Zobaczmy co tam znajdziemy...
Konrad Rubacha
Fragment rozdziału III
Marcelina spojrzała na nią zaskoczona i lekko otworzyła usta na widok jej potwornie bladej twarzy, ale nie zdążyła nic powiedzieć, bo następnej chwili przestała cokolwiek słyszeć, zrobiło się jej ciemno przed oczami i bezgłośnie opadła na stojącą obok Weronikę, która odskoczyła zaskoczona. Po chwili powoli zaczęły dochodzić do niej spanikowane odgłosy dziewczyn, które Marcin p bezskutecznie próbował uspokoić. Zamrugała oczami starając się skupić wzrok. Uświadomiła
sobie, że podtrzymuje ją Marcin, który wpatrywał się w nią pełnym napięcia spojrzeniem.
-Nic mi nie jest. - wybąkała siląc się na to, aby stanąć o własnych nogach. Zakręciło się jej w głowie i lekko się zachwiała. Nie przewróciła się jednak, bo wciąż podtrzymywał ją Marcin. Zaraz potem z jej nosa spłynęło nieco krwi, na widok której Aśka pisnęła i sama omal nie zemdlała.
-Trzeba wezwać pogotowie! - wrzasnęła Weronika.
-Dajcie spokój! Po prostu muszę napić się trochę wody i... chyba coś zjeść. Chodźmy do środka.
Chwiejnym krokiem, podtrzymywana przez Marcina, przeklinając samą siebie ruszyła w stronę
restauracji. .
-Weronika, twoja mama nie może zobaczyć mnie w takim stanie. Pomyśli, że się upiłam. Boże, co
za wstyd. - jęknęła nagle.
-Nie przejmuj się. Zobaczy przecież, że miałaś krwotok z nosa.
Zaprowadziły ja na zaplecze, gdzie czym prędzej obmyły jej twarz. Niestety, chwilę później do
kuchni weszła Edyta Ostrowska i z naburmuszoną miną rzekła:
-Weronika i reszta, gdzie się podziewałyście? Żadna z was nie zajmowała się gośćmi.
-Mamo, Laura miała krwotok z nos, przez co zasłabła. - odpowiedziała szybko Weronika.
Ostrowska przybliżyła się twarzy Laury i pogładziła ją lekko ze współczuciem.
-Ktoś musi odwieźć cię do domu. Marcin...
-Ja piłem... - odparł nieco zmieszany.
-A tata? - zapytała Weronika.
-Tak! Leć po ojca!
Laura cicho jęknęła na samą myśl, że będzie musiała jechać przez pół miasta z obcym człowiekiem.
Poza tym nie mogła uwierzyć, że spowodowała takie zamieszanie. Weronika wróciła minutę
później prowadząc za rękę swojego ojca, który rzucił krótkie „Dobry wieczór.”
-To ona. - wskazała Weronika, a Laura natychmiast dźwignęła się na nogi. - Mógłbyś ją odwieźć?
-Oczywiście. - kiwnął głową. - Da radę pójść pani sama? - zapytał uprzejmie.
-Marcin, dziewczyny! Pomóżcie, koleżance! - krzyknęła Ostrowska. - Wojciechu, zaprowadź ją pod
sam dom. - dodała zmartwionym głosem. - Może powinnam zadzwonić do twoich rodziców?
-Nie ma takiej potrzeby. - odparła szybko Laura. - Naprawdę. - dodała z naciskiem.
-Bardzo nam dzisiaj pomogłaś. Jak tylko dojedziesz do domu połóż się do łóżka i wypocznij,
kochanie. Dobranoc.
-Dobranoc, pani. - odparła i czym prędzej dała się poprowadzić wszystkim chcącym pomóc jej
osobom.
Kiedy doszli do samochodu Wojciecha Ostrowskiego, Laura natychmiast pomyślała, że
zdecydowanie musi być to typ samochodu, na który pozwolić mogą sobie tylko najbogatsi, mimo iż
kompletnie nie znała się na markach, ani w ogóle się tym nie interesowała, w jakiś sposób zrobił na
niej wrażenie. Marcin otworzył jej przednie drzwi i pomógł zapiąć pasy, choć nie było takiej
potrzeby. Mimo, iż nienawidziła być w centrum uwagi, teraz jej to odpowiadało, zwłaszcza na
widok miny Aśki. Kiedy w końcu Marcin zatrzasnął drzwi Laura kolejny raz upewniła się, że w jej
życiu nic nie dzieję się tak jak wcześniej to sobie zaplanowała. Miało być spokojnie, cicho i szybko.
