P.S. Myślcie o tytule do zbiorku, pierwsze propozycje już są. (TUTAJ w komentarzach) Za dwie chwile z boku pojawi się banerek, który będzie odsyłał do informacji o tomiku, zakładka też powstanie lada moment.
A teraz zapraszam do lektury :)
Maggy Tess
Zemsta po latach.
Kiedy Betty obejrzała zdjęcia, wstała i rzuciła ojcu zdumione spojrzenie.
- Tato, po co nam ta ruina? – zapytała poirytowanym głosem. – Nie widzisz, jak to wygląda? Tynk się sypie ze ścian, dach się zapada, wszędzie panoszy się pleśń… Tam chyba od stu lat nikt nie mieszka.
- Zgadłaś, kochanie – odpowiedział spokojnie Henry Gosford, nie przejmując się zupełnie wzburzeniem córki. – Dokładnie od stu trzydziestu.
- No właśnie! Ja naprawdę nie widzę sensu interesowania się takim zapuszczonym domem. Możemy kupić lepszy. Stać nas.
- Ten jest położony w pięknej okolicy. Na pewno ci się tam spodoba.
Betty nadal nie mogła pojąć decyzji ojca. Gdy wspomniał, że zamierza nabyć letnią posiadłość, myślała, że chodzi o nowoczesną rezydencję, jakich pełno było w katalogach agencji nieruchomości – zadbaną, elegancką i ze wszystkimi wygodami. Myśl o czymś takim nawet nie powstała jej w głowie. Wprawdzie chyląca się ku upadkowi ruina, której zdjęcia właśnie obejrzała, nie kosztowała wiele, ale jej ojciec, bogaty londyński przedsiębiorca, nie należał do ludzi, którzy muszą liczyć się z groszem.
- Więc jesteś zdecydowany? – zapytała dla pewności.
- Jak najbardziej. Za tydzień wybieram się do Hertfordshire, aby podpisać dokumenty. Poza tym wpłaciłem już zaliczkę.
No tak, skoro ojciec wpłacił zaliczkę, ich dalsza dyskusja była w zasadzie bezprzedmiotowa. Betty westchnęła ciężko i z powrotem usiadła przed komputerem. Postanowiła obejrzeć zdjęcia jeszcze raz. Może zauważy coś, co jej wcześniej umknęło? Coś, co sprawiło, że ojciec zapragnął kupić ten zdewastowany dom, zamiast eleganckiej rezydencji, o jakiej ona myślała? Przecież musiał istnieć jakiś powód… Betty Gosford doskonale znała swego ojca, toteż czuła, że tym razem nie był z nią szczery. Na pewno nie chodziło mu o piękne krajobrazy!
Spojrzała na ekran i zaczęła czytać opis pod pierwszym zdjęciem: „Posiadłość szlacheckiej rodziny Brandonów wzniesiona w początkach…” Zatrzymała się i przeczytała jeszcze raz: „Posiadłość szlacheckiej rodziny Brandonów…”
To już zakrawało na ponury żart. Jej ojciec chce kupić szlachecki dom? On, który szczycił się swoim robotniczym pochodzeniem i tym, że sam w życiu do wszystkiego doszedł? On, który zawsze głosował na Partię Pracy? On, który powtarzał, że monarchia to przeżytek, a Wielka Brytania od dawna powinna być republiką?
A może w głębi duszy pielęgnował jakieś kompleksy? Może te słowa miały być przykrywką dla jego snobistycznych pragnień, aby należeć do lepszej sfery? Nie, niemożliwe! Pod tym względem był z nią szczery, zawsze to czuła. W dodatku cieszył się, że ona podziela jego republikańskie poglądy. Tylko raz, kiedy nazwała członków rodziny królewskiej pasożytami, poprosił, aby trochę oględniej się wyrażała.
Uznawszy, że powodu należy szukać gdzie indziej, Betty wróciła do oglądania zdjęć. Klikała myszą, coraz bardziej poirytowana, gdyż w dalszym ciągu nic nie przychodziło jej do głowy. Wreszcie zamknęła stronę i postanowiła zrobić sobie drinka. Nalała do szklanki sporą porcję ginu i już sięgała po tonik, gdy nagle odstawiła butelkę i powtórnie usiadła przed komputerem. Niespodziewanie przyszło jej do głowy, że jest coś, co łączy te zdjęcia. Patrzyła na nie bez tchu i szybko rejestrowała swoje spostrzeżenia: łóżko, na którym wciąż leży pościel… otwarty fortepian… damskie ubrania w komodzie… książka na parapecie… dzbanek, który wygląda tak, jakby ktoś niedawno nalewał z niego wodę… Czy to możliwe, aby właściciele nie spakowali się i nie zabrali ze sobą tych rzeczy przed przeprowadzką? Najwyraźniej. Ale dlaczego…?
