niedziela, 23 marca 2014

Ode mnie czternastoletniej do mnie czterdziestoletniej...

I kto wie o czym będzie? Kto tak jak ja dawno temu pod wpływem tej książki napisał list do samej siebie i zamknął go szczelnie w kopercie? Ja swój przechowałam w pudełku z różnymi drobiazgami z przeszłości. Podobnie jak Emilka, bo o niej tu mowa, pragnęłam wspiąć się na szczyt. Podobnie jak ona nie doczekałam czterdziestki i otworzyłam list przy okazji przeglądania urywków dawnych dni zamkniętych w kartonie. Listy od przyjaciółki, listy od chłopców, kartki od mojego męża, który wtedy jeszcze mężem nie był, stare fotografie, płatki ususzonych kwiatów... A wśród tego wszystkiego wspomniany wyżej list. Kto nie ma takiego kartonika ten czym prędzej powinien go zrobić... Zachować urywki mijających dni - bezcenne!
List zawierał przypuszczenie, że zapewne jestem już szczęśliwa, mam męża i zdobyłam wszelkie możliwe szczyty, napisałam wielką książkę mojego życia:) Cóż część się spełniła. Na szczyty wciąż się wspinam i jak przypuszczam będę się na nie wspinać do końca życia i nigdy nie zdobędę wszystkich. Zawsze będzie czekał na mnie jakiś kolejny majaczący w oddali... Wielką księgę mojego życia pojmuję teraz dwojako. Pierwsza to ta, którą samo życie pisze. To moja codzienność, mój dom, rodzina, ukochane książki, przyjaciele, zwierzęta. Smutki i radości przeplatające się ze sobą i tworzące nierozerwalny ciąg. Księga, która nigdy nie zostanie ukończona, bo nawet gdy mnie zabraknie będzie trwać i będzie się pisać dzięki mojej córce i synkowi, dzięki temu co tam w sercach innych się zachowa. Druga księga to moja praca. I tutaj też zapewne nigdy nie osiągnę tej jednej wielkiej wybranej. Podobnie jak z tymi szczytami zawsze będzie kolejna czekająca na napisanie...

No tak z założenia siadałam z zamiarem napisania o Emilce. A popadłam w sentymenty. Niedawno po raz kolejny przeczytała wszystkie tomy. Wracam do nich gdy potrzebuję odetchnięcia, przypomnienia sobie tego jak to było być dzieckiem. Gdy mam ochotę na trochę wiktoriańskiej atmosfery Srebrnego Nowiu. Gdy zaczynam tęsknić za czymś nieokreślonym. Wtedy dobrze mi z Emilką. Z jej wyobraźnią, Królową Wichrów, która szaleje za oknami, z zasadniczą i oschłą ciotką Elżbietą, która jak wiadomo w głębi siebie ukrywa duże pokłady miłości do swojej siostrzeniczki. Z kuzynem Jimmym deklamującym poezję podczas gotowania kartofli dla świń. Z pełną miłości ciotką Laurą. Z Perrym, Tadziem i dziką szaloną Ilzą. Z nieszczęśliwym Deanem tak rozpaczliwie tęskniącym za miłością. Z tymi wszystkimi dobrze znajomi zakątkami: Gaikiem Wysokiego Jana, Ścieżką Jutrzejszą i Wczorajszą. Z mnóstwem historii o ludziach mieszkających w okolicy, ze świecami palącymi się każdego wieczora w Srebrnym Nowiu. Z marzeniami Emilki, które od momentu gdy po raz pierwszy przeczytałam o niej książkę stały się też moimi marzeniami. Biorąc pod uwagę, że w Emilce dużo jest elementów autobiograficznych samej Lucy myślę, że byśmy się dobrze zrozumiały. I że rozpoznałybyśmy w sobie ludzi znających Józefa. Nie wiem czy wiecie, ale promyk i dreszcz, którymi obdarzyła Emilkę Montgomery były też jej udziałem. Co więcej wyczytałam ostatnio, że Lucy była dość zirytowana tym, że musi podporządkować się wymaganiom wydawcy i oczekiwaniom czytelników. Pisała, że drażni ją konieczność pisania o grzecznych i niczego nieświadomych dziewczętach, że bardzo by chciała napisać o tym jak naprawdę wyglądało życie podlotków, ich miłościach. To daje do myślenia:) Ciekawe o czym napisała by gdyby dać jej pełną swobodę. Myślę, że niejednym by nas zaskoczyła. Może stąd też u Emilki jest trochę więcej buntu i krnąbrności niż w Ani. Może To też był taki swoisty bunt samej Lucy:)
Dość osobliwie wyszła mi notka o tych książkach:) Ale pocieszam się tym, że mało kto nie zna Emilki. Ale jeżeli trafiłby się wśród czytających ktoś kto po raz pierwszy o niej słyszy niech koniecznie po nią sięgnie. Na kartach książek opowiadających o dziewczynce ze Srebrnego Nowiu znajdzie bowiem piękny stary dom, ciekawych i niebanalnych mieszkańców, zamiłowanie do tradycji, historie rodzinne, tajemnice, które czekają na odkrycie, tragedie ludzkie i ludzkie radości. I zapewne pokocha mieszkańców Srebrnego Nowiu tak jak ja ich pokochałam. I być może nawet po wielu latach, gdy będzie ów czytelnik tęsknił za czymś nieokreślonym sięgnie podobnie jak ja to czynię po trzy zaczytane tomy, i pobiegnie na spotkanie z ciemnowłosą dziewuszką i razem z nią zacznie po raz kolejny wspinać się na niezdobyte dotąd szczyty.