A póki co spełniło się tylko to ostatnie, choć nie w taki sposób w jaki sobie życzyła. Czekała ją
piekielnie przedłużająca się rozmowa z nieznajomym człowiekiem, który co gorsza, absolutnie nie
wyglądał na kogoś, kto lubi mówić sam od siebie. Krępująca cisza była tym co zazwyczaj
towarzyszyło ją w kontaktach z wszelkimi ludźmi.
-Niech mi pani powie, gdzie mam panią zawieźć. - odezwała się niskim głosem nienaturalnie
sztywno trzymając ręce na kierownicy.
-Mieszkam na Leśnej... Mam nadzieję, że to nie będzie dla pana kłopot...-Skąd... proszę tak nie mówić, zwłaszcza, że jest pani przyjaciółką mojej córki, prawda?
-Właściwie to po prostu chodzimy razem do szkoły... - pomyślała, że w bardziej beznadziejny
sposób nie mogła odpowiedzieć na to pytanie. - Zaproponowała mi udział w otwarciu butiku
pańskiej żony, chętnie skorzystałam, bo akurat szukałam jakiegoś zajęcia po szkole, które dałoby mi
zarobić parę groszy...
-Czyli nie była pani gościem, lecz...
-Hostessą... - dokończyła licząc w myślach ulice, które pozostały im do końca drogi.
-Ale to raczej jednorazowa możliwość zarobku. Trudno mi powiedzieć kiedy moja żona otworzy
kolejny sklep.
-Tak, zdaję sobie z tego sprawę, dlatego poprosiłam znajomego, żeby pomógł mi czegoś poszukać.
-Wojciech Ostrowski wyglądał jakby nagle się zamyślił. Laura spojrzała na niego ukradkiem i
natychmiast pomyślała, że nie ulega wątpliwości po kim Marcin jest tak przystojny. Jak na swoje
lata jego ojciec prezentowała się wyjątkowo dobrze. Nagle zauważył, że przyglądała mu się przez
dłuższą chwilę i ocknął się z zamyślenia.
-Ile czasu w tygodniu byłaby pani w stanie pracować?
-Myślałam głównie o weekendach, ale czasami mogłabym też w dni robocze, oczywiście
popołudniami, po skończeniu lekcji.
-Cóż... być może nieco panią zaskoczę, ale myślę, że w mojej firmie znalazłaby się praca dla... no
cóż... rozumiem, że interesującą panią proste zajęcia.
-Tak, chociażby sprzątanie, wie pan, mycie okien, podłóg, cokolwiek...
-W takim razie proszę zgłosić się pod ten adres w najbliższy piątek. - rzekł wyciągając z kieszeni
wizytówkę.
-Ale jest pan pewny, że zostanę przyjęta? - zapytała zaskoczona.
-Tak, jestem zupełnie pewny, bo to moja firma. - odpowiedział spokojnym tonem.
-Ach... rozumiem. - wymamrotała nieco zdezorientowana. - A czym zajmuje się pańska firma? -
dodała siląc się na normalny ton.
-Transportem. Być może pani o niej słyszała... Ostrowski... po prostu, cóż, być może to faktycznie
mało oryginalna nazwa, co zresztą często zarzucała mi moja żona...
-To naprawdę pańska firma? - wyrwało się jej mimowolnie, zanim zdążyła ugryźć się w język.
Nazwa nie była jej obca. Wiedziała, że to jedno z największych przedsiębiorstw w okolicy.
-Tak... jestem jej prezesem. - dodała nagle zmieszany jakby obawiał się, że zabrzmiało to trochę tak
jakby się przechwalał. - Da radę pani dojechać do siedziby firmy? A może podjechać gdzieś pod
panią? Moglibyśmy się umówić... - nagle urwał jeszcze bardziej zmieszany.
-Bez obaw, nie musi się pan fatygować. Dojazd tam nie będzie dla mnie żadnym problem. Dziękuję
panu bardzo. - wypaliła z wdzięcznością.
