Za ileś lat, przez Nowy Świat
Już inni ludzie wieczorami będą szli.
A jednak wiem na pewno, że melodyjką zwiewną
Powrócą nasze dni.
Lata dwudzieste, lata trzydzieste
Wrócą piosenką, sukni szelestem
Błękitnym cieniem nad talią kart
I śmiechem który kwitował żart
Lata dwudzieste, lata trzydzieste,
Kiedyś dla wzruszeń będą pretekstem
Zapachem dawno już zwiędłych bzów
Poezją skrytą wśród zwykłych słów
Wzrok pełen łez, w łazienkach bez
I blask neonów co na jezdni mokrej drży
Po latach zatęsknicie, za naszym pięknym życiem
Realnym tak jak my.
Właśnie: "Po latach zatęsknicie, za naszym pięknym życiem, realnym tak jak my." Co mają w sobie te magiczne lata, że tak nieodparcie przyciągają i kuszą? Co w nich jest takiego, że niejedna dziewczyna (a i pewnie chłopak, choć panowie to raczej z innych pobudek niż panie:) Te rewie kabarety i tancerki, ehh;)) bez namysłu wskoczyłaby w tamten czas? Czyżbyśmy w zabieganiu, otoczeni nowoczesnością i co tu kryć luksusem i wygodą odczuwali jednak tęsknotę za..? No właśnie za czym? Co Was w tamtych latach pociąga? Co byście zrobili (bo zakładam, że może panowie też dadzą pociągnąć się za język) gdybyście pewnego ranka obudzili się w dwudziestoleciu międzywojennym? Od czego zaczęlibyście dzień? I gdzie chcielibyście go skończyć? Kogo byście poprosili o autograf, z kim chcielibyście się napić wódki, albo wina? No to macie pracę domową do odrobienia:) Wywołuję do tablicy i nie chce słyszeć żadnej odmowy:)
A teraz z innej mańki. Wiecie już, że lata międzywojenne towarzyszą mi od jakiegoś czasu. Zaopatrzyłam się w różnoraką lekturę z tamtego okresu i czytam. Ale tej książki nie planowałam. To ona sama mnie zaatakowała wypadając na mnie z półki i dając mi po głowie. Podniosłam, popatrzyłam na okładkę, uśmiechnęłam się i pomyślałam: moja ci ona! Bo przecież nie mogłam zignorować tego, że zostałam trafiona "Miłością w stylu retro":) Przytargałam papierowego zamachowca do domu i zaczęłam czytać. I tu muszę wam wyznać zaskoczyłam sama siebie solidnie. Już na początku bowiem popłakałam się ze śmiechu. Nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie to, że sceny, które mnie tak ubawiły odbywały się w czasie pogrzebu! Już w czasie lektury "Klaudyny" Colette nawiedziło mnie straszne przypuszczenie, że jestem zepsutą kobietą i teraz wyszło na to, że nie dość żem zepsuta to jeszcze dodatkowo kompletnie zdegenerowana! Bo jak można śmiać się z pogrzebu staruszki, na którym zjawia się rodzina, ale tylko i wyłącznie z poczucia obowiązku? Jak może bawić taka ceremonia na którą nikt nawet nie przyniósł kwiatów, a bogaty krewny wykorzystuje śmierć starszej pani by polepszyć swój wizerunek w mediach? Właśnie może, szczególnie gdy okazuje się, że na pogrzeb przybywa nikt inny tylko duch chowanej, który absolutnie nie zamierza do pogrzebu dopuścić. A duch to nie byle jaki, bo pochodzący z lat dwudziestych:) Sadie (ów duch) powraca jako młoda dziewczyna. Widzi ją tylko Lara, która poznajemy przed ceremonią pogrzebu. Wiadomo już że w jej życiu się namieszało, porzucił ją facet, firma, która miała dać jej stabilizację i satysfakcję kuleje, wspólniczka zamiast pomagać i wspierać wyjechała i zostawiła Larę na pastwę losu. Nic dziwnego, że gdy dziewczyna widzi pokrzykującego na nią ducha jest przekonana, że właśnie przepełniła się czara i dopadło ją szaleństwo. I tak to wszystko się zaczyna. Sadie domaga się nie tylko przerwania ceremonii pogrzebowej, ale też odnalezienia tajemniczego naszyjnika. A jej metody działania wcale, a wcale nie będą standardowe. Co więcej Sadie nie zamierza tracić czasu, który pozostał jej na ziemi i chce się bawić i to nie byle jak, tylko tak jak to czyniono w czasie jej młodości! Chce uwodzić mężczyzn, pić drinki, tańczyć charlestona, ubierać modne stroje. I oczywiście robić to wszystko w towarzystwie Lary, bo tylko ona ją widzi. Książka pełna jest zabawnych sytuacji, jak się okazuje dziewczyny z lat dwudziestych też umiały nieźle się bawić i to wcale nie w tak sentymentalnym stylu jak nam się zdaje:)
Książka napisana została przez Sophie Kinsella, a wydał ją Świat Ksiażki.
A jeżeli chodzi o Sadie to jak o niej myślę to przed oczami staje mi Audrey Hepburn i nijak nie mogę wyobrazić jej sobie inaczej. Dla mnie wyglądała własnie tak: