piątek, 31 stycznia 2014

Krótki raport

Wymarzony czy nie ale na pewno dość nietypowy:)
Uprzejmie donoszę, że pomimo milczenia żyję:) Aktualnie wykańczam przeziębienie, które usiłowało najpierw wykończyć mnie, ale mu nie wyszło:) Poza tym pracuję nad kontynuacją "Wymarzonego domu". I nawet ostatnio się trochę rozkręciłam. Jednym słowem opowieść mnie wciągnęła. Lubię ten etap, bo to własnie wtedy książka zaczyna się trochę wymykać spod kontroli i sprawiać niespodzianki. A to skutkuje tym, że nawet mnie, autorkę zaskakują pewne rzeczy i nie pozwalają się nudzić. Poza tym przyznam się bez bicia uważnie obserwuję co się dzieje z "Wymarzonym domem". To taki przedpremierowy niepokój, jak to będzie, co powiecie, czy będziecie zadowoleni. I ku mojemu zaskoczeniu na LC już pojawiła się pierwsza recenzja. I nie będę ukrywać, bardzo mnie ucieszyła. Dziękuję panu Kamińskiemu z całego serca. Dzięki niemu nabrałam otuchy. Wstawiam link, a pod spodem recenzję, może ktoś zechce przeczytać. A sama wracam do pracy. I jeszcze na zakończenie Wam powiem, że bardzo długo pracowałam nad początkiem tej powieści, która właśnie piszę. Przerabiałam, wywalałam, zmieniałam. Coś mi cały czas nie pasowało, zgrzytało. Aż któregoś dnia wykasowałam cały pierwszy rozdział i napisałam go od nowa. I wyszło mi coś czego zupełnie się nie spodziewałam. Myślę, że Was zaskoczę, bo sama siebie zaskoczyłam niepomiernie:) No i ta zmiana sprawiła, że pojawił się zupełnie nowy wątek:) Lekko niepokojący. Jednym słowem a właściwie trzema: będzie się działo:)

czwartek, 23 stycznia 2014

Trochę prywaty

Dzisiaj będzie o mnie:) A co:)
I tak pamiętacie jak jakiś czas temu pisałam o sesji fotograficznej? Trochę byłam przed nią stremowana, ale okazało się, że zarówno panie zajmujące się organizacją, strojem i makijażem jak i pan fotograf byli przesympatyczni, mili i bardzo wyrozumiali. To było naprawdę niesamowite przeżycie. Szczególnie makijaż który trwał grubo ponad godzinę:) Szczerze mówiąc dla mnie to była istna magia. W życiu nie widziałam tylu kosmetyków nie mówiąc już o tym, że w dużej części nie wiedziałam co jest do czego:)
Jedno ze zdjęć już mieliście okazję zobaczyć. To to umieszczone na blogu z boku. A teraz tak jak obiecałam dorzucam kolejne:)
fot. Adam Golec


fot. Adam Golec
A tutaj w międzyczasie cykał mój mąż:)
fot. j.kordel


koniec wesołości powaga na twarzy:) fot. j.kordel
No i tak jedyne co mogę dodać to to, że żal mi było zmywać makijaż po powrocie do domu. Myślę, że tak musiał się czuć Kopciuszek gdy mu karoca przemieniała się na powrót w dynię:)

Jeżeli chodzi o zdjęcia to by było na tyle:)
No i jeszcze prośba. Otóż pracujemy z wydawnictwem nad moją stroną na facebooku. Gdybyście byli tak mili i zajrzeli o TUTAJ i polubili byłabym wdzięczna:)
I na koniec w ramach pisania o sobie chciałabym serdecznie zaprosić Tych, którzy jeszcze nie czytali do zapoznania się z fragmentem "Malownicze. Wymarzony dom". Dostępny jest TUTAJ. Jak wam się widzi? Dobrze się czyta? Napiszcie proszę:)



środa, 22 stycznia 2014

O kochliwym Krzysiu czyli Baczyński widziany nieco inaczej

Krzyś:)
Nie wiem jak wy ale ja do niedawna gdy słyszałam "Krzysztof Baczyński" z miejsca widziałam uduchowianą młodzieńczą twarz i poważne oczy. To wyobrażenie wręcz narzucało skojarzenia dojrzałości, dorosłości. Niby młody człowiek ale jednak osadzony w nienaturalnej powadze. Mówiący mądre rzeczy najlepiej jeszcze wierszem. Wierny swojej jedynej i wielkiej miłości - Basi. Proszę bardzo rączka w górę, kto miał podobne skojarzenia?
Dopiero niedawno obraz Krzysztofa nieco mi się odmienił. Dokonał tego Sławomir Koper w książce "Miłość w Powstaniu Warszawskim". Dzięki niemu nareszcie obraz Baczyńskiego nabrał właściwych proporcji. Bo moi drodzy poza tym, że był Baczyński zdolnym poetą, pełnym poświęcenia żołnierzem, ofiarą powstania to był również najzwyklejszym młodym chłopcem.
Zacznijmy od tego, że Krzysztof był dość przeciętnym uczniem. Na świadectwach przeważały oceny dostateczne (trójka zdarzyła się mu nawet z języka polskiego:)). ale był również bardzo uzdolniony plastycznie i planował rozwinięcie edukacji w tym kierunku.  I kto wie może by stał się Krzysztof znanym malarzem albo grafikiem ale wydarzyły się dwie rzeczy krzyżujące jego plany: śmierć ojca i wybuch wojny. O wojnie pisać nie będę, bo jego wojenne losy znane są chyba wszystkim. O ojcu wspomnę tylko tyle, że Krzysztof nie był z nim zbytnio zżyty. Ojciec był surowy, wymagający, czasami wręcz przejawiający cechy tyrana. Potrafił nawet bez żadnego uzasadnienia wychłostać chłopca po nogach pokrzywami. Nie dziwi więc, że Krzysztof mówił o ojcu - on. Być może ojciec był zawiedziony tym, że chłopiec był chorowity, miał alergię i astmę. Krzysztof  zżyty był natomiast z matką. Mam nawet wrażenie, że miłość jego mamy była trochę chorobliwa. W każdym razie chorowitość nie przeszkadzała naszemu Krzysiowi w podrywaniu dziewcząt. Uwaga teraz pryśnie mit o Krzysztofie zakochanym li i jedynie w Basieńce:)
Tak jak wspomniałam choroba nie przeszkadzała Baczyńskiemu w zakochiwaniu i rozkochiwaniu. Paradoksalnie to wręcz temu sprzyjała, bo dwie panny, którym zawrócił w głowie poznał w czasie wyjazdów mających na celu podreperowanie zdrowia. Pierwsza miała na imię Anna. Pochodziła z Jasła, uwielbiała poezję, sama pisała wiersze, co zapewne sprzyjało rozkwitowi uczuć. Jej ojciec był dyrektorem albo ordynatorem szpitala. Wspominam o tym celowo, bo to właśnie stanowczy papa stanął na drodze owej miłości. Krzysztof najzwyczajniej w świecie nie był odpowiednio dobrą partią dla jego córki. No może jeszcze istotny był wiek panienki, bo Krzyś zaręczył się (tak, tak dobrze widzicie krótki wakacyjny wypoczynek wystarczył żeby deklarować uczucie na całe życie:)) z piętnastoletnią podfruwajką:) Jeżeli podziwiacie jego uczciwe podejście do uczuć to się jeszcze chwilkę wstrzymajcie, bo zadeklarowanie ożenku Annie nie przeszkodziło mu zaproponować tego samego innej pannie, którą poznał nieco później. Była nią Zuzanna, pochodziła z Lwowa i również miała 15 lat. I tak nasz poeta był przez moment zaręczony z dwoma pannami naraz:). Widać we wczesnej młodości stanowczo monogamia nie bardzo go pociągała:) Ale żeby sprawiedliwości stało się zadość trzeba dodać, że były to związki na odległość i można je raczej zaliczyć do nagłych porywów serca, a nie do poważnej miłości, którą to niewątpliwie obdarzył Basię:)
Wielka miłość Krzysztofa: Basia.