Kiedy minutę później podjechali pod jej dom, Laura nie mogła uwierzyć, że jednak coś się jej
dzisiaj udało. Tak bardzo ją to podekscytowało, że zupełnie zapomniała o swoim niedawnym
omdleniu i jak na skrzydłach wyszła z samochodu zatrzaskując za sobą drzwi nie mogąc doczekać
się, gdy poinformuje o tym rodziców. Wojciech Ostrowski na odchodne zapytał ją jeszcze jak się
czuje, a tak cała rozpromieniona zgodnie z prawdą odparła, że już zupełnie dobrze i jeszcze raz
przeprosiła za całe zamieszanie. Gdy stanęła przed drzwiami nagle uświadomiła sobie, że przez tą
szaloną sytuację zupełnie zapomniała zabrać ze sobą rzeczy, w których pojechała na otwarcie.
Najgorsze w tym wszystkim było to, że w tylnej kieszeni swoich dżinsów miała klucze od domu.
Nie pozostawał nic innego jak tylko bębnić dzwonkiem do drzwi czekając, aż któreś z wyrwanych
ze snu rodziców wstanie, aby jej otworzyć. Kiedy usłyszała dźwięk jej ojca schodzącego ze
schodów pomyślała, że warto byłoby jednak poczekać ze swoim entuzjazmem i poinformować
rodziców o pracy, którą jej zaproponowano dopiero wtedy, kiedy będzie jej zupełnie pewna.
Rozdział IV
Marzyła, aby cały weekend spędzić w samotności. Niestety, co chwila do jej pokoju wchodzili
rodzice pytając, dlaczego nie łapie, ostatniego październikowego słońca, podczas gdy ona nie
wiedziała jak delikatnie uświadomić ich, że jest to teraz ostatnia rzecz, jakiej potrzebowała.
Przeżywała jeden z tych dni, w którym rozmowa z innym, co gorsza, realnym człowiekiem jest niezwykle irytująca. Musiała myśleć, o sobie, o wydarzeniach z piątku i najbliższej przyszłości – do
tej jak zwykle nie podchodziła w optymistycznym nastroju. Im dłużej myślała patrząc na szybko
przesuwające się wskazówki zegara, tym gorzej się czuła. Przeczuwała, że stanie się coś co sprawi,
że podczas najbliższych dni wszyscy będą o niej szyderczo szeptać. Dlaczego musiała zemdleć
akurat wtedy?!
Spojrzała na sukienkę, którą miała założoną w piątek upewniając samą siebie, że nigdy więcej nie
będzie miała tyle odwagi, aby z własnej woli założyć coś w podobnym stylu. Powróci do szkoły ze
swoim codziennym, nudnym wizerunkiem, a Marcin patrząc na nią, nie będzie mógł uwierzyć, że to
naprawdę ta sama dziewczyna, którą widziała przed weekendem. Wzięła do ręki telefon, a potem
zaczęła bezmyślnie przesuwać wyświetlacz. Kiedy była już bliska rzucenia telefon o ścianę,
niespodziewanie poczuła wibrację. „Pewnie jakaś reklama.” - pomyślała ponuro. Otworzyła
wiadomość, po czym szybciej zabiło jej serce.
„Hej, tu Magda. Zdjęli mi gips. Jutro zobaczymy się w szkole :)”
Natychmiast odpisała:
„Nareszcie! <3 Nie mogłam tam bez Ciebie wytrzymać. :) Powinnam cię zabić. Dlaczego przez
ostatnie dni się nie odzywałaś?!”
„To miała być taka niespodzianka. Wybaczysz mi? :)”
„No pewnie! Nie mogę się doczekać!” - odpisała i położyła się na plecach czując nagły przypływa
radości. - „Mam Ci tyle do powiedzenia, ale to jutro.”
Magda od początku szkoły średniej była jej najlepszą przyjaciółką, właściwie, jedyną. Poznały się
już pierwszego dnia, gdy razem błądzili po szkolnych korytarzach szukając klasy, w której mieli
spotkać się w wychowawcą. Od tamtej pory spędzały razem każdą przerwę i siedziały razem na
każdej lekcji. Laura przez całe życie marzyła o takiej przyjaciółce. Z nikim innym nie dogadywała
się lepiej.
