wtorek, 1 grudnia 2015

Zapachniało latem....

Sam tytuł sprawia, że wręcz czuje się słońce i zapach skoszonej trawy i malwy przytulone do bielonej ściany domu... Znaczy ja to tak widzę. A autorka? Zobaczcie :)

Luana
Ogród malw

Rozdział 1

– Dlaczego ja? – zapytał szefa. – Są inni, którzy mogliby się tym zająć.
– Do tego zadania, najlepiej się nadajesz – odpowiedział Jerzy. Siedział za dużym, ciężkim, starym biurkiem zawalonym tonami papierzysk. Łysiejący mężczyzna z pociągłą twarzą o wklęsłych policzkach porośniętych gęstą brodą, patrzył na pracownika wnikliwie. – Zobacz co tu mam. – Wskazał ręką wszystko to czym został niejako obłożony. – To teksty ludzi chcących stać się pisarzami. Czytam je każdego dnia i mam dość. Nie widzę w nich nic dobrego. – Popukał placem stos wydruków. – Jeden na dwadzieścia ma jakiś potencjał, dopóki nie trafię na pięciostronicowy opis o niebie lub drzewie. Minęły czasy, gdzie oczekiwano na takie właśnie opisy. Teraz ludzie chcą czytać lekkie, proste teksty, interesujące, z miarowymi opisami, a nie ciężkie na miarę Tolkiena. – Jerzy Lasek od dawna słynął z nielubienia wszelkiej twórczości J.R.R. Tolkiena. Jego zdaniem „Władca pierścieni” to przereklamowane dzieło dla dziewczynek. Jednakże z chęcią wydawał podobne dzieła, bo dobrze się sprzedawały, a jemu chodziło o zarabianie pieniędzy. – Niemniej coś naprawdę dobrego spotyka się rzadko, a nie zamierzam wydawać szmiry i tracić renomy.
Darek nerwowo przestąpił z nogi na nogę usiłując zrozumieć do czego dąży jego szef wygłaszając to krótkie przemówienie.

