zioła, stara chata, na tyłach pasieka... Mam nadzieję, że brzmi intrygująco :) |
Tak
jak to opisał Maciej droga sama zawiodła ją do chaty położonej w lesie.
Wyglądała nad wyraz schludnie, pobielona, otoczona drewnianym, świeżo
wymalowanym płotem. Tuż pod ścianami rozrósł się dziki bez i kalina otulając
dom zieloną, liściastą kotarą. Bluszcz zaglądający do okien sprawiał wrażenie
jakby chciał chronić chatę przed wścibskimi spojrzeniami przechodniów.
Basia
położyła dłoń na sztachecie płotu i przez moment stała tak pełna wahania.
- Niech
się dzieje wola nieba – szepnęła w końcu do siebie i zdecydowanym ruchem
pchnęła furtkę.
Szybkim
krokiem przeszła porośniętą łopianami ścieżką wiodącą do wejścia. Stając przed
zamkniętymi drzwiami chaty pomyślała tylko, że chyba źle użyła słów, bo to co
robiła, z wolą nieba prawdopodobnie nie miało nic wspólnego.
***
Na pukanie odpowiedział
jej głos, który nie był ani niemiły, ani nie budził grozy. Otworzyła drzwi i
jej oczom ukazała się przestronna, czysta izba. Na ścianach i przy suficie
zawieszone były pęki ziół najrozmaitszych, pod ścianą stały ławy, a przed jedną
z nich długi stół, na którym na białej lnianej ściereczce leżał ogromny bochen
chleba i porozkładane na kupki wysuszone rośliny. W kącie izby pysznił się
wielki piec chlebowy pod którym wylegiwał się czarny kocur. Za stołem pochylona nad stosem zielska
siedziała niemłoda już kobieta. Na widok wchodzącej ledwo uniosła oczy znad
roboty i lekko skinęła głową. Nie wydawała się zdumiona niezapowiedzianą
wizytą.
Basia wypowiedziawszy
słowa powitania zatrzymała się w progu nie bardzo wiedząc co dalej począć.
Poczuła się onieśmielona. Sabina, bo zapewne to była właśnie ona, w ogóle nie
przypominała tamtej oszustki ze wsi. Barbara podświadomie przygotowała się na
brudne wnętrze, jakieś budzący grozę wystrój i kobietę, która będzie
przypominała wyglądem wiedźmę z czytanych w dzieciństwie bajek. I
paradoksalnie, zapewne gdyby zastała obrazek ze swojej wyobraźni czułaby się
pewniej. Tymczasem czysta izba, pachnąca mieszanką ziół, rozleniwiony kocur nie
wiedzieć czemu wywołały w niej uczucie obawy. Sabina też jej nie pomagała.
Milcząc siedziała za stołem i kończyła sortowanie wysuszonych kwiatów. Basia
patrząc na nią dostrzegła, że jej twarz nosi niezatarte ślady dawnej urody.
Zadziwiająco gładka, otoczona posiwiałymi lokami, które dodawały jej
niesamowitego jakiegoś uroku, wprost promieniała. Basia nie zdawała sobie sprawy,
że wygląd Sabina zawdzięcza nie tylko fizycznej urodzie, którą rzeczywiście
była obdarzona ponad miarę, ale przede wszystkim mądrości i prawości
charakteru. Jej spojrzenie było jasne i uczciwe a jednocześnie zdradzające
niepokornego, nie dającego niczym się złamać, ducha. Kilka ledwo widocznych
zmarszczek przy ustach świadczyło o tym, że z niejednego pieca chleb jadła i że
nie zawsze było jej łatwo. Ale jednocześnie otaczała ją taka specyficzna
spokojność, że ktoś bardziej wyczulony, umiejący czytać między wierszami, z
miejsca wiedział, że nawet godząc się na wyrzeczenia i zmagając z losem
zachowała do siebie szacunek. A tym samym zyskiwała poważanie u innych.
- Wejdź
i usiądź. W końcu jednak przyszłaś… - odezwała się litościwie Sabina.
Na początku czekała aż
przybyła się pierwsza przemówi ale widząc jej zmieszanie postanowiła jej nieco
dopomóc.
- W
końcu? Skąd… - tu Basia się zająknęła
nie wiedząc jak ma się zwracać do Sabiny.
Mówić bezosobowo, jak
do parobków nie chciała, po imieniu nie miała śmiałości. Nigdy czegoś takiego
nie czuła. Siedząca w prostej chłopskiej izbie, na twardej ławie, kobieta
powodowała u niej ogromne uczucie zmieszania.
- Mówią
do mnie Sabina – uśmiechnęła się pod nosem, a po twarzy przemknął jej wyraz
sympatii. – Albo Babka. Ale wolę to pierwsze. Babką niczyją nie jestem. A
chciałaś zapytać o to skąd wiedziałam, że przyjdziesz.
- Tak, rzeczywiście to mnie trochę zdziwiło –
przytaknęła przysiadając na brzegu ławy i jeszcze raz obrzucając uważnym
spojrzeniem wiszące na ścianach pęki ziół.
- Nie
bój się, jak na Mądrą Babę, bardzo dobrze się prowadzę – roześmiała się Sabina
podążając za jej spojrzeniem. – To wszystko jest poświęcone w kościele. Chronić
ma moją chałupę od złego. Choć ja może trochę inaczej go postrzegam niż
większość… Ale mniejsza z tym. Czekałam aż przyjdziesz – widząc zaniepokojoną minę
Barbary zmieniła temat. – Maciej mi cię, jak by to tam u ciebie w dworze
powiedzieli? Zaanonsował? – zapytała i na chwilę zamilkła.
Z zasady nie czytam fragmentów, by później nie siedzieć i nie przytupywać niecierpliwie. Ale czekam, oj czekam z utęsknieniem, kocham podróże w przeszłość! :)
OdpowiedzUsuńPisze się i przyznam się, że w przeszłości mi całkiem dobrze, nie chce się wracać :)
UsuńJą też nie lubię czytać wcześniej fragmentów. Po prostu czekam na książkę Magdo! Będzie świetna!
UsuńMadziu:), fragment cudowny i pobudzający apetyt;-), chcę więcej:-)))! Kinga;-)
OdpowiedzUsuńKinguś dziękuję!
UsuńCudnie się zapowiada. Potrafisz tak, Magduś, wprowadzić w opisaną sytuację, że aż chce się tam być. :)) A jeszcze do tego dawne czasy, wiara w gusła i to ciepło bijące z każdej Twojej powieści. Uwielbiam to! :)
OdpowiedzUsuńGosia też by chciała tak ładnie pisać jak Madzia, ale ciągle Gosi nie wychodzi... czekam na całość!
OdpowiedzUsuńJuż nie mogę się doczekać :)
OdpowiedzUsuńKocham takie klimaty ;)
OdpowiedzUsuńJa także już się nie mogę doczekać! Kiedy można się spodziewać wydania tej książki? Pozdrawiam. Alicja :-)
OdpowiedzUsuńUwielbiam Pani książki, zawsze z niecierpliwością czekam na kolejne. Nie ukrywam, że czuję się lekko rozczarowana, ponieważ liczyłam w duchu że kolejna książka będzie kontynuacją o właścicielkach "Uroczyska" Bardzo proszę, wręcz błagam o dalszy ciąg.Nie można przecież zostawić historii Majki takiej niedokończonej? Pozdrawiam Paulina
OdpowiedzUsuń