środa, 1 sierpnia 2012

Przeprowadzka plus odrobina historii

Kochani moi uprzejmie donoszę, że jestem wykończona. Mam jęzor wywieszony do pasa i ledwo dycham. Przyczyną tak żałosnego stanu jest przeprowadzka. Spadła na nas znienacka, właściwie okazało się z dnia na dzień, że będziemy zmieniać lokum (jeszcze nie mamy swojego własnego, ale mamy chytry plan przeniesienia się w końcu w nasze ukochane Sudety, ale to dopiero za rok, jak wszystko dobrze pójdzie). Tymczasem pakuje pudła, pudełka, pudełeczka i jestem przerażona ilością rzeczy jakie udało nam się zgromadzić. Poza tym właśnie w tym momencie całą sobą odczuwam ogrom naszej miłości do książek. I to w sensie dosłownym. Spakowanie tego całego papierowego dobra, starganie tego na dół, wpakowanie do auta, a potem wtransportowanie na czwarte piętro, do nowego domu, da się odczuć. Szczególnie w kościach. O takim drobiazgu jak brak miejsca nie warto nawet wspominać. W obecnym mieszkaniu jakoś udało mi się poutykać nasze knigi. Wprawdzie były wszędzie, nawet pod łóżkiem, ale miały swoje miejsce. Teraz na nowo czeka mnie kombinowanie gdzie i jak poukładać, powtykać, powciskać. Dodatkowo metraż nam się zmniejszył, co sprawy nie ułatwia. Ale co nas nie złamie to nas wzmocni więc zapewne w końcu uporam się z tym całym bałaganem i po skończeniu przeprowadzki będę wyglądać niczym umięśniona młoda (no może prawie młoda:)) bogini. I to wszystko dzięki książkom! Tak czy inaczej trzymajcie za mnie kciuki, bo musimy wyrobić się do 9 sierpnia czyli czasu mamy niewiele. To tyle jeżeli chodzi o sprawy osobiste.
Chociaż właściwie to o czym teraz chcę napisać osobiste jest również mimo, że dotyczy rocznicy Powstania Warszawskiego. Bo dla mnie ta rocznica to przede wszystkim opowieść mojej babci. Nie o Powstaniu bynajmniej, ale zwykle własnie 1 sierpnia nachodziło ją na wojenne wspominki. Babcia nie brała udziału w Powstaniu, ale może dlatego, że właśnie 1 sierpnia dużo się o wojnie mówiło można było namówić ją na opowieści. I własnie któregoś razu opowiedziała mi o swojej wielkiej miłości. Ten kto czytał Sezon na cuda może pamięta historie Leontyny, której chłopiec zginął już po akcji, trafiony odłamkiem? To własnie historia mojej babci i jej chłopca. Tyle tylko, że moja babcia nie zmieniła imienia i nie usiłowała zginąć podczas powstania. Została natomiast wydana za mąż wbrew swojej woli, bo mężatki rzadziej zabierano na roboty. Z czasem dogadała się z moim dziadkiem, a nawet go pokochała, ale błysk w oczach z jakim opowiadała o tamtym pierwszym sprawiał, że młodniała w oczach. Napisałam o tym, bo zawsze pierwszego sierpnia myślę o niej i o nim, o wojnie, która przekreśliła tak wiele potencjalnych miłości i o tych młodych ludziach, którzy zginęli za to w co wierzyli - za nas. Co roku też drażni mnie dyskusja o Powstaniu. Było potrzebne, czy nie było? Słuszna decyzja czy nie słuszna? Jakie to ma teraz znaczenie? Moim zdaniem żadnego. Może dlatego tak na to patrzę, że nie jestem historykiem i nie mi to oceniać. Ale jako zwykły człowiek uważam, że o tamtych ludziach po prostu powinno się pamiętać i nie pozwolić by zapomniały o nich kolejne pokolenia. A na zakończenie wiersz Juliana Tuwima, który moim zdaniem oddaje wszystko co o wojnie można powiedzieć:


