niedziela, 13 lipca 2014

Kolejne malownicze opowiadanie - tym razem czekamy na powrót... Przeczytajcie sami:)

Maja Rybarczyk

Powrót

Chyba czas coś zmienić w swoim życiu, pomyślała Basia.
Stała przy oknie. Wcześniej włożyła gruby sweter i w swoim ulubionym kubku przygotowała gorącą czekoladę. Zawsze pomagała jej na chandrę. Poza tym potrafiła doskonale rozgrzać ją od środka. Deszcz coraz głośniej bębnił o szybę. Wpatrywała się w krople, które spływając po szybie, zostawiały ślad przypominający ścieżkę. Za oknem ludzie spieszyli gdzieś przed siebie. Szczęściarze, który zabrali ze sobą parasole, mogli na chwilę znaleźć pod nimi schronienie. Letni, lipcowy deszcz na pewno był zaskoczeniem dla mieszkańców wielkiego miasta. Niektórzy z nich z pewnością wracają do domu tylko się zdrzemnąć, by za chwilę znowu funkcjonować na pełnych obrotach. Poza tym ostatnio pogoda zmieniała się jak w kalejdoskopie. Przez ostatnich kilka dni, w drodze do pracy Basia używała parasola jako ochronę przed słońcem. Gdy zaś wracała, szukała pod nim schronienia od deszczowych kropel. Cieszyła się, że dotarła do mieszkania jeszcze zanim deszcz rozpadał się na dobre. Pocieszeniem było to, że wkrótce najprawdopodobniej znów zaświeci słońce.
To był dzień, którego się nie spodziewała. Właściwie część dnia, bo zegar wskazywał dopiero szesnastą. Jej nastrój był teraz – jak często, gdy ją o to pytano, odpowiadała – warzywny. Do chrzanu.
Gdy rano wychodziła do pracy nie wiedziała, że będzie to jej ostatni dzień w biurze. Była sekretarką przez rok. (Choć zawsze wolała być nazywana asystentką prezesa, tak brzmi dumniej.) Równy rok. Gdy dostała tę pracę, była taka szczęśliwa. Cieszyła się, że udało jej się dostać etat świeżo po studiach. Nie każdy młody człowiek ma przecież taką okazję. Dodatkowym atutem wtedy było to, że jej nowe miejsce pracy mieści się wyjątkowo blisko wynajmowanego przez nią mieszkania. Ze względu na tę niewielką odległość, do pracy chodziła na piechotę. Tak również wracała. Nie musiała stać w korkach ani czekać kiedy przez zatłoczone miasto dotrze taksówka czy tramwaj, który zawiezie ją na miejsce. Często wychodziła z firmy ostatnia, zostawiając w budynku tylko ochroniarza.
A dziś, gdy usiadła przy biurku jak co dzień, dowiedziała się, że szef czeka na nią w swoim gabinecie. Będąc tam usłyszała od niego wiele ciepłych słów. O ich ponoć profesjonalnej współpracy, o zasługach dla firmy i czasami nawet dla niego… Profesjonalnej? Gdyby była taka profesjonalna, to czy by ją zwolnił?
Powiedział, że mu przykro, ale musi to zrobić. Ma taką zasadę, że z żadną ze swoich asystentek nie współpracuje dłużej niż rok, a on nigdy nie łamie swoich zasad. Usłyszała wylewne podziękowania, przeprosiny i obietnicę, że wystawi jej najlepsze referencje.
Po tej druzgocącej wiadomości poszła jeszcze pożegnać się z ludźmi, z którymi pracowała przez rok i z którymi przez ten czas zdążyła się zaprzyjaźnić. A może jej się tak tylko wydawało…? Oni wiedzieli o zasadzie prezesa. I nikt nie pisnął ani słowa. Teraz uświadomiła sobie, że może po prostu bali się, że przez własną uczciwość stracą pracę. Na ich miejscu pewnie postąpiłaby podobnie. Tyle, że teraz to ona została bezrobotną.
Przez ostatni rok praca wypełniała jej życie. Często zostawała po godzinach, chętnie biorąc na siebie więcej obowiązków, niż do niej należało. Nie spieszyło jej się do pustego mieszkania, w którym nikt na nią nie czekał, gdzie nie miała nic, czym mogłabym się na dłużej zająć. Teraz czuła pustkę i wielką niewiadomą. Zadawała sobie pytanie: co dalej? A może decyzja szefa nie powinna oznaczać dla niej moralnego policzka? Może to jakaś szansa? Podobno każdy koniec jest początkiem czegoś nowego.
Upiła łyk napoju. Zimny. To miała być gorąca czekolada, nie zimna. Odstawiła kubek i jeszcze szczelniej opatuliła się swetrem. Odeszła od okna. Przykucnęła obok łóżka i sięgnęła pod nie ręką. Wyciągnęła dużą walizkę.
Z szafy wygrzebała ubrania, o których już dawno zapomniała. Od teraz przecież może pozwolić sobie na nieco luźniejszy styl ubioru. Nie musi zakładać eleganckich bluzek i żakietów, w które każdego dnia ubierała się do pracy. Część odnalezionych ubrań włożyła do walizki. Decyzję o wyjeździe podjęła impulsywnie. Nie wiedziała na jak długo wyjeżdża. Spakowała więc i letnie bluzki i grube swetry. Wiedziała tylko dokąd chce wyjechać.
W Malowniczem nie była prawie pięć lat. Tam, w sudeckim miasteczku urodziła się i spędziła wspaniałe dzieciństwo. Tam wszystko było prostsze. Tam zostawiła bliskich, za którymi tęskniła. W wielkim mieście coraz częściej czuła się samotna i opuszczona.
Gdy pakowała kosmetyki, zadzwonił dzwonek do drzwi. Po ich otwarciu zobaczyła znajomego kuriera, któremu jako sekretarka zlecała dostarczenie przesyłek. Pracował bowiem w jej byłym miejscu pracy.
– Szef prosił, bym dostarczył to pani – powiedział oficjalnie, lecz w jego oczach dostrzegła współczucie.
Podziękowała, uśmiechając się do niego.
– Proszę się nie martwić. Świat się nie kończy. Wyjeżdżam. Może znajdę coś ciekawego w innym miejscu.
Życzył jej powodzenia i odszedł.
Poszła do kuchni i przygotowała sobie coś do jedzenia. Wcześniej zajęta pakowaniem, nie spostrzegła, że już pora kolacji. Teraz zajadając kanapki, przeglądała dostarczone przed chwilą referencje. Rzeczywiście wynikało z nich, że szef nie miał żadnych zarzutów do jej pracy. Dokumenty także schowała do walizki. Nikt nie wie, co czeka ją w Malowniczem. Może jeszcze jej się przydadzą i dzięki nim dostanie ciekawą ofertę. Chowając naczynia do szafki kuchennej, zauważyła jeszcze nie napoczętą butelkę czerwonego wina. Pewnie dostała ją kiedyś w prezencie i w pośpiechu schowała. Nie będzie teraz pić alkoholu, przecież jutro wyjeżdża. Do swojego bagażu dołączyła także butelkę. Może wkrótce będzie okazja je wypić. Sprawdziła czy zapakowała wszystko, co może jej być potrzebne i zaniosła walizkę do samochodu. Rano nie będzie zaprzątać sobie tym głowy. Z zadowoleniem stwierdziła, że już nie pada. Oby kolejny dzień był pogodny i lepszy od właśnie się kończącego.
W mieszkaniu uporządkowała kilka rzeczy, wzięła prysznic, a potem nastawiła budzik na czwartą. Rano o tej porze nie powinno być na drogach zbytniego ruchu. Wcześniej niż zwykle położyła się spać. Jutro musi być wypoczęta. Dziś jeden etap się skończył, lecz wkrótce nastanie nowy dzień. Podekscytowana jutrzejszą podróżą zasnęła od razu.

