piątek, 21 marca 2014

Już kocham cię tyle lat... Jakby ktoś miał wątpliwości dziś na tapecie miłość:)

Potwierdzam: będzie o miłości. Bo mam z nią problem. Nie jako ja, Magdalena Kordel, ale ja Magdalena Kordel mieszająca w życiu moich książkowych bohaterów. Otóż zostałam ostatnio zasypana mnóstwem wiadomości na temat miłości w książkach. Moich rzecz jasna, bo przecież nikt nie pisze ot tak sobie do mnie o problemach uczuciowych innych. Jedni są zadowoleni, bo ta miłość jest jakby trochę w tle, drudzy wręcz przeciwnie, chcą jej więcej, namiętniej. Pragną większych uniesień i patosu. I po każdej z takich wiadomości chodzę coraz bardziej rozbita. Bo tak jak wspomniałam mam z miłością solidny problem. Ale w związku z tym, że temat mnie gnębi jednocześnie skłania do przemyśleń. I oto co mi wyszło: miłość u mnie wygląda tak jak wygląda, bo ja osobiście właśnie tak ją pojmuję i jednocześnie po części obdarzam tym przekonaniem bohaterów. Brzmi mgliście ale już tłumaczę. Do tej pory (wolę zaznaczyć i zostawić sobie furtkę na przyszłość, bo kto wie co mi do głowy przyjdzie) w moich książka nikt drapieżnie się na siebie nie rzucał, nie mdlał, nie dostawał spazmów z miłości. Bo i ja jestem z tych nie spazmujących i nie mdlejących. Dla mnie miłość to przede wszystkim bycie ze sobą. Wspólne pasje, przeświadczenie, że ta druga najważniejsza osoba będzie koło mnie wtedy gdy będę szczęśliwa i wtedy gdy trzeba mi będzie podać rękę. I że ja będę też w tych wszystkich momentach koło tego kogo kocham. I nie to, że namiętność jest be, wręcz przeciwnie, namiętność jest potrzebna, ale to wszystko musi mieć właściwe proporcje. No i chyba wyszło, że jestem nieromantyczna, cholera a ja tak lubiłam myśleć o sobie jako o romantyczce:) Ale wracając do tematu to i moi układający sobie życie uczuciowe bohaterowie mają tak jak ja. No chyba, że ktoś jest ewidentnie zakapiorem i lekkoduchem. I lubi z kwiatka na kwiatek... Własnie o takim kimś piszę to wiem:) Kacper sporo namiesza w Malowniczym w kolejnej części a charakterek to on ma! Tak czy inaczej wszystkim solennie obiecuję, że miłości będzie ciut więcej, ale i tak nie będzie spazmów ani omdleń... Nic z tego. No może kiedyś jak ja zacznę mdleć i popadać w histerię to to opiszę:)
A dla was czym jest miłość? Zrywami, szaleństwem, czy może stabilnością i trwaniem? A jaka waszym zdaniem powinna być miłość Magdy i Michała z Wymarzonego Domu? Ha, ciekawa jestem czy kogoś uda mi się namówić na zwierzenia:)  

3 komentarze:

  1. O kurcze siostra to ja w takim razie też nie jestem romantyczka, mam podobne zadanie na temat miłości, spazmy i uniesienia to jakoś dla mnie są chwilowe, ja cenię sobie stabilizację, zaufanie, świadomość o obecności tej moje połówki zawsze i wszędzie.. i to jednak nie jest romantyczne?

    OdpowiedzUsuń
  2. Uniesienia i rzucanie się na siebie jak najbardziej:) Ale na miłość boską bez patosu i egzaltacji. Mam alergię na wszelkie spazmy, szlochy, łkania itp

    OdpowiedzUsuń
  3. O tej miłości w Twoich książkach chyba Ci nigdy nie pisałam, ale ja zaliczam się do tej grupy którzy piszą, że cieszą się że miłość nie jest na pierwszym miejscu, że jest tłem innych wydarzeń, jest nie nachalna;-)
    Bo ja o takiej miłości jak piszesz właśnie marze, choć szanse na ziszczenie tych marzeń z dnia na dzień są coraz niklejsze, no ale podobno na miłość nigdy nie jest za późno.....

    OdpowiedzUsuń