Mimo tytułu książki państwa Łozińskich "W Przedwojennej Polsce. Życie codzienne i niecodzienne" to dla mnie osobiście było ono zupełnie niezwykłe. Nawet to codzienne nic z naszą współczesną codziennością nie miało wspólnego. Bale, bankiety, kabarety, wyprawy automobilem za miasto, podróże koleją, rodząca się dopiero co niepodległość, rozgrywki sportowe o tym wszystkim opowiada "Życie..." . A że jak już wspomniałam autorami są Maja i Jan Łozińscy to daje nam gwarancję, że książka będzie się czytać jak najlepsza powieść. Państwo Łozińscy bowiem mają ogromny dar opowiadania historii tak, że bez żadnego wysiłku zapada ona w pamięć. Ileż ja bym dała żeby kiedyś wziąć do ręki podręcznik do historii ich autorstwa... Ech... Na przykład takie odzyskanie niepodległości. Moja córka uczyła się o tym ostatnio w szkole. Wkuwała daty, nazwy i nudziła się śmiertelnie. A gdy przeczytała pierwszy rozdział "Życia.." to stwierdziła, że nareszcie te daty ożyły. Bo poza tym, że wiedziała co, gdzie i kiedy to jeszcze uzmysłowiła sobie czym dokładnie była ta niepodległość. Połączenie się Polski, zlikwidowanie zaborów nagle nabrało czysto ludzkiego charakteru. Do tej pory uczono ją głównie o walce, a przecież obok wygranej i likwidacji zniszczeń wojennych jednym z ważniejszych zadań było złączenie rozbitego państwa w jeden sprawnie funkcjonujący organizm. Istotne było zlikwidowanie różnic panujących pomiędzy poszczególnymi częściami kraju i przekonanie ludzi, że ktoś z odrębnej części Polski nie jest już obcym. Bo niby wszyscy tęsknili za scaleniem Polski w jedno i za własnym krajem, ale lata podziału zrobiły swoje. Państwo Łozińscy opisują też warunki panujące w największych polskich miastach. Zabierają nas w podróż do ówczesnej Warszawy,Krakowa, Lwowa, Wilna, Poznania i Gdyni. Przez moment przenosimy się do odbudowywanej stolicy, gdzie po ulicach turkoczą dorożki, podróżni spieszą z jednego dworca na drugi, a za Solcem i ulicą Dobrą przewijał się półświatek stolicy. Na krakowskim rynku,karmi się gołębie, pije kawę w kawiarenkach i ubija wszelkie interesy z przekonaniem, że tutaj czas płynie wolno i zupełnie inaczej. W Lwowie spaceruje się po parku Kilińskiego "To najbardziej romantyczny zakątek świata. I oczywiście wesoły, bo kawiarenek tu było, cukierni, knajpek, huśtawek, Boże ty mój!" - wspominał lwowianin , Jerzy Janicki. W podobnym duchu i stylu prowadzą nas Łozińscy przez pozostałe miasta. A potem zabierają na biedną wieś polską, wprowadzają w progi dworów, uchylają drzwi pałaców z ich arystokratycznymi mieszkańcami. Opisy balów i zabaw momentami są tak sugestywne, że ma się wrażenie jakbyśmy sami w nich uczestniczyli. Szczególnie przypadły mi do gustu opisy bali sfer artystycznych. "Zostawcie w domu fraki i szelki, strój byle jaki. a grunt to butelki" nawoływał afisz zapraszający na jedną z takich imprez:) I rzeczywiście bawiono się tam zgoła inaczej niż w dworach i pałacach. Zwykle obowiązywało przebranie, a jak ktoś nie daj Boże nieroztropnie pojawił się we fraku zostawał natychmiast schwytany, marynarkę i frak mu odwracano, twarz malowano we włosy wtykano różne ozdoby i dopiero tak wystrojonego delikwenta wpuszczano na salę:) "Włodzimierz Bartoszewicz zapamiętał studenta, który "ubrał się" w blaszany piecyk, tak zwaną kozę, 'tak nałożony, że drzwiczki wypadały w miejscu, na którym normalnie ludzie zwykli siadywać... Na drzwiczkach przyklejony był napis "Nie otwierać!". To wystarczyło, by sporo ciekawskich te drzwiczki otwierało, zamykając je zaraz z pośpiechem..." Jak widać młodzież bawiła się z iście ułańską fantazją:).
Sporą część książki obejmują też opisy podróży i środków lokomocji. Dużo dowiadujemy się o podróżowaniu koleją. Ponoć pociągi kursowały z taką dokładnością, że można było według ich przyjazdów nastawiać zegarki. Co jednocześnie nie znaczyło, że spóźnialski nie mógł liczyć na poczekanie na niego. Dość często bowiem zdarzało się tak, że wiedząc o tym, że ktoś na pociąg się spóźnia czekano na niego, a potem maszyniści nadrabiali stracony czas w trasie:). W dwudziestoleciu zaczęto również podróżować automobilami, choć drogi były bardzo kiepskie (to chyba taka nasza domena:)) i podróże te bywały trudne. Dla mnie dużym zaskoczeniem była wiadomość o samochodzie skonstruowanym przez hrabiego Stefana Tyszkiewicza. Do tej pory nie słyszałam o tym aucie. To fragment znaleziony na ten temat w internecie.