Wpis o Krzysztofie zrobiłam z myślą o dzisiejszej rocznicy jego urodzin. Ale stanowczo nie chciałam pisać o nim w kontekście Powstania i wojennej rzeczywistości. W końcu narodziny to początek, to wiele radosnych chwil, wierszy, które dopiero maja powstać, uśmiechów dziewcząt, które na zawsze zapiszą się w sercu, spacerów z ulubionym psem. I być może taki obraz Krzysztofa, mniej znany i uduchowiony też niektórym przypadnie do serca.

wtorek, 21 stycznia 2014

O tym jak poczułam nieprzeparty apetyt na Czajkę - część pierwsza

Izabela Czajka
Wbrew pierwszym skojarzeniom nie będzie to post kulinarny. Apetyt na Czajkę rzeczywiście miałam i mam, ale zważywszy na to, że czajka jest ptakiem chronionym spożywanie jej nie byłoby czynem chwalebnym. Nie mówiąc już o tym, że jej rozmiar nijak nie jest proporcjonalny do ryzyka na jakie bym się narażała decydując się na konsumpcję. Wiadomo bowiem powszechnie, że to co ma być upieczone w czasie owego pieczenia jeszcze się kurczy więc przypuszczam, że z takiej czajki zostałoby doprawdy niewiele. Co innego gęś... Gęś nie dość że niechroniona to i rozmiar ma słuszny... Ale nie o tym miało być tylko o innym rodzaju apetytu. Tym razem czytelniczego a dotyczącego Izabeli Czajki, bo o niej własnie mowa:) Nazwisko Czajka - Stachowicz wpadło mi w oko dość dawno temu przy okazji przeglądania książek w księgarni internetowej. Tytuł, który zwrócił moją uwagę brzmiał intrygująco "Dubo…dubon…dubonnet" i w tamtym momencie z niczym mi się nie kojarzył. Ale książka miała być ponoć autobiograficznymi wspomnieniami z Paryża lat XX więc z miejsca mnie zainteresowała. Ale jakoś tak nie miałam okazji kupić jej wtedy i z czasem zapomniałam o pani Czajce. Ale ostatnio szukałam wiadomości o likwidacji getta otwockiego i napotkałam wzmiankę, że przebywała w nim również wyżej wspomniana Izabela Czajka i że opisała ucieczkę z getta i swoje dalsze wojenne losy w powieści "Ocalił mnie kowal". Obok takich wiadomości już nie mogłam przejść obojętnie i natychmiast zamówiłam sobie kilka książek pani Izabeli i tak z rozpędu, do kompletu jej biografię napisaną przez Paulinę Sołowianiuk, “Ta piękna mitomanka. O Izabeli Czajce-Stachowicz”. Zamówić mogłam natychmiast, co oczywiście nie było równoznaczne z natychmiastowym otrzymaniem książek. A rozbudziłam swoją ciekawość na tyle, że nijak nie mogłam wytrzymać. Więc zrobiłam to co w takich wypadkach robią wszystkie niecierpliwe Magdaleny czyli zaczęłam szperać w Internecie. I im dłużej szperałam tym bardziej Czajka mnie intrygowała. Z informacji jakie znajdowałam wyłaniała się niebanalna, pełna fantazji i pomysłów kobieta. Kobieta o dużym temperamencie i apetycie na życie. Umiejąca z niego czerpać pełnymi garściami. Kobieta obracająca się wśród znanych postaci: była między innymi koleżanką Tuwima, Witkacego, Tytusa Czyżewskiego,  rzeźbiarza Jacka Pugeta. Znała Gałczyńskich, Gombrowicza. Bywała w słynnej Ziemiańskiej i Adrii. Oczywiście zajmowała miejsce przy stolikach wybrańców. To ona była muzą Witkiewicza. Umieścił ją pod postacią Heli Bertz w "Pożegnaniu jesieni". To anagram Belli Hertz, jak się wtedy nazywała.
W Getcie Warszawskim, w którym przebywała zanim znalazła się w Otwocku założyła kawiarnię, w której organizowała życie kulturalne i artystyczne. Na przekór temu co działo się wokół, na przekór wszechobecnemu okrucieństwu i śmierci. 
Jej dość niestandardowe podejście do życia nieraz jej to życie uratowało. Na przykład gdy ukrywała się w jednym z pensjonatów otwockich w środku nocy wpadli tam Niemcy. Czajka czekała na nich w łóżku. Doszła do wniosku, że jak już maja ją zastrzelić to najlepiej właśnie na leżąco, bo przecież tak upadnie i być może ból będzie jeszcze większy. Hitlerowcy przystawili jej do głowy pistolet i zażądali podania nazwiska.
- Jestem Czajka ptak wodny - odpowiedziała.
Niemcy uznali ją za wariatkę i zostawili w spokoju. Zresztą w czasie ucieczki z getta otwockiego śmierć też była o krok. I też uratował ją niewyparzony język. Czajka była już na zewnątrz, poza drutami gdy zatrzymał ich niemiecki wartownik.  Izabela zaczęła go przedrzeźniać po dziecinnemu i rozeźlony kazał im (Czajce i jej wybawicielce) zniknąć. 
Trzeba jej przyznać, że   była wprawiona w dziwnym zachowaniu. Tak pisze o rożnych wcześniejszych jej wybrykach Antoni Marianowicz:
"Z okresu przedwojennego zapamiętałem kilka anegdot o Belli. Np. że w czasie uroczyście celebrowanego rodzinnego przyjęcia po jej pierwszym ślubie (z socjologiem Aleksandrem Hertzem), zerwała się i wrzasnęła dokładnie to samo słowo, które tak bardzo zirytowało ją w mojej interpretacji (chodzi o słowo "dupa") , po czym uciekła do swego pokoju, barykadując się przed małżonkiem. Albo, że w okresie swojej zaawansowanej ciąży (która zresztą skończyła się poronieniem) ukryła pod kołdrą małe koźlątko i wyciągnęła je na widok wchodzącej do pokoju teściowej (matki jej drugiego męża, architekta Jerzego Gelbarda) z okrzykiem: "Patrz, mamo, urodziłam!" Starszą panią na szczęście odratowano...