Na miejsce dotarła koło południa. Kilka dni wcześniej zapłaciła potrzebne rachunki. Dobrze, że jest Internet, bo dzięki niemu mogła to zrobić błyskawicznie. A rano jeszcze napisała krótki liścik do pani Stasi, sąsiadki, od której wynajmowała mieszkanie. Nie chcąc budzić starszej pani, klucz do mieszkania z informacją o wyjeździe na czas na razie jeszcze nieokreślony włożyła do koperty, którą niczym listonosz umieściła w jej skrzynce pocztowej.
Samochód zaparkowała na rynku. Poszukała na parkingu miejsca w cieniu, bowiem  Malownicze kąpało się w promieniach słonecznych. Wysiadła i rozejrzała się dookoła. Cieszyła się, że jej sprawy tak się potoczyły. Dzięki temu mogła zasmakować świeżego powietrza, podziwiać piękno miasteczka. Nie bez powodu ktoś kiedyś nadał mu nazwę Malownicze. Mówiła ona sama za siebie. Stąd widać było góry. Przepiękny widok! Przyglądając się dokładnie okalającym rynek budynkom, jej oczom ukazał się szyld nad wejściem jednego z nich. „Domowe Obiady”, zapraszał. Tablica wystawiona za zewnątrz głosiła, że szef kuchni poleca dziś placki ziemniaczane. Odczuwając głód i zmęczenie po długiej podróży, zdecydowała, że najpierw zajmie się tym pierwszym. Owszem, mogłaby iść prosto do domu, ale chciała jeszcze trochę pobyć sama.
Weszła do środka. Rozglądając się po lokalu, już wiedziała, że na odrobinę samotności nie ma co liczyć. Usiadła przy jedynym wolnym stoliku. Zamówiła więc polecaną podwójną  porcję placków, do której dostała duży kubek kawy zbożowej z mlekiem. Danie idealnie trafione w jej gust. Nie pamiętała, kiedy ostatni raz jadła placki.
– Przepraszam, mogę się dosiąść?
Na dźwięk głosu odwróciła się ze sztućcami w rękach. Obok niej stał wysoki mężczyzna, trzymając w ręku swoją porcję jedzenia.
– Oczywiście, zapraszam – odpowiedziała, raz jeszcze rozglądając się po zatłoczonej gospodzie i uśmiechnęła się do niego.
Nowopoznany przysiadł się do jej stolika.
– Baśka, miło mi. – Wyciągnęła rękę na powitanie.
– Michał.
– Zawsze tu tak tłoczno? – zapytali jednocześnie i wybuchnęli śmiechem.
– Ty też nie jesteś stąd? – zapytał. – Co cię tu sprowadza?
– Właściwie to tutaj się urodziłam i wychowałam. Potem zachciało mi się zobaczyć wielkie miasto i tam zostałam przez jakiś czas. Teraz postanowiłam wrócić – wyjaśniła, odkładając sztućce po skończonym posiłku. – A Ty?
– Dopiero niedawno się przeprowadziłem. Dostałem pracę w miejscu, o którym nie miałem wcześniej pojęcia i na razie bardzo podoba mi się tutaj.
– Gdzie będziesz pracował? – spytała z zaciekawieniem.
– Jestem nowym lekarzem w Malowniczem – odparł. – Przyjechałem wczoraj, ale już bardzo mi się tutaj podoba, choć gubię się trochę.
– Jeśli chcesz, to pokaże ci miasteczko. Sama chętnie przypomnę sobie jego zakamarki. Od kiedy zaczynasz?
– Od poniedziałku.
– Zatem jutro zapraszam na wspólny spacer. Co ty na to?
– Dla mnie bomba! – odparł z uśmiechem. – Odniosę talerze i zapłacę za nas.
– Ale… – zaczęła.
– Jutro odwdzięczysz się spacerem. Już się cieszę. – Posłał w jej stronę szeroki uśmiech.
– Dzięki. Pójdę już. W samo południe na rynku?
– Jasne. Do jutra, Basiu. – Odszedł z tacą do lady.
Pomachała mu na pożegnanie. Jednak nie mógł już tego dostrzec.

