wtorek, 9 października 2018

W Toskanii też pada :)

Tym razem naszego pierwszego, właściwego dnia w Toskanii nie mogłam nazwać "pod słońcem Toskanii". Właściwego, bo gdy dojechaliśmy, późnym popołudniem w piątek, było pięknie. Zachód słońca nad pofałdowanymi wzgórzami był modelowy, niczym z toskańskiej pocztówki. Otworzyliśmy wino, lśniło rubinowo w blasku odchodzącego dnia. Leżeliśmy na leżakach wdychając powietrze przesycone zapachem rozmarynu i słońca. My leżeliśmy, bo Tymek natychmiast wskoczył do basenu :) Rozmarzona patrzyłam na widoczne z oddali wieże San Gimignano. W głowie roiło mi się od planów na najbliższe dni. Tymczasem już w nocy na zewnątrz coś podejrzanie zaczęło szeleścić. Potem szumieć. Przyszedł deszcz drwiąc sobie ze wszystkich moich planów. Sobotni poranek wstał zapłakany i chłodny. Na zewnątrz mokły oliwki, z liści winogron skapywały zimne krople i... No właśnie kochani, nadal było pięknie :) I to był chyba dowód na to, że naprawdę jestem zauroczona tym miejscem i to tak na amen. Wypiliśmy kawę, zjedliśmy bagietkę maczaną w oliwie zakąszając pomidorami i serem, założyliśmy kurtki, wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy obejrzeć jak wyglądają okoliczne miasteczka w deszczu. Trasę ustaliliśmy tak żeby kończyła się na Volterze, bo Volterra jest ukochanym miastem Tymka.



Volterra, położona na szczycie wzgórza robi niesamowite wrażenie. Włoski poeta Gabriele d’Annunzio, nazwał ją miastem wiatru i kamienia. I trudno się z nim nie zgodzić, bo wiatr jest wszechobecny, ten, który lekko przemyka się po plątaninie starych uliczek i ten, który mierzwi włosy gdy wychodzi się na bardziej otwartą przestrzeń. A jeżeli chodzi o kamień to Volterra jest miastem alabastru.





W sklepikach pełno jest alabastrowych drobiazgów a spacerując uliczkami można trafić do otwartych warsztatów, gdzie powstają alabastrowe cuda, zajrzeć do środka i bezkarnie podglądnąć artystów przy pracy. Można też przysiąść na jednej z licznych ławeczek i pomyśleć o tym, że oto jesteśmy w miejscu, którego początki sięgają VII wieku przed naszą erą, wtedy to przybyli tu Etruskowie i założyli osadę. W IV wieku otoczono je murami. Już ten okruszek wiedzy daje do myślenia i sprawia, że trudno nie poczuć minionego czasu błąkającego się po stromych uliczkach.
Miasto odwiedziliśmy już wiele razy, mamy swoją ulubioną knajpkę, w tym roku pani, która zawsze wita nas w drzwiach i potem podaje pyszne jedzenie, zobaczyła nas przez okno, wybiegła i uścisnęła Tymka na powitanie. To coś niesamowitego, gdy nagle okazuje się, że nie jesteśmy już anonimowi i że ktoś po prostu cieszy się na nasz widok. Tym razem Volterra zrobiła nam jeszcze jedną niespodziankę. Zajechaliśmy i okazało się, że nie pada. Mgły unosiły się nad wiekowym brukiem, było klimatycznie i pięknie. W jednym z następnych postów zapraszam Was na spacer po Volterze i oczywiście mnóstwo zdjęć :) 
P.S. W niedzielę wyszło słońce i pojechaliśmy... Zajrzyjcie tu, niebawem
pokażę Wam coś naprawdę pięknego :)










6 komentarzy:

  1. Och, jak pozazdrościłam! Na pewno zajrzę po resztę zdjęć, a na razie przyznam się, że zauroczyły mnie kruki w okularach i cylindrach...;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawe miejsca pokazane. Mimo deszczu wycieczka była udana.

    OdpowiedzUsuń
  3. Pięknie 😀my narazie podziwiamy Toskanię na obrazie w naszym salonie😁ale może kiedyś... nigdy nie wiadomo co przyniesie jutro...Serdeczne uściski.Wierna czytelniczka 😀

    OdpowiedzUsuń
  4. powędrowałam razem z Tobą...

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń