poniedziałek, 23 lipca 2012

Pierwsza opinia o Malwinie jest!

Kochani Malwina już jest! Wiem o tym z netu, bo do mnie jeszcze niestety nie dotarła. Nie mogę jej powąchać pomacać ani polizać i zazdroszczę z całego serca tym którzy mogą! Pierwsza opinia o Malwinie pokazała się na facebooku na stronie: Książka zamiast kwiatka. I jest pozytywna! Wiem, że za moment pokażą się następne i będą różne, ale teraz po prostu się cieszę i dzielę się pierwszym wpisem o Malwinie:)
Oto i on:


MAGDALENA KORDEL "WINO Z MALWINĄ"
I to by właściwie wystarczyło. Rekomendować tej książki nie trzeba. Długo oczekiwana trzecia część historii Majki i mieszkańców Malowniczego. A w miasteczku dzieje się dużo. Tajemnicza Malwina, nowa nauczycielka, dziwni goście pensjonatu. Nie będę streszczać książki, żeby nie odbierać nikomu przyjemności czytania. A proszę mi wierzyć, jest to ogromna frajda. Cudowna, lekka, ciepła powieść, jednocześnie nie pozwalająca na chwilę odłożenia książki. Akcja dzieje się w zawrotnym tempie, czytamy z wypiekami na twarzy. Kto jeszcze nie zamówił, proszę udać się do najbliższej księgarni. Ta powieść to wspaniała inwestycja. Inwestycja w siebie. Powinna stać na półce z ulubionymi książkami, żeby w chwilach zwątpienia, chęci oderwania się od wszystkiego móc znowu przenieść się do magicznego Malowniczego i uwierzyć, że na świecie są takie Majki, pełne empatii i pochylające się nad każdą potrzebującą pomocy żywą istotą, co pociąga za sobą łańcuszek dobra.


Przeczytałam, zarumieniłam się i chyba ten rumieniec mi zostanie przynajmniej do końca tygodnia:) 
Czy ktoś z was też już ma Malwinę? Bo ja umieram z niecierpliwości. Od rana wypatruje listonosza, ale na razie go nie widać. Nie pozostaje mi nic innego jak ćwiczyć cierpliwość. A i podobno książka ma 350 stron a nie 336 jak wszędzie podają. Tak mi się własnie wydawało, że powinna być ciut grubsza, bo każda kolejna wychodzi mi dłuższa. Jeszcze z dziesięć lat i będę groźna dla najlepszych:)  


A i przy okazji dziękuję za wszystkie cudowne mejle, telefony i wiadomości od osób, które słuchały Radia dla Ciebie w piątek:)  Dzięki Wam wiem, że audycja była udana i nie musicie się za mnie i za mojego męża wstydzić:)

