sobota, 23 czerwca 2018

Jak wyhodować potwora

Do napisania tego tekstu natchnął mnie post na facebooku. O tym jak można oceniać książkę, której jeszcze nie ma na rynku. Temat nie nowy ale wciąż nurtujący.
Dla początkującego autora to zapewne szok, gdy okazuje się, że jeszcze nie był w ogródku, nie witał się z gąską, nie mógł trafić ze swoją powieścią do rąk czytelników, a tu sypią się jednogwiazdkowe oceny jedna za drugą.
Bolesne? Zapewne ale tylko na początku. Potem człowiek (czytaj autor) twardnieje i nie robi to na nim większego wrażenia. Choć od czasu do czasu wciąż dziwi. Jak na przykład w tym momencie, gdy książka zostaje wrzucona w zapowiedzi ale jeszcze się pisze. Zdziwieni? Tak czasami bywa, że okładka jest już gotowa, ale tekst jeszcze nie skończony a co za tym idzie nie mógł trafić do nikogo. Ani do recenzji przedpremierowych ani nigdzie indziej. A nie chce mi się wierzyć żeby którykolwiek redaktor szkalował własnego autora. Jakoś tak odrzucam również możliwość tego żeby ktoś najbliższy (w moim wypadku mąż, który jest pierwszym czytelnikiem) zakradał się na portale książkowe i tam z dziką satysfakcją dawał najniższe noty.
Oczywiście można te drobne ukłucia postrzegać też nieco inaczej. Jako taki przewrotny dowód szacunku. Najczęściej źle oceniane książki to te autorstwa osób, które już są na rynku przez jakiś czas i całkiem nieźle sobie radzą. Można więc przyjąć, że takie oceny zarezerwowane są dla specjalnej kategorii i nie ma wstydu jeżeli się wśród nich znajdziemy. Po prostu wyróżnienie.
Można też polubić tych działających pokątnie jednogwiazdkowców. Podziwiać za determinacje i oddanie sprawie. Można też wspiąć się na wyżyny tolerancji i nawet się o nich martwić. W moim przypadku było tak, że w pewnym momencie zawsze, jeszcze przed ukazaniem książki odzywał się mój prywatny antyfan. Zawsze pisał coś zgryźliwego i uszczypliwego. Doszło do tego, że zaczęłam wypatrywać jego opinii, kreatywna była bestia, trzeba mu to przyznać, zżyłam się z nim i gdy pewnego dnia, przed premierą się nie objawił dopadł mnie niepokój. Wręcz żałowałam, że nie mam do niego jakiegoś kontaktu, bo bym napisała z pytaniem co się biedakowi stało. Potem powrócił więc widać było to zwykłe niedopatrzenie. Mogłam spać spokojnie.
A teraz na zakończenie, porzucając ironię i czarny humor, powiem Wam jedno. Tego typu działania mają swoje konsekwencje. Otóż okazuje się, że żeby przetrwać i nie osiwieć, nie zwariować, w domu być nadal tym samym człowiekiem, troskliwą matką, kochającą żoną, dobrym ojcem autor musi wyposażyć się w niezbędnik. A w nim: dystans, dystans i jeszcze raz dystans. I gruba skóra. Tyle tylko, że to sprawia, że przez ten pancerz nie wszystko się dostrzega. Z mniejszą ufnością podchodzi się do ludzi, staranniej dobiera osoby z którymi się człowiek zżywa, nie zawsze reaguje spontanicznie. I jeżeli ten pancerz za bardzo się rozrośnie... No właśnie to chyba najprostszy sposób żeby wyhodować potwora.
Większość z nas  nadal umie zachować dobre proporcje pomiędzy jednym a drugim. I dobrze. I tego nam wszystkim życzę. I tego by zawsze umieć się dziwić. Bo to zdziwienie to dowód na to, że nie na wszystko się zgadzamy i że  nie wszystko akceptujemy.

*Tekst nie dotyczy rzetelnych negatywnych recenzji a najzwyczajniejszego szkalowania, które najczęściej odbywa się jeszcze zanim pozycja pojawi się w sprzedaży.