W pierwszym okresie wojny widywałem Bellę dość często, przez pewien czas bowiem mieszkała w jednym mieszkaniu z moim stryjem. Gelbardowie żyli już wówczas w separacji i korzystali z mieszkania na zmianę: jedną noc pan Jerzy z przyjaciółką drugą Bella z przyjacielem (należy domniemywać, że pozostałe noce spędzali u swych konkubinów). Kiedyś Bella wtargnęła do pokoju mego stryja, drąc się w niebogłosy: "Panie Stefanie, niech pan ratuje! Moja Pumcia umiera!" Rzeczywiście, na podłodze leżała tłusta suka Belli, najwyraźniej nieżywa. Mój stryj podbiegł po szklankę wody i chlusnął nią na nieboszczkę, która podniosła się z podłogi. Wtedy Bella padła na kolana, całując rękę cudotwórcy i krzycząc: "Nigdy panu tego nie zapomnę! Jest pan prawdziwym wskrzesicielem!"*
Po wojnie Czajka wiodła równie niezwykłe życie. Pracowała jako milicjantka, w kaburze pistoletu nosząc papierosy, szminkę i puderniczkę, potem zrzuciwszy mundur udała się na Śląsk w poszukiwaniu zrabowanych w czasie wojny dzieł sztuki. I nie wiem czy wiecie, ale to własnie ona przyczyniła się do odnalezienia wywiezionych przez Niemców obrazów Matejki. To wszystko wystarczyło żeby moja i tak rozbudzona ciekawość rozbuchała się dokumentnie. Chciałam jak najszybciej przeczytać "Dubo... Dubon... Dubonnet", bo wydawało mi się, że od tej książki właśnie powinnam zacząć. I przeczytałam. I na moje wrażenia zapraszam już wkrótce do części drugiej traktującej o Izabeli Czajce kobiecie, która swój apetyt na życie skwitowała stwierdzeniem: "Urodziłam się nienażarta":)