Nagle Betty poczuła nieprzyjemny dreszcz. Wszystko wskazywało na to, że życie Brandonów w tym domu zakończyło się w sposób nagły i nieprzewidziany. Oni się wcale nie wyprowadzili, tylko… Bała się dopowiedzieć sobie resztę. Nagle zrozumiała, czemu ten dom był taki tani i czemu nikt go wcześniej nie chciał kupić. Musiał kryć w sobie jakąś straszną, mroczną historię, bez wątpienia znaną mieszkańcom tamtych okolic. Oczywiście jej ojciec nie został o niczym poinformowany, dlatego żywił przekonanie, że trafiła mu się okazja. Ale ona się dowie!
Betty Gosford zdecydowanym krokiem podeszła do barku, dolała toniku do ginu i szybko opróżniła szklankę. Już wiedziała, co zrobi. W najbliższy weekend wybierze się do Hertfordshire i będzie udawała przypadkową turystkę. Na pewno ktoś zechce opowiedzieć jej historię starego domu Brandonów, nie mając pojęcia o tym, że jest córką potencjalnego nabywcy. Przecież nigdy tam z ojcem nie była.
***
Szlachecka rezydencja wyglądała w naturze jeszcze gorzej niż na zdjęciach. Nie tylko dom był zrujnowany i zapuszczony, ale teren wokół niego też. Stare drzewa chyliły się ku upadkowi pod ciężarem nieprzycinanych konarów, ścieżki porastały dzikie chaszcze, a wszystko razem robiło wrażenie istniej dżungli. Patrząc na nią, Betty usiłowała odgadnąć, w jaki sposób fotograf dostał się do środka, aby zrobić zdjęcia, które opublikowano w Internecie wraz z ogłoszeniem o sprzedaży. Ona sama nie odczuwała najmniejszej ochoty pójścia w jego ślady. Wiedziała, że nie chce tego domu i zrobi wszystko, aby wyperswadować ojcu pomysł dokonania zakupu. Może nawet sama poszuka czegoś ciekawszego?
To był jednak plan na później. Teraz musiała skorzystać z tego, że jest w Hertfordshire i porozmawiać z kimś na temat dawnych wydarzeń. Ludzie tutaj wydawali się sympatyczni i dobrze poinformowani. Gdy zapytała o drogę, wszyscy byli chętni jej pomóc i uśmiechali się przy tym tajemniczo, jakby znali sekret Brandonów. Jedna kobieta zasugerowała nawet, że to najciekawsze miejsce w okolicy. Przy umiejętnym pociągnięciu za język, na pewno ktoś powie coś więcej!
Właścicielka małego pensjonatu, w którym Betty zatrzymała się na noc, faktycznie okazała się rozmowna. Kiedy usłyszała, że sympatyczna turystka, jedząca kolację przy stoliku pod oknem, oglądała zrujnowaną rezydencję, przysiadła się do niej na pogawędkę.
- Z tym miejscem wiąże się niesamowita historia – powiedziała przyciszonym głosem. – Nikt pani jeszcze nie opowiadał, co tam się stało?
- Nie – odpowiedziała Betty, starając się zapanować nad sobą. Więc jednak miała dobre przeczucie!
- Charles Brandon, który mieszkał w tym domu pod koniec dziewiętnastego wieku, miał piękną córkę, Emily. Oczywiście chciał ją wydać za mąż za odpowiedniego młodzieńca, ale ona zakochała się w przystojnym robotniku, który remontował dach.
- Tak bywa – westchnęła Betty.
- To prawda, ale oni oszaleli z miłości i złamali wszelkie reguły. Podobno spędzali razem upojne chwile w jej sypialni pod nieobecność Brandona, który rzadko bywał w domu, ponieważ musiał doglądać prac polowych. Na rezultaty nie trzeba było długo czekać. Wkrótce okazało się, że Emily jest w ciąży. Wyobraża sobie pani, jaki to był skandal w tamtych czasach?