piątek, 20 lipca 2012

Przerażająca podświadomość

Dzisiaj rano zadzwoniła do mnie koleżanka. Nie zamierzam tutaj oczywiście opisywać rozmowy, ale w pewnym momencie zeszła na psy. I bynajmniej nie chodzi mi o to, że tak podupadła, ale zeszła na takie rzeczywiste psy z futrem i łapami. Koleżanka powiedziała, że ktoś stwierdził, że psa się ma takiego jakiego się w danym momencie potrzebuje.  I ona się z tym zgadza. Po odłożeniu komórki zastanowiłam się nad tym głęboko. Jeżeli stwierdzenie ma w sobie choć trochę prawdy to nie wiem co mnie opętało gdyk brałam Pulet. Nie mam pojęcia po co miałby mi być potrzebny pies, który zjada wszelkie gałki od mebli, wstaje o piątej rano i kradnie. Widać zamarzył mi się nieświadomie pies przestępca. Pulet bowiem kradnie na potęgę i zaczyna w tym osiągać prawdziwe mistrzostwo. Jest prawdziwym psim wirtuozem złodziejstwa.  Odkąd przybyła do naszego domu zabawki Tyśka są w nieustannym niebezpieczeństwie, tak samo jak pranie  w łazience i kapa na łóżku. Ta ostatnia tylko wtedy gdy zwisa. W innym wypadku nie jest interesująca. Na całe szczęście Pulet nie interesuje się butami, bo tego bym nie zniosła. Obuwia nie kradnie, widać memłanie butów nie jest tak rewelacyjne jak przykładowo rzucie skarpet. Ale ponoć o gustach się nie dyskutuje. Ale to wszystko to pestka w porównaniu z tym jak mój pies kradnie jedzenie. Miałam już do czynienia z różnymi psami. Takimi co to podkradały suchy chleb i takimi, które dałyby się pokroić za obierki z ziemniaków. Ale nie miałam jeszcze do czynienia ze stworem wszystkożernym. Pulet bowiem jada wszystko, pod warunkiem, że nie jest to w jej misce. Nie ma znaczenia czy to kiełbasa, ogórek małosolny, arbuz czy cebula. O ile można to zwędzić ze stołu jest pyszne! Ale jeżeli ktoś myśli, że ona tak po prostu włazi na stół i zżera, jest w błędzie. Robi to jakoś tak, że trudno ją przyłapać na gorącym uczynku. Gdy już coś zwędzi i w tajemnicy pożre przychodzi do pokoju i z miejsca przeprasza. Na pysku ma wypisane wyznanie winy, które brzmi mniej więcej tak:
- O ja nieszczęsna znowu to zrobiłam! Ale to nie moja wina! Naprawdę! Ten ogórek sam się na mnie rzucił i to prosto do pyska!
Znając zbrodniczą naturę Puletki w domu panują podwyższone zasady ostrożności jedzeniowej. Zgodnie z nimi stawiamy wszystko wysoko poza zasięgiem psiego pyska. Ale to też nie zawsze skutkuje. Pies bowiem należy do sprytnych i nie poddających się z byle powodu. I tak ostatnio wyżarła nam całą górę wafelków własnej roboty, które stały na najwyższej półce etażerki. Żeby tego dokonać musiała wejść na łóżko, stamtąd wspinać  się na dwóch łapach żeby dosięgnąć talerza i pojedynczo ściągać wafle. Ani jeden się nie uchował. Wyczyściła talerz do czysta. Jednak mistrzostwem albo szczytem szczytów była kradzież resztki zupy. Otóż mój pies zestawił (tak dobrze widzicie - zestawił) sobie z kuchenki garnek i zjadł to co w nim było. Nie wiem jak tego dokonała. Ale fakty są takie, że garnek równiutko sobie stał na podłodze, a w kuchni nie było nawet kropli wylanej zupy. Gdyby garnek został zrzucony zostałby jakiś ślad a tu nic! Poza tym Pulet ma jeszcze jedną słabość: piwo. Na widok butelki siada i wpatruje się w nią miłośnie. Gdy się nie reaguje sugestywnie trąca pyskiem rękę i to zwykle tę która butelkę trzyma, tak, że nieszczęsny piwosz rozlewa wokół siebie zawartość butli, na którą pies natychmiast się rzuca. Zawartość nie butlę. Opisuje to nie po to żeby się skarżyć na psie wybryki. Opisuje, bo jestem pod wrażeniem mojej własnej przerażającej podświadomości. Jeżeli to jest właśnie pies, którego potrzebowałam jasno z tego wynika, że był mi potrzebny osobnik wkurzający mnie skoro świt, kradnący i ze skłonnością do alkoholizmu. Nie wiem jak wam ale mi wydaje się to bardzo niepokojące...

poniedziałek, 16 lipca 2012

Losowanie zrobione:)

