niedziela, 4 października 2015

Wyzwanie, ciemna piwnica... Szuflandia zaprasza!

Przed zaśnięciem małe wyzwanie autorstwa pani Małgosi :)

Małgorzata Gajewska
Wyzwanie
- Znowu nie działa domofon – mruczałam pod nosem układając siatki z zakupami pod ścianą i próbując wyciągnąć z głębokiej torebki klucze do mieszkania. Wracając z pracy zrobiłam duże zakupy, a teraz nie mogłam ich dotachać do domu. – Ostatni raz tak robię! – obiecywałam sobie po raz kolejny wyciągając w końcu pęk kluczy. Miałam nadzieję, że córka już wróciła ze szkoły i pomoże mi rozpakować zakupy oraz przygotować późny obiad. Nie garnęło się dziecię do robót kuchennych, ale ja w jej wieku też wolałam omijać kuchnię szerokim łukiem. Trochę jej odpuszczałam mając na uwadze, że  jest w pierwszej klasie gimnazjum i ma dużo nauki. Dzisiaj jest jednak piątek, a ja byłam bardzo zmęczona po trudnym tygodniu w pracy. W firmie przeprowadzano audyt i wszyscy pracownicy byli postawieni na baczność.
- Aga! - krzyknęłam od progu rozkładając siaty na podłodze w przedpokoju. 
- Mamo, mamo! A mogę iść z Julką do domu strachów - córka bezceremonialnie wyskoczyła z zapytaniem wychylając się ze swojego pokoju.
- Moment, przecież jeszcze nawet nie weszłam - ofuknęłam ją zdenerwowana. - Może tak waćpanna pomogłabyś z tymi zakupami? 
- Zaraz, bo rozmawiam właśnie przez telefon z Julką i muszę jej odpowiedzieć, czy z nią pójdę, bo ma dwa bilety i właśnie mnie zaprosiła. Mogę? Proszę… - Aga zrobiła słodką minkę i popatrzyła na mnie błagalnym wzrokiem, na widok którego zawsze miękłam. Ale nie dziś! 
– Powiedz koleżance, że oddzwonisz po obiedzie, a kiedy to będzie to zależy tylko od ciebie. – powiedziałam pokazując wymownie na torby z zakupami i bajzel w kuchni.                 
– No dobra… - westchnęła córka i ruszyła mi pomóc.
Obierając ziemniaki opowiedziała mi o co chodziło z tymi biletami. Były to wejściówki do tak zwanego domu strachów. Chętni przemierzali specjalnie przygotowany labirynt pomieszczeń, w których znajdowali się aktorzy przebrani za postaci z popularnych filmów grozy.  Julka, jej najlepsza koleżanka, weszła właśnie w posiadanie dwóch takich biletów i zaproponowała Agnieszce wspólne wyjście w najbliższą niedzielę. Słuchałam zdumiona. Nie jestem fanką horrorów, rozumiem, że ktoś może lubić taki gatunek filmowy, ale żeby organizować ludziom taką rozrywką na żywo? 
– Nie jesteście aby za młode na takie przeżycia? – popatrzyłam podejrzliwie na córkę, która od zawsze bała się własnego cienia,a co dopiero duchów lub wampirów 
– Mamo, to jest od czternastu lat. Zresztą mama Julki jej pozwoliła – powiedziała urażona. – Zobacz sobie na ich stronę internetową, to jest bezpieczne i w każdym momencie można przerwać zwiedzanie i stamtąd wyjść – przekonywała.
- Ale ty zawsze się bałaś ciemności i nieraz budziłaś się z krzykiem po oglądnięciu jakiejś „mocniejszej” bajki. Za młoda jesteś! - za późno ugryzłam się w język. Aga ostatnio była bardzo przekorna i po tym stwierdzeniu to już na pewno będzie chciała postawić na swoim, aby udowodnić jaka to ona jest dorosła. Potraktuje to jako wyzwanie. Nie myliłam się. Aga z buńczuczną miną odpowiedziała: 
- Właśnie, że nie boję się ciemności!                                         
- Zapytamy tatę, co o tym sądzi.  Niedługo powinien wrócić z pracy. Na razie wstaw te ziemniaki na piecyk i nie zapomnij posolić. 
