wtorek, 24 grudnia 2013

Ciepła, miłości szczęśliwości tego Wam życzę!

Wszystkim bez wyjątku. Niech Wam w ten wigilijny dzień i wieczór będzie ciepło, rodzinnie i szczęśliwie. I niech łzy wzruszenia  Wam w oczach błyszczą. I karp smakuje i przyjaciele i rodzina niech będą blisko. I niech gwiazdka , ta pierwsza zajrzy prosto w wasze okna. Niech panoszą się miłość, dobroć i to co najlepsze. I niech to wszystko co dobre z dzisiejszego dnia przeniesie się na resztę roku i tego i przyszłego. Tego wszystkiego życzę Wam moi kochani z całego serca. I już tradycyjnie na zakończenie wiersz. mój własny. O wigilijnym wieczorze, o magii i o tym co w świętach dla mnie jest najważniejsze.

W Wigilię śnieg się skrzy magicznie,
Migają lampki choinkowe,
Nadchodzi spokój i świąteczność
I słowa znane – chociaż nowe…
Oczy lśnią całkiem innym blaskiem,
Przy stole cisza pełna znaczeń
I łzy radości i wzruszenia,
Choć w taki wieczór się nie płacze.
Mikołaj się przemyka chyłkiem
(jak mogłeś myśleć, że go nie ma?),
W zaczarowany mroźny wieczór
Same składają się życzenia.
W opłatka płatkach przenoszone
W sercach zostają na rok cały,
Znajdują w smutnych dużych ludziach
Radosnych ludzi całkiem małych.
Znajdują dobry świat dziecinny,
Magię, nadzieję, dobroć, miłość,
To, o czym niby się pamięta,
A co się kiedyś gdzieś zgubiło.
Przy stole w blasku świec świątecznych
Wszystko się staje oczywiste.
I dużo łatwiej jest zapomnieć
Drobne przykrości, żale wszystkie.
Magiczny wieczór, dobry wieczór,
Przynosi nam od siebie w darze
Uczucie szczęścia i radości
I moc spełnienia wszelkich marzeń.

  

piątek, 20 grudnia 2013

Uwaga, uwaga, uwaga!!!!

Moi kochani, tomik dzisiaj przyszedł, mąż go ledwo wtargał na górę, bo pudło było solidnie ciężkie. I cóż tu dużo mówić jest piękny:) Przesyłki są poadresowane, lecę na pocztę. Wybaczcie, że nie wstawiam w tej chwili zdjęcia, ale aparat mam zakopany w pewnym miejscu, którego w tej chwili za nic nie mogę otworzyć, bo tam Mikołaj przechowuje prezenty, a Tysiek jest w domu:) Wstawię wieczorkiem fotki. A teraz lecę wysyłać.
Całus wielki dla wszystkich:)

czwartek, 19 grudnia 2013

Już nie ma dzikich Michałów na których zbierałam bursztyny...

Eeee po tytule pościka widać wyraźnie, że się nie wyspałam:)  Ale mniejsza o to:) Pamiętacie Michała Wiśniewskiego? Tego od "Ich Troje"? A widzieliście jego nowe wcielenie? Ja dopiero wczoraj się na niego natknęłam, a dokładniej maż mnie natknął, bo mi go pokazał. Dla mnie nie ten sam człowiek (chodzi o wygląd):) Co myślicie o takiej metamorfozie?


środa, 18 grudnia 2013

O pustym miejscu przy stole, które puste być nie powinno

Wczoraj wspomniałam o pustym miejscu przy stole wigilijnym, czekającym na zbłąkanego wędrowca i o dylematach jakie to miejsce u mnie wywołuje. W sposób szczególny poruszył mnie jeden z komentarzy, który pojawił się pod tekstem. Oto on:

Zainspirowana Pani pytaniem o puste miejsce przy wigilijnym stole chcę napisać o inicjatywie, która narodziła się z podobnych do Pani rozważań. Mikołaj Rykowski wraz z żoną od wielu lat zapraszali do swojego stołu osoby samotne. Po jakimś czasie ich dom przestał mieścić gości, więc przenieśli się do własnej restauracji. Rok temu zaprosili gości do Hali Kapelusz w Parku Śląskim. Tych, którzy będąc samotnymi zechcieli spędzić razem Wigilię znalazło się 600 osób. Za chwilę kolejna Wigilia w Kapeluszu - tym razem przygotowywana na około 1200 osób.
Wiem o tym, bo wraz z mężem zasilamy grupę wolontariuszy pracujących przy tej wyjątkowej wigilii. Jest nas około 100 osób, w samą Wigilię będzie podobnie.


Obejrzałam filmik z zeszłorocznej wigilii organizowanej przez pana Mikołaja. Pada tam takie zdanie, że to puste miejsce przy wigilijnym stole tak naprawdę puste być nie powinno. I rzeczywiście dotarło do mnie, że ono nie powinno czekać. To my powinniśmy dbać o to by było zajęte. Bo patrząc na ilość osób, które w tym roku zawitają na organizowanej przez pana Mikołaja wigilii to to miejsce na pewno znalazłoby kogoś, kto mógłby je zająć. Widzicie tę liczbę? 1200 samotnych osób! Osób, które nie mają z kim przełamać się opłatkiem i zaśpiewać kolędy. Jestem pełna podziwu dla organizatorów i wolontariuszy, którzy to wszystko ogarnęli i otworzyli swoje serca. I spowodowali, że wigilia przestała być dla tych osób dniem, w którym płacze się z samotności, a zamiast tego pozwoli na łzy wzruszenia. Jutro Pan Mikołaj wraz z żoną będą gościć w dwójkowym "Pytaniu na śniadanie". Zamierzam oglądać. Bo nie ma co się oszukiwać. Święta to nie tylko choinka, karp i opłatek, ale też wielka samotność dla tych, którzy nie mają z kim się cieszyć. I chyba dobrze jest przystanąć w zakupowym szale i chwilę się nad tym zastanowić i może jednak otworzyć i swoje drzwi i serca.
Pod spodem filmik z zeszłorocznej wigilii. Ogrom przedsięwzięcia jest porażający. 