– Kiliński, chodzi mi o to, że nikt z tych pseudo pisarzy nie stanie się gwiazdą, autorem bestsellera, a tego właśnie potrzebujemy. Dlatego masz się podjąć zadania, do którego cię przydzieliłem.
– Na Boga, szefie, jestem tylko korektorem, nie negocjatorem. – Poruszył się niespokojnie na krześle.
– Ale masz to coś, potrafisz przekonywać. Daję ci miesiąc na przyciągnięcie do nas Michała Sobolewskiego.
– Słyszałem, że zniknął. Przerwał pisanie powieści i gdzieś się zaszył. Po co nam ktoś taki?
– Zrezygnował ze współpracy z wydawnictwem „Tygrys”. – Konkurencyjne wydawnictwo od lat konkurowało z jego. – Nie wiem o co im poszło, ale nie wierzę, że przestanie pisać. Zawsze do tego wraca. To jego życie. Ty potrzebujesz powietrza, żeby żyć, a on pisania. Tym razem też się tak stanie i chcę, aby podjął współpracę z naszym wydawnictwem. Twoim zadaniem będzie, przekonanie go do tego. Spraw, żeby Sobolewski znów pisał. Od jutra masz miesiąc urlopu na wszystko, poza Sobolewskim. Przywieź go do nas, najlepiej z zaczętą powieścią i zrób to nawet jeżeli znajdziesz go na końcu świata.
Darek Kiliński próbował protestować, ale jego szef już go nie słuchał. Opuścił więc gabinet przeklinając w myślach Jurka Laska – wydawcę i właściciela Luny. Przełożony ubzdurał coś sobie i chce, żeby to on spełnił jego marzenie. Owszem zdobycie takiego autora jak Sobolewski było prestiżem. Wiele wydawnictw walczyło o pisarza, tak jak Michał Sobolewski kilka lat temu walczył o ich uwagę, prosząc o wydanie swojej pierwszej powieści przygodowej. Wydawnictwa zamykały mężczyźnie przed nosem drzwi. W końcu któreś, zdecydowało się wydać jego książkę. Ta nieoczekiwanie znalazła się w dziesiątce najchętniej kupowanych pozycji. Jej autor musiał się odganiać od propozycji współpracy. Mieć możliwość wydawania powieści młodemu, a już tak znanemu autorowi oznaczało korzyści nie tylko finansowe. Obecnie po paru latach wciąż każde z wydawnictw chciałoby podpisać z nim kontrakt, tym bardziej, że Sobolewski zerwał umowę z Tygrysem – do dzisiaj  nikt nie wie dlaczego. Właściciele wydawnictw zaczęli batalię o tak poczytnego autora,  jednak niefortunnie dla nich złożyło się to, że Michał Sobolewski oficjalnie oświadczył, iż rezygnuje z pisania. Nie zamierzał do tego wracać. Dlatego Darek wzdragał się przed podjęciem tego zadania. Od razu zajmował przegraną pozycję. Sobolewski skończył z pisaniem. Uciekł z miasta i nikt nie wie dokąd. Nie odbiera telefonów, maili. Zniknął. Obawiał się, że odnalezienie go to pierwszy trudny krok, który będzie dopiero początkiem drogi. A przekonanie go do pisania i współpracy z Luną…
– Misja niemożliwa – szepnął do siebie idąc wąskimi korytarzami budynku, w którym pracował.
Jego pokoik, inaczej nie można było go nazwać, z białymi ścianami i oknem, mieścił jedno duże biurko, dwa krzesła, tyleż samo regałów z piętrzącymi na nich segregatorami zawierającymi teksty. Zawsze lubił wydrukować sobie tekst, nad którym zaczynał pracę. Wtedy widział błędy, które nawet jego wprawne oczy mogłyby przegapić patrząc na ekran komputera. Owszem, lubił korygować teksty na komputerze. Naniesienie poprawek stawało się łatwiejsze, ale pierwszą korektę zawsze robił na wydrukach.
