie trzy wisienki ukryte w czekoladowym kremie ten wygrywa! Inka kopała jak prawdziwy krecik, a właściwie to jak wielki kret, szukając wiśni, ale niestety pierwszy był Tin. Prześlizgiwanie się pomiędzy warstwami kremu i ciasta też było fajne – przypominało czołganie się pod wielkim, puszystym dywanem. Inka była zachwycona i wcale nie chciała opuszczać wielgachnego tortu, ale chopsiupki oznajmiły, że teraz czas zaliczyć szaleństwo na wielkiej górce. Wszyscy więc pobiegli w stronę góry zrobionej z waniliowych lodów. To dopiero była atrakcja! Zjeżdżało się z niej na specjalnych czarnych, okrągłych ciasteczkach, które poruszały się z dużą prędkością. Ince najbardziej podobało się, gdy ciasteczko wyrzucało ją do góry – lądowała wtedy buzią w lodach, których mogła się najeść do woli. Z tej samej górki można było się turlać w naleśniku. Specjalna maszyna, nazywana Chopsiupnikiem, owijała ochotnika w naleśnik, a następnie wypluwała na górę i zaczynało się dzikie kulanie. Mamie Inki ta atrakcja najbardziej przypadła do gustu.
- Teraz do popcornowego basenu! – krzyknął Tin i pozostałe chopsiupki ustawiły się w rzędzie. Złapały się za ręce i zaczęły śmiesznie bulgotać. Po chwili nadleciał ogromny balon. Był niczym gigantyczna bańka mydlana mieniąca się pięknie kolorami tęczy. Chopsiupki, jeden po drugim, zaczęły wskakiwać do środka. Inka i jej mama też zostały wciągnięte do wnętrza balonu. Chopsiupki znowu zabulgotały i z dachu bańki zaczął sypać się popcorn. Było go coraz więcej i więcej, aż zapełnił wszystkie wolne przestrzenie. Balon powoli zaczął się obracać. Inka odkryła, że w tej popcornowej masie świetnie się pływa. Złapała mamę za rękę i zaczęły nurkować w popcornie. Śmiech dziewczynki słychać było w całym Chopsiupkowie. Czas mijał szybko, aż nadszedł moment, którego Inka bała się najbardziej…
- Musicie już wracać do swojego świata. – powiedział Tin i wyjął z kieszonki mały, błyszczący guzik.
- Nie! Proszę, chcemy zostać! Dawno się tak dobrze nie bawiłyśmy, prawda mamusiu? – Inka nie kryła rozczarowania.
- Nie możecie zostać. Chopsiupkowy świat pojawia się tylko na kilka godzin, wtedy, gdy przybywają tutaj specjalni goście, tacy jak wy, którym trzeba pomóc, kiedy zapominają o tym, że śmiech jest ważny w życiu, a wszystkie kłopoty, zmartwienia i problemy chociaż na chwilkę trzeba wysłać do krainy zapomnienia. Mam nadzieję, że czas spędzony tutaj na długo zostanie w waszej pamięci i nie zapomnicie o mnie i innych chopsiupkach.
Inka i jej mama ze smutkiem pożegnały się z Chopsiupkowem. Gdy tylko Tin położył srebrny guziczek na dłoni Inki ten zaczął puchnąć, stawał się coraz większy i większy, a na jego ścianie pojawiły się okrągłe drzwi z okrągłą klamką. Mama Inki otworzyła je i razem z córką weszły do środka. Wpadły na tęczową zjeżdżalnię i po krótkiej podróży wylądowały w kuchni w swoim małym mieszkanku. Na stole stał talerz z pachnącymi, jeszcze ciepłymi naleśnikami.
- Mamusiu czy to nam się nie śniło? Chopsiupkowo było takie niezwykłe, chciałabym tam jeszcze wrócić. – powiedziała Inka nie wierząc w to co jeszcze przed chwilą było tak rzeczywiste.
- Córeczko! Co ty wygadujesz? Jakie Chopsiupkowo? – mama była wyraźnie zdziwiona. – Nie powinnaś czytać tych wszystkich fantastycznych opowieści przed snem.
- Mamo, przecież przed chwilą byłyśmy w Chopsiupkowie! W popcornowym basenie! Nic nie pamiętasz? – Inka nie kryła rozczarowania.
- Nie, nie wiem o czym mówisz. – zdziwienie mamy było jeszcze większe.
- Więc, posłuchaj… Inka zaczęła opowiadać o przygodach w Chopsiupkowie.
- Niesamowite… - powiedziała mama – Dawno się tak nie ubawiłam słuchając bajki.
- Mamo! To nie jest bajka! – Inka nie dawała za wygraną. – To się zdarzyło dzisiaj! Byłaś tam ze mną! W kieszeni swetra powinnaś mieć mały, srebrny guzik. Sprawdź! Mama sięgnęła do kieszeni, ale ta była pusta.
Zawiedziona Inka poszła do swojego pokoju. Wyjęła ze skrzynki zeszyt należący do babci i otworzyła w miejscu, w którym był wierszyk o Bzyziu i Ciaplince. Zdziwiona odkryła, że wierszyk ma dodatkowy fragment:
Bzyzio i Ciaplinka w bańkach wirują,
kolejną porcję magii przywołują.
Ciaplinka trzyma kolejny guziczek:
„Moje magiczne zaklęcie wykrzyczę!
Inkę i jej mamusię rozbawimy,
niech zakosztują radości dziewczyny.