wtorek, 17 grudnia 2013

Karp Story

Wczoraj kupowałam karpia. Wiem, że to wyznanie może brzmieć nieco dziwnie. Bo w końcu do świąt został tydzień i w zakupie tych właśnie rybek nie byłam odosobniona. Połowa Polski zapewne je zakupiła lub zakupi. Ale ja tym razem doznałam uczuć mieszanych. Otóż wyłowiony karp w rękach pana wyraźnie na mnie zerkał. Jakby tego było mało ruszył pyszczkiem. Poczułam się nieswojo i niestety muszę przyznać, że zdezerterowałam zostawiając losy nieszczęśnika w rękach pana wyławiającego i mojego męża. Natomiast po tym zerknięciu nijak nie mogłam opędzić się od słów tegorocznego trójkowego karpia. Bo wypisz wymaluj na własne oczy widziałam takiego karpiowego uwodziciela:) I niestety moje zamiary wobec karpia były identyczne jak te pani z piosenki:) Ale nijak nie mogę sobie wyobrazić wigilii bez smażonego karpika. I bez kapusty wigilijnej i śledzi w cebulce... To są zapachy i smaki, które przywodzą mi na myśl dawne rodzinne święta. Gdy jeszcze żył tata i babcia i dziadek. Gdy prezenty przynosił Mikołaj i trudno było coś przełknąć, bo gardło się miało ściśnięte oczekiwaniem na to co znajdzie się pod choinką. Teraz patrzę na moje dzieci i wiem, że kiedyś i one postawią na stole wigilijnym potrawy, które teraz ja stawiam. I zapachnie im dzieciństwem. Bo nie wiem jak wam, ale dla mnie te wszystkie zapachy, potrawy, melodie kolęd to taki ekstrakt dzieciństwa i magii, w którą kiedyś bezwzględnie się wierzyło. A wigilia pozwala na chwilę do niej wrócić i na nowo uwierzyć. No to mi się rzewnie zrobiło...
A chwiałabym Wam zadać jeszcze pytanie. Czy zastanawialiście się co byście zrobili gdyby nagle do Waszych drzwi zapukał zbłąkany wędrowiec? Bo ja się nad tym bardzo solidnie zastanawiam od jakiegoś czasu. Miejsce puste przy stole jest, tak jak każe tradycja. Talerz czeka. Z całą pewnością nie odmówiłabym nikomu jedzenia. Ale czy miałabym odwagę wpuścić nieznajomego do domu? A Wy macie takie wątpliwości, czy tylko ja jedna się wyrodziłam?
A pod spodem tegoroczny trójkowy karp, posłuchajcie:)

P.S. Zdjęcia z sesji wstawię gdy tylko je dostanę. Na razie czekam zniecierpliwiona żeby je zobaczyć:)

  

piątek, 13 grudnia 2013

Z ostatniej chwili

Obrazek nijak się ma do posta, ale mi
się podobał:)
Tak na szybko. Zbiorek poleciał już do drukarni, wasze maile dotarły. Numer konta prześlę jeszcze dzisiaj. Przepraszam za opóźnienia, ale po prostu nie wyrabiam się ze wszystkim. Jeżeli ktoś do jutra nie będzie miał ode mnie odpowiedzi to znaczy, że jego mail nie dotarł (ale mam nadzieję, że takich przypadków nie będzie). A teraz trzymajcie za mnie kciuki, bo lecę na sesję zdjęciową do najnowszej książki, a to dla mnie pewna nowość:)

