W ramach tego, że dziś pierwszy prawdziwy dzień szkoły z lekcjami i dzwonkami czyli koniec laby ja z pełną premedytacją do laby wracam:) W końcu to najlepsza pora żeby powspominać urlop, tym bardziej, że obiecałam Basi, że wstawię krasnoludkowe zdjęcia. A więc na początku powiem, że chętnie wyjechałabym na urlop po raz drugi. I to najchętniej natychmiast. Nawet gdybym miała robić dokładnie to samo co już robiłam. A robiłam sporo. Po pierwsze dziwiłam się i to porządnie. Zdziwienie dotyczyło mojego własnego dziecka. Młodszego. Bo do tego roku mój syn podróżował w górach w specjalnym nosidle, które ofiarnie dźwigał na plecach mój mąż. W tym roku nosidło zostało też wzięte, ale okazało się, że a) Tysiek nieco wyrósł i trochę mu ciasnawo, b) Tysiek nieco wyrósł i Kuba ledwo taszczył go z góry o drugim wariancie - pod górę nie wspominając. Te dwa punkty wystarczyły do podjęcia decyzji, że Tymek chciał nie chciał podróżuje na własnych nogach. Chrzest bojowy otrzymał wchodząc na górę Anny w Nowej Rudzie. Poszliśmy tam zobaczyć co dzieje się z pensjonatem Góra Anny. Pierwszy raz trafiliśmy do niego parę lat temu, jeszcze przed urodzeniem Tymka. Pojechaliśmy wtedy na nasze pierwsze samodzielne (czytaj bez córki) wakacje. Niestety nieco zbyt optymistycznie założyliśmy, że będą to wczasy wędrowne. Byłam wtedy tuż po dość przykrym zabiegu i teraz już wiem, że powinnam raczej wybrać opcję leżę na leżaku i dochodzę do siebie. Wtedy wydawało mi się, że co nie dam rady, jak dam! Nie dałam. Wysiadłam już pierwszego dnia gdy szliśmy na piechotę, z plecakami z Kamieńca Ząbkowickiego do Srebrnej Góry. Swoją drogą cieszę, że mam manię wracania w stare miejsca, bo dzięki temu byłam w Pałacu w Kamieńcu dwa razy, a w zeszłym roku był zamknięty na głucho. Zmarł jego dzierżawca i teraz nie wiadomo co z pałacem będzie się działo. Sporo w nim już zrobiono, byłoby żal gdyby to wszystko poszło na marne. Ale wracając do tematu, ze Srebrnej Góry dostaliśmy się do Nowej Rudy i okazało się, że nigdzie nie możemy znaleźć noclegu. Jedynie w Pensjonacie Góra Anny był wolny dwuosobowy pokój na jedna noc. Chciał nie chciał wzięliśmy. Nie chciał, bo pensjonat leżał na uboczu i trzeba było iść do niego pod górę, a ja czułam się jakbym za chwilę miała paść i nie wstać. Wyglądać też musiałam podobnie, bo jak doszliśmy pani która powitała nas w wejściu załamała ręce, usadziła nas za stołem i pobiegła po wodę do picia. I to był właśnie początek miłości od pierwszego wejrzenia do tego miejsca. Pensjonat był śliczny, miał duszę i coś co powodowało, że nie chciało się stamtąd wyjeżdżać. Czuło się w nim czas. Wybudowany został jeszcze przed pierwszą wojną światową w 1903 roku, mieściło się w nim Schronisko "Chata Anna" na szczycie Góry św. Anny. Pensjonat
służył turystom zwiedzającym Góry Sowie jak i pielgrzymom przybywającym
do kaplicy św. Anny. W internecie znalazłam stare zdjęcia tego miejsca:
|
Zdjęcie pochodzi z tej strony: http://wroclaw.hydral.com.pl/photo.action?view=&id=729273 |
|
Zdjęcie pochodzi z tej strony: http://wroclaw.hydral.com.pl/photo.action?view=&id=729273 |
Gdy nocowaliśmy parę lat temu pensjonat wyglądał tak:
Teraz niestety niewiele pozostało z jego świetności. Miejsce świeci pustkami, niszczeje i zarasta. Z tego co udało nam się dowiedzieć (nie są to sprawdzone informację, ot tak podpytaliśmy po prostu ludzi) pensjonatzostał zamknięty, bo w grę wchodziły jakieś sprawy spadkowe. Podobno spadkobiercy nie mogą się dogadać, budynek popada w ruinę a z nim niknie szmat historii. Jeżeli kiedykolwiek uda mi się wygrać w totka Pensjonat Góra Anny jest na mojej liście miejsc do uratowania.
|
Pensjonat zarasta, już ledwo go widać:( |
No tak, lekko odbiegłam od tematu a miało być o Tyśku.Tymoteusz na Górę Anny wszedł bez zbytniego marudzenia. To nam dało nadzieję, że jednak da się z małym chodzić. I dało się! I to jak. Tymek - uwaga będę się chwalić dzieckiem - sam wszedł na Śnieżkę i w dużej części sam z niej zszedł, zdobył Łabski szczyt i podszedł pod same Śnieżne Kotły, Zobaczył wodospad Szklarki i Kamieńczyk, był na kamieniu Chybotku, obszedł kolorowe jeziorka, zwiedził świeżo otwarte podziemia Arado w Kamiennej Górze. Nie były to pierwsze podziemia w których byliśmy, ale te zwiedzało się z małym rewelacyjnie. Może dlatego, że forma jaką przyjęli przewodnicy polega w dużej części na zabawie. Przewodnik udaje, że jest tajnym agentem i oprowadza zwiedzających. W międzyczasie obezwładnia niemieckiego wartownika, każe sprawdzać czy nikt nie czai się za rogiem, po prostu dzieci nie mają czasu się nudzić, co skutkuje tym, że pozostali bezdzietni zwiedzający mają spokój i to samo dotyczy rodziców. Moim zdaniem rewelacja.