Jeszcze raz sięgnęła po telefon, żeby sprawdzić godzinę. Gdy tylko to zrobiła, natychmiast napisała
do niej Weronika:
„Hej, jak tam? Lepiej się już czujesz?”
„Zdecydowanie.” - odparła.
„To dobrze :)”
„Przepraszam za to całe zamieszanie.” - dodała pospiesznie stukając palcami po wyświetlaczu.
„Daj spokój. Do zobaczenia w szkole. :*”
„Pa :)”
Nagle zorientowała się, że choć bardzo krótko, to tak naprawdę pierwszy raz pisała z Weroniką,
mało tego, właściwie nigdy nie miała okazji rozmawiać z nią zanim ta nie zaproponowała jej
pomocy przy piątkowej imprezie. Z powrotem położyła się na łóżku i szeroko się uśmiechnęła.
Może nie było tak źle jak się jej wydawało. Dlaczego wszystko musi widzieć w czarnych barwach?!
Poniedziałek w szkole, praca u ojca Weroniki, jej przyjaciółki i brat opowiadający innym o
wczorajszej imprezie... KONIEC! Pomyślała nagle, że dobrze byłoby coś zjeść. Zeszła do kuchni,
gdzie zastała rodziców w ponurych nastrojach.
-Wyspałaś się już? - zagadał ją ojciec, po czym głośno siorbając wziął kolejny łyk herbaty.
Laura nieco się wzdrygnęła. Nienawidziła, gdy ktoś cokolwiek głośno spożywał.
-Tak. Tylko trochę boli mnie głowa. Chciałabym wam o czymś powiedzieć. Prawdopodobnie
dostałam pracę. - oznajmiła uznając nagle, że jednak powiedzieć im o tym już zawczasu, aby
poznać ich opinię.
-Gdzie? W tym butiku u matki tej Weroniki? - zapytała zaskoczona matka przerywając zmywanie
naczyń.
-Właściwie to u jej ojca. Jest prezesem firmy transportowej i wczoraj, gdy mnie odwoził,
poinformował mnie, że potrzebują kogoś do sprzątania i ogólnej pomocy.
-Myślisz, że dasz radę? - odparła matka.
-Tak. - dodała pewnie. - Z resztą, po co wszystko widzieć w czarnych barwach. - dodała
niecierpliwie otwierając lodówkę. Sama nie wierzyła w to co mówi. - Jeżeli mi się nie spodoba, to
odejdę. -Może to i dobrze. - rzekł ojciec odstawiając naczynia do zlewu. - Zawsze będzie co w życiorysie
napisać.
-Też tak uważam. Nie martwcie się. Ze szkołą też sobie poradzę. - dodała uprzedzając pytanie
matki. - Idę na górę się pouczyć. - oznajmiła wychodząc z kilkoma pospiesznie zrobionymi
kanapkami. Na szczęście jej nie zatrzymywali. Do końca dnia słuchała smutnych piosenek, aż w
końcu usnęła ze zmęczenia.
Umówiła się z Magdą, że spotkają się pół godziny przed rozpoczęciem zajęć w sklepie, w którym
niemal każdego dnia kupowały jedzenie do szkoły. Magda była dużo od niej niższą, nieco krępą
osóbką z cienkimi włosami, które od niedawana farbowała na czerwono. Podobnie, jak Laura często
narzekała na swój wygląd i na to, że właściwie nie ma żadnego talentu. Ona również nie lubiła
chodzić do szkoły i z trudem przychodziło jej zawieranie nowych znajomości. Razem z Laurą
spędzały prawie każdą lekcje na rozmowach, których nie rozumiał nikt oprócz nich. Często miały
też w zwyczaju wagarować, jednak nie sprawiały większych problemów w szkole, więc prawie nikt
nie zwracał na to uwagi. Kiedy Laura weszła do sklepu i zobaczyła ją w sklepie na dziale z
owocami, gdzie właśnie warzyła banany podbiegła do niej i niespodziewanie ją objęła.
-Nareszcie cię widzę. - powiedziała szeroko się uśmiechając. - Jak twoja noga? Już nie boli?
-Ani trochę. - odparła Magda odwzajemniając uśmiech.