czwartek, 12 grudnia 2013

Czas honoru moim okiem

Nie wiem jak wy, ale ja czasem oglądam seriale. Ba prawdą a Bogiem lubię je oglądać, bo nie wymagają ode mnie długiego siedzenia przed telewizorem, zwykle nie wymagają też uważnego śledzenia akcji, bo czego nie widziałam to albo sobie dopowiem, albo domyślę się z kolejnego odcinka:) Ot takie miłe przerywniki. Ale jednym z niewielu, który obejrzałam, że tak się wyrażę hurtem, bo nie w telewizji, ale z internetu ciurkiem, był "Czas honoru". Oglądaliśmy go z Kubą popołudniami po kilka odcinków dziennie. Wciągnęliśmy się w sposób okrutny. Ale było to oglądanie przedziwne. Bo z jednej strony nie mogłam się oderwać. A z drugiej nieustannie zgrzytałam zębami gdy patrzyłam na poczynania bohaterów. Bo po pierwsze szlag mnie trafiał, gdy nasi cichociemni po dostaniu się do Warszawy urządzają sobie spacery po okupowanej stolicy w celu spotkania rodziny, bliskich, narzeczonych i innych bliższych i dalszych znajomych królika. Po drugie wyjść ze zdumienia nie mogłam, że Janek łazi non stop po getcie. Ot tak jakby to było takie proste! Po trzecie forma dostawania się do konspiracji też była zdumiewająca. Uproszczając wyglądało to niekiedy tak:
- O serwus! Nie znam cię, ale może chciałbyś pokonspirować?
- Pewnie czemu nie.
- No to fajnie! Idziemy zabijać Niemców!
Oczywiście przesadzam, ale wiecie o co mi chodzi. Poza tym trochę bawiło mnie to, że nasi bohaterowie, znani gestapo jak mało kto, non stop wysyłani są na akcje związane bezpośrednio z Niemcami, którzy doskonale wiedzą jak Janek, Bronek, Michał i Władek wyglądają. Jakby nie było innych dookoła. Ale tutaj rozgrzeszam twórców, bo to jednak główni bohaterowie, a serial też nie mógłby zatrudnić nieskończenie wielu aktorów. Ostatnia seria też spowodowała u mnie lekki zgrzyt, bo resztki oddziału AK ukrywającego się w lesie przypominają fajny wypoczynkowy obóz. Chłopaki wypasieni, zadowoleni, dla rozrywki rzucający nożem w drzewo. Czyści i schludni. Jednym słowem leśny piknik. Ale nie myślcie, że będę non stop krytykować. Ani mi to w głowie, bo serial pomimo tego, że czasami miałam ochotę rzucać pilotem w telewizor, polubiłam i oglądałam z dużym zainteresowaniem. Czasami ze zdumieniem. Bo jak już powiedziałam irytowały mnie pewne fragmenty. I jednym z takich powodów do irytacji był wątek z przepisywaniem grypsów. W pierwszym momencie mnie zatkało. No nie - pomyślałam - To już przegięcie! Toż to podziemie gdyby tak funkcjonowało to powinno upaść od razu pierwszego dnia! Na taki blef z przepisywaniem tajnych wiadomości nikt normalny nie dałby się nabrać! Twórcy scenariusza popłynęli! Ale nie byłabym też sobą gdybym nie zaczęła szperać na własną rękę. I jakież było moje zdumienie, gdy okazało się, że takowa akcja rzeczywiście była! Oczywiście trochę różniła się od tej pokazanej w serialu, ale jednak była! Tak samo jak zarażenie Władka tyfusem, było zainspirowane historią Stanisława Miedzy Tomaszewskiego. Została on aresztowany przez gestapo w 1941 roku. Osadzony na Pawiaku, nie mogąc już dłużej znieść przesłuchań poprosił o truciznę. Więźniowie z konspiracyjnej komórki miast podać mu śmiertelny specyfik zarazili go tyfusem. Następnie został przewieziony do szpitala zakaźnego, tam udał ostry atak wyrostka robaczkowego i został przetransportowany do szpitala na Woli, gdzie przeprowadzono pozorowaną operację w trakcie której Stanisław został zamieniony na wcześniej już przygotowane zwłoki. Następnie oznajmiono gestapo, że pacjent zmarł po operacji. Najbardziej niebezpiecznym fragmentem akcji było wydanie ciała Niemcom, ale i to się powiodło. Zwłoki zostały przyjęte, śledztwo zakończone. Wkrótce odbył się pogrzeb Stanisława Miedzy Tomaszewskiego podczas gdy on sam zaopatrzony został w owe dokumenty i rozpoczął nowe życie.
Odbiegając od akcji Czasu Honoru to w trakcie poszukiwań rożnych rzeczy znalazłam też opis niesamowitej akcji, która aż by się prosiła o włączenie do serialu. Oto jej opis zaczerpnięty STĄD:

Wczesna wiosna 1943 r. Dokładna data nieznana. Okupowana Warszawa. Jerzy Lewiński, ps. „Chuchro” – dowódca „Kedywu” Okręgu Warszawskiego musiał być tego dnia bardzo zajęty. Jego myśli zaprzątały kolejne egzekucje Polaków, które na ulicach Warszawy wykonywali Niemcy. Szykował plany akcji odwetowych za te barbarzyńskie, niczym nieuzasadnione akcje. Pięścią podziemia miały być oddziały dyspozycyjne Kedywu, którymi dowodził. Tego dnia otrzymał raport od nieznanego nam bliżej oficera AK, który przekazywał nietypową – nawet na warunki konspiracyjne – ofertę swojego bezpośredniego podwładnego. Po dłuższym wahaniu dowódca warszawskiego „Kedywu” przyjął ją.

Ofertę składał młody – 21 letni żołnierz AK Jan Kryst ps. „Alan”, przed wojną uczeń gimnazjum mechanicznego i harcerz, obrońca Warszawy we wrześniu 1939 r. Oferta złożona przez młodego konspiratora była dużym zaskoczeniem dla kapitana. Nawet w konspiracji były one rzadkością. Kryst kilka dni wcześniej otrzymał diagnozę lekarską, że jest chory na gruźlicę i zostały mu ostatnie chwile życia. Postanowił zginąć z bronią w ręku i wziąć odwet na Niemcach za ich okrucieństwa w Polsce. Kapitan długo się nie namyślał – po zbadaniu motywacji żołnierza postanowił dać mu do wykonania akcję wymierzoną w aparat bezpieczeństwa okupanta – gestapo. Uświadomił mu, że misja, którą ma wykonać jest samobójcza.

Wkrótce Kryst otrzymał dyspozycje od dowództwa „Kedywu”. Celem, w który miał uderzyć młody zamachowiec byli oficerowie gestapo. Miejscem ich likwidacji miała być popularna kawiarnia „Adria” przy ul. Moniuszki 10 – teraz lokal „nur für Deutsche”, a przed wojną jedno z ulubionych miejsc rozrywki warszawiaków, gdzie brylował m. in. gen. Bolesław Wieniawa-Długoszowski. Teraz spotykali się tam wysocy niemieccy funkcjonariusze z trupimi czaszkami na kołnierzykach i czapkach. Zadanie Krysta było pozornie proste – zabić jak najwięcej funkcjonariuszy gestapo i wycofać się z lokalu. Dywersanta miało ubezpieczać dwóch konspiratorów, którzy czekali na zewnątrz lokalu. Do środka, gdzie było pełno uzbrojonych Niemców miał wejść tylko Kryst.

