czwartek, 12 listopada 2015

Przegląd czytelniczy

Czyli co ostatnio przeczytałam.  W tym roku nie zrobiłam książkowej listy i jestem na siebie wściekła. Z tytułami to jest tak, że z czasem się zacierają, a lista przeczytanych pozycji ma to do siebie, że zawsze można zajrzeć, sprawdzić... Od przyszłego roku na pewno będę notować. O tak, od przyszłego roku na pewno będę bardziej systematyczna, pracowita, szczuplejsza... Dobrze, że mam jeszcze parę dni żeby przygotować się na tak drastyczne zmiany :) Właściwie to można to przyrównać do bukowego jutra:

Nowy rok czy jutro na jedno w tym wypadku wychodzi:)

Ale wracajmy do przeglądu. A więc przeczytałam:

Biografię Nałkowskiej autorstwa  Iwony Kienzler. Ale o niej już pisałam tutaj. Żeby się nie powtarzać dorzucam dwa wpisy z jej dzienników (mam wszystkie tomy i podczytuję w międzyczasie). Widać tu wyraźnie jak bardzo Nałkowska tęskniła za miłością i jak była nieszczęśliwa...

Warszawa, 18 marca 1903 roku, środa

Dziś znowu gorzej z gardłem. – Zazdroszczę tobie, którykol­wiek czytasz mój dziennik: w tej chwili możesz zobaczyć, jak wiele jeszcze pozostaje do końca tej grubej księgi, czyli – jak długo będę jeszcze żyła. A ja, będąc w tym miejscu książki, pisząc to – nie wiem. Tam dalej – puste, białe karty – życie czy śmierć? I ile życia? Drugie tyle czy rok, dwa?
Pociechą jest mi w tym smutnym, szarym życiu myśl o Rygierze. Jego rzadkie zęby, „baranie” oczy i cudny timbre głosu wydaje mi się jak jeden czar. Nie tęsknię za nim. Wystarcza mi, że on w ogóle gdzieś jest.

Górki, 10 VII 1914 roku

Stało się. Godziny upływają mi na pasowaniu się z męczarnią dziwaczną jak obłąkanie. Czasami nie pojmuję, jak mogłam wystawić się na to, co przecież przechodzi moje siły. Nie stopień tęsknoty jest ważny, tylko te paroksyzmy trwogi, że jakoś tego nie zniosę, że nie wytrzymam. Najlepiej jest, kiedy zanoszę się od płaczu. — Wiem już, że czas leczy tęsknotę — ale myśl, że przeminie to jedyne, co mię z nim łączy, jest dla mnie straszna jak śmierć. Jeszcze rozstać się i z myślą o nim — — Wczoraj, wbrew projektom, nagle zdecydowałam się pojechać do Warszawy, by widzieć go jeszcze przez dziesięć minut. Ale właściwie uciekłam przed obłędem, przed przerażeniem, że nie zobaczę go już, choć jeszcze mogę. Zapewne dobrze jest, że niczym nie dałam mu poznać tej męki, że byłam w chwili ostatniej serdeczna i żartobliwa. Nie przez dumę, tylko z obawy — — Nie wie o żadnej łzie, o żadnym przerażeniu. Nie wie, że jest mi potrzebny jak oddech. Rozumiem teraz kobiety, które czepiają się nóg, które za cenę jednego widzenia zniosą każde poniżenie. Jest to przerażający próg.


"Narzeczona Schulza" Agata Tuszyńska -
19 listopada 1942 roku. Na rynku w Drohobyczu zostaje zastrzelony Bruno Schulz. Kilka lat później "Sklepy cynamonowe" i "Sanatorium pod Klepsydrą" zdobywają status arcydzieł i rozpoczynają wędrówkę do kanonu światowej literatury. Legenda genialnego artysty zaczyna żyć własnym życiem. Pośmiertnym sukcesom Schulza z pewnego oddalenia przygląda się tajemnicza kobieta… To Juna, znana czytelnikom z dedykacji do Sanatorium pod Klepsydrą.

Tak mi się poskładało, że przeczytałam "Narzeczoną" od razu po "Nałkowskiej". I dobrze, bo pewne rzeczy i tematy zazębiły się, uzupełniły, popatrzyłam na nie z szerszej perspektywy. Książka niewątpliwie godna polecenia. Piękny język no i sama postać Juny intrygująca. Sporo też można dowiedzieć się o Schulzu. I o Junie, jedynej kobiecie której Bruno zaproponował małżeństwo.

A to fragment rozmowy z autorką, opublikowany w Polskiej Gazecie Krakowskiej:

Dlaczego skromna stara panna, po wojnie dyrektorka biblioteki WSP w Gdańsku, ma się stać bohaterką książki? Czy wystarczy kilkuletnie narzeczeństwo z pisarzem z Drohobycza? Nieudana próba samobójcza po zerwaniu z Schulzem? 