Niechaj Chicholandii magia zadziała,
tak, by radość w ich sercach zamieszkała!”
Guzik niesamowicie się nadmuchał,
zaczął głośno bzyczeć jak głodna mucha.
Nagle zniknął jak igła w stogu siana,
będzie u Inki i jej mamy z rana.
Do Chopsiupkowa na zjeżdżalni zjadą,
kraina to pachnąca czekoladą.
Urocze chopsiupki w niej zamieszkują,
od rana słodkości wciąż pałaszują.
W dużej cukierni „Pod Bańką Mydlaną”,
rozgości się Inka ze swoją mamą.
Potem z chopsiupkami przeżyją magię,
a cały smutek Inki – precz przepadnie!
Fantastyczny plac zabaw też odwiedzą,
przepysznych słodkości się tam najedzą.
Będzie trampolina, zjeżdżalnia i tunele,
popkornowy basen – radości wiele.
Inka już swoją przygodę przeżywa,
kto marzyć nie przestaje – ten wygrywa.
Magia Chicholandii tak zadziałała,
swoją tajemną moc wykorzystała.
- A jednak tam byłam! – Inka nie kryła zadowolenia. Nagle usłyszała krzyk mamy dobiegający z kuchni. Zerwała się i pobiegła ile sił w nogach. Mama była blada i klęczała na podłodze. Na środku kuchni stał wielki guzik, ten sam, do którego rankiem weszła Inka.
- Inko! Inko! Znalazłam ten mały, srebrny guzik, o którym wspominałaś. Leżał pod stołem. Jak tylko go dotknęłam zaczął rosnąć i teraz zajmuje całą kuchnię. A tutaj z boku ma jakieś drzwi! – mama była przerażona i mówiła tak szybko, że córka z trudem ją rozumiała.
- Mamusiu nie bój się! To jest właśnie guzik z mojej opowieści. Jeżeli otworzymy drzwi to przeżyjemy kolejną wspaniałą przygodę, którą, mam nadzieję, tym razem, zapamiętasz i uwierzysz w moją dzisiejszą opowieść. Możemy się wybrać do Śniegolandii, Miluśniakowa lub Śmiechutkowa. Bzyzio i Ciaplinka już się o to postarają!
- Dziecko co ty wygadujesz? Jaka Ciaplinka? Jaki Bzyzio? Śmiechutkowo? Miluśniakowo? Śniegolandia? Co to za miejsca? – mama Inki była przerażona coraz bardziej.
Inka już nic nie wyjaśniała, wzięła mamę za rękę, uśmiechnęła się do niej i pociągnęła za klamkę, która otwierała okrągłe drzwi guzika. Obydwie zniknęły za tajemniczymi drzwiami.
Co tam przeżyły? Jesteście ciekawi? Drzwi do krainy fantazji można znaleźć wszędzie – trzeba tylko dobrze poszukać…
Bzyzio i Ciaplinka w bańkach wirują,
kolejną porcję magii przywołują.
Dla kogo ta magia jest przeznaczona?
Kogo radość weźmie w swoje ramiona?
Guziki szczęścia możesz znaleźć wszędzie,
wtedy przygoda niezwykła przybędzie.
Bzyzio i Ciaplinka czarują w nocy,
więc szybko wieczorem zamykaj oczy.
Gdy porwie cię cudowna snów kraina,
to guziczek szczęścia działać zaczyna!
Z przyjemnością przeczytałam tę ciepłą, pełną fantazji i dobrze skonstruowaną opowieść. Fabuła od początku przyciąga czytelnika, który przez ramię Inki z zaciekawieniem zagląda do tajemniczego zeszytu babci Marysi i razem z dziewczynką poznaje baśniowy świat pełen niezwykłych miejsc i przyjaznych istot. Dużym plusem jest otwarte zakończenie. Bo, jak napisała Pani Ewa, drzwi do krainy fantazji można znaleźć wszędzie – trzeba tylko dobrze poszukać… A jej opowieść pomaga te drzwi otworzyć, zachęcając dzieci do wymyślania własnych baśniowych światów.
OdpowiedzUsuńA teraz będę się czepiać:) Tekst pisany wierszem jest długi i wiele się w nim dzieje, a brak podziału na części powoduje, że czytelnik może się w nim zagubić. To samo dotyczy prozy następującej po wierszu. Więcej akapitów w prozie, Pani Ewo! A wiersz zdecydowanie by zyskał, gdyby podzielić go na krótsze fragmenty i przepleść refleksjami Inki odnośnie czytanego tekstu. Sam wiersz również wymaga dopracowania. Nie będę analizować go dokładnie, zwrócę uwagę tylko na to, co w pierwszym czytaniu rzuciło mi się w oczy. Miliony guziczków na kieszonkach? Stworki są małe, kieszonki jeszcze mniejsze, jak zmieszczą się na nich miliony guziczków? Bo guziczki nie są mikroskopijne - Inka je widzi, więc jak? Warstwami? Umieszczenie rymów latają - odwiedzają, a z zaraz za tym spotykają-nie mają - to za dużo naraz. Gaworzenie, kończyny - te słowa należałoby zastąpić innymi. Poza tym proszę zwrócić uwagę na rytm wiersza. Warto przeczytać tekst głośno i posłuchać, jak brzmi.
Pani Ewo, trzymam kciuki za Pani twórczość i życzę wiele satysfakcji z pisania.
Dziękuję za poświęcony czas i konstruktywną krytykę :) Mam sporo do przemyślenia i poprawienia :)
Usuń