środa, 28 stycznia 2015

Malutki kawałeczek na zaostrzenie apetytu:)

Tak sobie pomyślałam... Czemu nie:) Nie znacie wprawdzie Konstantego, Anieli, Agnieszki ani Szawła... Wszyscy pojawią się w nowej powieści. Znacie za to Zosię, bo kto czytał "Sezon na cuda" wie, że Leontyna najpierw była Zosią... Poznajcie w takim razie jej rodzinę: Dziadka Kota (Konstantego) Babcię Aniele (czasem Zośka mówiła o niej Anioł), ciotkę Agnieszkę i Szawła. A tak nawiasem mówiąc jak myślicie, czy Szaweł wróci?




Konstanty wrócił do domu pod wieczór. Nie przyjechał sam. Tuż za nim na koniu, z niewyraźną miną siedział Szaweł. Na widok zbliżających się jeźdźców Aniela i Agnieszka wybiegły na podwórze. Konstanty zatrzymał konia tuż przed stojącymi kobietami i lekko zmrużywszy oczy obejrzał się na siedzącego za nim mężczyznę. Szaweł odchrząknął, zeskoczył z końskiego grzbietu i z lekka się zatoczywszy upadł u stóp Agnieszki.
-       Przywiozłem go, ale nie sądziłem, że rzucę ci go do stóp –unosząc brwi zwrócił się do córki Konstanty i z obrzydzeniem patrzył na gramolącego się z kolan mężczyznę. – No Szaweł, powiesz Agnieszce co ustaliliśmy w trakcie naszej krótkiej męskiej przejażdżki?
-        Oczywiście. – Szaweł głośno przełknął ślinę, spojrzał przelotnie na ojca dziewczyny i odrzucił w tył czarne jak węgiel włosy. – Kochanie chyba nie uwierzyłaś w to, że mógłbym zostawić ciebie i dziecko… - powiedział ujmując jej dłoń. – Mam nadzieję, że zarówno ty jak i twoi rodzice powierzą ciebie i to… dziecko mojej opiece – dodał przywołując na twarz czarujący uśmiech. - Pani Anielo? Panie yhm… - tu Szaweł się zaciął i z widoczną niepewnością spojrzał na męża leśniczyny.
-       Konstanty chłopcze, Konstanty – dopowiedział za niego leśniczy z wyczuwalną w głosie drwiną.
-       Panie Konstanty? Agnieszko? – zatopił spojrzenie w zapłakanych oczach dziewczyny.
-       Zosiu… – dobiegło go zza pleców i gdy się obejrzał zobaczył stojącą tuż za sobą dziewczynkę, która przewiercała go jasnym, błękitnym spojrzeniem.
-       Co - Zosiu? – pogubił się ku wyraźnej uciesze Konstantego.
-       Musisz zapytać mnie o zgodę – wyjaśniła mu mała przewracając oczami. - Jak w domu nie ma taty to ja jestem najstarsza z rodzeństwa i muszę być odpowiedzialna – wyjaśniła mu  pogłębiając tylko konsternacje Szawła.
-        A gdyby cię zapytał, to co byś mu odpowiedziała? – znienacka zwróciła się do siostrzenicy Agnieszka.