-Myślałaś, że zwariuję w tej szkole bez ciebie. Nigdy nie chce mi się tam chodzić, ale bez ciebie to
już w ogóle jest katorga.
Magda roześmiała się głośno. Pospiesznie chwyciły parę rzeczy z półek, zapłaciły i udały się do
szkoły narzekając na wszystkie lekcje, które je czekały.
Gdy tylko weszły do szkoły, Laura kątem oka zauważyła Weronikę siedzącą jak zwykle z
wianuszkiem znajomych co chwila głośno wybuchających śmiechem. Wolała się z nią nie spotkać,
jednak musiała przejść koło miejsca, w którym siedzieli, aby dostać się do klasy, w której mieli
mieć za chwilę lekcje. Laura spuściła głowę i wstrzymując powietrze starała się przemknąć koło
nich niezauważenie. Gdy była już prawie pewna, że się jej udało, usłyszało za sobą rozbawiony głos
Weroniki i zrezygnowana odwróciła się w jej kierunku głośno wypuszczając powietrze.
-Hej! - zawołała Weronika podchodząc, aby się przywitać. Następnie zrobiła coś, czego nie zrobiła
jeszcze nigdy w życiu. Uścisnęła Laurę i pocałowała ją w policzek. Laura zszokowana cała
zesztywniała. Weronika dostrzegła po chwili Magdę, która przyglądała się temu z zupełnie
zdezorientowaną miną, i uniosła rękę w geście powitania. Następnie odwróciła się wpadając na
swojego brata, który znikąd się za nią pojawił. Laura spojrzała na niego speszona i spuściła wzrok
nie mając pojęcia jak się zachować.
-Nie przywitasz się z Laurą? - zapytała Weronika przerywając krępującą ciszę.
-Z Laurą... znamy się? - spojrzał na siostrę, jakby spodziewał się, że żartuje.
-Poznałeś ją w piątek na otwarciu butiku. Nie pamiętasz? - odparła nieco nerwowo. - Miała ubraną
tę piękną czerwoną sukienkę.
Marcin zmierzył ją długim spojrzeniem, a potem na jego twarzy pojawił się grymas, który
wskazywał, że sobie przypomniał.
-Ach tak... - mruknął cicho. Jego oczy mimowolnie mówiły jak bardzo Laura różni się od tej, którą
poznał w piątek. Laura zastanawiała się czy można poczuć się jeszcze gorzej, niż ona teraz.
-Pewnie byłeś pijany... - starała się uratować sytuację Weronika. - Do zobaczenia na lekcji! -
zwróciła się do Laury z nerwowym uśmiechem, po czym wróciła do swojego towarzystwa.
Laura natychmiast się odwróciła i ruszyła do przodu tak szybko, że Magda z trudem mogła ją
dogonić.
-Możesz mi to wytłumaczyć?
Gdy weszły do klasy, Laura, starając się zachować spokój, o wszystkim jej opowiedziała. W jakiś
sposób czuła się upokorzona. Po tym wszystkim naprawdę nie chciało się jej siedzieć w tej
cholernej szkole.
Nie mogła doczekać się nastania piątku. W środowe przedpołudnie na jednej z przerw zadzwoniła
na numer widniejący na wizytówce, którą dał jej Ostrowski. Zanim to zrobiła kilka razy odetchnęła mając nadzieję, że będzie ją pamiętał. Jednak ku jej rozczarowaniu telefon odebrała jakaś kobieta o
surowym głosie.
-Dzień dobry, z kim mam przyjemność?
-Dzień dobry, z tej strony Laura Kowalczyk. - odpowiedziała nieśmiało.
-Dodzwoniła się pani do firmy Ostrowski. Przy telefonie Zofia Skowrońska, sekretarka pana
prezesa Ostrowskiego. Z jakiej firmy i w jakiej sprawie pani dzwoni? - mówiła tonem tak bardzo
formalnym, że skutecznie zbiła tym z tropu Laurę.
-Pan Ostrowski zaproponował mi u państwa pracę. Polecił mi zadzwonić na ten numer. -
powiedziała szybko mając nadzieję, że mówi zrozumiale. Kiedy się stresowała zazwyczaj mówiła
niezrozumiałym bełkotem.