Dlaczego nie użyto bomby? W tym wypadku Kryst miałby na pewno większe szanse na przeżycie. Tłumaczy nam to informacja Kierownictwa Walki Konspiracyjnej opublikowana w „Biuletynie Informacyjnym” po akcji Krysta: szedł wykonać zadanie z pełną świadomością tego, że zginie. Kierownictwo Walki Konspiracyjnej nie użyło bomby – tu bowiem nie chodziło o wytracenie Niemców bez wyboru. Chodziło o wyszukanie z pośród tłumu gości jedynie gestapowców i o ich uśmiercenie. Człowiek, który podejmował to zadanie wiedział, że z lokalu przepełnionego wojskowymi Niemcami żywym nie wyjdzie. W kieszeni ubrania miał pismo, zawiadamiające o powodach akcji, grożące wzmożonym odwetem jeśli bestialstwa gestapowskie nie ustaną.

Akcja
Godz. ok. 21:30. 22 maja 1943 r. Restauracja „Adria”. Niemcy bawili się na całego. Nastrój był wyjątkowy. Opisuje go włoski dziennikarz Alceo Valcini, który w tę noc gościł w „Adrii”. Gdy wszedł do lokalu wielka sala była wypełniona po brzegi. Oficerowie, żołnierze siedzieli przy wspólnym stole pijąc wino. Koło nich siedziało kilka brzydkich i niezgrabnych Niemek i kilka Blitzmädel [zmilitaryzowane kobiece oddziały niemieckiej pomocniczej służby łączności] we fioletowych pończochach. Żołnierze, jak się wydawało, bawili się świetnie i klaskali w ręce w odpowiedzi na głupie dowcipy konferansjera przybyłego z Monachium. Pożądliwie spoglądali na niefidiaszowskie , ale za to bardzo odsłonięte kształty tancerki produkującej się w Bolero Ravela. Kelnerzy uwijali się roznosząc naczynia, flaszki wina, wermutu, szklanki mięty i kufle piwa.

Kryst do wypełnionej po brzegi „Adrii” wszedł ok. 21:40. Musiał nie zdradzać oznak zdenerwowania, ponieważ został bez problemów wpuszczony do środka. Nie zajął stolika, lecz stanął pod słupem w pobliżu loży znajdującej się na środku sali. Co czuł w tej chwili – niestety nigdy się nie dowiemy…

Valcini nie zwrócił uwagi na stojącego pod słupem Krysta – najwidoczniej nie zwracał uwagi swoim wyglądem i zachowaniem. Wkrótce Włoch zajął stolik w pobliżu drzwi wejściowych. W czasie, gdy piruety tancerki przyciągały uwagę publiczności – wspominał Valcini - w środku Sali, gdzie dawano program, usłyszałem strzał – najpierw jeden, potem drugi, trzeci, czwarty, piąty… O parę kroków ode mnie, po prawej stronie zrobił się zgiełk. Przewracano stoły, naczynia, stołki, butelki. Wycie i krzyki. Po kilku minutach grupa żołnierzy poruszonych do ostatnich granic utorowała sobie przejście wśród tłumu krzycząc: „Zamach” i trzymając rewolwery w ręku. Wysoki młodzieniec z twarzą zbroczoną krwią padł na ziemię, gdy rzucono w niego kilkoma krzesłami. To polski zamachowiec, patriota; zabił on w ciągu paru sekund dwóch oficerów i dwóch żołnierzy, strzelając zza marmurowej kolumny w kierunku centralnie ustawionego stołu, przy którym zazwyczaj zajmowały miejsca osobistości niemieckie […] Niemcy rzucili się na niego i zmasakrowali, bijąc flaszkami i stołkami. Przy mnie wyzionął ducha, w swym brązowym ubraniu, za obszernym jak na gruźlika. Zmarł, gdy agent gestapo usiłował wydobyć od niego jakąś tajemnicę.

PIC 1 P 2560 1 Samobójcza akcja żołnierza AK
Restauracja „Adria” – widok na salę i scenę. Sylwester 1936 r. Fot. NAC.
Po zabiciu zamachowca natychmiast przystąpiono do śledztwa. Aresztowano cały personel lokalu. Na miejsce przybył sam gubernator Warszawy gen. Ludwig Fischer. Śledztwo trwało do piątej rano. Niemcy uznali, że zamachowiec był Żydem zbiegłym z getta (trwały wtedy walki w getcie). Nie mogli uwierzyć, że ktoś z polskiego podziemia mógł zdecydować się na tak straceńczy krok jak Kryst. Zabitych Niemców oraz Krysta złożono do trumien. Ciało żołnierza AK przewieziono do kostnicy przy ul. Oczki skąd zostały wykradzione przez żołnierzy podziemia. Ciało bohatera pochowano bezimiennie na cmentarzu Wolskim.

Kryst przed śmiercią zabił jednego kapitana oraz dwóch poruczników gestapo. W raporcie „Kedywu” czytamy, że po pierwszych strzałach został uderzony od tyłu w głowę przez siedzącego nieopodal przy stoliku Niemca, a następnie zastrzelony z rewolweru.

Niemcy nie zastosowali żadnych represji wobec ludności polskiej za ten zamach.

Akcja Krysta rozeszła się szerokim echem po całej stolicy. Bohatera postanowiono upamiętnić. W ramach akcji małego sabotażu „Wawer” w 4 rocznicę wybuchu wojny (1.IX.1943 r.) dokonano zawieszenia tabliczek z nowymi nazwami ulic w Warszawie. Ulicę Rogowską nazwano Jana Krysta. Z kolei w czasie Powstania Warszawskiego odsłonięto 8 sierpnia 1944 r. w „Adrii” tablicę pamiątkową ku jego czci. Po wojnie jego imieniem nazwano ulicę w Warszawie. Jan Kryst został pośmiertnie odznaczony Krzyżem Walecznych.

