środa, 18 kwietnia 2012

Czy istnieją i czym są dobre książki?

Wczoraj ku mojemu wielkiemu zdziwieniu nastąpiła reaktywacja posta "A ja dzisiaj na opak czyli krytyka recenzenta" Szczerze mówiąc już dawno o nim zapomniałam, a tu wczoraj bach, posypały się nowe komentarze. Ale nie martwcie się nie będę o tym pisać. Szczerze mówiąc czuję się lekko zmęczona tłumaczeniem "co autor miał na myśli" (mówię o ostatnich komentarzach). Natomiast w związku z tymi wpisami zaczęłam zastanawiać się, co w ogóle oznacza określenie dobra książka? Czy rzeczywiście można podzielić literaturę na kategorie A, B, C, D i tak dalej? Czy w tej najwyższej, trzymajmy się oznakowania "A" powinny znaleźć się same nagradzane dzieła i tym powinniśmy się kierować w segregacji? Cóż, w jakiejś książce, nie wiem czy nie w Liście otwartym do królowej Wiktorii Anny Bojarskiej, znajdował się fragment brzmiący mniej więcej tak: ostatnio kupiłam same dzieła Noblistów więc nie mam co czytać... Trudno czasami nie przyznać temu racji. W końcu nie można przez cały czas czytać literatury z górnej półki, czasami chce się po prostu rozrywki i odprężenia i czy w tedy gdy sięgamy po tzw. czytadła powinniśmy odczuwać wstyd i zażenowanie?  W czym dzieło Noblisty jest lepsze od nie dzieła?
Otóż doszłam do wniosku, że nie ma gorszych książek. Nie ma książek napisanych przez prozokletów (to określenie, które wczoraj wprowadziła do mojego słownika Pani Maja z komentarzy), ani takich, które wstyd jest brać do ręki. Skoro książka została wydana i znalazła się na półkach księgarni, a z tych półek powędrowała do rąk czytelników to znaczy, że znajduje odbiorców. I czy to będzie romans czy dzieło filozoficzne nie ma najmniejszego znaczenia. Z tego wynika, że nie ma złych książek, są tylko różne gusta czytelnicze. Dobra książka to taka która zapada nam w serca, rozwija umysł, pomaga odpocząć i sprawia, że żałujemy, że się już skończyła. Czyli przewrotnie większość książek jest dobra, tyle tylko, że każdy musi znaleźć te, które dobre są akurat dla niego. Gdyby było inaczej na półkach w księgarniach nie byłoby lekkiej i przyjemnej literatury, bo przecież nikt nie wydawałby jej gdyby nie było na nią zapotrzebowania... Na koniec zacytuję przysłowie chińskie:  
Kiedy przeczytam nową książkę, to tak jakbym znalazł nowego przyjaciela, a gdy przeczytam książkę, którą już czytałem - to tak jakbym spotkał się ze starym przyjacielem.
Tak więc moi drodzy zdobywajmy nowych przyjaciół nie zapominając o starych i nie zastanawiając się czy pochodzą oni z wyższej klasy A czy może jednak z D, bo w końcu nie o to w tym wszystkim chodzi.

23 komentarze:

  1. Otóż to właśnie:) Skoro dana książka została wydana nakładem pewnego wydawnictwa, to znaczy, że coś musiała mieć w sobie, że ten wydawca postanowił wypuścić na rynek tę książkę. A to jak jest odbierana przez czytelnika to już jego sprawa, w końcu każdy ma swój gust, a jak wiadomo o gustach się nie dyskutuje:)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Z gustami literackimi jest po trosze jak z miłością, powiedział ktoś. Zdumiewa nas to, co inni wybierają.
    Od siebie dodam, że najważniejsze, w jaki sposób owo zdumienie wyrażamy :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeśli książkę przeczytam od okładki do okładki, niechętnie ją odkładając w przerwach na życie codzienne, jest to dobra książka.

    Nic mnie nie zmusi do "zmęczenia" książki kiepskiej, jak również okrzykniętej wybitną, która mnie znudzi. Howgh.