Chwilę później przyszedł mąż z pracy i starszy syn z uczelni. Pierwszy raz w tym tygodniu usiedliśmy razem do posiłku. W ciągu tygodnia każdy wraca do domu o innej porze i najczęściej odgrzewamy sobie gotowe obiadki lub stołujemy się w jadłodajniach. Pod koniec posiłku Aga popatrzyła na mnie znacząco, a ja nie miałam wyjścia, tylko musiałam podjąć przerwany temat. Przedstawiłam Mirkowi prośbę córki wyrażając przy tym daleko idące wątpliwości co do ….tego pomysłu. 
- Aga, ty i dom strachu? Chciałbym to zobaczyć – Mirek z pobłażliwym uśmiechem popatrzył na córkę.  
- To wyślij ją na dziesięć minut do naszej piwnicy i wyłącz światło – wymyślił na poczekaniu syn, dolewając sobie kefiru. 
Niestety nasze dzieci od jakiegoś czasu nie mogły znaleźć wspólnego języka i na każdym kroku prawiły sobie złośliwości. 
- A pewnie, że pójdę – odpowiedziała bratu i pokazała mu język jak przedszkolak.
- Spokój! – próbowałam zaprowadzić porządek przy stole.
- Zrobimy tak – odezwał się mąż – Jak Aga wytrzyma w piwnicy kwadrans przy zgaszonym świetle to pójdzie z koleżanką do domu strachów.
- Ale będę miała latarkę, bo sobie głowę jeszcze rozbiję… - córka negocjowała warunki.
- To za proste - wtrącił się Marcel – trzeba jeszcze zapewnić jej jakieś atrakcje – syn wyraźnie się rozkręcał.
- Dobra, ale bez dotykania! – postawiła warunek – Tam też nie wolno klientów macać i w razie czego będę mogła krzyczeć – upewniała się.
Od słowa do słowa i taką próbę panowie zaplanowali na wieczór następnego dnia. Piwnice pod naszym starym blokiem doskonale się do tego nadawały. Kręte, przypominające labirynt, korytarze prowadzące do komórek lokatorskich były wąskie, ściany i podłoga betonowe, a oświetlenie raczej skąpe. Schodziłam do naszej piwniczki tylko za dnia, a córka zazwyczaj tylko w towarzystwie. Administrator zapewniał, że szczurów nie ma, ale trutki regularnie wystawiał. Zaczynałam współczuć Agnieszce….  
Następnego dnia była sobota, ale mąż poszedł na kilka godzin do pracy. Marcel również oświadczył, że jedzie z kolegami na rower  i wróci późnym popołudniem. Aga zaś zamknęła się  w  swoim pokoju tłumacząc, że musi się psychicznie przygotować do wieczornej próby, po chwili jednak zmieniła zdanie i oświadczyła, że idzie do Julki. Zostałam więc sama na placu boju. No cóż, trzeba zakasać rękawy i wziąć się do codziennych obowiązków skoro na rodzinkę nie ma co liczyć. 
Nie wiadomo kiedy nastało popołudnie. Marcel wrócił wcześniej niż zapowiadał, ale wkrótce  poszedł do piwnicy. Po chwili dołączył do niego Mirek, tłumacząc ze śmiechem, że musi przypilnować przygotowań. Nie sądziłam, że aż tak ich wciągnie ta zabawa w straszenie. Chyba minęli się z powołaniem…
Przed  kolacją zakomunikowałam wszystkim, że życzę sobie zjeść w spokoju i  nie chcę słyszeć ani słowa o piwnicach i straszeniu. Muszę przyznać, że starali się opanować. Agnieszka nie miała apetytu i wyglądała na bardzo podekscytowaną. Patrzyłam na nią z niepokojem i zastanawiałam się, czy dobrze robimy narażając ją na stres. Po obiedzie poprosiłam męża na stronę, aby ponownie wyciągnąć z niego informacje na temat „scenariusza” straszenia. 
– Nic się nie martw – Marcel wszystko dobrze zaplanował i nic jej się nie stanie. 
- Co ty,  w pantoflach idziesz? Zakładaj tenisówki. – Mirek chciał odprowadzić Agę pod drzwi piwnicy i dopilnować, aby nikt z sąsiadów tam akurat nie wchodził, a światło było zgaszone. 
- Tutaj masz latarkę – Marcel podał jej sprzęt. Uzgodnili jeszcze raz wszystkie zasady, a potem syn pospiesznie wyszedł z mieszkania rzucając mi na odchodnym, abym została w mieszkaniu i naparzyła ziółek na uspokojenie dla Agi. Żartowniś, wcale nie miałam ochoty tam schodzić, bo po minie syna widziałam, że przygotował coś mocnego.