Tego co czuł Kryst, dlaczego podjął się tego kroku (rodzina zaprzecza jakoby był chory na gruźlicę), jak przebiegała dokładnie rozmowa z kapitanem „Chuchro”, nie dowiemy się niestety nigdy – żaden z nich nie zostawił swoich wspomnień. Dowódca, który wysłał „Alana” do Adrii, niestety długo nie pocieszył się życiem – jeszcze w tym samym roku został aresztowany przez Niemców i w listopadzie rozstrzelany w egzekucji ulicznej. Nie dane mu było zginąć z bronią w ręku…   

To właśnie o tym Kryście wspomina Kazimierz Wierzyński w wierszu "Na rozwiązanie Armii Krajowej". A mało kto wie o kogo chodzi.

No i zrobił mi się gigantyczny wpis, a w sumie miałam tylko napisać o tym, że z niecierpliwością czekam na kolejne odcinki nowej serii. I chciałam dodać, że przeczytałam też książkę "Czas honoru", która moim skromnym zdaniem jest dużo bardziej dopracowana niż serial. Bardziej spójna i wiarygodna. A wy jak uważacie? Oglądaliście? Czytaliście? Lubicie?
  

wtorek, 10 grudnia 2013

Konkrety:)

No to tak moi drodzy, zbiorek jest już złożony i powiem Wam, że jest rekordzistą wśród dotychczasowych. Liczy sobie 260 stron! Wyceniliśmy, że koszt druku 1 egzemplarza to 15 złotych. I teraz wszyscy, którzy mają ochotę zbiorek posiadać mogą go sobie zamówić. Cena za przesyłkę na terenie Polski+koperta kształtuje się tak:
za 1 książkę - 6,30 zł
za 2,3 sztuki - 8,40 zł
za 4 do 6 sztuk - 11 zł

paczka: 7 - 15 sztuk - 15 zł


Jeżeli czegoś nie wiecie - pytajcie. Na wszelkie ewentualne pytania odpowiem, a teraz czekam na Wasze maile, a od zwycięzców na adresy pod które wyślemy wygrane tomiki. A teraz wszystko będzie działo się w rekordowym tempie, trzymajcie kciuki żeby druk i przesyłki poszły gładko. A własnie jeżeli chodzi o dodatkowe książki od Jury to wylosuję je jutro, bo Sierotek (Tysiek) śpi już jak zabity wykończony wyczerpującą nauką wiązania butów:)
Pozdrawiam Was serdecznie
Wasza Magdalena

W związku z pytaniami spieszę dodać, że tomik może zamówić każdy. Bez względu na to czy jest autorem czy nie:)

Z Tyśkowego punktu widzenia:)

Tysiek kilka dni temu był na balecie "Dziadek do orzechów". Wyjazd na balet organizowany był przez przedszkole, ale trzeba było pojechać razem z dzieckiem coby zapewnić mu opiekę, bo balet odbywał się w niedzielę. Pojechaliśmy więc razem: ja, Kuba i Tysiek więc byłam naocznym świadkiem zderzenia syna z muzyczną ucztą dla ucha. Na początku Tymek oglądał. Potem zaczął się nieco wiercić, potem bezgłośnie ale za to bardzo sugestywnie udawał, że śpiewa w takt muzyki i dyrygował wyimaginowana pałeczką. Jego najwierniejszy kumpel nie miał w sobie tyle samozaparcia i po rozpoczęciu baletu usnął i twardo przespał całe widowisko. Gdy wyszliśmy z sali Tysiek popatrzył na mnie  i powiedział tonem doświadczonego przez los starca:
- Gdy wrócimy do domu wywieszę na drzwiach kartkę:
Unikaj Dziadka do orzechów.
I to by było na tyle jeżeli chodzi o wrażenia mojego dziecka z baletu...
I teraz nie wiem czy jest jeszcze za młody czy my zaniedbaliśmy jego muzyczną edukację...

Pilne!!!! Uwaga!!!!!

Proszę o uwagę i szybką reakcję. Pod spodem zamieściłam listę opowiadań i nazwiska autorów. Na czerwono są zamieszczone opowiadania, których autorzy nie podali mi swoich nazwisk/pseudonimów. Dla tych którzy nie zauważyli mojej prośby podaję LINK, proszę się odezwać, jak najszybciej, bo dzisiaj tekst zostanie złożony, rozesłany do tych, którzy byli tak dobrzy i zgłosili się na ochotnika z pomocą do przejrzenia czy wszystko jest ok. i będzie go trzeba (w sensie tekst) wysyłać do druku jeżeli mamy zdążyć przed gwiazdką. Zerknijcie też czy nie ma błędów w nazwiskach i czy nic nie zostało pomylone, pominięte. A zapomniałam powiedzieć, że ten tomik będzie szczególnie Wasz, bo poza tym, że będą tam Wasze opowiadania to jedna z autorek Emilia Baczyńska narysowała kilka obrazków świątecznych, które ozdobią Gospodę:) Bardzo Pani Emilii dziękuję:) A teraz kochani czytajcie, patrzcie, przypominajcie znajomym, bo czas nas goni.