Opadł na wysłużone krzesło i przeczesał dłońmi ciemne włosy. Teraz rozczochrane nadawały mu wygląd niegrzecznego chłopca o poranku po upojnej nocy. One, plus jego zielone oczy, a nawet niewielki garb na nosie pozostały po złamaniu w dzieciństwie, przyciągały wzrok kobiet niczym magnes. Kobiety w różnym wieku wodziły za nim tęsknym wzorkiem i cierpiąc, kiedy nie zwracał na nie uwagi. Ich strata, nie jego. On zdecydowanie wolał mężczyzn. Problem w tym, że u nich nie miał powodzenia. Nie, żeby się nie podobał i nie był podrywany. Chodziło raczej o to, że wolał coś więcej niż seks na pierwszej randce. U niego to zazwyczaj działo się na trzecim lub czwartym spotkaniu. Szkoda, że większość mężczyzn, z którymi próbował się spotykać, nie docierała nawet do drugiej randki. Wszystkim chodziło tylko o jedno. Powtarzał sobie, że to ich strata. Natomiast on nie tracił pewności siebie i wiary w to, że kiedyś jakiś miły mężczyzna powie mu, że jest dla niego całym światem.
Pokręcił głową niedowierzając temu na jaką drogę nieopatrznie skierował swoje myśli. Powinien zająć się pracą. Planował dokończyć korektę jednego tekstu, a potem pomyśleć jak znaleźć Sobolewskiego. Chodziły słuchy, tuż po wyjeździe mężczyzny, że zaszył się na którejś z bieszczadzkich wsi. Dla Darka, typowego mieszczucha, to koniec świata. Jeżeli pisarz gdzieś tam jest to pozostało dowiedzenie się, na której wsi go szukać. W Bieszczadach nie było ich dużo, ale nie mógł przeczesywać każdej, chodzić od domu do domu i pytać o niego. Jeżeli go znajdzie to będzie prawdziwy cud.
Uśmiechnął się chytrze. Cudom można dopomóc. Podniósł słuchawkę telefonu stacjonarnego i wykręcił jeden z wewnętrznych numerów. Po chwili usłyszał w głośniku kobiecy głos z lekką chrypką.
– Hej, Agnieszko, jesteś mi potrzebna.
– Uu… A co, przypiliło cię?
– Nie do tego zboczuchu. – Roześmiała się tak głośno, że musiał trochę odsunąć słuchawkę od ucha. – Uspokoiłaś się, to słuchaj. Ty wiesz wszystko…
– Prawie. Co chcesz wiedzieć? – Musiała coś jeść, bo zaczęła mlaskać.
– Dowiedz się gdzie obecnie zamieszkał Michał Sobolewski lub znajdź kogoś kto może to wiedzieć.
– Nie ma sprawy. Poszukam tu i ówdzie. Masz do niego sprawę?
– Poniekąd. Nasz szef ma. – Tym razem usłyszał zgrzyt i chrupanie. – Co tam szamiesz?
– Landryny. Co to za sprawa?
– Opowiem ci za godzinę przy kawie.
– Bosko. Do tej pory pogrzebię po necie. Cosik znajdę. Chociaż już mogę ci powiedzieć, że jego żona może coś wiedzieć.
– To on ma żonę? – zdziwił się. Czytając jego wywiady nigdy nie znalazł wzmianki o żonie. Zresztą do tej pory nie bardzo interesował się tym człowiekiem.
– To stare dzieje. Wszystko ci opowiem przy kawie.
Zamienił z nią jeszcze parę zdań nim się rozłączył. Agnieszka uchodziła za osobę, która wszystko potrafi znaleźć, wszystko wie, czego nie wie to poszuka i się dowie, zawsze pomoże. Lubił tę dziewczynę, ale nie chciałby mieć w niej wroga, bo ujawniała się wtedy w niej wrodzona złośliwość, którą chętnie obdarowywała tych, którzy nadepnęli jej na odcisk.
Uruchomił komputer i parę minut później zabrał się za korektę romansu i w takich chwilach żałował, że te wszystkie typowe Harlequinowskie – o ile tak można napisać o tego typu tekstach stworzonych w Polsce – nie są opowieściami o miłości dwóch mężczyzn.
– Nie można  mieć wszystkiego – szepnął do siebie, jak miał w zwyczaju, i pozwolił pochłonąć się pracy.