    OdpowiedzUsuń
  4. Po to chyba pożegnaliśmy już szkolne mury żeby nie musieć czytać niczego na siłę:)Swoją drogą to ogromne szczęście, że w pewnym momencie nikt nikogo nie przymusza do czytania określonych rzeczy. Chociaż znam osoby, które same sobie to robią i nudząc się śmiertelnie czytają tylko to co z tak zwanej górnej półki:)
    Pozdrawiam Kasiu.

    OdpowiedzUsuń
  5. Powtarzanie sobie, że nie ma złych książek, a jedynie zarozumiali czytelnicy jest widać potrzebne w pewnych kręgach pisarskich...
    Dobra literatura nie męczy - to myślenie męczy niektórych ludzi.

    Pozdrawiam "autorkę bestselerów".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A to komentarz do mnie czy do Kasi? Pozwolę sobie odpowiedzieć za nas obie: bestseler to książka, która sprzedaje się w dużym nakładzie, mamy to szczęście bycia autorkami bestselerów. A że nie każdy sobie może z tym poradzić, cóż... Smutne.

      Usuń
    2. Może tutaj właśnie leży Pani problem - skupienie się jedynie na szybkiej sprzedaży. Bo widzę, że tylko to zwróciło Pani uwagę w mojej wypowiedzi. Smutne, przyznaję.
      Z przyjemnością też podziwiam Pani krucjatę w internetowej wiosce. Do walki z własnymi czytelnikami potrzeba iście ułańskiej fantazji, ale jak strzelać sobie w stopę, to z rozmachem. Proszę o więcej :-)

      Usuń
    3. z pani wypowiedzi bije ogromna nieznajomość rzeczy. Ja się na niczym nie skupiam, za mnie robi to wydawnictwo. Poza tym nie o mnie chodzi w tym poście więc może jednak trzymajmy się tematu.

      Usuń
  6. Pani Magdaleno, naprawdę uważa Pani, że nie ma złych książek i to, że ktoś wydał, kupił i przeczytał stanowi o ich jakości i wartości?

    Czy, jeżeli brakuje złych książek, bo wszystkie są w jakimś sensie dobre, to czy nie tracimy przeciwwagi? Jak definiujemy - ogólnie - nie tylko te dobre, ale i bardzo dobre czy arcydzieła?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Raczej o to, że nie to dobre co jest dobre ale co się komu podoba. A że gusta mamy rożne, to zwykle każdy gatunek znajdzie swoich wielbicieli. To, że ostatnimi czasy czytałam np. Kawior i popiół (czyli pozycję zaliczaną do trudniejszych), a teraz czytam Biała Wilczycę (czytadło)nie znaczy, że któraś z tych książek jest gorsza. Obie sprawiają mi przyjemność i o to właśnie chodziło w mojej wypowiedzi.
      Oczywiście wśród czytanych książek zwykle znajdą się takie, które nie wzbudzą w nas entuzjazmu, ale można być prawie pewnym, że kto inny będzie nimi zachwycony.

      Usuń
    2. Hm... Ale jednak są takie książki, które trafiają do tego, co ogół widzi za kanon (niekoniecznie szkolny). Wykazują wiec coś więcej niż przyjemność czytania. Bo jeżeli będziemy patrzeć tylko na to, to faktycznie, mało która będzie naprawdę zła, przeważnie znajdzie się ktoś, komu się chociaż spodoba.
      Jednakże książki to nie tylko przyjemność z czytania (którą można mieć nawet przy wg mnie mocno przeciętnej książce), to pewne walory dotyczące treści, przekazu, wartości, języka, stylu, nawiązań kulturowych i masy innych rzeczy. To wszystko razem stanowi wg mnie o tym, czy książka jest zła, przeciętna, dobra czy wyśmienita. Bo owszem, czytając przeciętną książkę, która tylko powiela utarty i wyświechtany schemat, ale jest np. zabawna i ma przyjemnych bohaterów, będę odczuwała przyjemność z lektury, ale to wszystko. Nie zostanie ona ze mną nawet na miesiące, a co tu mówić o latach. Nie będzie miała na mnie wpływu, nie zmieni mego światopoglądu etc. W tym wszystkim ja widzę różnice między książkami, niezależnie od kategorii. Bo są naprawdę wyśmienite czytadła, marne klasyki i durne kryminały. I na odwrót ;)
      Właśnie dlatego nigdy nie ośmieliłabym się porównywać książek, które wg mnie są w różnych kategoriach.
      No i jeszcze inny aspekt. To, co zachwycało mnie, gdy czytałam wszystko, jak leci i bezrefleksyjnie jakoś nijak się ma do tego, co zachwyca mnie teraz i co będzie mnie zachwycało za lat dziesięć. To, że większość książek znajdzie sobie kogoś, kto będzie odczuwał przyjemność w trakcie lektury nie jest dla mnie wymiernym argumentem. Bo trzymając się tylko powiedzenia de gustibus... uniemożliwiamy wprowadzenie pewnej wspólnej platformy dyskutowania o książkach i - nie bójmy sie tego słowa - wartościowania ich w ramach pewnych kategorii czy gatunków. Więc jak tu dyskutować o literaturze w ogóle jeżeli mamy się trzymać tylko wersji, że "każda potwora znajdzie swego amatora" (jak to mawiali moi dziadkowie, wprawdzie odnośnie dziewcząt i chłopców, ale pasuje to powiedzenie i tutaj).

