W Suchej |
Trochę niewyraźne mi wyszło, ale jak się przyjrzycie zobaczycie, że tam są inicjały MK! |
Teraz już wiadomo po kim Marysia z Uroczyska odziedziczyła manię zbierania staroci:)
Oczywiście nie są to nasze jedyne olimpijskie łupy. Prze lata jeżdżenia trochę nam się już uzbierało i starej porcelany i szkła, nawet dwa serwisy do kawy zakupiłam (każdy w granicach 20 złotych:)). A że apetyt rośnie w miarę jedzenia nie pozostaje mi nic innego jak do tych wszystkich skarbów dokupić czy ja wiem, dworek na przykład, albo przyzwoity ponad stuletni dom, koniecznie duży, bo inaczej marnie widzę nasz los. Po prostu zakopiemy się w tych wszystkich starych cudach i tonach książek.
No właśnie a skoro o domach i dworkach mowa, to wczoraj byliśmy w Suchej w powiecie węgrowskim. Sucha to wieś położona pomiędzy Grębkowem a Kopciami. Specjalnie piszę szczegółowo o położeniu, bo to ułatwia zlokalizowanie, a może ktoś się skusi i pojedzie zobaczyć muzeum architektury drewnianej, które tam się znajduje. Dla mnie najpiękniejszy jest dwór. Matko, aż się serce rwie, żeby coś takiego posiadać! Szukając wiadomości o Suchej znalazłam wpis o tym, że skansen zaniedbany, że chyli się ku upadkowi, że jak można, zresztą przeczytajcie sami TUTAJ podaję link. A ja poczytałam i wiem (od razu zaznaczam, nie znam właściciela, pracowników, nikogo, to moje zupełnie niezależne przemyślenia), że dwór jest finansowany przez prywatnego człowieka, właściciela, który nawiasem mówiąc odbudował go, bo w momencie zakupu, dwór w dużej części był spróchniały zagrzybiony, pozbawiony dachu. Specjaliści z Warszawy powiedzieli, że nie da się z nim nic zrobić, natomiast mieszkańcy wsi stwierdzili, że się jednak da. I się dało! Moim zdaniem nie powinniśmy oceniać w ten sposób jak w tym podlinkowanym wpisie. Bo wystawiać negatywne opinie łatwo, dużo trudniej zmierzyć się z rzeczywistością i stawić jej czoła. Mnie dwór zachwycił, szczególnym sentymentem obdarzyłam werandę z tyłu, na której w czasie gdy w dworze mieścił się PGR , trzymano - uwaga! Traktor!
Dworek siedziba byłych dziedziców Cieszkowskich |
We wnętrzach nie zachował się oryginalny wystrój. Jedyną rzeczą jaką udało się odzyskać jest szafa, którą kiedyś dostała w prezencie ślubnym pokojówka, która tam pracowała i ową szafę udało sie odkupić i wstawić z powrotem. Reszta umeblowania pochodzi z prywatnych zakupów pana Kwiatkowskiego (właściciela dworu) i darowizn. W liwskim zamku można obejrzeć piec, który kiedyś w dworze stał. Dlaczego go tam przeniesiono - nie mam pojęcia. Poza dworem na terenie znajdują się jeszcze inne stare chaty, do jednej nawet nas wpuszczono, można było zobaczyć wnętrze i stare przedmioty (mnie rozczulił bujany konik i kołyska), druga starsza chata (chałupa ks, Brzóski, z około 1860 roku, ukrywał się w niej rzeczony Stanisław Brzóska, ostatni uczestnik Powstania Styczniowego) chwilowo zamknięta jest dla zwiedzających. Nawiązując do zaniedbania, to warto wspomnieć ( to wiem z książeczki o Suchej), że właścicielowi nie było łatwo utrzymać obiektów. Pozwolę sobie zacytować pewien fragment:
"... Jest to tym samym zabytek historyczny. Pokrłem go strzechą. W izbie umieściłem rzeźby, które ofiatrował mi ich autor Witold Lorentowicz z sąsiedniej miejscowości Polaki. Urokliwe rzeźby, a było ich ponad dwadzieścia, przedstawiały prace ludu podlaskiego m.in. źniwiarz, pasących gąski, wyrabiających masło w maselnicy, etc. Dzieci, ale i dorośli którzy odwiedzali skansen, zachwycali się takiego rodzaju sztuką. W Chałupie tej ponadto zgromadzono przedmioty i narzędzia m.in. unikalny wiejski magiel, posiadający skrzynię, do której wrzucało się kamienie. Poza tym znalazły tu swoje miejsce: stary XIX wieczny warsztat stolarski, pług i drewniana brona. W innym pomieszczeniu urządziłem izbę ks. Brzóski, z różnymi dotyczącymi go pamiątkami.
Piszę o tym w czasie przeszłym, bo wszystko to dnia 19 listopada 2003 roku spłonęło w ogniu, podłożonym przez mojego pracownika, z którym nigdy nie byłem w konflikcie - alkohol odebrał mu poczytalność."