***

Kawiarenka w wydawnictwie „Luna” została niedawno otwarta. Niewielkie pomieszczenie po niepotrzebnym magazynie odremontowano w szybkim tempie i zagospodarowano w ciągu miesiąca. Mieścił się tutaj bar, kilka okrągłych stolików ze szklanymi blatami oraz pomieszczenie gospodarcze, do którego wstęp miał właściciel lokalu. A właścicielem był doskonale wykształcony barista. Młody chłopak nie mogąc po szkole znaleźć pracy w kawiarniach, postanowił sam coś otworzyć. Długo namawiał Jerzego Laska  na to by mu pozwolił założyć kawiarenkę w jego wydawnictwie. Potem zdobył wszystkie pozwolenia i w końcu z czasem wystartował. Parzył tak doskonałe kawy, że wszyscy pracujący w Lunie starali się bywać tutaj jak najczęściej. Serwowano też drobne przekąski i kanapki oraz ciasta. W jedno z nich Agnieszka wbiła widelczyk.
– U lala. Masz nie lada wyzwanie. Sobolewskiego nic nie przyciągnie do Warszawy. Z jakiegoś powodu zniknął i wątpię, aby wrócił. – Rozejrzała się po prostym wystroju tego miejsca. Podobały jej się ściany pomalowane na jasny błękit. Miała wrażenie, że wchodząc do kawiarenki wchodzi do nieba. Na trzech oknach wisiały kremowe zasłony, a na parapetach pyszniły się kolorowe kwiaty. Nic dziwnego, że każdy czuł się tutaj jak w domu. – Nie chcę źle wróżyć…
– To nie wróż. – Wycelował w nią łyżeczką. – Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że to misja niemożliwa. – Skrzywił się na samą myśl o tym. Napił się swojej Caffe Latte.
– Powiedzmy, że go znajdziesz. To nie będzie trudne. – Stuknęła widelczykiem o talerzyk nabijając na niego ostatni kawałek Wuzetki. – Dopiero później możesz mieć pod górkę. Co prawda to są tylko przypuszczenia. – Wzięła do ust ciasto. Kilka okruszek spadło na jej białą bluzkę, więc je strzepnęła. Zaczęła mówić dopiero jak przełknęła. – W ostatnim czasie miała z nim do czynienia Elka Polanowska. Wywiad nie wyszedł, bo on nic nie mówił. Nie wiem po co się na niego zgodził. Z drugiej strony ta suka mogła o coś zapytać, o czym nie chciał mówić. Zawsze zastrzegał sobie nie odpowiadanie na pytania, które wdzierały się do jego prywatności. – Zamieszała swoją czarną kawę i napiła się, a potem zabrała za kolejny kawałek ciasta. Raz się żyje i nie szczędziła sobie od czasu do czasu takich rzeczy. – Namówienie go do pisania będzie trudne.  Podobno ma wielką blokadę. Ale ja nic nie wiem. – Uniosła dłoń do góry. Miała swoje źródła informacji, których nie chciała zdradzać. – Wszystko to przypuszczenia. Wiem tylko, że w Tygrysie przed zerwaniem kontraktu była potworna awantura. To po niej wycofał się ze wszystkiego – powiedziała zachrypniętym głosem. Zawsze taki miała, niski, głęboki i w dzieciństwie dzieci w dzielnicy zawsze się śmiały, że mówi jak chłopak. A ją z tego powodu rozpierała duma. Wolała to, niż mówienie wysokim, cienkim, piskliwym głosikiem, którym chwaliła się nie lubiana przez nią dziennikarka Elżbieta Polanowska. Prywatnie jej znajoma. Ich miłość do siebie znali wszyscy. Dawniej było inaczej, ale od kiedy Elka zabrała jej narzeczonego, robiąc to z premedytacją, tak nie lubiła tej kobiety jak nieustających mrozów. A każdy wiedział, że zimy i mrozów nienawidziła z całej duszy.
– Ale wiesz, Dareczku, ja nic nie mówię.
– Nie, ty nic nie mówisz. Jakbyś nie zauważyła cały czas to robisz. Szkoda, że nie o tym co chciałem wiedzieć – rzekł przyglądając się jej szarym oczom, ustom w kształcie serca pomalowanym różową pomadką, które teraz zamykały się na kawałku ciasta orzechowego. Jej czarne włosy, gładko uczesane, bez względu na sytuację, czas i miejsce zawsze pozostawały związane w koński ogon ozdobiony wściekle różową frotką. Znał Agnieszkę od paru lat i nigdy nie widział jej w rozpuszczonych włosach i bez czegoś różowego na sobie. To był jej ulubiony kolor i gdyby mogła chodziła by tak ubrana od stóp do głowy. Ale jak powtarzała nie będzie robić z siebie Barbie, bo jeszcze ludzie pomyślą, że jest pusta i głupia.
– Dobsze, jusz szi mówię. – Przełknęła i dopiero kontynuowała: – Nikt nie wie, gdzie Sobolewski się ukrył. Jedynym źródłem informacji jest Jagoda Sobolewska, jego była żona – poinformowała, podkreślając mocnym akcentem ostatnie dwa słowa.
– Zachowała jego nazwisko? – Niedobrze mu się robiło, kiedy kobieta pochłaniała kolejne kawałki ciasta. On unikał tak dużej dawki słodyczy, bo zaraz waga rosła w górę, a na studiach pozbył się zbędnych kilogramów i chciał, żeby tak zostało. Natomiast Agnieszka pożerała słodkie i jej nie przybywało, a dla odmiany chciałaby przytyć. Większość kobiet w wydawnictwie jej zazdrościła.
– Tak. Tym bardziej, że za panny nazywała się Ciapa. – Siorbnęła kawy.
– Gdzie mogę ją znaleźć?