Obok lokalu, w niewielkim sklepie kupiła butelkę zimnej wody mineralnej i upiła z niej połowę. Na zewnątrz było gorąco, ale przyjemnie.
Rodzice nie wiedzieli, że jedyna córka właśnie wróciła. Nie spodziewali się jej, więc jeśli raz jeszcze pójdzie szukać samotności, to nikt o to pretensji do niej mieć nie będzie.
Wciągnęła głęboko rześkie, wręcz pachnące powietrze i postanowiła udać się na spacer. Stary dzwon kościelny ogłaszał samo południe, a ona wędrując radośnie uśmiechała się do siebie i dotykała nagrzanych ciepłymi promykami murów starych kamienic. Wędrując jedną z wąskich uliczek, dotarła do rzeczki. Kilka lat temu był to jej tajemniczy zakątek. Uwielbiała przychodzić tu, by  odpocząć, poczytać książkę czy przemyśleć sprawy, które w innych warunkach wydawały się dużo trudniejsze do rozwiązania. Dziś także panowała tu cisza, jakiej żyjąc w mieście dawno nie zaznała. Przysiadła na sporym kamieniu i w cieniu drzewa, które dziś zamarło, bym pomóc Basi wsłuchać się w tajemniczy szum chlupoczącej o kamieniste dno rzeki. Przy tym wyjątkowym akompaniamencie wspominała radosne chwile tu spędzone. Znajomych z dawnych czasów, z którymi odkryła to urokliwe miejsce. Myślała o rodzicach, których kochała nad życie, choć ostatnio tak rzadko ich widywała. Wyjeżdżając do miasta, wiedziała, że tęsknota będzie jej towarzyszyć. Chciała jednak studiować i znaleźć pracę. Obawiała się, że tu nie miałaby takiej możliwości. Oba postanowienia udało jej się zrealizować. Dzięki temu wyjazdowi czuła się dojrzalsza, pewniejsza siebie i bardziej samodzielna. Teraz wróciła. Tutaj zacznie nowy rozdział swojego życia. Chwilę jeszcze pozwoliła sobie na zregenerowanie sił po dalekiej podróży, po czym wyruszyła w drogę powrotną do zaparkowanego na rynku auta. Jest jeszcze tyle miejsc, które pragnęła teraz odwiedzić.