W głębi duszy była wdzięczna Zosi za to, że pojawiła się w takiej chwili. Rozgoniła nieznośne napięcie i sprawiła, że Agnieszka choć na moment mogła odwrócić swoją uwagę od tego co działo się w jej sercu. A szalała tam istna nawałnica ścierających się ze sobą uczuć. Szczęścia, bo stał przed nią, cały, żywy, śliczny i patrzył dokładnie tak, jak to sobie wymarzła oraz nienawiści do niego, bo nie przyjechał z własnej woli, tylko żałośnie zgramolił się z konia ojca. Ten jego uśmiech, słowa, to było z jednej strony to na co czekała, z drugiej cóż były warte wypowiedziane pod przymusem. Nienawiści do ojca, bo to on sprawił, że zobaczyła Szawła takiego na jakiego do tej pory uparcie przymykała oczy. Teraz nie było już odwrotu. Nie było gdzie uciec spojrzeniem. Wszystko miało wyraźny kształt i jaskrawe barwy. A jednak go kochała. I za to też nienawidziła. Siebie. Bo w głębi serca wiedziała, że nawet jeżeli Szaweł ożeni się z nią tylko i wyłącznie z przymusu ona i tak za niego wyjdzie. Po to żeby móc codziennie przeglądać się w jego oczach i odnajdywać się w jego uśmiechu. I wdzięczna była Zosi za to, że dzięki niej nie musiała z miejsca odpowiadać. Mogła choć chwilę dłużej zachować choćby cień szacunku do samej siebie.
-       No to co byś odpowiedziała? – powtórzyła patrząc w oczy siostrzenicy.
-       Że się zastanowię – odpowiedziała rezolutnie dziewczynka. – I że najpierw to trzeba przejść przez próby żeby ręka księżniczki została oddana. Właśnie, może mi ktoś w końcu powie, o co chodzi z tą ręką? Bo ja na miejscu księcia wolałabym całą księżniczkę, a wszystkie bajki mówią tylko o jej ręce. Z fragmentów to chyba wybrałabym głowę… - wdała się w rozważania Zosia nie bacząc na dziwne miny dorosłych.
-       No tak… To hmmm… Ją też mam prosić?
Szaweł najwyraźniej nie mógł odnaleźć się w zwyczajach tej skomplikowanej rodziny a jednocześnie stanowczo nie życzył sobie rozdrażnić Konstantego. Wystarczyło mu już obrazowe opisanie tego, co leśniczy najpierw zrobi z jego śliczną buzią jeżeli nie zachowa się jak prawdziwy mężczyzna. Szaweł doskonale wiedział ile warte są jego ciemne, przepastne oczy i gładka skóra. Nie było panny, która by się nie dała złapać na ten namiętny pełen obietnic wzrok. Poza tym ten cały Konstanty wyglądał na niezrównoważonego. Kto normalny stawia człowieka pod drzewem, celuje w niego ze strzelby i każe wybierać ślub albo śmierć? Wariat! Nic dziwnego, że Agnieszka okazała się nawiedzoną histeryczką. Jaki ojciec - taka córka. Ale cóż sytuacja wymagała delikatnego podejścia i Szaweł nie zamierzał ryzykować.   
-       Nie ma takiej potrzeby – przemówiła w końcu Agnieszka. – Ale posłucham jej. Zastanowię się do jutra.
Ze zdziwieniem stwierdziła, że mimo wypowiedzianych słów nie zniknęła, nie umarła z rozpaczy choć serce jej pękało. Na całe szczęście to nie było widoczne gołym okiem.
-       Co to za oświadczyny bez pierścionka – dodała lekkim tonem i posłała ojcu błagalne spojrzenie.
O dziwo zrozumiał i nie nakłaniał jej do zmiany decyzji, choć widać było, że kosztuje go to wiele. Zacisnął zęby tak mocno, że chodziła mu cała szczęka. Ale nic nie powiedział. Matka również milczała i stali tak w przedłużającej się, ciężkiej ciszy.
-       Ty to już lepiej idź. – zwróciła się w końcu Zosia do Szawła.
Jedynie ona nie miała problemu z głośnym wyrażeniem tego o czym myśleli wszyscy.
-       Ale jak to - idź?! – na jego pięknej twarzy odbiło się niedowierzanie. – Przecież to kawał drogi… Może mógłby mi pan pożyczyć konia, albo przynajmniej mnie odwieźć… W końcu jesteśmy już prawie rodziną…
-       Konia, żony i kochanki się nie pożycza - uświadomił go Konstanty nie bacząc na znaki dawane przez żonę. –  Powinieneś iść do wojska to by cię tam tego nauczyli.
-       Kostek, na litość Boską, Zosia! – syknęła mu leśniczyna do ucha.
-       O właśnie, Zosia miała rację… - Leśniczy podchwycił słowa żony i popatrzył drwiąco na Szawła. – Żeby zdobyć całość księżniczki trzeba się trochę wysilić. Potraktuj ten powrót jako próbę. To i tak lepiej niż gdybyś miał pokonać smoka o leśniczym nie wspominając.