***

Kobieta paląc papierosa, siedząc wygodnie w fotelu patrzyła na gościa intensywnym spojrzeniem niebieskich oczu. Obok niej, na niskim kwadratowym stoliku przykrytym haftowaną serwetą stała kryształowa popielniczka i filiżanka gorącej, aromatycznej zielonej herbaty, którą kilka minut temu zaproponowała przybyszowi, ale on wolał szklankę wody.
– Mówi pan, że szuka mojego męża…
– Męża? Sądziłem…
– Tak czasami mówię. Lubię go tak od czasu do czasu nazywać, mimo że rozwiedliśmy się wiele lat temu. Jesteśmy dobrymi przyjaciółmi. Wygląda pan na zaskoczonego. Nie dziwię się, mało par po rozstaniu pozostaje w dobrych stosunkach. – Strzepnęła popiół do popielniczki i ponownie zaciągnęła się. Dużo paliła. Kochała to robić i nie zamierzała w swoim domu się z tym kryć. Czego pan od niego chce?
– Najpierw to muszę dowiedzieć się gdzie mogę go znaleźć. Więcej wyjaśnię jemu. – Walczył z tym, aby nie skulić się pod jej bacznym spojrzeniem. Czuł się tak jakby wrócił do lat szkolnych i znalazł się na dywaniku i nielubianej dyrektorki, która karała za najdrobniejsze przewinienia.
Założyła nogę na nogę.
– Michał wyjeżdżając, jasno powiedział, że nie życzy sobie odwiedzin, telefonów ponieważ chce odpocząć.
– Rozumiem, ale…
– Panie Kiliński, jeżeli nie powie mi pan dlaczego szuka Michała, to nie mamy o czym rozmawiać – powiedziała chłodno.
– Mamo? – Do pokoju wpadł może z trzynastoletni chłopak w jabłkiem w dłoni. – O, dzień dobry – przywitał się gdy ujrzał gościa. Zdmuchnął z czoła długą grzywkę, ale ta natychmiast opadła na swoje stałe miejsce.
– Co tam? – zapytała kobieta.
– Idę do Kacpra, nie wiem kiedy wrócę. – Ugryzł jabłko, które aż zachrzęściło pod jego zębami.
– Masz wrócić na kolację – nakazała. – Nie będziesz ciągle jadł u Kacpra. Pamiętaj, że jutro wyjeżdżasz na obóz i  musisz się spakować.
– Aha. – Po chwili już go nie było niczym tornada, które pojawia się na chwilę, robi swoje i znika.
Oszołomiony Darek zamrugał. Rzadko miał do czynienia z dziećmi, ale w takich sytuacjach jedno zauważał. Dzisiejsze dzieci i młodzież nie pytały czy może wyjść do kolegi, koleżanki, tylko oznajmiały, że wychodzą i tyle.
– Na czym stanęliśmy? – zapytała Jagoda gasząc peta. Wzięła w dłoń filiżankę z nadrukiem kwiatowych bukietów i powoli zamieszała płyn łyżeczką rozniecając wokół przyjemny zapach.
– W żaden sposób nie przekonam pani do zdradzenia miejsca, w którym przebywa pan Sobolewski?
Upiła łyk napoju lustrując mężczyznę. Podobały jej się te czarne włosy z dłuższą grzywką zaczesaną na prawy bok i przedziałkiem. Taka klasyczna, męska fryzura. Piwne oczy uciekały trochę od jej osoby, ale potrafiły zatrzymać się na dłużej. Natomiast na policzkach miał dwudniowy zarost, który pocierał co jakiś czas ręką, jakby się denerwował, a może był zakłopotany. Zwróciła też uwagę na jego nos. Dodawał mu czegoś i sprawiał, że jej gość nie wyglądał idealnie i to właśnie sprawiało, że budził w niej sympatię. Mimo tego nie zamierzała jednak łatwo ustąpić. Zależało jej na Michale.
– Dlaczego go pan szuka?
Westchnął. Nie ucieknie przed powiedzeniem jej prawdy. Chciał tego uniknąć, ponieważ sądził, że jak była żona usłyszy dlaczego szuka jej męża nie zechce pomóc. Nie mógł udawać jakiegoś jego starego znajomego, bo pogorszyłby tym sytuację. Przejrzałaby go na wylot. Tym bardziej, że ona i pisarz znali się od liceum i kłamstwo o jakimś znajomym nie miałoby sensu. Dlatego, dając sobie chwilę wytchnienia na zwilżenie ust wodą, uległ zdradzając prawdziwy powód przybycia do niej.
Słuchała uważnie i ze szczerym zainteresowaniem. Również miała takie zdanie, że jej były mąż powinien wrócić do pisania. Owszem dużo się ostatnio wydarzyło, ale z pasji nie powinno się rezygnować. Odetchnęła, kiedy okazało się, że człowiek siedzący przed nią to nie wścibski dziennikarzyna poszukujący taniej sensacji. To tylko prosty człowiek, korektor w wydawnictwie i ktoś kto podjął się tajnej misji.
– Mój mąż przebywa w domku odziedziczonym po swojej zmarłej cioci. Jest w Utopii . – Michał ją zabije.
– Utopii?
– To malutkie miasteczko w Bieszczadach. Jeszcze kawał drogi za Sanokiem. – Podniosła się z fotela i podeszła do długiego regału zastawionego tak książkami, że nie można było wcisnąć w nie palca. Zdjęła z górnej półki atlas. – Pokażę panu gdzie dokładnie.
– Dlaczego tak nagle mi pani pomaga? – zapytał, mimo wszystko zaoferowany jej nagłą życzliwością.
– Polubiłam pana. Jest w panu coś, co  może namówić Michała go pisania.
– Co takiego?
– Urok osobisty – odpowiedziała szczerze podając mu atlas. Wskazała palcem na maleńką kropeczkę. – To tutaj. Na pewno pan trafi.

