Właśnie. Ale mam nadzieję, że tak samo jak ojciec wybaczył marnotrawnemu synowi tak i wy wybaczycie mi tę przydługa nieobecność. Nie było mnie, bo po pierwsze: wyjechałam na kilka dni, po drugie okazało się, że coś nam się porobiło z komputerami (nie wiem co, jakiś wirus, który przyblokował to i owo) i nie mogłam korzystać ani z fb, ani z poczty, ani ogólnie z niczego. A gdy już zrobiono z tym porządek okazało się, że brakuje mi części adresów mejlowych. Ale powoli udało mi się to jakoś ogarnąć. Natomiast przerażające było dla mnie odkrycie, że trudno jest mi żyć bez internetu. Beż bloga, facebooka, ludzi z którymi na co dzień piszę. Ani chybi stałam się człowiekiem internetowym:).
Na wyjeździe natomiast było cudnie. Nie zamierzam tutaj opisywać szczegółowo co robiliśmy, ale nie mogę oprzeć się pokusie żeby nie napisać o miejscu, w którym się zatrzymaliśmy. Już sama nazwa - Orzechowy Dworek - była obiecująca. Znalazłam ogłoszenie dość nietypowo, bo rozglądałam się w necie za noclegami na Polesiu, a tu nagle wyskoczył mi ten dom (zdjęcie obok) i z miejsca przykuł moją uwagę. Okazało się, że z Polesiem ma niewiele wspólnego, bo jest na Żuławach Wiślanych, blisko Mikoszewa, do którego co roku jeździmy na bursztynowe polowanie. Właśnie nie wiem czy wiecie, ale właśnie w Mikoszewie jest plaża, po której idąc można po prostu zbierać bursztyny. Może z dzikimi plażami z piosenki, którą śpiewa Irena Santor, niewiele ta z Mikoszewa ma wspólnego, ale bursztyny na niej są:) Oczywiście są to raczej drobiazgi bursztynowe, większe sztuki zdarzają się z rzadka, ale i tak jest pełno amatorów bursztynowych maleństw. W każdym razie uznałam, że to musi być znak i że skoro ogłoszenie wpadło mi w ręce (albo raczej w oczy) coś w tym musi być. I jak się okazało rzeczywiście było. Są miejsca, które się odwiedza i natychmiast po wyjeździe o nich zapomina. Są i takie do których nie chce się wracać i w końcu takie, z których nie chce się wyjeżdżać i na zawsze zapadają głęboko w serca i w pamięć. Orzechowy Dworek niewątpliwie należy do tej ostatniej kategorii. Jest tam swojsko, domowo i dobrze. Osobiście nie mieszkaliśmy w głównym domu tylko w starym spichlerzu przerobionym na potrzeby gości (na zdjęciu jego cudne okna, przez które wygląda koleżanka mojej córy). Na piętro wchodziło się po skrzypiących schodach, których dźwięk był jakiś taki uspokajający, z okien naszego pokoju widać było stary omszały daszek werandki. Podwórko orzechowego dworku pełne jest zakamarków, w których można się zaszyć. Mnóstwo tam altanek, altaneczek, rozwieszonych hamaków, stołów z ławami. Jest miejsce na ognisko, które wieczorami rozpala Janusz - gospodarz Orzechowego Dworku i razem z żoną Halinką podejmują przy nim gości. Zresztą osobiście już po pierwszym wieczorze nie czułam się tam jak gość tylko raczej jak swój. Z tęsknotą wspominam przepyszne wino agrestowe własnej produkcji Janusza, które wieczorami popijaliśmy przy ognisku, opowieści gospodarzy i atmosferę przepełnioną rodzinnością i spokojem. Tak samo jak już zdążyłam się stęsknić za porannymi kawami pitymi na podwórku pod bacznym okiem bociana siedzącego na gnieździe, bo nawet bociany w tym czarownym miejscu są i dostojnie siedzą na gnieździe. Mnie osobiście zachwyciły, może dlatego, że jestem na co dzień mieszczuchem i po raz pierwszy miałam okazję słuchać bocianiego klekotu. Tak więc moi drodzy jeżeli szukacie szczególnego miejsca skąd blisko do morza, do Malborka i Trójmiasta polecam wam z całego serca Orzechowy Dworek. Pięknie, domowo urokliwie i za sprawą gospodarzy rodzinnie. Czasami nawet trochę strasznie, bo z domem związane są historie o duchach i innych zjawiskach, ale tych zdradzać nie będę, zostawię możliwość opowiadania ich Januszowi:) A na koniec zdjęcie bocianiego gniazda:)
No i powiedźcie sami: jak tu nie tęsknić?
A korzystając z okazji pozdrawiam również Kasię i Wojtka, których poznaliśmy w Orzechowym Dworku i z którymi przemile spędzało się poranki i wieczory:)
ale piękne miejsce w sam raz na umieszczenie akcji książki, chyba zgodzisz się ze mną? pozazdrościć ciszy i spokoju :)
OdpowiedzUsuńMagduś ty mi proszę powiedz kiedy można oczekiwać kolejnej pozycji na półkach księgarskich bo klientki już się dopytują? miłego słonecznego dnia i ślę pozdrowienia z południa ;)
Zgadzam się w całej rozciągłości, miejsce działające na wyobraźnię:) Jest tam jeszcze krąg grabów, ponoć magiczny:) Coś tam mi chodzi po głowie żeby wykorzystać z tego bogactwa co nieco do kolejnej książki. A z kolejną pozycją to jeszcze troszkę cierpliwości, mam nadzieję, że już niedługo.
UsuńOrzechowy Dworek to jest miejsce magiczne, rzeczywiście. I nadaje się jak najbardziej na scenerię powieści, zwłaszcza takiej, w której pojawia się tajemnica. Park z huśtawką, na której buja się dziewczę z rozwianymi włosami i sukienką powiewającą przy każdym ruchu huśtawki, staw z łódką i łąki pełne kwiatów. No i 150 innych cudnych elementów, o których nie sposób zapomnieć. Ech, już chcę tam wrócić :) To co, spotykamy się tam znów na początku lata? Pozdrawiam również, Kasia.
OdpowiedzUsuńTo miejsce czaruje i uzależnia. Widzę, że podziałało na Ciebie tak samo:) Początek lata brzmi bardzo kusząco, będziemy się zmawiać:)
UsuńUrocze miejsce, do którego pewnie z przyjemnością się powraca :) Lubię agro właśnie za ten klimat, który w większości gospodarstw panuje :) Tego nie znajdzie się w hotelach czy pensjonatach :)
OdpowiedzUsuńOj tak:) Hotele są jakby... Bezduszne, bezosobowe, a domy to domy, jednych lubią innych nie. Stanowczo wolę takie swojskie klimaty:)
Usuń