10 komentarzy:

  1. Pani Magdaleno, bardzo dziękuję za to, co Pani napisała.Jestem dokładnie togo samego zdania. A Ci, którzy w taki sposób chcą pocinać skrzydła początkującym autorom, są po prostu....nawet nie wiem jak ich nazwać. Przecież sami kiefyś zaczynali i wiedzą jak to jest. Smutne to...pozdrawiam serdecznie ��

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że podobnie myślimy. Przesyłam moc ciepłych myśli i pozdrowienia.

      Usuń
  2. Dlaczego mnie to nie dziwi?
    Nie znałam takich zachowań w odniesieniu do twórców literatury, ale w obliczu tego, co niektórzy wyprawiają w internecie chociażby z komentarzami na blogach, wydaje się prawie normą. Przykre tylko, że to norma paskudna i hodująca przymusowego potwora w każdym z nas funkcjonującym w sieci. Tym bardziej przykre, że niszczące nasze zaufanie, wiarę w ludzi, bezinteresowność.
    Trzeba mieć dystans i grubą skórę także pisząc amatorsko swojego bloga, udzielając się na forum itd.
    Ale cóż, to również znak czasu.
    Najważniejsze dla nas - nie dać się.
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie :) Trzymajmy się i nie dajmy sobie zwariować :) Ciepło pozdrawiam.

      Usuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie wiedziałam o czymś takim, ale to bardzo przykre. Ja staram się być wyrozumiała nawet wtedy, gdy widzę w czyjejś powieści ewidentne błędy. Rozumiem, że pisanie nie jest łatwe i nawet najlepsi mogą coś przeoczyć. Nie wspominając o tym, że autor ma prawo widzieć pewne kwestie inaczej, niż ja. Jeśli twórczość jakiegoś pisarza wybitnie mi nie odpowiada, to się po prostu nie odzywam- widocznie odpowiada innym.
    Szkoda, że są tacy antyfani. Ale Pani podejście jest bardzo fajne. Martwić się o kogoś takiego- urocze :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie wiedziałam o czymś takim, ale to bardzo przykre. Ja staram się być wyrozumiała nawet wtedy, gdy widzę w czyjejś powieści ewidentne błędy. Rozumiem, że pisanie nie jest łatwe i nawet najlepsi mogą coś przeoczyć. Nie wspominając o tym, że autor ma prawo widzieć pewne kwestie inaczej, niż ja. Jeśli twórczość jakiegoś pisarza wybitnie mi nie odpowiada, to się po prostu nie odzywam- widocznie odpowiada innym.
    Szkoda, że są tacy antyfani. Ale Pani podejście jest bardzo fajne. Martwić się o kogoś takiego- urocze :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasem nie zostaje nam nic jak polubić :) Też mam podobne podejście, czytam to co mi się podoba. Jak jest powieść, autor, który nie przypada mi do gustu odkładam. Ale mam świadomość, że inni mogą być zachwyceni. I tak jest chyba najlepiej :) Buziaki!

      Usuń
  6. prawdziwe, jakie prawdziwe... i w ogóle nie dziwi niestety fakt, że i w tej dziedzinie życia tacy ludzie się pojawiają - smutne , ale prawdziwe...
    pancerz... no właśnie, ja najbardziej obawiam się tego własnego potwora... byłam ufna i naiwna przez całe moje życie, od kilku lat weryfikuję swoje "znajomości", kurtyna opada i... niestety smutno wokół...
    pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie wiedziałam,że się trafiają takie indywidua. Według mnie to zwykła zazdrość. Lub ktoś wymyślił sobie takie hobby z nudów,ale po co? Jest tyle ciekawych rzeczy. Ja lubię czytać różne ksiażki, czasem coś o nich napiszę, czasem nie. Wychodzę z założenia, że nawet taka pozycja, która wcale nie trafiła w moje zainteresowania lub z jakiegoś innego powodu nie spodobała mi sie wcale, też wymagała sporego nakładu czyjejś pracy i nie tylko autora. Więc z szacunku dla pracy tych wszystkich ludzi nie piszę bzdur.
    Ja tu tak przypadkiem trochę...ale kilka pozycji mam przeczytanych."Tajemnicę bzów" bardzo i "Uroczysko" też bardzo polubiłam. Opiniami o pozycjach, których jeszcze nie ma dostępnych,najlepiej się wcale nie przejmować.Pozdrawiam serdecznie i miłego weekndu życzę:)

    OdpowiedzUsuń