Doszła jednak do wniosku, że wszystkie te miejsca zobaczy już niedługo. Na razie nigdzie się stąd nie wybiera, więc będzie miała mnóstwo czasu, by nadrobić zaległości. Wsiadła do samochodu i ruszyła dobrze znaną drogą.
Zatrzymała się przed niewielkim domem, na parapecie którego leniwie wygrzewał się czarno-biały kot. Zaś na ogródku prezentowały się dumnie kolorowe kwiaty.
Mama nadal świetnie dba o ogród, pomyślała.
Zabrała czerwone wino i wysiadła. To była idealna okazja, by spróbować zapomnianego prezentu.
Weszła na podwórko. Pod słonecznym parasolem tyłem do furtki siedzieli jej rodzice.
Podeszła i przywitała ich buziakiem w policzek.
  – Córeczko! – krzyknęli prawie jednogłośnie, co przypominając jej rozmowę z nowym miejscowym lekarzem, wywołało uśmiech na jej twarzy.
Uściskali ją radośnie, po czym cała trójka zasiadła chroniąc się przed słońcem. Rzucając spojrzenie na ogrodowy stolik, Basia aż przymknęła oczy.
– Mamo, moja ulubiona tarta z porzeczkami? Przecież nie wiedzieliście, że przyjeżdżam.
– Nie, ale my też ją lubimy, bo ty za nią przepadasz. Na jak długo przyjechałaś, kochanie?
– Jeszcze nie wiem. Na razie w ogóle nie myślę o powrocie. Nic mnie tam nie trzymało. Owszem, wielkie miasto, więcej możliwości, ale tylko tu jestem u siebie.
– „Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej” – podsumował ojciec.
– Tak tato, masz rację. Teraz muszę się rozejrzeć za jakąś pracą i mieszkaniem. Od poniedziałku rozpoczynam poszukiwania.
– Ale przecież możesz nadal mieszkać z nami – przekonywał.
– Wiem i dziękuję. – Posłała ojcu uśmiech. – Pobyt tam wiele mi uświadomił. Czas stanąć na własnych nogach. Wiem, że dla was zawsze będę małą córeczką. Wydoroślałam i od dziś zaczynam nowe życie.
  – Przyniosę kieliszki – zaproponowała mama, widząc butelkę w ręku córki.
Wznieśli wspólny toast za jej powrót.
Cieszyła się na to, co może nadejść. Los jest nie przewidywalny i często potrafi płatać figle, jednak wiedziała, że tu czeka ją wiele wyjątkowych chwil. Jutro, na przykład, spróbuje swoich sił jako przewodnik po Malowniczem…



1 komentarz:

  1. Gratulacje. Mam nadzieję, że zdążę ze swoją "Opowieścią Starego Górala", bo czas ucieka.
    Pozdrawiam:-)
    Natalia

    OdpowiedzUsuń