Dzisiaj będzie o wczoraj:) Wczoraj bowiem dotarło do mnie, że z rynkiem wydawniczym jest kiepsko, a co za tym idzie z pisarzami również. Do tych wniosków doszłam (a raczej doszłyśmy, ale o tym za chwilę) siedząc w pewnej warszawskiej restauracji. Była nas czwórka: ja, Agnieszka Krawczyk (autorka między innymi Morderstwa niedoskonałego) mój osobisty mąż i nasza wspólna przyjaciółka Lidka. Ale to nie nam w tej opowieści przypada główna rola tylko kelnerowi. Kelner był z gatunku groźnych. Już na wstępie oceniłyśmy z Agnieszką, że strasznie paczy niczym najgroźniejszy Kot Paczacz:) Kelner jak to kelner jak już się napatrzył przyszedł przyjąć zamówienie. I tu się zaczęło! Chciałyśmy z Agnieszką sałatkę ze szpinaku. Kelner obrzucił nas krytycznym spojrzeniem i stwierdził, że sałatka jest bardzo mała i on by jednak polecał inne bardziej konkretne. Skonsternowane zerknęłyśmy na siebie, ale stwierdziłyśmy, że skoro mówi chyba wie. Zmieniłyśmy zamówienia. Następnie przyszła kolej na mojego męża. Chciał pyzy z mięsem i natychmiast został przywołany do porządku delikatnym przypomnieniem, że dziś wprawdzie post, ale... Ale było na tyle wymowne, że Kuba zadowolił się pierogami z kapustą. Kelner miał minę usatysfakcjonowaną. Zamówienie Lidki przyjął bez komentarza, co wzbudziło w nas lekką zazdrość. Nie mam pojęcia, jak w tym lokalu wyglądają małe sałatki, ale nasze były gigantyczne! Po chwili domówiliśmy też wino zdając się na gust kelnera. Znów obrzucił nas badawczym wzrokiem i przyniósł butelkę, nalał do kieliszków i butelkę zabrał ze sobą. Kuba skończył jeść pierwszy i natychmiast został obdarowany połową mojej sałatki, bo jej ilość po prostu mnie pokonała. Oczywiście czujnemu kelnerowi nie umknął fakt, że mój mąż przed momentem nie miał talerza, a teraz ma. Przyjrzał mu się wzrokiem wyrażającym straszne podejrzenie o kradzież talerzy z sąsiednich stolików.
I już mówię o co mi chodzi. Kelner po prostu skłonił nas z Agnieszką do zastanowienia się nad sobą. I wyszło nam, to co napisałam na początku. Z pisarzami jest fatalnie. Po pierwsze sałatka: jedno z dwojga - albo wyglądałyśmy na tak zapasione, że uznał, że musimy mieć porcje gigantyczne, albo z kolei na zabiedzone i biedak postanowił nas odkarmić:) Optymistycznie przyjęłyśmy, że chodziło mu o to drugie. Z dwojga złego wolę być zabiedzona niż zapasiona. Po drugie dostałyśmy najtańsze wino, zabrano nam butelkę chyba z obawy, żebyśmy nie wypili i nie uciekli, a męża pilnowano żeby nie podjadał od innych gości:) Tak, nie ma to jak obiad w restauracji i kelner skłaniający do refleksji:) Osobiście serdecznie polecam:)
Najbardziej żal mi Kuby :(
OdpowiedzUsuńBiedny, żona kiepsko go karmi :(
Mało tego jak chciał dojeść od innych, to kelner był zbyt czujny...
Masakra jakaś :(
No, no, żona pisze, nie ma czasu na karmienie:) A czujni kelnerzy to przekleństwo:)
UsuńA ja się cieszę, że Panie przyjmują tą "lepszą" wersję. Ja też bym tak zrobiła :D
OdpowiedzUsuńPrawda? Grunt to optymistyczne podejście. Nawet do kelnera paczacza:)
UsuńNie było tak źle, a może pyzy byłe stare, a kelner był po prostu miły...
OdpowiedzUsuńAlbo żona kelnera zamówiła do domu i to już była ostatnia porcja... Też tak mogło być. Przerobiłyśmy z dziewczynami mnóstwo prawdopodobnych wersji:)
UsuńDziś rano na TVP Kultura oglądałam "Szczęśliwy brzeg" z 1983r. i tam takiego kelnera grał Zbigniew Buczkowski. Ale mi ciśnienie podniósł. A co dopiero tak w realu... Już widzę Wasze miny przy stoliku.
OdpowiedzUsuńPewnie, gdyby ten jegomość przeczytał "Morderstwo niedoskonałe", miałby więcej respektu przed Wami :)
Zastanawiałyśmy się czy nie zapłacić książkami z autografem:)Ale miny mieliśmy cudne. Tak naprawdę ubawiliśmy się jak norki:)
UsuńKelner był miły. Tekst o poście nie był tal delikatny, jak napisała Magda - mnie trochę zamurowało, bo w końcu zadaniem Pana Kelnera jest przyjąć i zrealizować zamówienie, ale tą własnie uwagą ujął mnie za serce :) Wcale nie był groźny, a że paczał... no paczał, paczał... ja bym powiedziała - doglądał ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Przyjaciółka Lidka
Kelner był miły, bo zniewoliłaś go promiennym uśmiechem:) No i zamówienie zrobiłaś nie budzące zastrzeżeń... I zaglądał raczej niż doglądał pacząc i pacząc:)
UsuńKelner prowadził "obserwację uczestniczącą", dlatego tak paczył. Dodam tylko, że wzbudził we mnie tak wielkie przerażenie tym paczeniem natrętnym vel doglądaniem, że 1) nie ośmieliłam się poprosić o cukier do herbaty (może też nie można?) 2)nie śmiałam zostawić choćby jednego skrawka zieleniny na talerzu, a sałatka była słuszna. A pomysł, że kelner powinien przeczytać "Morderstwo niedoskonałe" i się nas bać - bardzo mi się podoba! Tak, morderca w stroju myszy nawiedzi paczacza i wtedy on sam ... zobaczy. Pozdrawiam Magdę, Lidkę i Kubę, dziękuję za cudny wieczór, mam nadzieję na szybką powtórkę (tylko skąd w Krk wziąć paczacza?) Agnieszka Krawczyk
UsuńChcę mordercę w stroju myszy! Zamawiam w następnej powieści!
UsuńAle się uśmiałam ;D
OdpowiedzUsuńAle ten kelner to ciekawa osobistość musi być ;D
Nawet zadziwiająca bym powiedziała:)
Usuńbiedny kelner, tak został obsmarowany :( no po prostu nie wiedział z kim ma do czynienia więc... ech... ale jak można zabronić jeść pyzy z mięsem? i małe sałatki? a co takiego Przyjaciółka Lidka zamówiła, że bez problemu dostała?
OdpowiedzUsuńLidka zamówiła camemberta:) Może kelner był jego wielbicielem... Choroba go wie:) Może był organicznym nieprzyjacielem małych porcji i mięsnego nadzienia? Ale Archer masz rację,pewnie piekły go nieźle uszy tyle o nim dyskutowaliśmy:) A jakby tego było mało został opisany:)
Usuńmiejmy nadzieję, że mu te uszy nie odpadły:)
Usuń