*"Pchli Targ. Dziennik roku przestępnego 2000"

wtorek, 14 stycznia 2014

Poradnik zbłąkanego czytelnika

Wyobraźcie sobie, że przychodzi do Was KTOŚ. Mniejsza o płeć. KTOŚ zostanie po prostu Ktosiem. I ten KTOŚ prosi o polecenie powiedzmy fajnych książek obyczajowych. Jakie tytuły byście polecili? Robimy poradnik zbłąkanego czytelnika? Można by było dołączać recenzje:) W kolejnej odsłonie planuję tematykę lat 20:) Magda K-ska (stulecie literatury) szykuj się:) 
A dzisiaj na tapetę idą obyczajówki. Wszyscy, którym coś przychodzi do głowy, co polecacie biednemu  zagubionemu KTOSIOWI?



Pozwolicie, że zacznę od moich typów:

Krystyna Mirek: Pojedynek uczuć i Droga do marzeń (recenzja Tutaj i Tutaj)
Jan Karon: całą sagę o Mitford
Teresa Anna Aleksandrowicz: Cudowne życie Staśka i innych aniołów.

Może ktoś ma recenzję Staśka albo Mitford, bardzo bym prosiła o linki:)


Na dobranoc i dzień dobry:)

To dla tych którzy tu jeszcze zajrzą przed pójściem spać:)

Już czas na sen

Dobranoc, dobranoc mężczyzno
Zbiegany za groszem jak mrówka
Dobranoc, niech sny Ci się przyśnią porosłe drzewami w złotówkach
Złotówki jak liście na wietrze czeredą unoszą się całą
Garściami pakujesz je w kieszeń a resztę taczkami w P.K.O.
Aż prosisz by rząd ulżył Tobie i w portfel zapuścił Ci dren
Dobranoc, dobranoc mój chłopie już czas na sen

Dobranoc, dobranoc niewiasto
Skłoń główkę na miękką poduszkę
Dobranoc, nad wieś i nad miasto jak rączym rumakiem wzleć łóżkiem
Niech rycerz Cię na nim porywa co piękny i dobry jest wielce
Co zrobił zakupy, pozmywał i dzieciom dopomógł zmóc lekcje
A teraz tak objął Cię ciasno jak amant ekranów i scen
Dobranoc, dobranoc niewiasto
Już czas na sen (...)

I dla tych którzy zajrzą rano:)

Dzień dobry
Dzień dobry! nie śmiem budzić. O, wdzięczny widoku!
Jej duch napoły w rajskie wzleciał okolice,
Napoły został, boskie ożywiając lice,
Jak słońce napół w niebie, pół w srebrnym obłoku.

 Dzień dobry! Już westchnęła, błysnął promyk w oku.
Dzień dobry! Już obraża światłość twe źrenice,
Naprzykrzają się ustom muchy swawolnice.
Dzień dobry! Słońce w oknach, ja przy twoim boku.

 Niosłem słodszy dzieńdobry; lecz twe senne wdzięki
Odebrały mi śmiałość. Niech się wprzódy dowiem:
Z łaskawem wstajesz sercem, z orzeźwionem zdrowiem?

 Dzień dobry! Nie pozwalasz ucałować ręki?
Każesz odejść? Odchodzę: oto masz sukienki,
Ubierz się i wyjdź prędko — dzień dobry ci powiem.

poniedziałek, 13 stycznia 2014

Hipopotamek?

Cóż trudno zaprzeczyć. Pewne podobieństwo istnieje:)


Seks mroczny i ponury???