Jest w niej tajemnica, która mnie pociąga. Tajemnica związku z Schulzem i tajemnica jej pochodzenia. Stale przed czymś uciekała, może przed sobą samą również? Przez lata nie pozwalała wyjawić swojego nazwiska, jako narzeczonej autora "Sklepów cynamonowych". A przecież swego czasu Schulz nazywał ją "najbliższym człowiekiem na ziemi". Coś tajemniczego zdarzyło się w jej życiu, we Lwowie, w Drohobyczu, coś, o czym nie chciała mówić, ale co zaważyło na jej losach. Po wojnie wybrała samotność, ale przeszłość i postać mężczyzny, którego kochała, niezmiennie jej towarzyszyły. Nikomu nie mówiła o Schulzu. Zamilczała jego obecność, wydarła z pamięci, a z drugiej strony - nad jej łóżkiem wisiały namalowane przez niego portrety z jej młodości i mnóstwo rysunków. Co sprawiło, że do końca życia pozostała Schulzowi wierna? Takie pytania poruszają wyobraźnię.   

Fakt poruszają. Poza tym książka jest wartościowa w trójnasób: to biografia Szelińskiej ale zarazem biografia Schulza i znakomita powieść. Sięgnijcie bo warto.

"Dolores Claiborne" Stephen King

Mieszkańcy Little Tall Island czekali blisko 30 lat, by dowiedzieć się, co przydarzyło się mężowi Dolores Claiborne pewnego dnia latem 1963 roku podczas całkowitego zaćmienia Słońca. Podejrzana o zamordowanie swojej pracodawczyni, bogatej Very Donovan, Dolores niespodziewanie przyznaje się do popełnienia zupełnie innej zbrodni, uparcie jednak deklarując: 'Wszystko, co robiłam, robiłam z miłości'. Tak zaczyna się jej niezwykła opowieść...

Czy rzeczywiście z miłości można zabić? I czy do osoby, która z premedytacją popełnia morderstwo można czuć sympatię? Cóż King sprawia, że pyskatą, momentami wulgarną Dolores zaczyna się lubić. I to pomimo tego, że od początku wiemy z kim mamy do czynienia. Zapewne gdyby czytelnik poznałby jej historię z gazetowych artykułów byłby przerażony. Nie wahałby się nazwać ją morderczynią. Ale słuchając jej spowiedzi  powoli zmienia zdanie. Wręcz zaczyna trzymać za nią kciuki i w pełni ją rozumie.Bo zdarzają się sytuacje, które nie pozostawiają wyboru.

„Dasz się nabrać raz, zmądrzeć szybko czas. Dasz się nabrać dwa razy, jesteś cymbał bez skazy.” 

Oto jedna z zasad, którymi kieruje się  Dolores. Nie dać się nabrać dwa razy. Nie dać się skrzywdzić ponad miarę, zawalczyć o siebie i o najbliższych. "Dolores Claiborne" to opowieść o kobiecie, która w życiu dotknęła wszystkiego co najgorsze, która musiała podjąć drastyczne decyzje a potem żyć ze świadomością tego co zrobiła. Kłamiąc, zmagając się z wyrzutami sumienia, koszmarami sennymi.

Czasem trzeba być bezduszną jędzą, żeby dać sobie radę w życiu. Czasem tylko to daje ci siłę...”

King napisał rewelacyjną powieść psychologiczną. Zagłębił się w kobiecą psychikę, wgryzł się w nią i zrobił to niezwykle umiejętnie.  Co więcej pomimo tego, że z dekalogiem z reguły się nie dyskutuje tutaj nie mamy wyjścia i musimy się zastanowić, czy przykazanie "Ne zabijaj" jest takie bezsporne.
Jedno natomiast jest pewne. Jędze są potrzebne. I każda matka kochająca swoje dzieci staje się taką wiedźmą.

„Wszystko, co zrobiłam, zrobiłam z miłości... z miłości, jaką matka darzy swoje dzieci. To najsilniejsza miłość na świecie i najbardziej niebezpieczna. Największą jędzą na ziemi jest matka przerażona o swoje potomstwo.“

Tak więc moi kochani czasem nie pozostaje nam nic innego jak zostać jędzą... A z jędzą nie radziłabym zadzierać :)







7 komentarzy:

  1. Podoba mi się: "Czasem trzeba być bezduszną jędzą, żeby dać sobie radę w życiu. Czasem tylko to daje ci siłę...” Muszę koniecznie przeczytać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jędze są potrzebne. Bez nich świat by upadł :)
      Dobrej nocy.

      Usuń
  2. Intryguje mnie biografia Nałkowskiej, twórczość pisarki była tematem mojej pracy magisterskiej (-:

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tym bardziej jestem ciekawa opinii. Ja się sporo dowiedziałam, ale o Zofii do tej pory czytałam tylko pobieżnie. No i od roku podczytuję dzienniki. Więc nie mam porównania.
      Ciepłej spokojnej nocy życzę.

      Usuń
  3. Narzeczoną Schulza właśnie niedawno dostałam, ale zacznę czytać pewnie dopiero po Nowym Roku, bo na razie jest kolejka innych, a teraz na tapecie Żelazne damy Janickiego:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To o nich pisałaś, że będziesz chciała papier? Bo wiesz w Twoich ustach to już mega rekomendacja :)
      Całus.

      Usuń
    2. Będę czytać 'Narzeczoną Schulza lada dzień'. Ale już przeglądałam szkice w książce i wydaje mi się, że to fascynująca lektura. Zresztą, już w liceum zafascynowały mnie 'Sklepy cynamonowe'.

      Usuń