Zakończył i niby od niechcenia pogładził strzelbę, którą cały czas trzymał przy boku.
-       Naprawdę nie pożyczy mi pan konia? – niedowierzanie Szawła było wręcz namacalne.
-       Kończ waść, wstydu oszczędź – poradził mu Konstanty słowami swojego ulubionego pisarza. – Droga, jak sam zauważyłeś, daleka więc im wcześniej wyruszysz mój chłopcze, tym mniejsze prawdopodobieństwo, że cię zwierzyna zwęszy. Albo kłusownicy. Ci ostatni nie lubią jak im się obcy pętają po rewirze… - dodał i z nieskrywaną niechęcią patrzył jak Szaweł odwraca się i mrucząc gniewnie pod nosem idzie w kierunku furtki.
Ani razu się nie obejrzał, nie spojrzał na stojącą i wbijającą wzrok w jego plecy Agnieszkę. Dziewczyna pociągnęła nosem i hardo popatrzyła na ojca.
-       I co, jesteś z siebie zadowolony? – zapytała drżącym od powstrzymywanego płaczu głosem. – Upokorzyłeś go!
-       Ja bym raczej w obecnej sytuacji bardziej myślał o sobie – ostro odpowiedział Konstanty łapiąc, chcącą odejść córkę, za rękę. – Z tego co zrozumiałem, to on już nie ma o co się starać, bo już zdobył całą królewnę. Bez zabijania czegokolwiek jak przypuszczam!
-       Puść mnie! – Agnieszka wyszarpnęła rękę i z głośnym płaczem pobiegła do domu.
-       No to się doczekaliśmy…
Konstanty z roztargnieniem gładził koński bok.
-       Nie chce mi się o tym wszystkim nawet myśleć. Może powinienem go zastrzelić… Ludziom by się powiedziało, że narzeczony zginął, byłoby mniej gadania.
-       Kostek, co ty w ogóle mówisz… Życie chciałbyś drugiemu człowiekowi odebrać?
-       Gdybym chciał to już by w jakimś rowie leżał nieżywy. Żebyś ty go widziała. Skulonego, skomlącego! I taka niedorajda uwiodła mi moją córkę! No szlag mnie trafia na samą myśl! – Konstanty aż zatrząsnął się od tłumionych emocji.
-       No cóż, Agnieszka chyba oceniła prezent po opakowaniu – mruknęła leśniczyna – Z zewnątrz cud miód a w środku…- machnęła ręką. –  Moja babcia zawsze mnie przed takimi przestrzegała. Mówiła, że zbyt piękny chłopiec to nic dobrego. Nie mówiąc już o tym, że jakby się takiego spotkało na bagnach albo w lesie za nic nie wolno było za nim iść. Według babci nie ulegało wątpliwości, że w takim pięknym ciele kryje się czort… Dopiero gdy ty się pojawiłeś łaskawie przyznała, że wyjątki się zdarzają – Aniela z czułością uśmiechnęła się do męża
-       Jestem skłonny przyznać jej rację- twarz Konstantego na moment się rozpogodziła. – Zawsze wiedziałem, że twoja babcia była mądrą i rozsądną kobietą.  Myślisz, że on jutro tu wróci? – twarz znów mu stężała na myśl o czekających ich kłopotach.
Aniela nic nie powiedziała tylko w milczeniu pokręciła głową.
-       Ja też tego właśnie się obawiam.
-       Ja się nie obawiam, ja wiem. I wiesz, mam wrażenie, że Agnieszka też wie.
-       To akurat dobrze, będzie miała szansę się przygotować.
-       Oj Kocie, Kocie. Widać, że ty ani w ząb nie znasz się na kobietach –westchnęła leśniczyna. – To że wie, wcale nie znaczy, że porzuci nadzieję. Będzie jutro na niego czekać a gdy nie przyjdzie nadal będzie go wyglądać. Pojutrze, za tydzień, miesiąc. Nadzieja odchodzi ostatnia i powinniśmy się modlić żeby gdy to nastąpi ona miała już kogoś innego do kochania.
-       Wiesz czego nienawidzę najbardziej? Bezsilności! Swoją drogą po co był ten dzisiejszy dąs? Nie mogła przyjąć jego oświadczyn? – Konstanty na powrót się zdenerwował.
-       A gdyby nawet to co byś zrobił? Przywiązał go w stajni koło Gniadosza? I trzymał tam do ślubu? Myślisz, że to typ, którego by powstrzymały oświadczyny? Czmychnął by przy byle okazji. A teraz odprowadź  Gniadego i chodź na kolację. Czeka nas trudny czas. I to niestety na tobie skupi się większa część żalu Agnieszki. Szuka kozła ofiarnego a po tym jak przywiozłeś tu Szawła…
-       Nie kończ. Wiem. – leśniczy chwycił za uzdę i odszedł w stronę stajni.
Żadne z nich nie poruszyło tematu dziecka. Bo i cóż tu było można mądrego powiedzieć. Nowy człowiek to zawsze jakiś nowy początek. Tym bardziej upragniony, jeżeli jego nadejście poprzedzał bolesny koniec.
  