Do prostego człowieka

Gdy znów do murów klajstrem świeżym
Przylepiać zaczną obwieszczenia,
Gdy "do ludności", "do żołnierzy"
Na alarm czarny druk uderzy
I byle drab, i byle szczeniak
W odwieczne kłamstwo ich uwierzy,
Że trzeba iść i z armat walić,
Mordować, grabić, truć i palić;
Gdy zaczną na tysięczną modłę
Ojczyznę szarpać deklinacją
I łudzić kolorowym godłem,
I judzić "historyczną racją",
O piędzi, chwale i rubieży,
O ojcach, dziadach i sztandarach,
O bohaterach i ofiarach;
Gdy wyjdzie biskup, pastor, rabin
Pobłogosławić twój karabin,
Bo mu sam Pan Bóg szepnął z nieba,
Że za ojczyznę - bić się trzeba;
Kiedy rozścierwi się, rozchami
Wrzask liter pierwszych stron dzienników,
A stado dzikich bab - kwiatami
Obrzucać zacznie "żołnierzyków". -
- O, przyjacielu nieuczony,
Mój bliźni z tej czy innej ziemi!
Wiedz, że na trwogę biją w dzwony
Króle z pannami brzuchatemi;
Wiedz, że to bujda, granda zwykła,
Gdy ci wołają: "Broń na ramię!",
Że im gdzieś nafta z ziemi sikła
I obrodziła dolarami;
Że coś im w bankach nie sztymuje,
Że gdzieś zwęszyli kasy pełne
Lub upatrzyły tłuste szuje
Cło jakieś grubsze na bawełnę.
Rżnij karabinem w bruk ulicy!
Twoja jest krew, a ich jest nafta!
I od stolicy do stolicy
Zawołaj broniąc swej krwawicy:
"Bujać - to my, panowie szlachta!"



Chciałam jeszcze wstawić link do piosenki: miłość do panny przedwojennej, ale nie mogę znaleźć. Jeżeli będziecie mieli okazje przesłuchajcie! Śpiewa ją Magda Umer, a piosenka jest piękna, chwyta za serce i biorąc pod uwagę dzisiejszą datę pasuje idealnie.

16 komentarzy:

  1. Zgadzam się z Panią. Teraz nie ma się za grosz miłości do historii własnego kraju. Każdy chce oceniać, rozkładać na czynniki pierwsze, a może nawet "wypłynąć" przy takiej dyskusji, ale czy on sam w takiej sytuacji potrafiłby się odnaleźć czy raczej nie znalazłby w sobie choć odrobiny miłości do ojczyzny, by poświęcić życie.
    Za dużo polityki... Kraj nasz jest jaki jest dzięki naszym przodkom. Roztrząsanie czy powstanie miało sens czy go nie miało, nie ma 'sensu'.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo łatwo jest mówić, oceniać gdy wszystko już się zdarzyło. Faktem jest, że nigdy nie dowiemy się, jak byśmy my zachowali się w takich a nie innych okolicznościach. Możemy tylko przypuszczać. I tym bardziej nikt nie powinien wydawać werdyktów, teraz siedząc na wygodnej kanapie i korzystając z tego za co właśnie wtedy ci ludzie oddali życie.