Konnkurs został przed sekundą rozstrzygnięty:) Losował Tymuś:) I tak Wino z Malwiną powędruje do: Magdaleny Kasprzak i Elżbiety. Natomiast Uroczysko lub Okno z widokiem do Julii Orzech i Sun Shine. Na Wino z Malwiną musimy czekać do premiery natomiast Uroczysko lub Okno wyślę w tym tygodniu, jak tylko podacie mi adresy i tytuł który was interesuje. Wszystkim dziękuję za zabawę, zwycięzcom gratuluję i mam nadzieję, że lektura was nie zawiedzie:)
A z nowinek, to właśnie zaczęłam pisać kolejną książkę. Z założenia miałam nic nie robić, opalać się i korzystać z lata, ale okazało się, że mnie nosi, miejsca sobie nie mogę znaleźć i zwyczajnie ciągnie mnie do komputera. No to przestałam się opierać. Wprawdzie warunki pracy mam z lekka utrudnione, bo Tysiek musi być wyposażony w jakiś tajemniczy i irytujący czujnik, który bezbłędnie daje mu znać kiedy zamierzam pracować i właśnie wtedy mój syn ma do mnie milion spraw, ale jakoś daję radę. Książka będzie miała tytuł Bonjour Antoinette i będzie oczywiście o Antoinette, która wbrew pozorom wcale nie będzie Francuzką:) Pojawi się też dom, który w Oknie z Widokiem znalazła profesorowa. Trzymajcie za mnie kciuki, bo postawiłam sobie za cel, że książkę skończę do końca października więc sporo pracy przede mną. A teraz zmykam kończyć Księżniczkę z Lodu Camilli Lackberg. Czytaliście? Mnie wciągnęła bez reszty, ostatnio mam jakąś słabość do skandynawskich kryminałów. A na półce czekają już dalsze części Księżniczki. Ehh gdyby tak można było obyć się bez snu a zamiast tego czytać!

czwartek, 12 lipca 2012

Wakacyjne rozrywki

Tysiek prowadzi wyścigówkę uciekając przed sowami z hamulcami:)
Zaczęły się wakacje. To taki czas gdy na dworze świeci słońce, co niektórzy wyjeżdżają na wojaże i leżą do góry brzuchem nad morzem albo innym zbiornikiem z wodą. Znaczy leżą ci którzy nie posiadają młodego potomstwa. Ci którzy posiadają na leżenie nie mają najmniejszych szans. Potomstwo charakteryzuje się bowiem niebywałą ruchliwością i zwykle miast trwać w błogim bezruchu rodzic zmuszony jest do pospiesznego truchtu za swoją pociechą. Gdy nieco zamarudzi zwykle musi trucht zastąpić galopem by spuszczone na moment z oka dziecko wyłowić z morza, jeziora albo innego basenu.
Ostatnio doszłam do wniosku, że wystarczy tylko uważnie popatrzeć na ludzi wypoczywających i już wiadomo kto jest na wypoczynku stricte rodzinnym. Świadczy o tym rozbiegany dziko wzrok i ogólna nerwowość. Ja chwilowo jestem pozbawiona takich atrakcji, bo jeszcze nie wyjechaliśmy. Co nie znaczy, że w domu mój syn nie rozwija skrzydeł. Wprawdzie owo rozwijanie polega głównie na wymyślaniu różnych rzeczy. I tak jakiś czas temu weszłam do pokoju i zastałam Tyśka siedzącego na łóżku i płaczącego rzewnie.
- Synu co się stało? Czemu płaczesz? - zagadnęłam zaniepokojona.
- Bo ja jestem chłopcem, tak?  - mój syn rozpłakał się jeszcze bardziej
- No tak - odpowiedziałam skonsternowana.
- I jak dorosnę będę musiał się ożenić? - pytał dalej coraz bardziej zrozpaczony, a mnie z lekka zamurowało.
- No chyba tak - bąknęłam zastanawiając się co sprawiło, że mój syn żywi taką awersję do ewentualnej żony.
- I będę musiał się wyprowadzić! To wszystko przez tę żonę! - dokończył cały we łzach.
No i wszystko stało się jasne. Niezwłocznie postanowiłam ruszyć na ratunek przyszłego małżeństwa mojego pięcioletniego syna i zapewniłam go, że jak nie będzie chciał to nie będzie musiał się wyprowadzać. Żona ostatecznie zamieszka razem z nami. Jeżeli myślałam, że go to uspokoi byłam w błędzie.
- Ale my mamy za mało krzeseł - Tysiek znów popadł w czarny nastrój.
- Najwyżej dokupimy - uspokoiłam go i nagle doznałam olśnienia, że w tej sytuacji mogę z miejsca ugrać coś dla siebie. - Tysiu, ale ta żona.. - zaczęłam ostrożnie - Ona będzie sprzątać i gotować, prawda?
- Dobrze - zgodził się łaskawie mój syn - I będzie codziennie kupowała nam żelki - dodał wyraźnie rozmarzony - I będzie musiała walczyć bakuganami...
Cóż doszłam do wniosku, że moja przyszła synowa będzie musiała być kobietą wielu talentów, a w posagu wnieść pokaźną skrzynię żelek i miłość do bakuganów, mieczy i rycerzy. Jeżeli ktoś jest zainteresowany zaręczynami zapraszam:)
Poza tym mój syn pozbawiony przedszkolnych rozrywek sam wymyśla sobie najróżniejsze atrakcje. Na przykład ostatnio na spacerze w lesie zakomunikował mi, że właśnie atakują nas sowy z hamulcami i musimy przed nimi uciekać. Atakowały nas zaiste, tyle tylko, że nie sowy, ale wściekłe gzy więc do ucieczki nie musiał mnie za bardzo namawiać. Wypadłam z lasu ledwo żywa, za to Tysiek był zachwycony, że tak się wczułam.
Ponadto inwencja Tymoteusza zdaje się nie mieć granic. Zaadaptował naszego psa jako konia i usiłuje na nim jeździć i zabijać smoka (ta zaszczytna rola przypadła kotu),  toczy bardzo głośne bitwy z niewidzialnymi wrogami i przygotowuje mi wymyślne śniadania. Ostatnio dostałam miseczkę, w której był pokruszony chleb zasypany wszelkimi przyprawami znalezionymi w domu z wyraźną przewagą pieprzu.
Wakacje trwają zaledwie 12 dni, a ja w cichości ducha zastanawiam się jak dotrwam do końca sierpnia. Pewną nadzieję daje mi perspektywa sierpniowego wyjazdu. Wprawdzie nie nad morze, więc wyławianie mojej pociechy z wody odpada, ale nie martwcie się, nuda mi nie grozi. W górach na pewno też będę miała pole do popisu i będę mogła truchtać za swoim synkiem po wąskich górskich ścieżkach, ratować go przed spadnięciem w przepaść i oddawać się innym typowym wakacyjnym rozrywkom:)