- Na początku potknęłam się o ostatni stopień schodów, nie łatwo poruszać się  w ciemnościach – relacjonowała swoje przeżycia Aga. – W świetle latarki wszystko wygląda koszmarnie. Potem poszłam korytarzem w prawo i tak jak uzgodniliśmy miałam przejść się  wszystkimi korytarzami. Minęło pięć minut i nic się nie działo, ale ja cały czas wyczekiwałam na jakieś wydarzenie  i to było bardzo denerwujące. Wtedy latarka mi zgasła i to było nie fair!– popatrzyła z pretensją na brata. – Miałam na szczęście telefon komórkowy, a tam jest funkcja latarki, cha cha. Chwilę później usłyszałam jakieś szuranie. Myślałam, że to szczur, ale to coś posuwało się nad ziemią i leciało prosto na mnie! – Aga sięgnęła po kubek  z herbatą.  
Popatrzyłam pytająco na syna. 
– Maskotka zawinięta w szmatę na lince podwieszonej pod sufitem. Napracowaliśmy się przy tym z kolegą – syn był dumny z pomysłu, zwłaszcza, że nastraszył siostrę.
– Potem zauważyłam, że jakaś postać w czarnym stroju chodzi za mną i ostrzy o siebie dwa noże. Myślałam, że to Marcel, ale nagle po przeciwnej stronie korytarza ktoś zaczął się ruszać, brzęczeć łańcuchami i jęczeć. Bałam się tamtędy przejść, ale poszłam – córka była z siebie dumna. 
Pewnie domyśliła się, że Marcelowi pomagają jego koledzy i chciała im zaimponować odwagą.  
– Miałam chwilę słabości, kiedy usłyszałam ścierający się ze sobą styropian – nienawidzę tego odgłosu! – przyznała. – Nieprzyjemne też były sztuczne pajęczyny rozwieszone w przejściu, a fuj… 
- A jak ci się podobała zjawa ze świecą? – zapytał Marcel. 
- Poznałam cię i właśnie nic mnie to nie przestraszyło! – oburzyła się córka.
- Akurat! Wiałaś z piskiem w stronę wyjścia jak wariatka – śmiał się Marcel.  - Ale minęło już piętnaście minut, bo słyszałam jak tata mnie woła! – oburzała się córka.
- Dobra, dzieciaki! – uznałam za stosowne interweniować.                      
- Test zaliczony, możesz iść z Julką do prawdziwego domu strachów - zakomunikował Mirek. - A tak w ogóle, to mamy szczęście, że nikt z sąsiadów nie zadzwonił na policję słysząc twój pisk…- zwrócił się do córki.
- Jak było? – zapytałam córkę, gdy następnego dnia wróciła z domu strachów.   
- Super! Ale to pestka w porównaniu z tym co przeszłam w naszych piwnicach – śmiała się.             
- Julka nie wytrzymała jednak i wyszła w połowie seansu – dodała z przekąsem. - Jakie mają atrakcje? Opowiadaj! – prosił Jacek. 
- Jeśli chcesz wiedzieć co tam straszy, to musisz się tam wybrać osobiście – dodała złośliwie i poszła do swojego pokoju dumnym krokiem.
Koniec

