Dzisiaj kilka słów od Starej Anny. To jedna z postaci "Serca z piernika", która być może pojawi się w kolejnych powieściach, bo pomysł jak to pomysły mają w zwyczaju nagle się rozrósł, pokazał mi nowe, całkiem nieznane ścieżki i drogi. Zimowa książka prawdopodobnie nie zakończy się na zimie. Poza tym planuję w tej powieści pewną niespodziankę :) Mam nadzieję, że większość z Was dzięki temu poczuje się jak w domu :) Poznajcie proszę Annę:
- Dobrusiu chodź tu do nas– zawołała i poczekała aż blask ognia oświetli drobną postać i wyciągnęła do niej rękę. – Chodź, nie ma się czego bać – dodała widząc, że mała się waha.
- Pewnie, że nie ma. Już ja o to zadbałam, żeby tej nocy przypadkowi podróżni nie pobłądzili – mruknęła kobieta siedząca przy ogniu. – Wprawdzie innych zabłąkanych się tu spodziewałam, ale to, że ich nie ujrzałam, to wcale nie znaczy, że ich nie było. W końcu zbliża się noc zaduszna… Kiedyś więcej wędrowców było na szlakach. I tych żywych i tych, którzy już dawno udali się w podróż w zaświaty, a do nas tylko tak z sentymentu od czasu do czasu zaglądali. Ale postęp to wszystko unicestwił – mówiła grzebiąc długim metalowym prętem w ognisku. – Mniej się nóg używa, bo i po co skoro są auta. I serca też poszły w odstawkę. Ludzie są mniej wrażliwi. Niby wszędzie światła, latarnie, żarówki, a jednak pomimo to widzą mniej – powiedziała nieświadomie nawiązując do tego o czym przed momentem myślała Klementyna. – Ale mniejsza z tym – potrząsnęła głową. – To nie jest dobre towarzystwo na roztrząsanie takich tematów. Nie chcemy co niektórych wystraszyć na śmierć, prawda? – znacząco spojrzała na Dobrochnę ale mała nie wyglądała już na spłoszoną.
- Chętnie dam się śmiertelnie przerazić – zadeklarowała ochoczo. – Może pani próbować śmiało – uśmiechnęła się od ucha do ucha.
- Wygadana, i dobrze, nie lubię zaciukanych dzieci – zacmokała z uznaniem Anna, dorzucając do ogniska grubą gałąź, spod której niczym fajerwerki zaczęły sypać się iskry.
No i brawo. Pozostaje tylko czekanie, niecierpliwe dodam :)
OdpowiedzUsuń( z co znaczy zaciukane, bo ja to znam jako "zabite" w sensie, ktoś kogoś zaciukał nożem)
Właściwie to, to właśnie to znaczy, ale u nas w domu babcia mówiła tak o takich wstydziochach, nieśmiałych dzieciach, chowających się za maminą kiecką. Chyba będę musiała zmienić, bo może budzić kontrowersje :)
UsuńP.S. Mail dotarł :)
Z tym zaciukanym, to u mnie było słowo zahukane - jako te właśnie nieśmiałe albo zamknięte w sobie:)
OdpowiedzUsuńA fragment super i już jestem bardzo ciekawa:)
I właśnie tak zamienię, będzie bezpieczniej. Buziaki Aga!
UsuńU mnie też się mówiło zahukane. 😊albo że się pod maminą spódnicą chowają ciągle
Usuń:)
OdpowiedzUsuń<3 Powinno wyjść serduszko :)
UsuńCudnie teraz tylko czekać na dalsze słowa ANNY...
OdpowiedzUsuńDziękuję, Anna jakoś tak szczególnie przypadła mi do serca:) Dobrego tygodnia :)
UsuńCo za grafomania! Niech inne blogerki się tym zachwycają, dla mnie za głupie to.
OdpowiedzUsuńNa całe szczęście w doborze lektur panuje pełna dowolność więc nie jesteśmy na siebie skazane.
UsuńPozdrawiam.
Hm, Wieża wie, co mówi... Poczytałem jej blog - o głupocie i grafomanii wie wszystko...
OdpowiedzUsuńKuba, haha, wieży poszło w pięty!brawo😀😀
OdpowiedzUsuńMój Boże, mamy speca od literatury. Drżyjcie grafomanki!! Pogrom w postaci Wieży nadciąga ;D
OdpowiedzUsuńNadciąga!
Usuń