Może i was zaciekawi:
"Następną próbę - już znacznie poważniejszą - podjął hrabia Stefan Tyszkiewicz. W latach 1924 - 1928 skonstruował on bardzo udane podwozie samochodu osobowego, specjalnie przystosowane do użytkowania za złych polskich drogach. Między innymi zaletą tego samochodu marki "Ralf-Stetysz" była możliwość blokowania mechanizmu różnicowego ułatwiające jazdę w grząskim terenie. Samochód ten był wyposażony w 4 lub 6 cylindrowy silnik amerykańskiej firmy "Continental" cenionej w świecie ze względu na niezawodność. Początkowo samochody te były produkowane we Francji a potem w Warszawie przy ul. Fabrycznej 3. Niestety - w pewnym momencie z nieustalonych przyczyn w fabryce wybuchł pożar który strawił urządzenia do produkcji jak również gotową już - przeznaczoną do sprzedaży - dużą serię samochodów. Straty były olbrzymie i hrabia Tyszkiewicz nie zdołał niestety przekonać akcjonariuszy o opłacalności odbudowania fabryki i produkowania samochodów. Zniechęcony, przeniósł swe zainteresowania na handel samochodami zagranicznymi biorąc udział we wprowadzeniu do Polski samochodów koncernu FIAT i MERCEDES. Łączna liczba wyprodukowanych samochodów "Ralf-Stetysz" w Polsce i we Francji wyniosła ok. 200 sztuk." (Fragment pochodzi STĄD)
|
Zdjęcie pochodzi STĄD |
Po lekturze "Przedwojennej Polski" został mi jak zwykle pewien niedosyt i żal, że ten świat minął bezpowrotnie. Ale dzięki Państwu Łozińskim bogatsza jestem o nowe wiadomości i mam znów za czym tęsknić. A poza tym odkryłam źródło niepowodzenia naszych piłkarzy:) Otóż kochani moi to już taka nasza polska tradycja, a jak wiadomo z tradycja się nie dyskutuje. Na poparcie mojej tezy proszę bardzo fragment:
"Jednak największą widownię gromadziły mecze piłki nożnej w tej bodaj najpopularniejszej dyscyplinie sportu dwudziestolecia, o mistrzowski tytuł rywalizowały krakowskie Wisła i Cracovia, lwowska Pogoń. śląski Ruch Chorzów. Niestety, w rozgrywkach międzynarodowych polska piłka nie liczyła się wcale".
I teraz już wszystko jest jasne:) Tak mamy i już:)
O, tę książkę planuję zażyczyć sobie na urodziny:)
OdpowiedzUsuńZażycz, bo warto. Łozińscy są fenomenalni.
Usuńa ja już ją mam od stycznia, tylko miałam lekki przesyt XX- leciem i musiałam przerwę zrobić:) a teraz wychodzi kolejna Moda w przedwojennej Polsce:D (wiem, że jestem wredna, znowu, wybacz, taki charakter:)
OdpowiedzUsuńNic z tego:) O modzie wiem już dawno więc tym razem nici z zaskoczenia:) I z całą pewnością będę czytać:)
UsuńWspaniale napisałaś. Musze mieć tę książkę.
OdpowiedzUsuńNo tak my maniaczki dwudziestolecia tak mamy:) Jestem dumna, że cię skusiłam:)
UsuńO ile, jak wspominałam już wielokrotnie, nie lubię tematu wojny w książce, to wszystko co się działo przed nią, czyli normalne życie, ciekawostki łykam z otartymi oczami i uszami :)) I właśnie ten żal do wojny zostaje..bo zepsuła te piękne czasy, ich klimat..widać,że książka musi być świetna i z chęcią bym się dzięki niej przeniosła w czasie:))
OdpowiedzUsuńŁozińscy mają dar Aguś. Może się powtarzam, ale rzeczywiście piszą tak, że ich książki czyta się jak pasjonujące opowieści. Jak będziesz miała okazję serdecznie polecam:)
UsuńCzytałem kilka pozycji z tej serii i przyznam, że książki zrobiły na mnie duże wrażenie, mimo że ja sam nie przepadam za historią. Myślę, że ta pozycja może okazać się równie interesująca.
OdpowiedzUsuńZgadza się, ta seria PWN -u jest wyjątkowa. Wszystko co czytałam było pasjonujące i naprawdę sporo wynosiłam z lektury. Co więcej wcale nie musiałam się przy tym męczyć:) A to jak się domyślasz Piotrze jest po prostu bezcenne:)
UsuńDzisiaj ku mojej wielkiemu zdziwieniu wypatrzyłam tę książkę na półce w bibliotece, no i oczywiście przyniosłam do domu, będę sobie poczytywać;-)
OdpowiedzUsuńTo ci zazdroszczę, że masz jeszcze przed sobą lekturę:) Lubie Łozińskich, nawet bardzo! Patrz chyba się powtarzam:)
Usuń