Tym razem Betty tylko skinęła głową.
- Kiedy Charles Brandon się o tym dowiedział, wyrzucił córkę z domu tak jak stała – w jednej sukience. Potem ją wydziedziczył. Pojechał do miejscowego notariusza i zapisał cały majątek swojemu bratankowi. A po powrocie do domu zastrzelił się w salonie, ponieważ nie mógł znieść hańby, jaką Emily okryła rodzinę.
- Zastrzelił się w tym domu..? – jęknęła Betty.
Jej rozmówczyni wydawała się wręcz zadowolona z tej gwałtownej reakcji.
- Tak – potwierdziła spokojnie. - Ludzie mówili, że zbyt ambicjonalnie potraktował tą sprawę. W końcu Brandonowie nie należeli do arystokracji, tylko do biedniejszej szlachty. Ślub Emily ze zwykłym robotnikiem można było uznać za mezalians, ale nie za koniec świata. Tylko taki snob jak Charles Brandon nie potrafił się z tym pogodzić.
Betty zadrżała lekko.
- A czy jego duch pojawia się w tym domu…?
Właścicielka pensjonatu uśmiechnęła się, słysząc to pytanie.
- Nic na ten temat nie wiadomo, ponieważ nikt nie chce w nim mieszkać. Od lat stoi pusty.
- A co się stało z Emily i z jej mężem? – zapytała jeszcze Betty.
- Cała rodzina się od niej odwróciła. Winili ją za śmierć ojca. Poza tym jej mąż nie mógł nigdzie znaleźć pracy. W końcu spakowali się i wyjechali. Pewnie woleli zamieszkać gdzieś, gdzie nikt ich nie znał. W każdym razie słuch o nich zaginął.
- To rzeczywiście niesamowita historia – przyznała Betty. - Dziękuję, że mi ją pani opowiedziała.
Przez czas rozmowy zupełnie wystygły kiełbaski, które Betty miała na talerzu, lecz ona do tego stopnia straciła apetyt, że się tym nie przejęła. Dopiła herbatę i posadowiła z samego rana wracać do domu. Wprawdzie nie spełnił się najczarniejszy scenariusz, jak brała pod uwagę – Brandonowie nie zostali zamordowani – ale i tak historia dokonanego w salonie samobójstwa była upiorna. Czuła, że musi ją jak najszybciej opowiedzieć ojcu. Może wreszcie zrezygnuje ze swojego szalonego pomysłu i odpuści sobie ten zakup. Nawet, gdyby miał stracić zaliczkę.
***
Kiedy Betty weszła do gabinetu ojca, była w tak dobrym nastroju, że aż się zdziwił.
- Co się stało, skarbie? – zapytał. – Czyżby wizyta u Helen obfitowała w liczne rozrywki?
- Nie byłam u Helen – przyznała spokojnie. – Pojechałam do Hertfordshire, aby dowiedzieć się czegoś o domu, który chcesz kupić.
- Dlaczego nic mi nie powiedziałaś? – Henry Gosford znów się zdziwił. – Mogłem cię tam zawieść.
- Ponieważ chciałam poznać historię tego miejsca. Taką, której nie ma w Internecie…
- Masz na myśli szaloną miłość Emily Brandon i samobójstwo jej ojca? – zapytał spokojnie.
Betty opadła bezwładnie na fotel naprzeciwko jego biurka.
- Ty o tym wiesz..? – wyjąkała po chwili.
- Oczywiście.
- I chcesz kupić dom, w którym Charles Brandon się zastrzelił? Żeby jego duch nas straszył?
Henry Gosford wybuchnął śmiechem.
- Kochanie, kto w dwudziestym pierwszym wieku wierzy w duchy?
Betty gwałtownie poderwała się z krzesła. Miała wrażenie, że ojciec nie traktuje jej poważnie, a bardzo tego nie lubiła.
- Dobrze, kup, jeśli chcesz, ale pamiętaj, że ja tam mieszkać nie zamierzam, nawet w wakacje!
Po tych słowach wyszła z jego gabinetu i poszła do salonu zrobić sobie drinka. Kiedy zalewała gin tonikiem, pomyślała, że przez szalone pomysły ojca chyba zostanie alkoholiczką. No ale potrzebowała czegoś, żeby ukoić stargane nerwy. Kto mógł przypuszczać, że zakup wiejskiej posiadłości będzie się wiązał z takimi emocjami? I że ojciec uprze się właśnie na ten dom?