      Usuń
  2. co do pierwszej sprawy, wynika z tego, że książki kształtują nie tylko naszą osobowość, ale i sylwetkę;-D
    życzę Ci Magdo kochana, żeby w tym wymarzonym domku w Sudetach miała swój magiczny kącik, od góry do dołu książkami ozdobiony, a w nim wygodny fotel gdzie będziesz mogła odpływać w krainy książkowych opowieści. Ja marzę o takim właśnie miejscu więc i tobie takiego życzę;-)
    co do Powstanie, zgadzam się z Tobą w całej rozciągłości.
    Ja się obawiam tylko jednego, że gdy już odejdą na wieczną służbę pokolenia które były światkami tych wydarzeń, pamięć o tamtych czasach zacznie blednąć. I ja wiem, że w nas, w następnych pokoleniach jest obowiązek żeby się tak nie stało, ale co będzie gdy i nas zabraknie???
    czy za 50 czy 70 lat będzie żył jeszcze ktoś kto z łzą wzruszenia będzie śpiewał o warszawskich dzieciach które poszły w bój, czy tez o makach na Monte Cassino w polskiej krwi skąpanych???
    ja wierzę mocno że goniący świat będzie w stanie zwolnić swój bieg na wspomnienie naszej przeszłości, bez której przyszłość byłaby niemożliwa;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Basiu dziękuję za życzenia,, oby obu nam się spełniło i żebyśmy mogły zasiąść w tym naszym fotelu:) Chwilowo o siedzeniu mogę tylko pomarzyć. Nawet na niewygodnym krześle:) Nadal kształtuje swoją sylwetkę:) O Powstaniu napisałam niżej, tutaj tylko powiem, że pięknie to ujęłaś: "wierzę mocno że goniący świat będzie w stanie zwolnić swój bieg na wspomnienie naszej przeszłości, bez której przyszłość byłaby niemożliwa;-)". Pięknie i prawdziwie!

      Usuń
  3. Przeprowadzka... Życzę dużo wytrwałości!
    Co do Powstania, jakoś tak się złożyło, że od zawsze mieszkam w Warszawie i lubię historię. Z tego połączenia wychodzi wielka fascynacja Powstaniem, ale i całą wojną. Myślę, że właśnie pamięć jest najważniejsza. Ci ludzie oddali życie za nas wszystkich. Niesamowity etos pokolenia Kolumbów. Zazdroszczę opowieści Pani Babci. Bo niestety moi bliscy, którzy mogliby mi opowiedzieć wiele ciekawego o wojnie, nie żyją... Szkoda, bo to niesamowita okazja, aby porozmawiać z żyjącym świadkiem historii.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A może... Mam pewne plany na wrzesień, w tych planach również nawiązanie kontaktów z ludźmi, którzy jeszcze pamiętają. Może byśmy mogły się wtedy spotkać i razem posłuchać:)

      Usuń
    2. Bardzo chętnie. Ale tak sobie teraz myślę... Skoro Pani tak świetnie pisze ( przynajmniej według mnie ), to może pokusiłaby się Pani o książkę właśnie ze wspomnieniami wojny? Ja osobiście, pochłaniam takie lektury, bo są dla mnie źródłem wiedzy, ale i świadectwa dawnych lat. Bardzo chętnie przeczytałabym taką lekturę Pani pióra ;) Pozdrawiam!

      Usuń
  4. Dzięki, Magduś, że poruszyłaś temat Powstania (i to pisanego wielką literą), ja dopiero go poruszę w całej grubej powieści, ale nie o tym chciałam, chciałam powiedzieć, że znam osobiście kilku Powstańców (choć coraz mnie ich zostało przy życiu) i to z batalionu, który przez 63 dni był na pierwszej linii i poniósł największe straty i wiem jedno: Oni nie zastanawiali się - iść, czy nie iść, walczyć, czy nie, uda się, czy nie uda. Oni po prostu MUSIELI to zrobić. I nie tylko z miłości do Ojczyzny, a dlatego, że chcieli być wolni po 5 latach niewoli na własnych warunkach, i chcieli tę Wolność (bardzo mało obecnie cenioną w zniewolonych przez media społeczeństwach) wywalczyć sobie własnymi rękami.
    Moja znajoma Powstańczyni opowiadając o tamtych czasach tylko raz się wzruszyła do łez - nie mówiąc o śmierci przyjaciół, a właśnie o pragnieniu wolności i jej przeżywaniu.
    I to jest odpowiedź na wszelkie dywagacje.
    A ci, co nazywają Powstańców bandytami powinni być ścigani prawem. Lecz co to za prawo w tym dziwnym kraju...

    PS. Basiu, ja ostatnio mojemu 1,5 rocznemu synkowi śpiewałam właśnie Warszawskie dzieci. On za te 50-70 lat będzie pamiętał. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. to bardzo cieszy Kasiu;-)
      I mam nadzieję, że takich mam i tatusiów już od najmłodszych lat uczących swoje pociechy miłości do ojczyzny, w takich prostych sprawach jak choćby piosenka jest więcej;-)
      a co do Powstańców jeszcze, aż strach pomyśleć gdyby tak zaczęli te 68 lat temu kalkulować, czy się im walka opłaci kto wie w jakim języku było by nam pisać komentarze na tym blogu.....