Coś mnie właśnie zastanowiło. Czy zauważyliście, że większość książek o zabarwieniu erotycznym ma ciemne okładki? Tak mnie to dzisiaj uderzyło po oczach i aż zrobiłam rekonesans w sieci i proszę co mi wyszło:
Do szaleństwa - Cherrie Lynn

Pięćdziesiąt twarzy Greya - E L James


Głos pożądania - Éric Mouza

Mistrz - Katarzyna Michalak

Przeznaczona do Gry - Indigo Bloome

Sprzedana - Chloe Thurlow
Dodam, że nie szukałam zbyt intensywnie po prostu wzięłam to co mi się nawinęło pod ręce. I tak się zastanawiam czy z tego wynika, że seks jest mroczny i niebezpieczny? Czy, że erotyk ma się kojarzyć z ciemną strona mocy? Hmmm... Zastanawiające:)

niedziela, 12 stycznia 2014

Z punktu widzenia Tyśka:)

Przeczytaliśmy dzisiaj z Tyśkiem taki wierszyk:

Danuta Wawiłow

Szybko


Szybko, zbudź się, szybko, wstawaj!

Szybko, szybko, stygnie kawa! 
Szybko, zęby myj i ręce! 
Szybko, światło gaś w łazience! 
Szybko, tata na nas czeka! 
                                          Szybko, tramwaj nam ucieka! 
                                          Szybko, szybko, bez hałasu! 
                                          Szybko, szybko, nie ma czasu! 


                                          Na nic nigdy nie ma czasu...



                                          A ja chciałbym przez kałuże 

                                          iść godzinę albo dłużej, 
                                          trzy godziny lizać lody, 
                                          gapić się na samochody 
                                          i na deszcz, co leci z góry, 
                                          i na żaby, i na chmury, 
                                          cały dzień się w wannie chlapać 
                                          i motyle żółte łapać 
                                          albo z błota lepić kule 
                                          i nie spieszyć się w ogóle... 


                                         Chciałbym wszystko robić wolno,

                                         ale mi nie wolno...

- Straszne to jest... - Skomentował Tysiek z westchnieniem.
- Fakt, straszne - przytaknęłam.
- Też byś tak nie chciała? - dociekał mój syn.
- No pewnie, że nie. Wolałabym przez te kałuże chodzić i gapić się na samochody - zapewniłam.
- Swietnie, przypomnę ci o tym jutro jak będziemy wstawać do przedszkola  - powiedziało moje dziecko z błyskiem w oku, wyraźnie ucieszone.
I cóż wy na to? Literatura mi młodego buntuje, no!!!

sobota, 11 stycznia 2014

Wiosennie, zielono. Jednym słowem sielskie zmiany:)

Jak zapewne zauważyliście na blogu zaszły pewne zmiany:) Okładka Wymarzonego domu zasiała w mojej duszy tęsknotę za zielonością, śpiewem ptaków, łąką, latem i słońcem. Na to co jest za oknem nie mam wpływu, ale nikt mi nie zabroni zrobić sobie wiosnę na blogu:) A swoją drogą to właśnie taki klimat ma "Malownicze. Wymarzony dom". Letni, ciepły słoneczny. Choć czasami zdarzają się też gwałtowne burze. Jak to latem:).
Jak Wam się podoba nowa szata? Jest Wam trochę bliżej lata? Bo jeżeli chodzi o mnie to gdy patrzę na słoneczniki na zdjęciu i na łąkę i na okładkę utrzymaną w tak ciepłych kolorach to stanowczo jest mi cieplej i słoneczniej. I mam nadzieję, że i Wam udzieli się to uczucie:)

czwartek, 9 stycznia 2014

Humor z zeszytów:)

To może wieczorem coś na uśmiech. Oto kochani moi humor z zeszytów. Może się choć trochę ubawicie:) Ja umarłam ze śmiechu przy zdaniu: Gaudenty wziął kropidło, zakropił mu oczy i członkiem uderzył w czoło. Popłakałam się:)

*Odyseusz zrzucił z siebie żebraczy strój i stanął w całej swojej okazałości przed przerażonymi zalotnikami.
*Dedal potrafił różne rzeczy, więc pewnego dnia żona Minosa urodziła dziecko.
*Kreon sprawił Eteoklesowi huczny pogrzeb.
*Jednym z filozofów greckich był Demokryt z Abwery.
*Chłop wolał iść gdzieś pod drzewo, byle nie robić u pana.
*Chłop był wyciskany przez pana.
*Na obrazie Chełmońskiego widzimy chłopa i woły, stoją bosi, ubrani w siermięgi i przepasani krajkami.
*Podczas burzy babcia wystawiła święty obraz, aby piorun uderzył w niego, a nie w dom.
*Gospodyni doiła krowę i ryczała wniebogłosy.
*Zamożni chłopi nigdy nie wychodzili za mąż za biednych, tylko za siebie.
*Dzieci nie miały od dawna w ustach bochenka chleba.
*Jeżeli człowieka porazi prąd elektryczny, należy go wyciągnąć z kontaktu i zakopać w ziemi.

