Na ścianie szkoły pyszni się ogród wertykalny (pionowy) podlewany wodą z deszczówki spływającej z dachu.
Zresztą wszystkie rośliny są w ten sposób podlewane, woda z deszczówki gromadzona jest w specjalnie do tego przygotowanych zbiornikach. Wyobraźcie sobie, że przekraczacie szeroko otwartą bamę i pierwsze co widzicie to dzieci i nastolatki spacerujące z sokołami i puchaczami siedzącymi im na rękach. Brzmi trochę jak niespełnione marzenie każdego dziecka. Ale w tym wypadku to nie baśń ani sfera marzeń. To szkoła, która istnieje naprawdę i poza zwykłym programem wprowadza swoich uczniów w tajniki sokolnictwa. To jeden z przedmiotów, którego się uczą. Ale jak się uczą! Tego się nie da opisać, to trzeba zobaczyć. Miłość, cierpliwość i pasję z jaką opiekują się powierzonymi im ptakami.
Byliśmy tam w niedzielę, dniu wolnym od zajęć. A pomimo tego teren pełen był młodych ludzi, którzy z własnej woli przyszli by zająć się swymi podopiecznymi. Orły, puchacze, sokoły, ary są na wyciągnięcie ręki. Dosłownie i w przenośni (widać na zdjęciach:)). W tej chwili w jednym z pomieszczeń dodatkowo powstaje miniaturowa dżungla. Rośliny tropikalne dopiero zaczynają się rozrastać ale już widać, że za rok będzie aż gęsto od zieloności i barwnie od egzotycznych kwiatów. Szczerze Wam powiem, że najchętniej zapisałabym do takiej szkoły Tyśka. Niestety jest nieco za daleko, bo aż na Słowacji w sercu gór Szczawnickich we wsi Szczawnickie Banie. Natomiast jeżeli wybierzecie się w te okolice, to odwiedzenie tego miejsca jest obowiązkowe. Tworzą je ludzie z pasją, z miłością i to po prostu czuć. Dzieciaki, które kończą szkołę zazwyczaj swoją przyszłość wiążą z przyrodą. Zostają weterynarzami, leśnikami, sokolnikami. A jednocześnie uczą się odpowiedzialności wynikającej z miłości. Mieszanka idealna. Ale wracając do odwiedzin, naprawdę warto. Wrażenia są niesamowite. Po raz pierwszy miałam okazję z tak bliska przyjrzeć się papugom arom, nakarmić orła (niesamowite jaki jest potężny a przy tym lekki, waży około 3 kilogramów ale za to nadrabia rozpiętością skrzydeł) no i spełniłam swoje marzenie i spojrzałam prosto w oczy puchaczowi :) Dodatkowo wyjątkowemu bo nomen omen ma na imię Kuba (imiennik mojego męża) a jak wiadomo wszystkie Kubusie to fajne chłopaki :).
Za tą moc wrażeń z całego serca dziękuję dyrektorowi ośrodka i naszemu gospodarzowi, Bartkowi, który nas tam zabrał. Ale o nim i o Jego żonie i miejscu w którym mieszkaliśmy i samej Bańskiej Szczawnicy dowiecie się więcej już niebawem :) Zapraszam, bo w tym tygodniu na blogu będzie się sporo działo.
fot. M i J Kordelowie
Orzeł wygląda naprawdę imponująco, a takie miejsca mogą być tworzone tylko przez ludzi z pasją.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Krysia
Zgadza się pasji, miłości i odpowiedzialności tam nie brak.
UsuńPozdrawiam ciepło.
Już się boje co się będzie tu działo :D Mówisz Madziu odwiedziłaś mini Hogwart? :P
OdpowiedzUsuńCoś w tym stylu :) W każdym razie było magicznie.
UsuńCzyli to jest szkoła i miejsce dla ptaków? W sumie to jest dobra dobre dla dzieci, dla ich wychowania.
OdpowiedzUsuńPiękne zdjęcia.
Dokładnie, Dzieciaki uczą się normalnie i dodatkowo mają sokolnictwo. Ale z miejsca widać jak bardzo angażują się w opiekę nad ptakami, końmi, roślinami. Szkoda, że to tak daleko, naprawdę chętnie posłałabym tam swojego syna.
UsuńBuziaki!
gdybyś do posta nie dodała zdjęć z Twoją osobą pierwsza myśl jaka przyszła mi do głowy to że opisujesz miejsce które jest fikcją literacka, niczym z pięknej baśni;-)
OdpowiedzUsuńa że takie niezwykłe miejsca istnieją naprawdę to cudownie, zdjęcie z majestatycznym orłem zapiera dech w piersiach;-)
Orzeł Basiku był cudny, w ogóle przygoda niesamowita. Jakby co to podam namiary:) Stęskniłam się potwornie.
UsuńTwoja Magdalena
Świetne miejsce. Myślę, że z takiej szkoły wychodzi młodzież bardziej uwrażliwiona. Inaczej patrząca na matkę ziemię.
OdpowiedzUsuń