Nagle coś jej się przypomniało: Emily Brandon popełniła mezalians, wychodząc za zwykłego robotnika. Potem oboje wyjechali i słuch o nich zaginął. A jej ojciec chwalił się zawsze swoim robotniczym pochodzeniem i nie lubił szlachty. Czy to się wszystko w jakiś sposób nie wiązało…?
Zdecydowanym krokiem wróciła do jego gabinetu, nadal dzierżąc w dłoni szklankę z ginem.
- Tato, powiedz mi, czy my jesteśmy potomkami Emily Brandon i jej męża? – zapytała z kamiennym spokojem.
- Co?
- Pytam, czy jesteśmy z nimi spokrewnieni? – powtórzyła.
- Oczywiście, że nie. Skąd ci to do głowy przyszło? – Henry Gosford patrzył na córkę z tak szczerym zdumieniem, jakby ją widział po raz pierwszy w życiu.
- Po prostu połączyłam fakty.
- Kochanie, przecież wiesz, że zarówno jak, jak i twoja nieżyjąca matka urodziliśmy się w Norfolk.
- Tak. Wiem również, że Emily i jej mąż wyjechali z Hertfordshire, a następnie osiedlili się gdzie indziej. Co zresztą wydaje mi się zupełnie naturalne w kontekście ich historii. Sama też bym stamtąd wyjechała po czymś takim.
Henry Gosford uśmiechnął się lekko.
- To nie dowodzi tego, że jesteśmy z nimi spokrewnieni – powiedział spokojnie. - W każdym razie ja nic o tym nie wiem.
- Dajesz słowo honoru?
- Słowo honoru!
Betty znów opadła bezwładnie na fotel i dopiła resztę ginu. Tym razem była pewna, że ojciec mówi prawdę. Nie oszukałby jej w takiej sprawie. Chyba jednak zbyt szybko wyciągnęła wnioski. A może trochę ją wyobraźnia poniosła? Tak, stanowczo musi się uspokoić i przestać przejmować tym nietypowym zakupem. Przecież ona sama faktycznie nie musi jeździć do tego domu…
***
Mimo wszystko przez kilka kolejnych dni Betty była nadal przygnębiona tym, że przeprowadzone przez nią śledztwo nie zdołało wywrzeć żadnego wpływu na decyzję ojca. Dopiero spodziewana wizyta narzeczonego pomogła jej dojść do siebie. Nie widzieli się od dwóch miesięcy, ponieważ Jimmy, a właściwie James Malcolm, pochodził z Bostonu i nadal tam mieszkał, chociaż jako programista komputerowy mógł pracować w każdym miejscu. Obiecał jej, że po ślubie będą dzielić czas między Amerykę i Europę, a nawet gotów był przyznać Europie pierwszeństwo, jeśli ona wyrazi takie życzenie. Ta obietnica pomogła Betty podjąć decyzję o małżeństwie, którego ogromnie pragnęła, mimo iż mogło oznaczać częste rozstania z owdowiałym ojcem. Skoro jednak Jimmy był gotów spędzać więcej czasu w Londynie, sprawy powinny się ułożyć. W głębi serca Betty żywiła przekonanie, że będzie z nim bardzo szczęśliwa. Przecież zakochała się od pierwszego wejrzenia! Tamtego dnia, kiedy go zobaczyła w domu swojej kuzynki Helen, której mąż także był komputerowcem, od razu wiedziała, że to właśnie ten mężczyzna. Czuła, że jeśli on jej nie pokocha, to nie zapragnie się związać z nikim innym i na zawsze pozostanie samotna. Na szczęście los jej sprzyjał – Jimmy też zakochał się w niej od pierwszego wejrzenia.
Teraz, stojąc w tłumie oczekujących na lotnisku Heathrow, niecierpliwie wypatrywała jego smukłej sylwetki. Miała ogromną ochotę rzucić mu się na szyję i całować bez końca. Kiedy wreszcie go dostrzegła, serce omal nie wyskoczyło jej z piersi. Jimmy uśmiechnął się do niej najpiękniejszym na świecie uśmiechem, a w jego błękitnych oczach pojawił się wyraz takiej samej radości, jaka musiała być widoczna w jej spojrzeniu.