Chata ks. Brzóski |
A to kolejny domek na terenie skansenu |
Szufladki...to tyle ich ile tygodni w roku...ale co dalej to nie znaju:)
OdpowiedzUsuńCudowna ta twoja opowieść i wspaniale mieć takiego fioła na jakimś punkcie:)
O i tak od razu wiedziałaś? A ja kompletnie nie kojarzyłam z ilością tygodni w roku. Ale już wiem:) Jedna szufladka= jeden tydzień:)Soją drogą to byłoby sprzątania po roku:) A z fiołem się zgadzam: Bardzo te swoje własne lubię:)
UsuńTakie widelce jak te dwa ostatnie to mam w domu komplet sztućców:) z tymże moje są na pewno z mało szlachetnego metalu:)Ja kiedyś miałam fioła na tle szaf gdańskich, bo sąsiadka w kamienicy miała dwie takie i trzymała je na korytarzu, bo w mieszkaniu nie miała już miejsca. Były tak piękne, że razem z koleżanką kombinowałyśmy, jak by tu zdobyć coś takiego na własność. Na razie się nie udało. Ale jak już wybuduję ten własny, wielki dom (realne) i zdobędę ogromne pieniądze (mniej realne) to staną w nim antyki:)
OdpowiedzUsuńNa szafy nawet nie patrzę, gdybym dostała szafowego szmergla miałabym poważny problem (ledwo my się mieścimy w mieszkaniu), chociaż ostatnio obserwuję namiętnie stoły i krzesła. A i jeszcze moja miłością nadal niespełnioną są biblioteczki. Ja też czekam na ten wielki dom, a na antyki będę polować tak jak dotąd, bazary, allegro i takie tam:) A sztućce to te nasze to mosiądz posrebrzany,choć srebrzenie to raczej już historia:)
UsuńOo tak biblioteczka. Marzy mi się taki pokój w którym od sufitu do podłogi będą półki z ciemnego drewna i drabinka do nich taka przesuwana:) do tego kominek, fotel, kanapa... Ehh rozmarzyłam się.
UsuńOoo widzę, że mamy wspólne marzenia:) Skąd wiedziałaś, że właśnie o takiej bibliotece marzę?:)
UsuńBo o takiej marzy prawie każdy maniak książek, tylko że trzeba być nie tylko maniakiem ich czytania, ale też zbierania. A ja lubię nie tylko przeczytać książkę, ale też mieć ją na własność. Na razie ze względów metrażowych, zbieram tylko to co rzeczywiście chcę mieć bo wiem, że do tego wrócę:)
UsuńMoże w każdej szufladce trzymali komplet sztućców, żeby co tydzień używać innych ;)
OdpowiedzUsuńO na to nie wpadłam a pomysł przedni:) To by był sztuccowy raj:)
UsuńNie byłam w tym skansenie i trudno mi ocenić - zadbany, czy wręcz odwrotnie. Wiem tylko, ze prywatnemu człowiekowi, ze się tak wyrażę trudno jest udźwignąć ciężar renowacji starych budynków, wyposażenia ich ( a wiem, co mówię, moja chata ma ponad 100 lat:-))). Trudno jednak zgodzić się z uznaniem za ...bałagan...liści leżących pod drzewami!
OdpowiedzUsuńA co do staroci- mamy tego samego bzika:-)))
Pozdrawiam serdecznie
Asia
PS. Kiedy następna część " Malowniczego?" Bo ja juz tu nóżkami przebieram...
AAAaaaa ja chcę do waszej chaty i waszych staroci! Już natentychmiast! Coś mi się wydaje, że my pokrewne dusze jesteśmy. Co do renowacji to ja to doskonale wiem, to są niewyobrażalne pieniądze, tym bardziej, jak się ma tych budynków kilka. Ja wiem tylko jedno: gdyby nie to, że ten pan kupił kiedyś ten dworek, a raczej to co z niego zostało w tej chwili prawdopodobnie nic już by w tym miejscu nie było. Ogrom pracy włożonej w budynki i teren: gigantyczny!
UsuńDokładnie tak. Przecież znamy nie jeden dworek, czy cud urody ( tak ze 100 lat temu ) dom podcieniowy, z których już dzisiaj niemal nic nie zostało. I chwała właścicielowi skansenu, ze mu się chce, że ma taka własnie pasję!A co do pokrewieństwa dusz, tudzież chęci zwizytowania naszego żuławskiego domostwa - Zapraszamy! Na serio - jakbyście byli na północy Polski - zapraszamy do nas serdecznie. Warunki jeszcze deczko spartańskie ( znaczy się luksusów niet, ale woda ( ciepła też:-))) )I wygodny pokój na gości czekają zawsze. Bo my kochamy gości:-)))No a książki Twoje czytam po parę razy i za każdym razem się chichram:-)))
UsuńA.