-Ach tak... wspominał. - odparła - Rozumiem, że jest pani przyjaciółką jego córki, prawda?
-Dokładnie. - ucieszyła się Laura.
-Kiedy kończy pani zajęcia w piątek?
-O czternastej.
-Da pani radę dotrzeć na adres podany na wizytówce?
-Oczywiście, myślę, że w ciągu godziny mogłabym być na miejscu.
-Idealnie.... W takim razie zapraszam. Zapoznam panią z obowiązkami.
-Mogłabym wiedzieć jakie obowiązki ma pani na myśli?
-Proszę się nie obawiać. Proste prace sprzątające.
-Rozumiem. - odetchnęła z ulgą Laura.
-W piątek rano przedzwonię do portierni i uprzedzę, że pani przyjdzie. Zatem do zobaczenia w
piątek.
-Dziękuję, do widzenia.
Oparła się o ścianę i głęboko westchnęła. Pomyślała, że chyba nie jest tak źle jak zawsze się jej
wydaje.
Rozdział V
W piątek zmusiła się do tego, żeby wstać godzinę wcześniej, niż zazwyczaj. Przez cała noc
rozmyślała nad tym jak powinna się ubrać i nadal nic sensownego nie przychodziło jej do głowy.
Kiedy zorientowała się, że ma coraz mniej czasu nareszcie uznała, że w końcu nie jedzie tam
pracować jako sekretarka albo księgowa, tylko sprzątaczka, która nie powinna się rzucać w oczy,
więc strój nie powinien mieć większego znaczenia. Tego dnia lekcje wydawały się nie mieć końca.
Była tak podekscytowana, że na żadnej z nich nie była w stanie skupić, zresztą, nawet nie
próbowała. Gdy lekcje nareszcie się skończyły, pożegnała się z Magdą, która życzyła jej
powodzenia i pospiesznie udała się na najbliższy przystanek autobusowy. Po drodze chwyciła tylko
jakąś bułkę, colę i gumy do żucia. Po pierwszym kęsie tego pożałowała, bo na sweter, który ubrała,
wyprysnął pomarańczowy sos. Przeklinając samą siebie zaczęła energicznie go pocierać, co
wywołało jeszcze gorszy efekt. Co gorsza, ze zgrozą przypomniała sobie, że nie ma przy sobie
żadnych chusteczek. Na szczęście z pomocą przyszła jej siedząca naprzeciwko starsza kobieta,
która wyjęła swoje z torebki. Laura spojrzała na swoje odbicie w szybie okna autobusu i jęknęła
kompletnie nie wiedząc co robić. Na powrót do domu, aby się przebrać, stanowczo nie miała czasu.
Nie chciała sprawić złego wrażenia spóźniając się już pierwszego dnia do pracy. W końcu podjęła
jedyną możliwą decyzję, zdjęła sweter i wrzuciła go to torby. Pod nim miała tylko bardzo cienką
bluzkę, dodatkowo okropnie prześwitującą. Czuła jednak, że mając ją na sobie i tak przeżyje
mniejszy wstyd, niż gdyby byłaby ubrana w poplamiony sweter. Zarzuciła na siebie płaszcz, nawet
w autobusie, czując na każdym skrawku swojego ciała jesienny chłód. W internecie dokładnie
sprawdziła, na którym przystanku powinna wysiąść, aby najszybciej dojść do firmy. Szczelnie się
opatuliła i czym prędzej przeszła wraz z tłumem ludzi na drugą stronę ulicy. Jeszcze raz włączyła
internet a telefonie, aby upewnić się, że dobrze idzie. Szła zgodnie z jego wskazówkami mijając
zabieganych ludzi pędzących w różnych kierunkach. W końcu znalazła się pod siedzibą firmy.
Spojrzała do góry i opadła jej szczęka. Był to wysoki, szklany biurowiec, z którego co chwila
wychodzili mężczyźni ubrani w czarne garnitury i kobiety na wysokich szpilkach wystrojone w
eleganckie żakiety. Przez moment była bliska ucieczki do domu. Szybko odrzuciła od siebie ten pomysł całą siłą woli zmuszając się do tego, aby nie zawrócić i wejść do środka. Chwiejnym
krokiem weszła po schodach i weszła wraz z grupką ludzi między drzwi obrotowe nerwowo
poprawiając płaszcz. Spojrzała na swoje sportowe buty i uznała, że jej wygląd to istna katastrofa.