      Usuń
    2. Gdyby takie kalkulacje były prawdopodobnie w ogóle by tego bloga nie było. Swoją drogą to moje dzieci też śpiewają Pałacyk Michla i Warszawskie dzieci. Córka jest aktywną harcerką i tak naprawdę sporo jest młodych, którzy pamiętają. U nas, w Otwocku w rocznicę Powstania zbiera się grupa kolegów i koleżanek Zuzy (córki) i jadą na Powązki. Tak zwyczajnie, sami bez przymusu i trucia ze strony dorosłych. Jestem pewna, że ich dzieci też w przyszłości będą pamiętać:) Kochane myślę, że pamięć o ważnych wydarzeniach jest w dobrych rękach.

      PS. Kasiu mamy w planach podobną temat książki:)

      Usuń
  5. W mojej rodzinie również kultywuje się pamięć o ważnych wydarzeniach z przeszłości. Moich 2 pradziadków brało udział w powstaniu wielkopolskim, a kolejny pradziadek został rozstrzelany przez hitlerowców pod Kutnem we wrześniu 1939 roku.
    Poza tym w Rożnowie, mojej miejscowości pamiętamy o 12 tys. pomordowanych z czasów II wojny światowej z Rożnowic. Od dziecka wpajano nam dumę z tego, iż pochodzimy z takiej miejscowości, w której na świat przyszli: Mikołaj Skrzetuski (pierwowzór Jana Skrzetuskiego z Ogniem i mieczem) oraz Włodzimierz Bonawentura Krzyżanowski I gubernator Alaski oraz najbliższy kuzyn Fryderyka Chopina. W Rożnowie też zmarł Franciszek Mickiewicz, starszy brat Adama.
    Pamięć o historii małej ojczyzny jest bardzo ważna, podobnie jak wiedza o przeszłości całego kraju, ponieważ po części stanowi o tym, kim jesteśmy.

    W tym roku byłam w Muzeum Powstania Warszawskiego i jestem nim zafascynowana.

    Pozdrawiam
    Magdalena

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znaczy, że jest nas dużo! I że nie rzucim ziemi skąd nasz ród! A a o tym, że pierwowzór Jana Skrzetuskiego pochodził z Rożnowic nie wiedziałam. Dziękuję za informację! Muzeum Powstania robi wrażenie. Niesamowite jest to, że nie tylko na starszych, ale i młodsi wychodzą stamtąd bynajmniej nie znudzeni. Nawet mój pięciolatek nawet przez moment tam nie marudził i wyszedł zafascynowany.

      Usuń
  6. Mikołaj Skrzetuski pochodził z Rożnowa! Rożnowice znajdują się 2 kilometry dalej.

    Pozdrawiam
    Magdalena

    OdpowiedzUsuń
  7. A, znów coś przekręciłam:)Dzięki:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Dokładnie rok temu byłam w podobnej sytuacji. Okazało się, że prawie z dnia na dzień musieliśmy opuścić nasze dotychczasowe gniazdko. W tempie ekspresowym zdecydowaliśmy się na przeprowadzkę do innego miasta. Na same przenosiny mieliśmy dwa dni. Same moje książki i papiery to kilka kursów dużym autem:) A do tego byłam kilka dni przed obroną pracy magisterskiej:) Oj działo się, dlatego serdecznie współczuję i życzę szybkiej stabilizacji przeprowadzkowej:)Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie to było prawdziwe wyzwanie. Na całe szczęście prawie już się ogarnęliśmy i nawet wyjechać na urlop nam się udało z zaledwie jednodniowym opóźnieniem. chociaż po powrocie czeka mnie ogarnięcie bałaganu który mi został, ale przynajmniej większość rzeczy jest już na miejscu:)

      Usuń