5 komentarzy:

  1. Hahah dobre :d szkoda, że takie krótkie :) Lubię opowiadania gdzie jest mały zalążek humoru. Nie do oporu, ale tak w sam raz :) po za tym... kto, kto ma rodzeństwo nie przechodził przez takie mini wojny z rodzeństwem? :P pamiętam jak naśmiewałam się z brata, a on "pacnął" mi na włosy chleb z dżemem, wtedy ja poszłam do komórki po miotłę i uderzyłam go w twarz. Potem go przepraszałam, bo dostał po oczach i ryczał :D ciekawe byłoby opowiadanie, gdzie główną rolę ma właśnie Aga i Marcel (pomijam, ze mój brat zwie się Marcin, a niektórzy na niego mówią Marcel )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uff! Ponownie próbuję napisać odpowiedź jako nie-anonimowa, może tym razem...
      Humor? Toż to samo życie! Jakbym spisała wszystkie "sytuacje" które wygenerowały moje trzy bachorki wraz z kotką wędrowniczką i Panem Mężem to zebrałby się pokaźny zbiór opowiadań! PS. Prawdziwy bałagan to wyzwanie, ech te dialogi matek z córkami - mam w domu piętnastolatkę... ;)

      Usuń
  2. To nie są moje klimaty, ale opowiadanie jest akurat dobre dla młodzieży. Czyta się lekko z przymrużeniem oka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miły komentarz. Zachęcam do lektury opowiadania "Przeznaczenie" z zakładki konkursowej na blogu pani Magdaleny. Tam nie będzie tak miło...
      Serdecznie pozdrawiam!

      Usuń
  3. Ciekawe opowiadanie, mogące być zalążkiem, inspiracją do jakiejś dłuższej opowieści skierowanej do młodzieży. Myślę tutaj podobnie jak Ajaks. Tym bardziej, że widać wyraźnie, iż świat nastolatków jest autorce bliski i dobrze znany.
    Autorka swobodnie, a także bardzo świadomie posługuje się językiem i prócz paru drobnych przecinków, na żadne błędy sobie nie pozwala. Akcja skonstruowana jest poprawnie, dialogi, sceny, opisy, wszystko ładnie układa się w całość.
    Warsztatowo autorka jest nieźle przygotowana. Być może intuicyjnie wyczuwa, jak powinno być, ponieważ na przykład dużo czyta.
    Literatura młodzieżowa przeżywa teraz rozkwit. Ale wciąż brakuje dobrych powieści dla młodego odbiorcy. Jako mama nastolatek wiem coś o tym. Mądra, ciekawa, atrakcyjna dla odbiorcy powieść przygodowa zmieściłaby się na rynku.
    Czego mi brakowało? Właściwie to niewiele. Pewnie większość uwag wynikałaby z krótkości fragmentu. Zakończenie przyszło za szybko. Pewne sceny, na przykład test w piwnicy mają większy potencjał humorystyczny, który można by jeszcze mocniej wykorzystać. Humor i szybka akcja, wyraziści bohaterowie to te cechy, na które watro stawiać w tego typu utworach, zwłaszcza jeśli chce się przy okazji coś wartościowego przekazać :)
    Jeśli chciałaby Pani myśleć o pisaniu poważnie, sądzę, że w tym przypadku przede wszystkim trzeba właśnie pisać i jeszcze i jeszcze. Aż pewne rzeczy staną się automatyczne. Poprawiać, sprawdzać, skracać, dodawać i testować na młodych odbiorcach :).
    Życzę powodzenia i serdecznie pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń