poniedziałek, 9 stycznia 2017

Świńskie bzykanie czyli "Sezon na cuda" nadchodzi

Już za dwa dni oficjalna premiera "Sezonu na cuda". Podobno to najzabawniejsza z moich książek. Piszę "podobno", bo ja nie powinnam się wypowiadać w tej kwestii. Obawiam się, że nie jestem w stanie właściwie tego ocenić. Ale skoro czytelnicy tak twierdzą, to na pewno tak jest :) Natomiast z całą pewnością mogę stwierdzić, że Majka zrobiła sporo dobrego dla mnie i mojej rodziny. Pisząc o niej pozwalałam sobie na nowo uwierzyć, że wszystko jest możliwe. Że poczucie humoru, dystans i wzięcie się z życiem za bary to gwarancja szczęścia. Przekonałam samą siebie, że nawet jeżeli zaliczy się potknięcie to natychmiast trzeba się podnieść, poskładać w całość pogruchotane kości i maszerować dalej. To właśnie pisząc "Uroczysko" a potem "Sezon na cuda" wypracowałam zasadę: popłakać, popłakać a potem wstać, rozejrzeć się dookoła i stwierdzić: jaka piękna katastrofa! I tak zostało mi do dziś. Jeżeli ktoś jeszcze nie zna opowieści o Majce to zapraszam na fragment. A może skusicie się na nowe, przepiękne wydanie? Wiecie, premiera już 11 stycznia :)



(...)
- Myślę, że jest niezbędny jako środek znieczulający. Złagodzi trochę świadomość tego, co będzie się tu działo przez najbliższe tygodnie. A tak à propos, Marysia wie o twoich planach?
- Nie, najpierw chciałam pogadać z tobą. Poza tym trudno rozmawiać z kimś, kogo nie ma. Gdy jej powiedziałam, że żadna Słowacja nie wchodzi w grę, moja córka niczym wcielenie zbuntowanego demona wybiegła z domu i jeszcze nie wróciła.
- I co, nie szalejesz z niepokoju, że coś głupiego przyjdzie jej do głowy? Czy ty przypadkiem nie jesteś chora? - Jagoda utkwiła we mnie zdziwione spojrzenie.
- Nie szaleję, od momentu gdy zadzwonił do mnie tata Filipa Krawca i powiedział, że moja córka jest u nich i wypłakuje żal do niesprawiedliwej matki, czyli do mnie, w oparcie ich sofy w salonie – wyjaśniłam, krzywiąc się na myśl o tym, co przeżywa Bogu ducha winny facet i sofa.
- Wiesz co, nie rozumiem dzisiejszej młodzieży. Ja na jej miejscu wolałabym wypłakiwać się w mankiet Filipkowi. Ostatecznie skoro już gnała taki kawał, powinna coś z tej rozpaczy mieć. Oparcie sofy oraz salon ma i bez wychodzenia z domu. – Jagoda wzruszyła ramionami.
- Ona też pewnie by wolała jakiś męski mankiet, ale Filipka nie zastała, a jego ojciec nie spełnia kryteriów, więc padło na sofę. Mam tylko nadzieję, że Maryśka nie pomalowała dzisiaj oczu którymś ze swoich mazideł, bo w innym wypadku będę musiała płacić za czyszczenie kanapy. Dobrze, że Filip już wraca, bo strasznie żal mi jego biednego ojca. Biedak stwierdził, że zupełnie nie wie, co się robi z płaczącymi nastolatkami.
- Oświeciłaś go? - Jagoda spojrzała na mnie z zainteresowaniem.
- A gdzie tam. W tej dziedzinie nie doznałam jeszcze objawienia, natomiast jesteś pierwszą osobą, której się do tego tak otwarcie przyznaję. W każdym razie pan Krawiec obiecał, że odwiezie Marysię do domu, jak tylko uda mu się ją trochę uspokoić. Naiwny facet, widać sądzi, że to jest możliwe. Nie powiedziałam mu, że histeria ma szanse przejść po świętach, gdy Mańka będzie widziała czarno na białym, że nigdzie nie jedzie – mruknęłam z rezygnacją. – Po co mam człowieka dodatkowo dołować.
- Czy to oznacza, że z całą pewnością zdążymy wypić wino i rozplanować świąteczny wieczór, zanim Marysia przemówi ludzkim głosem?
- Obawiam się, że w tym wypadku z istotą ludzką będziemy mieć do czynienia dopiero za parę lat. Nawet wigilijna noc cudów nie pomoże i prędzej uwierzę w bydlątka gadające ludzkim głosem, niż w zczłowieczenie mojego dziecka. Jak to ktoś powiedział o nastolatce? Jest szansa, że za trzy, cztery lata, gdy wejdę do pokoju córki, zastanę w nim człowieka. To niestety bardzo adekwatne do mojej sytuacji. Na razie jednak skupiłabym się na tym, że prawdopodobnie Marysia nerwowo wykończy biednego faceta i do końca zbezcześci jego kanapę. Dlatego zadzwoniłam do taty i poprosiłam, żeby ją stamtąd zabrał. Może przy okazji przemówi jej do rozumu. W końcu to dziadek, powinien mieć u niej jakiś autorytet.
- Na to bym zbytnio nie liczyła. – Jagoda sceptycznie pokręciła głową. – Ale przynajmniej się pokłócą, a to im zwykle dobrze robi. Zauważyłam, że na twojego tatę awanturki z wnuczką działają niezwykle ożywczo, a Mania jest później tak zmęczona, że odpuszcza pozostałym. Tak więc summa summarum pomysł był dobry. No, skoro już rzuciłaś swojego ojca na żer, to my możemy brać się do roboty.
- Boże, co się z tobą porobiło? Pan Florian ma na ciebie fatalny wpływ. Po prostu istna pszczółka, od dziś w ważnych momentach będę ci znacząco bzykała – stwierdziłam, po czym skojarzyłam osobę pszczelarza z bzykaniem i dostałam ataku śmiechu.
- No tak, co niektórym wino dziś już nie będzie potrzebne. A wracając do bzykania, to głodnemu chleb na myśli. Chyba porozmawiam o tym z Czarkiem. – Jagoda westchnęła teatralnie.
- Ani mi się waż! - zaśmiałam się, wycierając mokre od łez oczy. – Zresztą Czaruś nie ma nic wspólnego z pszczelarstwem, tak więc zapewne takie „bzzzzz” nic mu nie powie. Próżny trud, moja droga!
- Ty masz rację – przyznała Jagoda z diabelskim błyskiem w oku. – Ja w odpowiednich momentach będę do ciebie chrumkać. Bardziej adekwatnie do wiejskiego weterynarza, nie sądzisz? – zapytała, chichocząc.
- Sądzę. Sądzę, że wyszedł nam z tego niezły numer: świńskie bzykanie – wyjęczałam, ledwo żywa ze śmiechu.
I właśnie gdy całkowicie oddałyśmy się opętańczej wesołości i skręcane śmiechem wylądowałyśmy na dywanie, do pokoju weszła Marysia. Widząc nas, z wyrazem osłupienia na twarzy skamieniała niczym żona Lota.