***

Spakował się. W Internecie znalazł malutki pensjonat w tej Utopii i zarezerwował pokój. Zadzwonił do Agnieszki informując ją o planach oraz godzinie wyjazdu. Dzisiaj już się tam nie wybierał, bo musiałby jechać w nocy, a tego nie znosił. Zjadł prostą kolację składającą się z owoców i kromki chleba z dżemem. Wykąpał się i poszedł dość wcześnie spać. Zamierzał się wyspać przed podróżą, bo miał do przejechania prawie czterysta kilometrów. Niestety, jakkolwiek próbował wcześniej zasnąć, tak męczył się z przewracaniem z boku na bok aż do pierwszej w nocy.
O piątej obudził go dzwonek, ale nie telefonu, co spostrzegł próbując wyłączyć budzik. Szybko zrozumiał, że to ktoś dobija się do drzwi jego zwyczajnego mieszkania. Wstał z łóżka i jeszcze na śpiąco powlókł się otworzyć intruzowi. Jeżeli to sąsiad ze skargą, że znów mu zalał mieszkanie, to chyba zatrzaśnie mu drzwi na jego idealnym, prostym nosie. Jednak sąsiad nie okazał się sąsiadem, ale filigranową kobietą o szerokim uśmiechu w czarnych szortach i różowej bluzce na ramiączkach.
– Co ty tu robisz? – Potarł lewe oko.
– Jadę z tobą – oznajmiła Agnieszka wesoło.

8 komentarzy:

  1. Witam
    Temat interesujący.
    Może by tak iść w stronę kryminału?A może tak właśnie jest?
    W każdym razie w głowie powstają pytania..co dalej?
    Jak pytania, znaczy chciałoby się przeczytać więcej
    Pozdrawiam Ewa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pomysł w mojej głowie rodzi się powoli już od bardzo dawna, ale nie chcę iść w stronę kryminału. Chcę napisać obyczajówkę z romansem dwóch mężczyzn. Opisać miłość rodzącą się w małym domku, otoczonym ogrodem, w którym rosną malwy. Może dodam do tego jakąś tajemnicę lub... Jeszcze nie wiem, możliwości jest dużo. Nie mam nic sprecyzowanego, ale czuję, że ten tekst musi powstać. Nie prędko jednak to się stanie. Na wszystko trzeba czasu, a chciałabym, żeby ten tekst był naprawdę dobry. :)

      Usuń
  2. O. Czyżby zapowiadał się tekst o miłości dwóch mężczyzn? Czy może się mylę. Jeśli się nie mylę to miła niespodzianka. W Polsce nie ma takich utworów, jestem zmuszona czytać zagraniczne, a z moim słabym angielskim (w mojej młodości nie naciskali na naukę języków tak jak teraz i tego żałuję) czytanie jest trudne. Mam pytanie do autorki to będzie romans, czy jak wspomniała Pani Ewa pójdziesz w stronę kryminału? Ma Pani więcej tego tekstu, czy tylko ten rozdział? Chętnie poczytałabym więcej. Poza tym tytuł bardzo zaciekawia.