1 Jeszcze jedna opowieść wigilijna - Daria Chylak
2 Opowiadanie świąteczne - Marta Kurczyk
3 Świąteczne porządki - Aleksandra Kotela
4 Świąteczna magia - Emilia Baczyńska
5 Marysia - Kasia Michalszczak
6 Nigdy nie jest za późno, by uwierzyć -  Michalina Jusik
7 W taką noc... - Karolina Laube
8 Zacząć od nowa - Irena Bujak
9 Świąteczna namiętność we Francji.
10 Kolorowe lampki - Natalia Zaborowska
11 Gwiazdkowa przygoda Mikołaja - Natalia Stachowska
12 Życzenia są po to, żeby je zmieniać - Joanna Stankiewicz-Witek
13 Trzy życzenia - Małgorzata Laska
14 Kropeczka w poszukiwaniu świąt - Agnieszka Krizel
15 Być jak Święty Mikołaj  - Dorota Schrammek
16 Prawdziwy urok Świąt  - Dorota Schrammek
17 Bożonarodzeniowa opowieść  - Dorota Schrammek
18 Perfekcyjne święta  - Dorota Schrammek
19 Być jak świąteczny Anioł… - Dorota Schrammek
20 Bylebym tylko - Anka Wrocławianka
21 Z perspektywy kota - Magdalena Abratkiewicz
22 Bratnie dusze - Małgorzata Rogala
23 Skrzydlaty Anioł - Natalia Michalak
24 Dziewczynka z białego parapetu - Joanna Jacolik
25 Anioł - Kamila Piotrzkowska
26 Wspomnień nie zabierze mi nikt… - Anna Grzyb
27 Opowiadanie prawie wigilijne - Ireneusz Henryk Filec
28 Dziewczynka z zapałkami? - Anna Maria Preiss
29 Utracony sens świąt - Norbert Góra
30 Uwierzyć w Gwiazdkę - Asia Szarańska
31 Wigilijna miłość. - Żaneta Ickiewicz
32 Migdałowe łzy - Aleksandra Jaworska
33 Kruszynko mała... - Gabriela Kotas
34 Noc cudów - Dorota Pansewicz
35 Mój pies i Marlenka - Bożena NeLa Wiesiołek
36 Bajka o Kogucie i Muchomorach - Agnieszka Bruchal
37 I TAKIE SĄ WIGILIE - "wyrus"
38 Święta to czas magiczny… - Waldemar Seferyński
39 Świąteczny konkurs… - Waldemar Seferyński
40 Moja wigilijna opowieść - Ann Margaret

poniedziałek, 9 grudnia 2013

To już wszystko wiem, uroczyste ogłoszenie wyników zaczynamy:)

Zacznę od gorących podziękowań.Wszystkim, którzy zechcieli wziąć udział w zabawie i napisać opowiadanie i tym, którzy nie pisali ale uważnie czytali i zagłosowali dziękuję z całego serca. Dziękuję również tym którzy przetrwali burzliwe momenty i nie obrazili się śmiertelnie. Dziękuję naszym Jurorkom, które zechciały przeczytać wszystkie opowiadania, niekiedy nawet te zeszłoroczne:)  Dziękuję również wszystkim, którzy wyrazili chęć pomocy przy czytaniu i korekcie. Dziękuję Kasi M za ciepłe słowa i wszystkim za ogromne wsparcie. No a teraz nie przedłużając przechodzę do rzeczy.

Zacznę od wyników ustalonych przez Jury. Dodam tutaj, że kiedyś wspomniałam o dodatkowej niespodziance. Otóż ta niespodzianka to książki autorstwa Krysi i Kasi dla tych, którzy zostali nagrodzeni. Każdemu z wyróżnionych przez Jury przypadnie w udziale jedna z książek. Od siebie dorzucam też "Sezon na cuda". Książki będą wybierane losowo, przez Tyśka, który już wielokrotnie sprawdził się jako Sierotek:) Tytuły, które niebawem trafia do zwycięzców to:

"Nie licząc kota, czyli kolejna historia miłosna", "Nalewka zapomnienia czyli bajka dla nieco starszych dziewczynek" autorstwa Kasi Bulicz - Kasprzak i "Pojedynek uczuć" i "Droga do marzeń" autorstwa Krystyny Mirek oraz "Sezon na cuda" autorstwa Magdaleny Kordel:).

A teraz uwaga!!!! Oficjalna część czyli kilka słów od Jury i wyniki!!!!

Drodzy Uczestnicy,
Serdecznie gratulujemy wszystkim, którzy podjęli się zadania, wzięli udział w świątecznej zabawie i przesłali swoje prace. Wszystkie opowiadanie były naprawdę dobre. Wybór najlepszego stanowił nie lada wyzwanie, bo  każdym  było coś wyjątkowego.  Szczere uczucie, mądre przesłanie lub cząstka życiowego doświadczenia. Czasem humor, choć dominowały wzruszenia. Zważyć się tego nie da.
Zachęcamy Uczestników do dalszych prób pisarskich. To dobry czas dla polskiej literatury. Czytelnicy chętnie ją wybierają, a wydawcy wciąż poszukują nowych tekstów. Życzymy wszystkim wytrwałości i szczęścia. 
Życzymy wszystkim świąt jak z najpiękniejszej opowieści, pełnych miłości bliskich , spokoju i prawdziwej magii.  
Krysia Mirek 
Kasia Bulicz - Kasprzak  

Pierwsze trzy miejsca otrzymują opowiadania:

*Życzenia są po to, żeby je zmieniać.
*Zacząć od nowa.
*Być jak święty Mikołaj.

Pierwsze miejsca zostaną nagrodzone tomikami świątecznymi i jedną z wyżej wymienionych książek.

Jury przyznało również cztery wyróżnienia:

*Święta to magiczny czas.
*Mój pies i Marlenka
*Gwiazdkowa przygoda Mikołaja
*Bylebym tylko

Wyróżnione opowiadania zostaną nagrodzone tomikiem opowiadań świątecznych i jedną z wyżej wymienionych książek.

A teraz czas na zwycięzców wybranych przez Was w głosowaniu:

*Święta to czas magiczny
*Dziewczynka z zapałkami
*Świąteczny konkurs
*Marysia

W związku z tym, że dwa wybrane opowiadania są autorstwa jednego twórcy pozwoliłam sobie dołożyć czwarte, które zdobyło najwięcej punktów:)

Zwycięzcom jeszcze raz serdecznie gratuluję. I jeszcze raz dziękuję wszystkim za udział w zabawie. Informacje w sprawie tomiku pojawią się lada moment, gdy tylko tekst zostanie złożony:)






niedziela, 8 grudnia 2013

Przypominajka!!!!!