24 komentarze:

  1. A do maja tak daleko! Jak tu żyć?
    Kryśka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, niech jeszcze nie przychodzi, bo Leośka jeszcze nie skończona. Sporo mi się w tej powieści zadziało :)
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  2. rewelacja, świetne, zabawne, czekam na maj niecierpliwie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę Aniu. Maj pewnie mnie zaskoczy, bo nie wiem jak Tobie ale mi czas ucieka w nieprzyzwoitym tempie. Dopiero był grudzień a tu prawie luty. Obawiam się, że z majem będzie tak samo.

      Usuń
    2. wiem i ja coś o tym :)
      pozdrawiam

      Usuń
  3. Faktycznie - mój apetyt został zaostrzony :). Niecierpliwie czekam na gotowe "danie" =D. A można już zdradzić tytuł?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Elly, tak się cieszę, że się odezwałaś. Wypatruje swoich stałych czytelniczek z utęsknieniem i czekam na opinie:) Na tytuł jeszcze moment trzeba poczekać :) Sama jeszcze nie do końca wiem pod jakim tytułem przedstawię Wam historię Leośki:)
      Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
    2. Zaglądam, zaglądam... Tylko nie zostawiałam śladów, bo bałam się, by moje zimowe nastroje zarażały otoczenia. Ale powolutku... idzie ku wiośnie i ja też wychodzę na prostą :).
      Pozdrawiam cieplutko!

      Usuń
  4. Czy opublikuje dzisiaj Pani jakieś opowiadanie w ramach konkursu "Miłość niejedno ma imię" ? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak zajrzy pan jutro z samego rana już będą :)

      Usuń
    2. Bardzo się cieszę :)
      Nie mogę się doczekać Pani kolejnej książki. Pozdrawiam :)

      Usuń
  5. Swietny fragment...czekam z niecierpliwoscia, pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I mi się coś wcisnęło i wysłało i nie napisałam, że ściskam bardzo bardzo ciepło!

      Usuń
  6. Do maja chyba jajko zniosę!Podaje nam Pani TAKI fragment i co my mamy dalej ze sobą zrobić???Bo ja naprawdę nie mam pojęcia......

    OdpowiedzUsuń
  7. Tak bardzo czekam na następne Pani dzieło :) I bardzo cieszę się, że Pani jest :) Pozdrawiam serdecznie - Lucyna

    OdpowiedzUsuń
  8. oo pierwsza powieść, w której jest Agnieszka:)) dodatkowy atut już nie mogę się doczekać:))))))))))))))))) jeszcze tylko luty, marzec, kwiecień i........ Leośka:)))))))))))))))))))

    OdpowiedzUsuń
  9. Mam nadzieje, że postać AGNIESZKI :))) będzie pozytywna, w przeciwieństwie do mnie hihih :) Już nie mogę się doczekać, bo wiesz, że Twoje książki są moimi ulubieńcami :)) Maj Maj gdzież Ty jesteś?? :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Boś Ty zołzowata Bruchalek :-P
      S. też zołzowata

      Usuń
    2. S.. a coś Ty się pod Anonimem ukryła?? ;D

      Usuń
    3. A bo lubię :-P
      Grunt, że wiesz kto :-P

      Usuń
  10. Mmmmmm nabrałam apetytu, będzie smakowicie ... oby do maja :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Czekam z niecierpliwością na całość. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  12. no apetyt został zaostrzony;-)
    czas szybko zleci i będzie można skonsumować "danie" w całości;-)
    a puki co pisz Kochana, pisz niech wena Cię nie opuszcza;-D

    OdpowiedzUsuń