- Kochanie, tak się za tobą stęskniłem – zawołał, chwytając ją w ramiona.
- Ja za tobą też – odpowiedziała spontanicznie, po czym ich usta połączyły się w długo wyczekiwanym pocałunku.
- Miałeś meczącą podróż? – zapytała chwilę później.
- Tak bardzo chciałem cię zobaczyć, że nie zwracałem uwagi na niewygody.
Po tej deklaracji Betty sama pocałowała go powtórnie, na co zareagował z ogromnym entuzjazmem, tuląc ją do siebie i nie przejmując się spojrzeniami ciekawskich. Dopiero po kilku minutach obydwoje zdołali się opanować i postanowili jak najszybciej jechać do domu.
- Wiesz, mamy wolną chatę – oznajmiła radośnie Betty. – Tata pojechał do Hertfordshire kupić jakąś ruderę. Byłam o to na niego zła, ale teraz się cieszę, że przynajmniej nie będzie nam przeszkadzał.
- Czemu byłaś na niego zła? – zdziwił się Jimmy.
- Bo ten dom jest w tragicznym stanie. Nawet nie wiem, czy będzie nadawał się do zamieszkania. Poza tym wiąże się z nim okropna historia.
Widząc zainteresowanie w jego oczach, opowiedziała mu pokrótce dzieje miłości Emily Brandon i samobójstwa jej ojca.
- Moim zdaniem należałoby zburzyć ten dom i postawić na jego miejscu nowy – zakończyła. – Nie wiem tylko, czemu tata chce się za to brać, skoro mógłby kupić przyzwoitą rezydencje, nie wymagającą takiej pracy.
Jimmy nie odpowiedział, lecz Betty nie zwróciła na to większej uwagi, ponieważ właśnie zajechali na miejsce. Po wejściu do domu, znów zaczęli się całować. Bagaże Jimmiego zostały w holu, porzucone i zapomniane, a oni wylądowali na kanapie w salonie, nie mogąc się od siebie oderwać. Nagle usłyszeli sygnał przychodzącego SMS-a. Jimmy sięgnął do kieszeni swojej koszuli, w której miał komórkę.
- Zignoruj to – powiedziała stanowczo Betty, wyjmując mu ją z ręki. Odruchowo zerknęła jednak na ekran i ze zdumieniem zauważyła, że to był SMS od jej ojca. Potem przeczytała: „Właśnie podpisałem umowę. Dom jest nasz.” Patrzyła na ten tekst w osłupieniu, nie mogąc wydusić słowa.
- Co się stało? – zapytał Jimmy.
- Mój tata przysłał ci wiadomość – wyjąkała, podając mu telefon.
Jej narzeczony spojrzał na ekran i się uśmiechnął.
- On kupił dom Brandonów na moją prośbę – wyjaśnił spokojnie.
- Co…?
- Kiedy poruszyłaś ten temat w taksówce, byłaś taka niezadowolona, że nie miałem odwagi ci powiedzieć…
- O czym?
- O tym, że ten robotnik, dla którego Emily straciła głowę, nazywał się James Malcolm. To był mój prapradziadek. Właśnie po nim dostałem imię.
Betty znowu nie była w stanie nic powiedzieć. Siedziała na kanapie i patrzyła na swego narzeczonego, jakby był duchem zmarłego Charlesa Brandona. On tymczasem spokojnie mówił dalej.
- Kiedy Emily i James się pobrali, nie bardzo mieli z czego żyć, więc postanowili wyemigrować do Ameryki. Tam dobrze im się ułożyło, ponieważ on od razu znalazł pracę. Byli razem szczęśliwi i doczekali się trzech synów. Najmłodszy z nich, Stephen Malcolm, to mój pradziadek.
Jeśli Jimmy się spodziewał, że jego narzeczona wreszcie zareaguje, musiał doznać zawodu. Betty w dalszym ciągu wpatrywała się w niego bez słowa.
- Zawsze fascynowała mnie ich romantyczna historia, więc kiedy przypadkiem znalazłem w Internecie informację na temat tego domu oraz ogłoszenie o sprzedaży, zapragnąłem go kupić. Może w innych okolicznościach nie przyszłoby mi to do głowy, ale skoro miałem się żenić z dziewczyną stąd…
Betty poczuła gwałtowny rumienieć wpływający na jej policzki.