Oczywiście gdy dorosły człowiek – dodajmy: człowiek będący matką – raz na jakiś czas się zapomni, to akurat w tym momencie na bank pojawi się dziecko rzeczonego człowieka. A gdy los jest nad wyraz złośliwy, poza dzieckiem zjawią się jeszcze owego człowieka rodzice i będą mogli w pełnej krasie obejrzeć sobie własną dorosłą latorośl w sytuacji, w której pod żadnym pozorem nie powinni jej nigdy zobaczyć. Rzecz jasna mówię tu o sobie, bo gdy w drzwiach pokoju pojawiła się Marysia, tuż za nią stanęli moi rodzice i ze zgrozą do woli przyglądali się, jak obie z Jagodą czerwone i potargane leżymy na dywanie. Pierwsza opanowała się moja mama i odsunąwszy Manię z przejścia, weszła do środka i co pierwsze zobaczyła? Kieliszki stojące na biurku. (...)
 

8 komentarzy:

  1. Wprawdzie przeczytałam "Sezon na cuda", ale kusi to nowe wydanie. Mam Uroczysko to i Sezon na cuda powinien być u mnie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Juz nie moge sie doczekac kiedy do mnie dotrze:) Pozdrawiam cieplutko:)

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja Kochana Magdaleno po lekturze Twoich książek, po przeczytaniu niejednego wywiadu i po wysłuchaniu niejednych słów na żywo od Ciebie ukształtował się i mój pogląd na życie;-)
    Jak pojawiają się problemy to ta Twoja wiara w prosty kawałek drogi za zakrętem jest wielką iskierką, czy raczej płomieniem nadziei że będzie dobrze:-)
    aż sama chyba powrócę do przygód Majki by odświeżyć sobie tą miłą dla duszy lekturę;-)
    serdeczności posyłam z nowym tygodniem;-*

    OdpowiedzUsuń
  4. Uwielbiam Pani książki, przeczytałam chyba wszystkie i czekam z niecierpliwością aż będe mogła przeczytać Sezon na cuda, bo i mnie jakiś cud by się przydał :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja też dopisuje się do fanów Pani książek, bo dzięki nim mogę odpocząć, zrelaksować się i na chwilę zatrzymać się by.... na nowo popatrzeć na tych ludzi, którzy są koło mnie. Dziękuję ślicznie..Pozdrawiam ciepło!

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja przygodę z Pani książkami zaczęłam od powieści "Wymarzony dom" wypożyczyłam w bibliotece. Panie dokładają mi Pani książki,bo są bardzo poczytne. Jak odłożę pieniążki to kupię kilka. 📚👍😘

    OdpowiedzUsuń
  7. A właśnie sobie czytam nowe wydanie i świńskie bzykanie :)

    OdpowiedzUsuń
  8. W kolejce czeka Wino z Malwiną... i oczywiście Anioł do wynajęcia... pachnące dotarły wszystkie w poniedziałek...

    OdpowiedzUsuń