Podeszła do portierni, gdzie grupa kilku osób co co chwila odbierała telefony i kierowała
interesantów do odpowiednich wind. Nie mogła oprzeć się wrażeniu, młody mężczyzna, który
właśnie skończył rozmawiać obrzucił ją nieco podejrzliwym spojrzeniem. Starała się jednak
zachować spokój.
-W czym mogę pani pomóc?
-Miałam zgłosić się tu dzisiaj na... rozmowę kwalifikacyjną. - dodała.
-Z kim jest pani umówiona? - zapytał wpisując coś do komputera.
-Z sekretarką pana Ostrowskiego... nie pamiętam jak się nazywa. - dokończyła nieco speszona. - W
każdym razie nazywam się Laura Kowalczyk. Sekretarka pana Ostrowskiego miała państwa
uprzedzić.
-Faktycznie, zgadza się... Winda numer jeden, piętro dwudzieste. - Nie przypadł jej do gustu sposób
w jaki mówił ten chłopak.
Weszła do windy wraz z kilkoma innymi osobami, z której każda patrzała przed siebie z
kamiennym wyrazem na twarzy. Kiedy winda stanęła na jej piętrze, wyszła z niej nieco skulona
razem z kilkoma innymi osobami, z których każda rozbiegła się w swoją stronę. Nie musiała jednak
błądzić, bo sekundę później szła ku niej wysoka, ponad pięćdziesięcioletnia kobieta. Była bardzo
wyprostowana, miała wysokie czoło i okulary na nosie. Ubrana była w granatowy żakiet i ciemne
rajstopy. Obrzuciła ją zawstydzającym, surowym spojrzeniem, po czym wyciągnęła ku niej rękę na
przywitanie.
-Zofia Skowrońska. Miło mi. - rzekła pełnym wigoru głosem mierząc ją od stóp do głów, co nie
dodawało jej otuchy.
-Laura Kowalczyk. Mi również. - mruknęła krzywo się uśmiechając.
-Mogę ci mówić na ty?
-Oczywiście! - odpowiedziała szybko Laura.
Kobieta skinęła głową.
-Zdejmij płaszcz. - poleciła. - Zaprowadzę cię do pomieszczenia, w których będziesz zostawiać
swoje rzeczy.
Laura celowo udawała, że nie słyszała nic o zdjęciu płaszczu. Wolała tego uniknąć tak długo jak
będzie to możliwe. Skowrońska zaprowadziła ją do krótkiego korytarza prowadzącego w bok
piętra, a potem uchyliła drzwi z numerem 20/40 i wpuściła ją do środka. Znalazły się w niewielkim
pomieszczeniu, w którym siedziały dwie około trzydziestoparoletnie kobiety. Były to pracownice
biura, które przyszły tu zrobić sobie kawę. Przywitały się miło z Laurą i po chwili pod surowym
spojrzeniem Skowrońskiej pospiesznie opuściły pomieszczenie. Skowrońska spojrzała wyczekującą
na Laurę, która uznała, że nie może już tego przedłużać i zaczęła powoli zdejmować płaszcz
starając się nie zwracać uwagi na jej minę. Czując na sobie jej oniemiałe spojrzenie podeszła do
wieszaka i zarzuciła na niego płaszcz. Gdy to zrobiła natychmiast założyła nienaturalnie wysoko
ręce łudząc się, że w ten sposób zakryje prześwitujący stanik. Postanowiła udawać przed samą sobą
i przed Skowrońską, że wszystko jest w porządku.
Kobieta cicho odchrząknęła i bacząc na nią zniesmaczonym wzrokiem zaczęła mówić dalej:
-Rozumiem, że będziesz mogła tu dojeżdżać w piątki, soboty i niedzielę, zgadza się?
-Tak. - odparła siląc się na normalny ton Laura.