środa, 8 stycznia 2014

Chwilowe zmiany

Przepraszam Was, ale na moment muszę włączyć moderację komentarzy. Nie lubię tego, bo uważam, że każdy ma prawo do swobody wyrażania poglądów, myśli i w ogóle, ale nie mam siły pilnować osobnika "Życzliwego", który objawił się pod poprzednim postem. A bardzo się ów gość do mnie przywiązał. Usunęłam całkiem pokaźną ilość komentarzy pochodzących od owego jegomościa. I podziwiam go szczerze. Za wytrwałość, dążenie do celu i poświęcony mi czas. No i zazdroszczę mu z całego serca. Jak bardzo bym chciała mieć tyle czasu żeby móc go w tak beztroski i wytrwały sposób marnować. Niestety ostatnio z czasem u mnie krucho więc mam nadzieję, że zrozumiecie. Życzliwemu życzliwie dziękuję za tyle uwagi. Swoją drogą czuję się wyróżniona, bo tutaj post o znanym i cenionym pisarzu, a tu ktoś ignoruje treść o jego twórczości i to z jakiego powodu? Z powodu ni mniej ni więcej mnie:) Życzliwy no po prostu jesteś niesamowity:)
Moderacja zniknie jak tylko Życzliwy znudzi się i przestanie mnie "dopieszczać":)
Tymczasem dobrej nocy Wam życzę:)

Hmmm.... Czyli o Norwegian Wood Murakamiego

Hmmm.... Od takiego wieloznacznego zwrotu miałam ochotę zacząć. Hmmm dotyczy książki Marukamiego "Norwegian Wood". Przez moment zastanawiałam się czy w ogóle o niej pisać. Czy mogę, bo w końcu Murakami jest wielkim i uznanym pisarzem. A ja w zachwyt nie popadłam. Ale też książki nie odłożyłam. Nie mogłam. I to jest właśnie fenomen tej powieści. Bo czytała mi się bardzo dobrze i płynnie. A mimo tego jak już wcześniej napisałam do zachwytu było daleko. "Norwegian Wood" to opowieść o młodym japońskim chłopcu. O dojrzewaniu, odkrywaniu siebie. O życiu i o śmierci. O latach 60, o miłości i rewolucji seksualnej. Niby brzmi dobrze. Ale... No właśnie. Dla mnie bohaterowie byli po prostu DZIWNI. Wiem, że są różni ludzie, rożne charaktery, rożne podejścia do świata. Ale nigdzie i nigdy nie spotkałam takich młodych ludzi.

piątek, 3 stycznia 2014

Hobbit 2 - widzieliście? Co myślicie?

Od razu na wstępie powiem, że nie zamierzam pisać recenzji filmu. Nic z tego. Chcę tylko wyrazić krótką opinię. Hobbita większość z Was zna, zapewne też w większości widzieliście część pierwszą. Ja też widziałam. W zeszłym roku wybraliśmy się na nią do kina i wiedziałam, że jak tylko pojawi się dwójka na pewno też na nią pójdę. Bowiem pierwsza część podobała mi się niesamowicie. No i wczoraj byłam na kontynuacji... I jeżeli chcecie zapytać o wrażenia to powiem to tak:  lubię Legolasa. Bardzo lubię Legolasa.

czwartek, 2 stycznia 2014

Jak to jest gdy człowiek za bardzo się przywiąże do bohaterów swojej książki czyli Malownicze. Wymarzony dom