Asiu w takim razie jak będziemy w okolicy chętnie wpadniemy z ciachem na kawę:)Jak już woda jest to kochana masz pełen luksus:) Będę meldować o planach wyjazdowych. A zapomniałam napisać, że Malownicze się pisze, trochę opornie wprawdzie, bo coś tegoroczna jesień dała mi w kość i w kółko ktoś choruje i siedzi w domu (czytaj, nie daje mi pisać, bo nieustannie mówi. Dotyczy to zarówno starszego dziecka jak i młodszego. Widać gadulstwo może być przekazywane w genach:)) ale powoli idzie do przodu więc jest nadzieja, że skończę jeszcze w tym roku. Cieszę się, że chichrasz, ja nie chichram, bo jak czytam po raz piętnasty książkę w celu poprawienia, zobaczenia czy wszystko w porządku, to pod koniec sama już nie wiem co czytam i czy na pewno to co miało być śmieszne śmieszne jest:) Pozdrawiam serdecznie całą rodzinkę i uściski przesyłam.
UsuńTo trzymam za słowo:-))) A mi Mama zrobiła kartkę na drzwi : Artysta pracuje. Nie przeszkadzać". Jak piszę to wywieszam:-)))Ale Cioci to nie powstrzymuje, niestety.
UsuńAsia
wspaniały ten Twój bzik;-) czytając początek wpisu pomyślałam właśnie - wypisz wymaluj Marysia z Uroczyska;-)
OdpowiedzUsuńw tym roku odwiedziłam dwa podkarpackie skanseny - w Sanoku i w Markowej. Też uwielbiam takie klimaty, gdzie czuć oddech przeszłości, wiele sprzętów które tam widziałam całkiem niedawno były w moim domu, a teraz już tylko w skansenach można oglądać. Ale dobrze że są takie miejsca, co by i nasze prawnuki mogły je podziwiać;-)
mój rodzinny dom w którym mieszkam też wiekowy, z drewnianych belek, z powałą, bielonymi ścianami i ozdobnym wałkiem na nich (takim maszynką z gąbką malowany);-)
oczywiście trochę nowoczesności też w nim jest, ale takich drewnianych domów mieszkalnych już coraz mniej nawet u mnie na wsi.
Ach jak pięknie musi ci być w takim domostwie z duszą:) Skanseny to moja miłość, jakby pogoda dopisała to chętnie bym jeszcze w tym roku pojechała do Skansenu wsi radomskiej. Jakiś czas temu odbywał się tam festiwal warzenia piwa, ale niestety nie dotarliśmy ku wielkiemu smutkowi mojego męża;)Z tymi rzeczami, o których piszesz, tymi które jeszcze do niedawna były w naszych domach, skojarzyło mi się też muzeum zabawek. Niesamowite było to jak w środku w gablotkach, albo pokoikach znajdowaliśmy z Kubą zabawki którymi my się bawiliśmy! I sama już nie wiem czy to my już jesteśmy takimi prahistorycznymi okazami, czy świat idzie w tak szalonym tempie do przodu:)
UsuńPozdrawiam Basieńko, a twój Garnek cudny:) Cały czas oglądam, bo jeszcze nie dotarłam do końca:)
To raczej ten świat ucieka coraz szybciej do przodu, i to co dzisiaj wokoło nas już jutro przechodzi do prahistorii w dosłownym znaczeniu tego słowa. Choć może i trochę w nas tych prehistorycznych istot - co akurat mi całkowicie odpowiada;-)
UsuńStrasznie mnie cieszy że zaglądasz w mój garnkowy świat;-)
A drugie co mnie cieszy to to, iż wizja mojej wizyty w sobotnie przedpołudnie w grodzie Kraka jest coraz bardziej realna;-)
ale o tym ciiiii....bo coś się "rypnie" i nici z wyprawy. Pożyjemy, zobaczymy;-)
Ten dworek na pierwszym zdjęciu piękny :) a sztuce są cudne,moja babcie kiedyś miała całą szufladę takich dziwnych łyżek, łyżeczek i widelców, oczywiście nie kompletami, a ja po cichutku wynosiłam do zabawy w piasku.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńMoze nie na czasie ten wpis, bo już miesiąc minął, ale...
OdpowiedzUsuńByłam w Suchej w 1996 roku (matkokochana - 16 lat temu?!)Zwiedziłam skansen, zajrzałam do dworku. Właściciel, prof. Marek Kwiatkowski jest historykiem sztuki, byłym dyrektorem warszawskich Łazienek - nikt lepiej niź on nie mógł się zająć zrujnowanym dworem Cieszkowskich. Przy tym bardzo miły pan, chętnie zaprosił do środka, oprowadzał, opowiadał.Prawdziwy pasjonat! Do disiaj pamiętam tamto spotkanie - pan profesor we flanelowej koszuli i pepegach, ja zziajana upałem z plecaczkiem i... to otoczenie!:-))Może i nie jest tam "muzealnie" czysto, ale dwór żyje! Tak jak żył 200 lat temu.
Pozdrawiam Pani Magdo
Wierna czytelniczka od .."48 godzin"(bodajże 2005 r).
Teńka T.