10 komentarzy:

  1. Emilkę pamiętam dość mgliście. Muszę do niej wrócić. Natomiast pudełko z pamiątkami posiadam i czasem do niego wracam. Pachnie przeszłością.
    Pozdrawiam
    Krysia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Emilko warto sobie przypomnieć, dla mnie jej lektura to też takie swoiste przemieszanie przeszłości z teraźniejszością.
      Pozdrawiam.

      Usuń
  2. List do siebie starszej o kilkanaście lat- ciekawy pomysł, przeczytać i porównać te dwie siebie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie:) To takie spotkanie samej siebie po latach:)
      Serdeczności:)

      Usuń
  3. miłe masz wspomnienia. Taki list budzi sporo emocji :). Miło się o tym czyta i kibicuję Ci w osiąganiu szczytów :)
    Co do Lucy Maud Montgomery akurat za tą autorką nie przepadałam, wolałam Chmielewską. pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chmielewską też czytywałam namiętnie, ale nie wzruszałam się przy niej tak jak przy LMM. Do tej pory kocham Lesie i cykl o Okrętce i Teresce:) Pamiętam jak spłakałam się ze śmiechu przy porządkach robionych toporem:)
      Pozdrawiam.

      Usuń
    2. Zapomniałam, dziękuję za kibicowanie przy wspinaczce:)

      Usuń
  4. Och, uwielbiam Emilkę :) moja ukochana książka L.M.Montgomerry. Kiedyś przeczytałam na jakimś forum, że dziewczyny nie dają rady przebrnąć przez język tej powieści (!), bo niby zbyt staroświecki i nie rozumieją o co w tym chodzi. Aż mnie zęby rozbolały od zgrzytania.
    I uwielbiam właśnie książki z tego wydania, którego okładkę masz w poście :) Moim zdaniem najładniejsze ze wszystkich :D Patrząc na ostatni tom zawsze marzyłam, żeby wyglądać tak, jak ona :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie te wydania mam. Rozlatują się, każda kartka jest osobno, ale nie wymieniłabym ich na żadne inne. Ile one mają w sobie moich łez, wspomnień, myśli. Właściwie teraz do mnie dotarło, że lubię zaczytane książki... Widać, że żyją:) Emilkę też uwielbiam i nie bardzo rozumiem, jak można nie rozumieć. Czytałam jako dziecko i wszystko było jasne. Czytam teraz, znajduję w książce rzeczy, których jako dziewczynka nie widziałam i też się zachwycam. Może to my Emilio jesteśmy dziwne?:)

      Usuń
  5. Jestem wielką miłośniczką Emilki. Kupiłam książki w wieku 15 lat, za własne , z trudem oszczędzane pieniądze. Mieszkałam w internacie i dosłownie nic nie kupowałam sobie, żeby jak najszybciej kupić sobie książki, które zobaczyłam na wystawie księgarni, tuż obok szkoły. Jaka ja byłam szczęśliwa. Posiadam oczywiście całą serię o Anii. Książki te czytałam wielokrotnie, na różnych etapach życia, za każdym razem dostrzegając coś nowego. Bardzo żałuję, że nie zaraziłam tą miłością córki, która w wielkich bólach, czytała obowiązkową lekturę o Ani. Kilka lat temu kupiłam "Janę ze wzgórza Latarni", która akurat córce się spodobała, ale najpierw ja ją przeczytałam oraz dwutomową serię o Pat ze Srebrnego Gaju. Uwielbiam te klimaty.

    OdpowiedzUsuń