      Ufff... Ależ się rozpisałam. Czas pójść spać, rano do pracy. Dobranoc.

      Usuń
    3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    4. Właściwie z tej strony ma Pani rację. Ale ja osobiście jestem przeciwna dzieleniu książek na kategorie. Jest to istotne w przypadku krytyków. Ja na całe szczęście jestem zwyczajnym czytelnikiem i czytam to co mi w ręce wpadnie i oko przyciągnie. Ale zgadzam się w 100%, że wraz z wiekiem gusta się zmieniają i dotyczy to również czytelniczych upodobań.
      A teraz nawiązując do Państwa dyskusji "Co na to Autorzy" to to dopiero jest nagonka! Ja ze swoim wpisem od którego się wszystko zaczęło jestem przy was mały Pikuś. To tak ogólnie, nie do Pani konkretnie.

      Usuń
    5. Tak, książki będziemy kategoryzować, tak jak to robimy z wszystkim. Jak inaczej możemy je porównywać? Mam porównywać fantasy do dramatu, a kryminał do książki satyrycznej? Porównywać możemy tylko w pewnych kategoriach, nawiązywać w większości też, więc kategoryzowanie nie zniknie, mało tego - raczej nie powinno. Chciałaby Pani, żeby ktoś porównywał "Sezon na cuda" z nie wiem... Sieniewiczem lub Martinem? To chyba byłoby śmieszne. A już można robić dyskusję o Pani książkach, nie wiem, książkach Grocholi, Szwai etc. Mają na tyle dużo punktów stycznych, że można o nich dyskustować pod podobnym hasłem. To właściwie tyle.

      Rozumiem, że nie do mnie, bo się tam nie wypowiadałam, jak zapewne Pani zauważyła ;)

      A co do dyskusji. Tak, jak ulało się autorom dobrych kilka razy na FB, tak teraz ulało się blogującym czytelnikom. Według mnie - o czym piszę ciągle i w kółko - nakładane są na nich zbyt duże wymagania. Przecież z krytyką literacką nie mają nic wspólnego, a tak są widzeni - czy chcą, czy nie. A potem - jak są tak traktowani, jak w niektóych opowieściach (ha, jak widać, nie tylko autorzy są biedni i wyzywani personalnie!), to co się dziwić? Ma autor prawo do reakcji, tak samo ma bloger.
      Jak tak dalej pójdzie, to niestety, ale te dwie grupy w dużej części będą się unikać - część polskich autorów i część blogujących czytelników. A to chyba nie o to chodzi. Ale o tym było już tyle dyskusji, że ja już zamilknę, piszę ostatnio to samo ;)

      Aaaa... I lecę do pracy, kurczę, późno!!!

      Usuń
    6. Niby tak, ale ważne jest żeby widzieć różnicę. Nie zaatakowałam blogerów - ogólnie. Zwróciłam jedynie uwagę na to co mi się nie podoba. Prowadząc bloga, pisząc komentarze zostawiamy po sobie trwały ślad, ważne jest (z mojego punktu widzenia) by był to ślad kulturalny, bez jadowitych podtekstów.