- Miałem nadzieje, że tobie też się spodoba ta historia – zakończył z pewnym rozczarowaniem w głosie.
Rumieniec Betty stał się jeszcze bardziej wyraźny. Wiec Jimmy miał nadzieję, że zafascynuje ją historia romantycznej miłości pierwszego Jamesa Malcolma? A ona była taka ślepa, że nic nie dostrzegała, tylko zdewastowany dom? W dodatku używała takich słów, mówiąc o nim… Ruina… Rudera…
- Jeśli twój prapradziadek był taki przystojny jak ty, to ja się wcale nie dziwię zauroczeniu Emily – powiedziała, pragnąc rozpaczliwie ratować sytuację.
- Naprawdę? – Jimmy lekko się uśmiechnął, słysząc te słowa.
- Tak. Nie miej mi za złe, że podchodziłam do sprawy w ten sposób, ale ja przez całe życie byłam osoba praktyczną i rozsądną. Nigdy nie zdarzyło mi się stracić głowy, aż do momentu, kiedy ciebie poznałam…
Jimmy nagle chwycił ją za ręce.
- A wiesz, że podobno Emily mówiła to samo swojemu mężowi?
- To może jestem do niej trochę podobna?
- Może... Pewnie dlatego się w tobie zakochałem.
Teraz Betty wreszcie się uśmiechnęła. Wyglądało na to, że sprawy między nimi wróciły do normy.
- A dlaczego nie kupiłeś tego domu sam? – odważyła się zapytać.
- Twój ojciec mi to wyperswadował. Powiedział, że współcześni Brandonowie na pewno jeszcze kojarzą nazwisko Malcolm, więc albo nie będą chcieli ze mną rozmawiać, albo zażądają za dom trzy razy więcej niż jest wart. Natomiast on, jako przypadkowy nabywca, który szuka letniej posiadłości, może wytargować korzystniejszą cenę.
- Sprytnie – stwierdziła z uznaniem.
- Tak, mój przyszły teść ma głowę do interesów - przyznał.
- Szkoda tylko, że nie powiedział mi o wszystkim.
- Umówiliśmy się, że ta sprawa pozostanie naszą tajemnicą do czasu sfinalizowania transakcji. Poza tym on uważał, że niekoniecznie musi ci mówić o tym, co zamierza nam dać w prezencie ślubnym…
- To będzie prezent dla nas? – wykrzyknęła zdumiona.
- Tak. Oczywiście jeśli zechcesz, zburzymy ten dom i postawimy nowy, ale miejsce pozostanie to samo. Bardzo się z tego cieszę. Postanowiłem, że James Malcolm z żoną w końcu tam zamieszka. To będzie zemsta po latach. Rewanż na Brandonach za to, jak kiedyś potraktowali Emily.
Betty nie śmiała protestować. Poza tym czuła, że mogłaby z nim zamieszkać wszędzie, zwłaszcza jeśli to dla niego ważne. Tylko jedna sprawa nadal nie dawała jej spokoju.
- Słuchaj, a jeśli duch jej ojca będzie nas straszył…? – zapytała nieśmiało.
Jimmy roześmiał się głośno, słysząc to pytanie.
- Kochanie, kto w dwudziestym pierwszym wieku wierzy w duchy?
madziu, a ja się czaję na twoje książki i nigdzie w okolicznych bibliotekach nie mam :((( A opowiadanie bardzo ciekawe...
OdpowiedzUsuńMoże się jeszcze pojawi. Miesiąc jest na rynku, może jeszcze biblioteki nie robiły zamówień. W każdym razie trzymam kciuki i ciepło pozdrawiam.
UsuńPani Magdaleno, opowiadania wrzuca Pani bez korekty?
OdpowiedzUsuńRozalijew.
Sugeruję zrobić korektę we własnym zakresie. Ja absolutnie się tego nie podejmę. Znam swoje ograniczenia :)
UsuńPozdrawiam serdecznie.
Widzę, że to jest już początkiem powieści:-).
OdpowiedzUsuńMam poważne pytanie. Nie umiem być zabawna. Czy niepogodna opowieść, raczej ponura i mroczna ma szanse? Piszę od jakiegoś czasu "takie tam" i niestety nic ku pokrzepieniu serc mi nie wychodzi:-(. Owszem z morałem, nawet moralizatorsko, ale ciągle piszę te dreszczowce, melodramaty... Przysłać?
Elwira Skoczylas