    Teresa Pakuła

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak. Nie ma innej możliwości, ponieważ piszę właśnie takie teksty. Długo zastanawiałam się czy przesłać coś do Szuflandii i w końcu się odważyłam. Akurat jest to tekst, który żyje we mnie od dawna i na pewno powstanie. To będzie, na to liczę i będę się starała tak to napisać, żeby była to opowieść emocjonalna, uczuciowa, pokazująca, że każda miłość jest piękna. Już po tym widać, że to będzie romans. Z tego tekstu na razie mam ten rozdział i jeszcze jeden. Ale kiedyś będzie ich więcej. 

      Usuń
  3. "Sam tytuł sprawia, że wręcz czuje się słońce i zapach skoszonej trawy i malwy przytulone do bielonej ściany domu... Znaczy ja to tak widzę. A autorka? " Pani Magdaleno, ja też tak to widzę. Chociaż jeszcze waham się pomiędzy ścianami drewnianego domku - takiego wybudowanego jeszcze wiele, wiele lat temu, który w przeszłości był pokryty strzechą - białymi, a błękitnymi. To dopiero przyszłość, zanim pojawi się ten dom i jego właściciel, ale kocham takie klimaty coraz bardziej. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W ogóle to czytając rozdział wrzucony na stronę widzę ile jest w nim niedociągnięć i błędów.

      Usuń
  4. Przeczytałam całość dwa razy.
    Jest tak:
    Na pewno chce się wiedzieć, co będzie dalej. Czyta się całkiem lekko (trochę przeszkadza układ graficzny i brak akapitów, ale forma akurat w tym miejscu nie jest ważna), ale w paru miejscach skróciłabym niepotrzebne dłużyzny, głównie tam, gdzie te same informacje powtarzane są dwa razy w nieco zmienionej formie, np. we fragmencie z ulubionymi sposobami robienia korekty. Niepotrzebnie przeciąga to akcję, zwłaszcza, jeśli to początek – na początku czytelnik chce po prostu jak najszybciej wiedzieć, co będzie dalej. Dopiero potem można nieco zwolnić i pozwolić sobie nawet na nieco dłuższe opisy. Jest to nawet wskazane, akcja nie może pędzić na łeb na szyję, bo czytający dostanie zadyszki. ;) Pod koniec (całej powieści) akcja powinna z kolei przyśpieszyć, bo jeśli będzie toczyć się zbyt wolno, czytelnik będzie czytał „po łebkach”, chcąc jak najszybciej dowiedzieć się, co dalej.
    Troszkę niestety kuleje warstwa językowa. Są błędy gramatyczne (w tym fleksyjne, nieprawidłowo odmienione rzeczowniki, niekiedy niejasna sprawa podmiotu – nie wiadomo kogo dotyczy kolejne zdanie) i leksykalne - np. można oganiać się od propozycji, nie „odganiać”. To jednak jest do dopracowania, jeśli ma się świadomość tych niedociągnięć. Dobrze też jest zaglądać do papierowych wersji słowników (sama jestem im wierna), internetowe niestety czasem się mylą. ;)
    Tekst dobrze rokuje fabularnie, po poprawieniu błędów językowych i stylistycznych może wyniknąć z tego coś naprawdę ciekawego. :) Zachęcam do dalszej pracy i życzę powodzenia!

    Renata Kosin

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za opinię. :) Zdaję sobie sprawę z moich błędów, szczególnie gramatycznych. Nie potrafię jednak ich wyeliminować. Są ludzie, którzy poprawiają moje teksty i myślę, że wtedy wychodzi to lepiej. Oby. Jeszcze raz dziękuję. :)

      Usuń