Dzisiaj ostatni dzień głosowania, ten kto jeszcze nie obstawił swoich typów niech zrobi to niezwłocznie!!! I jeszcze jedna prośba. W tej chwili będziemy dopinać wszystko na ostatni guzik i w związku z tym prosiłabym autorów opowiadań o zaglądanie i śledzenie postów, bo być może trzeba będzie coś potwierdzić, albo skorygować (pojawią się tytuły i nazwiska do zatwierdzenia). Szukam też kogoś chętnego kto przejrzałby tekst już po złożeniu pod kątem tego czy nic nie uciekło, głównie chodzi o autorów i tytuły. W poprzednim tomiku pani Michalina mi się zagubiła i opowiadanie nie zostało wyróżnione i dlatego potrzebna by mi była jeszcze jedna para oczu. Mam nadzieję, że ktoś się znajdzie:)
Serdeczności dla wszystkich i miłej spokojnej niedzieli Wam życzę.

piątek, 6 grudnia 2013

Anioły są zawsze zielone, ale tylko niektóre noszą kapelusze:)

Gdy po raz pierwszy zobaczyła w zapowiedziach najnowszą książkę Moniki Szwai "Anioł w kapeluszu" to z miejsca zaczęły mi się snuć po głowie słowa:

Anioły są całe zielone
Zwłaszcza te w Bieszczadach
Łatwo w trawie się kryją
I w opuszczonych sadach

W zielone grają ukradkiem
Nawet karty mają zielone
Zielone mają pojęcie
A nawet zielony kielonek

Ale ten konkretny anioł, o którym mowa w książce nie nie dość, że nie był zielony, to jeszcze dodatkowo był aniołem w ludzkiej skórze. Ale o tym za chwilę. Zacznę od tego, że "Anioł w kapeluszu" stanie na półce z lekturami do których się wraca, gdy ma się ochotę na poprawę nastroju. A na początku wcale nie byłam o tym przekonana. Bo pierwsze strony czytało mi się nie najlepiej. Być może winę ponoszę ja, bo zaczęłam czytać "Anioła", pod wieczór, gdy padałam na nos ze zmęczenia i sięgnęłam po tę a nie inną książkę własnie dlatego, że wydawało mi się, że będzie miło i lekko. A tam z miejsca spotkałam się z mnogością imion, nazwisk i osób. I z pierwszym zdaniem, które mnie zdumiało. Brzmiało tak:
"Śmierć profesora Ludomira Taranka zachwyciła wszystkich obecnych na dorocznym Balu Profesorów"
W pierwszym momencie pomyślałam, że z tego Taranka to musiała być jakaś niezła szuja. Ale nie, okazało się, że to był dusza człowiek. Ceniony i wielbiony przez innych. A śmierć zachwyciła bo odszedł w tak pięknym stylu... No jakoś dziwnie mi to brzmiało. Ale po 30 pierwszych stronach książka mnie wciągnęła. Tym co zawsze podziwiałam u pani Moniki. Ciepłem, lekką kpiną, troską o innych i poruszeniem trudnych tematów w sposób przystępny i zapadający w serce.
Jaśmina, pani w sile wieku traci męża, wspomnianego wyżej pana Taranka. Niestety czasami bywa tak, że z odejściem jednego człowieka odchodzi cały znany i bezpieczny świat. Nic nie jest takie samo. To co do tej pory pasowało do siebie jak ulał nagle odstaje, nie wpasowuje się, wypaczone, skrzywione brakiem tej jednej jedynej osoby. I własnie tego doświadcza Jaśmina. Ukochane i bezpieczne mieszkanie nagle staje się obce. Pusty fotel straszy i właściwie nie pozostaje nic jak w tym znanym a jednak obcym miejscu zapłakać się na śmierć. Sytuacji nie polepsza świadomość, że ukochane dzieci są dorosłe i wyfruwają z gniazda, które staje się coraz bardziej puste. Jaśmina jest nieszczęśliwa, choć w dzień udaje, że jest inaczej. W nocy natomiast płacze w poduszkę i nie bardzo wie jak ma się w tym wszystkim odnaleźć. I wtedy niespodziewanie nadchodzi wybawienie. Wybawienie ma cztery łapy i ogon i potrzebuje miłości i opieki. Jaśmina zajmuje się suczką, przeprowadza się do Szczecina i jeszcze nie wie, że ta decyzja odmieni diametralnie nie tylko życie jej i jej psa, ale również wpłynie na pewnego bezdomnego i na chłopca, który nade wszystko będzie potrzebował miłości i.... Snu. 
To właśnie dla tego bezdomnego Jaśmina stanie się aniołem. I to własnie za sprawą tego bezdomnego, Mirona, do Jaśminy trafi Jonasz. Chłopiec, który jest chory z przepracowania. I jeżeli ktoś myśli, że Jonasz pracuje, bo zmuszony jest do tego kiepską sytuacją materialną, ten się myli. Jonasz, a raczej jego rodzice są mega bogaci. Są też mega zajęci i mega ambitni. A to ostatnie dotyczy przede wszystkich ich syna. Jonasz ma być we wszystkim najlepszy. Jeżeli kiedykolwiek zastanawialiście się czy można dziecko zamęczyć na śmierć wymaganiami, to powinniście przeczytać "Anioła". Po jego lekturze pozbędziecie się wszelkich wątpliwości. Tutaj powinnam zaznaczyć, że zapewne większość z was odkryje w sobie mordercze instynkty i będzie miało ochotę z zimną krwią zamordować mamusię Jonasza, a tatusia porządnie skopać, żeby tak postawić go do pionu. 
Reasumując "Anioł w kapeluszu" to ładna, ciepła książka opowiadająca o ludziach, którzy odnaleźli się we właściwym momencie. To ładna i ciepła opowieść o rzeczach, które nie zawsze są ładne i miłe. O tym, że w życiu przede wszystkim liczy się zobaczenie w drugim człowieku człowieka właśnie. I o tym, że niekiedy potrzeba kogoś kto przypomni nam, że bycie człowiekiem zobowiązuje.