      Usuń
    7. A i jeszcze jedno. Nie gatunki książek miałam na myśli. Tylko dzielenie książek na A, B, C, D - czyli od tych najsłabszych do najgorszych. To, jak już zauważyła jedna pani, bardziej pasuje do wielkości jaj w sklepie niż do książek. A trzymając się kurzych porównań osobiście preferuję literaturę z wolnego wybiegu:)

      Usuń
  7. Ach, dopiero widzę, że Pani miała na myśli inną dyskusję, i ja inną. W tej, o której Pani pisze brałam udział jako - przeważnie - zdumiony opowieściami czytacz.

    Tak, prowadząc bloga zostawiamy ślad. Tak samo, jak komentując, pisząc na FB etc. I jedni, i drudzy. O to mi tylko chodzi - są chamscy i niewychowani blogerzy, ale też i niektórzy autorzy reagują tak samo. A czasami wręcz gorzej. I jedni, i drudzy wystawiają sobie świadectwo.
    O jednym tylko trzeba pamiętać - to małe i dosyć solidarne środowisko. Wieści o atakach personalnych bardzo łatwo i szybko się rozpowszechniają. A nie zapominajmy - i to są czytelnicy książek ;) Więc jak autor personalnie atakuje blogera, i to np. przesadnie (jak to miało miejsce u Kreatywy czy Pabla), to reakcje będą szybkie i bezlitosne ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. A, jeszcze tylko jedno i uciekam. Dlaczego mielibyśmy nie oceniach książek, jeżeli faktycznie bywają bardzo dobre i bardzo kiepskie? Dlaczego możemy oceniać, że sztuka w teatrze była źle zrobiona, koncert fałszywie zagrany, posiłek niestrawny, a nie mamy oceniać książek? Jeżeli wszystkie książki są dobre, to to samo można przełożyć na każdy aspekt życiowy i co wtedy?

    Porównanie do wielkości jajek jest moim zdaniem nietrafione. Gdyby chodziło o objętość książek, to ok, byłoby. Ale nie można dyskutować o jakości książek i wielkości jajek, bo to dwa różne poziomy.

    Swoją drogą, to jest to ciekawe zjawisko, które pojawiło się dopiero niedawno. Chodzi mi o to dążenie właśnie do uznawania, że książka to świętość i jak już jest wydana, to jest dobra, bo ktoś ją kupił i przeczytał. A może i części osób sprawiła przyjemność. Bardzo interesujące zjawisko.

    Ok, ale to już był mój ostatni post, bo czasu nie mam, oj nie mam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ta dyskusja zaczyna robić się megalityczna! A najgorsze, że rozmawiamy niby o tym samym, ale choroba dogadać się nie możemy. To może ja od innej strony. Można oczywiście wszystko zdefiniować, skatalogować i przyporządkować. Ale czy nie uważa Pani, że to subiektywne? I o to mi właśnie chodzi. Krytykujmy, oceniajmy i miejmy własne zdanie. Jeżeli ktoś kocha Prusa niech go wielbi bezkrytycznie (ja nawiasem mówiąc kocham:)), ale jeżeli ktoś chce czytać powiedzmy ja wiem, Nore Roberts i w takich książkach się odnajduje niech czyta i kocha ją nad życie i stawia na własnej półeczce do wielbienia. Myślę, że w każdym czytającym domu są takie właśnie ulubione półeczki. I na każdej z nich znajdziemy inne książki, które dla jednych są wartościowe a dla innych mniej. A tak a propos cenię pani wypowiedzi bo są rzeczowe i mają celne argumenty.
      Pozdrawiam.

      Usuń
    2. Ależ ja nie bronię nikomu niczego lubić. Sama lubię różności :) Jedyne twierdzę, że uniwersalnie rzecz biorąc są książki o różnym poziomie, i te dobre, i te średnie, i te złe. A jak one są widziane przez jednostki, to już inna sprawa.

      No, to teraz zakończę dyskusję definitywnie, lecę robić stronę promocyjną.

      Usuń
  9. Siedza w archiwum dwie mysz,jeda tasme filmawa:) Nagle jedna mowi do drugiej- no i jak ci ten flm? Nioezly, ale ksiażka byla lepsza:)
    Pozdrawiam Pani Magdo:)

    OdpowiedzUsuń