Udostępnione kamiennogórskie podziemia to zaledwie fragment tego co znajduje się dalej. Jak się okazuje pod Kamienną Górą istnieją kilometry podziemnych przejść i korytarzy. Podziemne sztolnie wydrążone zostały przez przymusowych robotników, którzy zazwyczaj po wejściu do podziemi już z nich nie wychodzili. Warunki panujące pod ziemią i mordercza praca nie dawały praktycznie szans na przeżycie. W czasie zwiedzania
przewodnicy znajdują odpowiedni moment by uczcić minutą ciszy poległych
robotników. Mnie osobiście bardzo ujęło to, że umiejętnie połączono lekką formę zwiedzania z powagą tego miejsca. Przypuszcza się, że Niemcy prowadzili pod Kamienną Górą tajne prace konstrukcyjne nad wyprodukowaniem samolotu dalekiego zasięgu typu "latające skrzydło" pod nazwą "Arado". W naszej grupie był zwiedzający, który opowiadał, że był w podziemiach zanim zostały odbudowane. Wejście znajdowało się w starej komórce stojącej obok domu, w którym mieszkała pewna przedsiębiorcza i zaradna starowinka, która ni mniej ni więcej za wejście do komórki kazała sobie płacić:)
Więcej wiadomości o Arado znajdziecie tutaj:
Arado
I właściwie wyszedł mi gigantyczny wpis a nadal nie napisałam wszystkiego co chciałam:) Ale w sumie co się odwlecze to nie uciecze i ciąg dalszy nastąpi:)
|
Podziemia w Kamiennej Górze |
|
Podziemia Kamienna Góra |
|
|
Jedno z kolorowych jeziorek no i ja i Kubuś rzecz jasna:) |
|
|
|
|
Śnieżne Kotły od góry, później szliśmy od dołu tą ledwo widoczną ścieżynką. | | | |
|
|
|
A to Basiu specjalnie dla Ciebie:)
ależ mi radość sprawiłaś tymi zdjęciami Kochana;-)serdecznie dziękuję;-* tak jak mówiłaś Tymek mocno się zaprzyjaźnił z krasnalami czemu się wcale nie dziwię;-)
OdpowiedzUsuńpo opisie jego "własnonożnego" zdobycia szczytów widać że miłość do gór ma we krwi;-)
co do pensjonatu to szczerze Ci życzę tej wygrane w totka;-)
a podziemiach w Kamiennej Górze nie słyszałam, ale jeśli zabłądzę w te strony będę pamiętać o tym miejscu;-)
no i na koniec przypomniałaś mi o Kolorowych Jeziorkach które od kilku lat mnie fascynują;-)
bardzo ciekawa i zachęcająca relacja;-)
no nie mogę się napatrzeć na te krasnale, nie mogę;-D
Ja też mam do krasnali sentyment nieziemski:) Kolorowe Jeziorka są bardzo interesujące, choć najbardziej malownicze jest właśnie to koło którego jest zdjęcie. Pozostałe dwa wyglądają tak sobie, ale i tak warto obejrzeć:) My trafiliśmy akurat na sesję zdjęciową pary młodej. Fotografowali się koło jeziorek i szczerze mówiąc podziwiałam pannę, która w długiej sukni i w szpilkach schodziła na sam dół:) Nie wiem czy ja bym się odważyła. Ale zdjęcia będą mieli piękne:)
Usuńczy to krasnale wrocławskie? czy w innym miejscu też takie są? znaczy w Kamiennej Górze, bo pod tymi fotami nie napisałaś... :)
OdpowiedzUsuńWrocławskie, wrocławskie:) Chyba nigdzie indziej poza Wrocławiem nie występują, chyba że coś przeoczyłam:)
UsuńFajnie było! To widać :)
OdpowiedzUsuńTyś jest niesamowitym facetem!
Kolorowe jeziorka widzieliśmy - pięknie tam jest :)
Oj fajnie! Dlatego chciałaby dusza do raju czyli w tym wypadku z powrotem na wakacje!
OdpowiedzUsuńPiękne takie wakacje i widzę nawet wrocławskie krasnale zostały odnalezione:) Pozdrawiam i melduję, że "Uroczysko" do mnie dotarło za co bardzo, bardzo dziękuję.
OdpowiedzUsuńPiękne! Krasnale fotografujemy namiętnie, może kiedyś uda nam się je skompletować. A Uroczysko niech się czyta na zdrowie:)
UsuńPozdrawiam cieplutko i zapraszam do świeżutkiego konkursu:)