Kilka słów na temat tego co mnie gniecie

Gniecie mnie rzeczywiście. Jest to uczucie niemiłe i denerwujące. A gniecie mnie mianowicie irytacja. Ja, moi kochani, wszystko rozumiem. Rozumiem chęć wygrania, chęć docenienia, pragnienie bycia w pierwszej trójce. Jest to jak najbardziej zrozumiałe. Współzawodnictwo pojawia się wszędzie, gdzie pojawiają się magiczne miejsca: pierwsze, drugie i trzecie. Ale na litość Boską, jeżeli już ktoś z Was prosi znajomych o głosy, to owi znajomi  mogliby chociaż zapoznać się z warunkami głosowania. I poczytać, które opowiadania są które. I może jednak przeczytać choć kilka, bo byłoby to zwyczajnie uczciwe. Prosiłabym też o powstrzymanie się z wymienianiem imion i nazwisk aż do rozstrzygnięcia konkursu. Opowiadania po to zamieszczane są anonimowo, żeby nie było wiadomo kto jest ich autorem. Mój błąd, że po raz kolejny tego nie zaznaczyłam. Tak było w poprzednich edycjach i tego się trzymajmy. Nie chciałam tutaj wprowadzać fermentu, ale wiecie jak to jest, gdy człowieka coś gniecie... Ja tam najzwyczajniej w świecie muszę z siebie zrzucić ten ciężar:)
Mam nadzieję, że nikt tu nie strzeli focha, ani się nie obrazi. No to zrzuciłam to co mi leżało na sercu. Teraz tylko trzeba mieć nadzieję na to, że ów kamień nie wyląduje na mojej stopie:)

wtorek, 3 grudnia 2013

Ławica okładek, zarzućcie na nie Wasze sieci:)

Że tak powiem no to siup! Lecimy z okładkami:) A będzie w czym wybierać:) Po prawej stronie bloga za moment pojawi się ankieta. Zapraszam do głosowania!



numer 1

numer 2

numer 3

numer 4

numer 5

numer 6

numer 7

numer 8

numer 9

numer 10

numer 11

numer 12

numer 13

Uwaga!!!!!

Jeszcze raz przypominam, że głosowanie polega na rozdzieleniu 10 punktów pomiędzy 3 opowiadania!!!! Głosy, które zostały oddane na jedno lub dwa nie będą się liczyć!!!!







A jeszcze dodam, że dziś wieczorem pojawią się okładki do wyboru i ankieta w której będziecie mogli dać wyraz temu, która okładka przypadła Wam najbardziej do gustu. W związku z tym, że mamy mało czasu
proszę już teraz autorów opowiadań, wszystkich bez wyjątku o mail do mnie z tytułem opowiadania i imieniem i nazwiskiem autora. To będzie potwierdzenie, że zgadzacie się na opublikowanie tekstu pod swoim nazwiskiem. Jeżeli takiego maila nie otrzymam opowiadanie ukaże się tylko z tytułem bez nazwiska i imienia. Oczywiście jeżeli ktoś nie życzy sobie publikacji pod własnym imieniem może posłużyć sie pseudonimem.  

poniedziałek, 2 grudnia 2013

Kochani moi głosowanie czas zacząć!!!!

No to zaczynamy kolejny etap, wybór najładniejszych, najbardziej świątecznych tych naj, naj, opowiadań:) Wybór trzech z nich należy do naszego szanownego JURY i tutaj nie zostaje nam nic innego jak tylko czekać. Ale trzy kolejne opowiadania czekają na Wasze głosy. I tak jak było mówione tym razem nie będzie ankiety. Zamiast niej zastosujemy system punktowy. Każdy z wybierających będzie miał do dyspozycji 10 punktów, które trzeba rozdysponować pomiędzy trzy wybrane opowiadania.  Będą liczyły się tylko głosy oddane po zalogowaniu. Tym razem głosom anonimowym podziękujemy. Po prostu ma być jak najbardziej uczciwie. I tutaj apeluję o rozwagę i powstrzymanie emocji:) Pamiętajcie to jest dobra, świąteczna zabawa. Zabawa, której ma patronować duch świąt. Głosy oddajemy pod spodem w komentarzach. Z boku zrobię banerek odsyłający do tego posta. A i jeszcze jedno. Otóż po raz pierwszy odkąd wymyśliłam zabawę z tomikami pojawiły się osoby, które przysłały więcej niż jeden utwór. Nie przewidziałam takiej sytuacji i w zasadach nie określiłam dopuszczalnej ilości opowiadań. Jednak chciałabym uniknąć wszelkich niejasności i w związku z tym , jak pewnie zaobserwowaliście każde z opowiadań dla wyróżnienia zaczyna się obrazkiem świątecznym. Te które są autorstwa tych osób, które przysłały więcej niż jedno mają koło siebie tylko jeden obrazek. Reszta opowiadań jest pod spodem bez obrazka. To taka informacja dla oceniających:) No to co? Każdy niech chwyta swoje 10 punktów i biegnie je rozdzielać. Czas start!!! A czas macie do 8 grudnia do 24:00:)

W związku z pytaniami dodam jeszcze, że proszę o wybór trzech opowiadań i podzieleniu 10 punktów pomiędzy trzy teksty. Przykładowo: na pierwsze 8 punktów, na dwa kolejne po jednym.