Pamiętacie, pisałam kiedyś o powieści nad którą właśnie pracuję, powieści mającej tytuł  "Bonjour Antoinette". No i pracowałam, pracowałam i... I tutaj należy Wam się kilka słów wyjaśnienia. Otóż Antoinette nie będzie. Nie będzie też powieści "Bonjour Antoinette". Znaczy będzie, ale wydawca razem ze mną pogrzebał trochę w metryce głównej bohaterki i wyszło, że Antoinette to nie Antoinette. I że wcale nie bonjour tyko "Malownicze. Wymarzony dom". No wiem, że brzmi to trochę zagmatwanie, ale właśnie taka jest prawda. Antoinette otrzymała po prostu nowe imię i będzie zwała się Madeleine. Albo Magda, albo ciocia Madzia, bo tak o niej mówi Marcysia, mała dziewczynka, która zupełnie nieoczekiwanie wkradła się do serca Antoinette. Znaczy Magdy. I tutaj właśnie zaczyna się problem. Bo ja mimo tego, że staram się bardzo uważać ciągle myślę o Madeleine jako o Antoinette. I o Kacprze jako o Gasparze... Bo to też się zmieniło. Na całe szczęście Was te zmiany tak bardzo nie dotkną (przynajmniej mam taką nadzieję, bo wiem, że część z Was przywykło już do Antośki:)) natomiast ja z uporem maniaka nazywam bohaterów starymi imionami. I chyba na spotkaniach autorskich będzie mi potrzebny sufler, który gdy się zaciukam podpowie właściwe imiona:) Ktoś się zgłasza na chętnego?:)
No i właśnie w ten trochę niestandardowy sposób chciałam Wam przedstawić swoją najnowszą powieść: "Malownicze. Wymarzony dom". Powieść, w której poznacie Madeleine, Marcysie i Anię - dziewczynki, które potrzebują ciepła, rodziny i pomocy, które przeżyły dużo więcej niż niejeden dorosły. Poznacie też Julkę, która przyjedzie do Malowniczego szukać prawdy o ojcu i na moment zamieszkacie w starym domu, który przyznam szczerze jest też takim moim wymarzonym domem. Dużo w tej książce jest emocji, ciepła, i uwaga rodzinnych sekretów niekiedy tragicznych. To nie tylko historia Magdy, ale też biegnąca równolegle opowieść o Krysi i Julce i wydarzeniach, które choć wydarzyły się przed laty cały czas mają wpływ na wiele osób. Szczerze mówiąc to pierwsza tak wielowątkowa powieść, którą napisałam. I mam nadzieję, że znajdzie się na nią miejsce i w Waszych sercach i na półkach. Jednym słowem kochani moi przedstawiam Wam "Malownicze. Wymarzony dom":


Notka z okładki:

Każdy ma swój Wymarzony Dom. Miejsce, w którym może znaleźć ukojenie, szczęście i miłość. Kiedy Magda podejmuje szaloną decyzję i kupuje stary dom w Malowniczem, miasteczku u podnóża Sudetów, nie wie jeszcze, jak bardzo zmieni się jej życie. W pierwszym odruchu chce się go pozbyć, ale dom nie chce wcale pozbyć się jej. Siła kryjąca się w jego wnętrzu pozwala Magdzie odnaleźć swoje miejsce i pomóc innym:

Małej Marcysi, która potrzebuje mamy.

Krysi, która leczy złamane serca kawą migdałową, a wieczorami piecze „kłopotki”, by zapomnieć o przeszłości. 

Michałowi, który uczy się walczyć o miłość Magdy.


"Malownicze. Wymarzony dom" to wzruszająca i pełna humoru opowieść o spełnianiu marzeń, a przede wszystkim o miłości, która zmienia życie i nadaje mu sens. Jeśli wyciągniesz rękę do innych i nauczysz się marzyć, los uśmiechnie się do ciebie. 

Książka ukaże się w lutym, ale ku mojemu zdumieniu już jest w przedsprzedaży w empiku (TUTAJ). I wiem, że może to wyglądać na samouwielbienie, ale zaglądam tam od czasu do czasu i zerkam z lubością na okładkę:) No właśnie podoba Wam się? Przyciąga oko? Piszcie:)