-W piątki będziesz pracować koło czterech, pięciu godzin. Twoim zadaniem będzie pomoc przy
kserowaniu dokumentów, czasami będę wysyłać cię, abyś załatwiła coś na mieście, poza tym
oczywiście na bieżąco będziesz sprzątać. Natomiast w sobotę i w niedzielę, kiedy nie ma tu prawie
żadnych pracowników, będziesz przychodzić robić porządne porządki z całego tygodnia na całym
piętrze, a także uzupełniać zapas ciastek, kawy i tak dalej... Oczywiście za wszystko będziesz miała
płacone... - wyszły z pomieszczenia kierując się z powrotem na główny korytarz. - W razie
jakichkolwiek wątpliwości zawsze będziesz mogła pytać mnie o... - urwała na widok szerokich
drzwi na końcu korytarza, które ktoś właśnie otwierał. Po chwili ich oczom Laury ukazała się znajoma twarz Ostrowskiego, który obrzucił korytarz wzrokiem, jakby kogoś szukał. Po chwili
dostrzegł Skowrońską i wyprostował się widząc, że ktoś jej towarzyszył.
-Dzień dobry. - powiedziała cicho Laura.
-Dzień dobry. - odparł patrząc na nią dziwnie odległym wzrokiem.
-W czymś panu pomóc, prezesie? - zapytała Skowrońska robiąc krok do przodu.
Nie kwapił się, żeby jej odpowiedzieć. Zamiast tego wciąż przyglądał się Laurze, jakby
zaintrygował go wyjątkowo ciekawy eksponat podczas zwiedzania muzeum. Po chwili ocknął i
nieco zmieszany zwrócił się do Skowrońskiej:
-Tu ma pani dokumenty, które należy natychmiast wysłać na adres wskazany w rogu. Niestety
muszę już iść. Do zobaczenia, jutro.
-Do wiedzenia, panie prezesie.
Spojrzał na Laurę i po chwili milczenia mruknął ciepłym głosem:
-Jednak pani przyszła.
-Tak... - wyjąkała szybko mrugając oczami. - Mam nadzieję, że pana nie zawiodę.
-Jestem pewny, że na pewno nie... - odrzekł z pełnym uroku uśmiechem i szybko odszedł
pozostawiając Laurę ponownie sam na sam ze Skowrońską.
Laura dopiero po chwili uświadomiła sobie, że wyglądała zupełnie inaczej, niż gdy odwoził ją do
domu. Jednak wyglądało na to, że on, w odróżnieniu od swojego syna, rozpoznał ją od razu.
Skowrońska spojrzała na Laurę i oznajmiła:
-Zrób to o co prosił pan prezes. Pokażę ci gdzie znajdziesz kopertę. Jak ją zaadresujesz, tam ci
pieniądze i pójdziesz na pocztę.
Laura patrzała przez chwilę na wejście od windy, za którymi zniknął Ostrowski, a potem
westchnęła i z niepewną miną powędrowała za Skowrońską.
Interesująca powieść dla nieco starszej młodzieży. Widzę tu romans nastolatki z mocno starszym mężczyzną, mimo że początkowo atrakcyjny wydał się jego syn. Albo niezdrowe zainteresowanie starszego mężczyzny koleżanką syna. A może też mylę się w obu przypadkach? Dywagacje dają kolejny powód by wierzyć, ze powieść dobrze rokuje. Czytelnik (czyli w tym momencie ja ;)) zastanawia się, co może być dalej, usiłuje wyprzedzić autora, odgadnąć jego koncepcję - a to dobrze. Dobrze też, jeśli na końcu poczuje się w jakimś stopniu zaskoczony, nawet gdy odgadł zakończenie. Mam nadzieję, że tutaj też tak będzie. Zanim jednak to nastąpi, warto trochę posprzątać tekst, usunąć literówki, poprawić zapis graficzny, wyeliminować błędy stylistyczne (nie można np. ubrać sukienki, ale ubrać się w sukienkę), i ogólnie wszystko wygładzić. Trzymam kciuki za sukces wydawniczy i życzę powodzenia!
OdpowiedzUsuńRenata Kosin
Bardzo dziękuję za Pani opinię, motywujące do dalszego pisania miłe słowa i cenne wskazówki, dzięki którym będę mógł ulepszać swoje pisanie. Trafnie odgadła Pani dalszy ciąg wydarzeń. Cieszy mnie, że uważa Pani temat książki za ciekawy. Pozdrawiam ciepło :))
UsuńKonrad Rubacha