Kochani przypominam o konkursie, do 15 lipca można dodawać komentarze. Poza tym  dostałam sporo komentarzy od tych, którzy nie czytali jeszcze moich książek i pomyślałam, że zrobię dwa losowania: wśród tych którzy czytali wylosuję dwa Wina z Malwiną, a wśród pozostałych Uroczysko, albo Okno z widokiem co kto będzie wolał:)
Dziękuję Wam za podlinkowanie bloga i konkursu, jesteście wielcy:)



wtorek, 3 lipca 2012

A może tak konkurs????

Moi kochani bloga mam od niedawna i właśnie niedługo przekroczę (dzięki Wam) 10 000 wejść. Oczywiście to dopiero raczkowanie w blogowym świecie, ale jednocześnie to taka ładna okrągła dziesiąteczka, że aż chce mi się ją uczcić. To po pierwsze. Po drugie za moment w księgarniach pojawi się Wino z Malwiną i to też mnie cieszy. W związku z tym chciałabym się z wami podzielić moimi egzemplarzami autorskimi i oddać w jakieś dobre ręce dwie Malwiny. Jeżeli ktoś byłby zainteresowany wystarczy w komentarzach napisać która postać z poprzednich książek z sudeckiego cyklu budzi waszą największą sympatię i kogo byście jeszcze chętnie spotkali w kolejnych opowieściach o Malowniczym. Wszystkie odpowiedzi wezmą udział w losowaniu:) Konkurs potrwa do 15 lipca, chociaż na Wino będzie pewnie trzeba poczekać do premiery czyli 25 lipca. Z niecierpliwością czekam na wasze wypowiedzi:)

Mam jeszcze gorącą prośbę. Jeżeli moglibyście wspomnieć o konkursie u siebie na blogach, byłabym baaaardzo wdzięczna:)